26 czerwca 2011

Rudawy Janowickie (Góry Sokole)

26 czerwca 2011 r. wyjechaliśmy ze Świeradowa. Nie był to oczywiście koniec wyprawy, bo do Krakowa jedzie się tylko kilka godzin. Zatrzymaliśmy się w Rudawach Janowickich, a dokładniej rzecz biorąc w Górach Sokolich. Jest to mekka dla polskich wspinaczy skałkowych.

Region: Sudety Zachodnie

Pasmo: Rudawy Janowickie

Masyw: Góry Sokole

Trasa: Przełęcz Karpnicka Schronisko PTTK Szwajcarka Sokolik (642 m) Krzyżna Góra Schronisko PTTK Szwajcarka Przełęcz Karpnicka

Góry Sokole obejmują sześć wzniesień, które zazwyczaj zwieńczone są wielkimi kulminacjami skał. Zanim doszliśmy do pierwszej z nich, dotarliśmy do schroniska “Szwajcarka”, która de facto jest domkiem myśliwskim wykonanym w tyrolskim stylu. Można uznać to za swoisty ewenement.

Dziś w planie były dwie górki i nie więcej jak 3 godziny spacerku. Pierwszym wzniesiem był Sokolik. Naszym oczom ukazała się wielka kilkudziesięciometrowa skała, na której zamontowano schody. Na górze zaś czekała mała platforma widokowa.

Ostatniego dnia niestety nie dopisała. Było mgliście i nie zaciekawie. Sytuacja nie zmieniła się gdy dotarliśmy do Krzyżnej Góry. Tam to musieliśmy się podciągąć po barierkach niemal tak jak po łańcuchach. Na górze oczywiście usytuowany był krzyż a formacje skalne także robiły wrażenie. Widoki względem pogody mocno ograniczone.


W ostatniej fazie spaceru zaczęła nawet kropić taka kaszka. Będąc w autokarze rozpadało się już na dobre – zupełnie tak samo jak wtedy gdy dojeżdżaliśmy do Świeradowa. No cóż, nasz wypad sudecki dobiegał końca. Znów okazała się to wspaniała wycieczka. W maju, ostatniego dnia pogoda także się popsuła, teraz było tak samo. W niczym mi to jednak nie przeszkadzało. Góry Izerskie i Karkonosze a niegdyś Masyw Śnieżnia i Sudety czeskie mnie zachwyciły. To cudowne, że mogłem choć trochę liznąć tych wspaniałych gór. Teraz pozostaje zatem wyprawa w Sudety Środkowe – może uda się w przyszłym roku.

W drodze do Krakowa pozostawało mi się tylko cieszyć, że bardziej udanego początku wakacji mieć nie mogłem...

25 czerwca 2011

Góry Izerskie (Sępia Góra)

Długa wędrówka przez Karkonosze nie była końcem górskich atrakcji. Wieczorem, po kolacji, cztery osoby udały się na pobliskie wzniesienie górujące nad Świeradowem – Sępią Górę.

Trasa: Świeradów-Zdrój Sępia Góra Świeradów-Zdrój

Podchodziliśmy tam około 45 minut, a na szczycie charakterystycznym był wielki kamień, z którego rozpościerały się widoki na Świeradów i najbliższe wzniesienia Gór Izerskich. Widzieliśmy także oddalony zamek we Frydlancie. Dzień niewątpliwie chylił się ku końcowi. W pewnej chwili niebo było całkiem różowe. Zauważyliśmy też, że gdzieś na Łużycach następuje oberwanie chmury a front ten szedł przecież ku nam. Zapowiadało się więc na nocne opady w Świeradowie. Co ciekawe, będąc na szczycie słyszeliśmy muzykę dochodzącą z uzdrowiska. To dancingi dawały o sobie znać.

Postanowiliśmy iść za echem muzyki dzięki czemu mogłem zaliczyć spacer po Świeradowie. Troszkę szukaliśmy i szukaliśmy aż tu nagle znaleźliśmy dwie pary tańczących seniorów. DJ też był. Naszą uwagę przykuł też o wiele większych rozmiarów dancing gdzie zabawa trwała w najlepsze. Co ciekawe tuż przy jego wejściu stało kilku wrogo nastawionych do siebie panów oraz funkcjonariusze policji. Poza tym zobaczyłem jeszcze główne uzdrowisko Świeradowa. W sumie ta wieczorna wycieczka zakończyła się koło godziny 22. W ten sposób do opisania pozostał już tylko jeden dzień.

Karkonosze (Szrenica + Wielki Szyszak)

Kolejna odsłona wakacji spędzonych w Sudetach.

Miejsce: Karkonosze (na północ od Szklarskiej Poręby)

Cel: Poznanie uroków najwyższego pasma Sudetów

Trasa: DK nr 3 między Szklarską Porębą a Jakuszycami - Rozdroże pod Kamieńczykiem Wodospad Kamieńczyka Schronisko Kamieńczyk Schronisko PTTK na Hali Szrenickiej Schronisko PTTK na Szrenicy (1362 m) Trzy Świnki (1320 m) Mokra Przełęcz (1290 m) Łabski Szczyt (1471 m) Wielki Szyszak (1509 m) Rozdroże pod Wielkim Szyszakiem Śnieżne Stawki Schronisko PTTK pod Łabskim Szczytem Czeska Ścieżka Wodospad Szklarki DK nr 3 w Szklarskiej Porębie

Pogoda: postraszyło ale ostatecznie bardzo dobrze

Widoczność: dobra

To miał być kolejny wyjątkowy dzień pełen atrakcji. Po przyjeździe autokarem w rejony Szklarskiej Poręby czekał na nas największy wodospad w Sudetach, a mianowicie Wodospad Kamieńczyka. Po kilkunastu minutach przeznaczonych na dojście szerokim i kamienistym chodnikiem przypominającym tatrzańskie szlaki, stanęliśmy u jego wrót. Aby zejść pod sam wodospad należy wykupić bilet wstępu. Po uiszczeniu opłaty dostaje się plastikowy kask. Następnie należy zejść stromymi i śliskimi schodami na dół gdzie lądujemy w ogromnym kanionie. Kilkadziesiąt metrów dalej czeka już na nas Wodospad Kamieńczyka mający aż 27 metrów wysokości. Tutaj już nastał czas na fotografowanie i cieszenie się wodną mgiełką, która orzeźwiała twarz.


Powrót następuje tą samą drogą. Po kilku minutach dociera się do prywatnego schroniska Kamieńczyka. Można rzec, że to idealna opcja dla niedzielnych turystów - bufet czekał otwartymi drzwiami. Problemem była niewątpliwie pogoda. Od początku dnia było pochmurno, w trakcie zwiedzania wodospadu zaczęła się mżawka natomiast przy schronisku naszym oczom ukazała się prawdziwa ulewa.

Nie warto było poddawać się już na samym początku trasy toteż po kilkunastu minutach oczekiwania ruszyłem dalej - tym razem musiałem zakupić bilet wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego. Od tego miejsca aura zaczęła się poprawiać, deszcz ustąpił a w dalszym odstępie czasu pojawiły się nawet chwile ze słońcem. Szeroki kamienisty chodnik prowadził nas na Halę Szrenicką gdzie znajduje się kolejne schronisko. Co ciekawe, w rankingu schronisk opublikowanym w magazynie "n.p.m." jest to jedno z najgorszych obiektów w całej Polsce. Z zewnątrz budynek ten nie wygląda zbyt sympatycznie. Jest obskurny i odpychający zatem nie wchodziłem do środka.


Warto podkreślić wspaniałe widoki rozlegające się m. in. na Góry Izerskie. Mogłem podziwiać całe pasmo, które przeszedłem przed dwoma dniami. Świetnie widać było kamieniołom oraz charakterystyczny Widoki Kamień. Tym samym dostałem potwierdzenie, że jest to najpiękniejszy punkt widokowy na Karkonosze.

Kolejnym naszym celem była Szrenica, na której znajduje się kolejne schronisko. Tam prowadzi szeroki brukowany chodnik. Od razu widać w tych okolicach piętno niemieckich rąk. Ze schroniska widoki rozlegały się już na wszystkie strony. Naprawdę warto tam zajrzeć - prawdziwa uczta dla ducha.

1-6) pejzaże rozciągające się spod schroniska na Szrenicy

Po odbytym posiłku - już całkiem samotnie - ruszyłem dalej głównym grzbietem Karkonoszy. Co ciekawe natrafić tu można na ostańce skalne mające nawet do 8 metrów wysokości. Skałki te zbudowane są z granitu. Jednymi z nich były właśnie Trzy Świnki.

Trzy Świnki

Karkonosze są genialne do spacerów. Po wkroczeniu na główny grzbiet ścieżki są łagodne a pokonuje się je pośród pasma hal i kosodrzewiny tworząc ten niezwykły krajobraz urwany tak jakby z innego świata. Szlak omija Łabski Szczyt, który jest już bardziej pokryty skałkami natomiast nic nie przeszkadza mi w tym aby jednak się na niego wspiąć. Tam ujrzałem podobne widoki jednakże z wyższej wysokości a więc jeszcze bardziej rozleglejsze. Co ciekawe znajdowałem się zaledwie kilkaset metrów od źródeł Łaby.

1-5) widoki zarejestrowane na wierzchołku Łabskiego Szczytu

Kilkanaście minut później ogarnęło mnie zdziwienie. Otóż pośród tych łagodnych gór ujrzałem wielki kocioł polodowcowy. Byłem zaskoczony zupełnie tak jak wtedy gdy wchodziłem na masyw Czerwonych Wierchów. Tam także zobaczyłem przepadziste ściany niepodobne do krajobrazu Tatr Zachodnich. Owe karkonoskie kotły to Śnieżne Kotły. Nad nimi znajduje się na nim charakterystyczna wieża będąca przekaźnikiem telewizyjnym. Tuż za nią odgrodzone barierkami Śnieżne Kotły a na samym ich dnie - Śnieżne Stawki. Niecodzienny widok - czegoś takiego w Beskidach nie ma.


Śnieżnych Stawków w programie dnia nie było jednakże korzystając z dużej ilości nadrobionego czasu, na własną rękę wydłużyłem sobie trasę. Dzięki temu mogłem stanąć na płaskim szczycie Wielkiego Szyszaka - był to najwyższy punkt na dzisiejszej trasie. Co ciekawe jest to drugi po Śnieżce najwyższy szczyt całych Karkonoszy i Sudetów. Na wierzchołku znajduje się także nieco zrujnowany pomnik Wilhelma I - cesarza Niemiec.

1-2) widoki z Wielkiego Szyszaka

Główny Szlak Sudecki, który prowadzi m. in. przez Karkonosze omija wierzchołek Wielkiego Szyszaka. Co prawda od strony wschodniej, z której przyszedłem góra ta wydaje się bardzo łagodna jednakże po drugiej stronie czekało na mnie gołoborze. Ze względu na tykający czas nie chciałem wracać się z powrotem toteż rozpocząłem przeprawę przez tysiące kamieni. Czułem się nieswojo gdyż jakby nie patrzeć była to droga na dziko no ale cóż - mała zaprawa przed Tatrami odbyta.

Nastąpiło pożegnanie zarówno z głównym grzbietem Karkonoszy jak i z granicą polsko-czeską. Szybko zacząłem tracić na wysokości. Od tej chwili szedłem już północnymi zboczami Wielkiego Szyszaka. Muszę przyznać, że stawki były rewelacyjnie. Oczywiście zabrakło czasu aby przy nich usiąść i odpocząć ale skojarzenie z Doliną Gąsienicową były nieodparte. Fajnie było iść pośród bujnej kosówkowej flory.

1, 4, 6-7) Śnieżne Kotły (na 6-7 widoczny płat śniegu), 2, 3 i 5) Śnieżne Stawki

Szybkim krokiem dotarłem do kolejnego już schroniska - tym razem pod Łabskim Szczytem. Można powiedzieć, że zatoczyłem spore aczkolwiek piękne we wspomnieniach koło. Spędziłem tam tylko chwilkę, gdyż byłem na styk z czasem.

Szlak, którym schodziłem do Szklarskiej Poręby nazwany jest na mojej mapie Czeską Ścieżką. Skąd ów nazwa się wzięła? Nie jest to trudna zagadka do rozszyfrowania. Tędy niegdyś prowadziła droga ze Śląska do Czech. Dziś szlak ten jak na mój gust nie jest za przyjemny do schodzenia. Mnóstwo kamieni a także trochę błota.

W szybszym pokonaniu tego fragmentu poniekąd pomogli mi rowerzyści. W pewnej chwili na drzewach zaczęły pojawiać się kartki ze strzałkami. Okazało się, że są one użyte do oznakowania trasy MTB Maratonu. Wiadomo, że rowerzyści nie mogli zjeżdżać po kamienistym szlaku. Ich ślady ujrzałem za to obok ścieżki i zacząłem nimi podążać po mięciutkiej ściółce leśnej. Stopy nareszcie mogły odpocząć.

Atrakcji tego dnia było mnóstwo, a to nie był koniec. Czekał bowiem na nas drugi co do wysokości wodospad w Karkonoszach. Mowa o Wodospadzie Szklarki - co prawda był dwa razy niższy ale zawsze miło jest popatrzeć na tę szybko spływającą wodę. W autobusie zameldowałem się przed godziną 17. po czym udaliśmy się do Świeradowa (ponownie przez Zakręt Śmierci) na obiadokolację.

Co ciekawe, mimo wyczerpującej trasy, nie był to koniec górskich wzmagań. Co stało się wieczorem, o tym tutaj --> Góry Izerskie (Sępia Góra)