27 kwietnia 2013

Magura Orawska (Minčol)

Kwiecień minął mi fantastycznie. Co weekend wycieczka, a do tego za każdym razem w rejon, w którym nie byłem nigdy wcześniej. Czy będąc zapalonym odkrywcą świata można chcieć czegoś więcej?

Ostatnia sobota miesiąca przyniosła kolejną eskapadę w słowackie Beskidy. Tu należy się jednak na chwilę zatrzymać celem kilku słów wyjaśnienia. Otóż przed dwoma tygodniami również zdobyliśmy Minčol lecz uprzedzając wszelkie wątpliwości nie była to ta sama góra co dziś. Tak się bowiem złożyło, że do Korony Beskidów wliczają się dwa Minčole z tym, że jeden jest najwyższym szczytem Gór Czerchowskich zaś drugi - Magury Orawskiej. Swoją drogą to u Nas też wiele nazw się powtarza. Sporo jest różnego rodzaju Przysłopów, a także co najmniej dwie Babie Góry! Wróćmy jednak do głównego bohatera dzisiejszej retrospekcji. Czas umiejscowić go na mapie cobyśmy wiedzieli gdzie piechurkować będziemy. Otóż aby dostać się w rejony Magury Orawskiej trzeba pokierować się w kierunku Chyżnego i wielkiego Jeziora Orawskiego. Tuż za nim, mniej więcej w kierunku południowego-zachodu ciągnie się pasmo szerokości 5-10 km i długości prawie 40 km. Względem bardziej znanych grup górskich wygląda to w ten sposób, że na południe od Magury Orawskiej mamy Góry Choczańskie zaś na zachód - Małą Fatrę. Można zatem stwierdzić, że tak jak w przypadku Gór Czerchowskich, orawskiego Minčola również otaczają wyższe wzniesienia, toteż tłumów tu nie uświadczymy. Nie mniej, wysokość niemal 1400 m robi wrażenie i jak zaraz się przekonacie, warto wybrać się tam na spacer o każdej porze roku. 

Miejsce: Magura Orawska (na południowy-zachód od Jeziora Orawskiego)

Cel: kontynuacja zdobywania Korony Beskidów

TrasaSedlo Prislop (808 m) Prislop (1032 m) Dwa Pnie (słow. Dva Pne - 1205 m) Kubińska Hala (słow. Kubínska hoľa - 1346 m) Rozdroże przy Mincolu (1324 m)  Minčol (1394 m)Pod Minčolom (1275 m) Vasiľovska hoľa (1142 m) Vasiľovska hoľa (chata) Oravská horáreň (778 m)

Pogoda: wiosenno-zimowo-wiosenna

Widoczność: średnia

W ten oto sposób wylądowaliśmy na przełęczy Przysłop. Po opuszczeniu autokaru ponownie ujrzeliśmy znajome, uśmiechnięte twarze. Z taką grupą wędrówka jest istną przyjemnością.

Po krótkim ogarnianiu się, pierwsi turyści ruszyli na szlak. Warto dodać, że nie był to zwykły szlak, bowiem poruszaliśmy się drogą wchodzącą w skład europejskiego szlaku długodystansowego E3. Takich szlaków w Europie wyznaczonych jest jedenaście, a długość każdego z nich waha się od 2000 do około 10000 km. Dla przykładu E3 swój bieg zaczyna w Hiszpanii nad Atlantykiem po czym kieruje się przez Pireneje, Ardeny i Karpaty aż nad Czarne Morze. Na szczęście naszym celem nie były Pireneje lecz Minčol, toteż w przeciągu kilku godzin powinniśmy go zdobyć. A Pireneje? Przecież nie uciekną!

drogowskazy na starcie wędrówki
Początkowo, poruszaliśmy się lasem iglastym, który charakteryzował się wyrazistym zapachem. Jego wonią można się było wręcz delektować, toteż dla grupy z pokrytego smogiem Krakowa wycieczka okazałą się świetnym sposobem na dotlenienie się. Polecam każdemu!

Godnymi uwagi były też coraz liczniejsze płaty śniegu. Mając doświadczenie z dwóch poprzednich wypraw, czułem w kościach, że i dziś będziemy brodzić w nim po łydki. Rozważania te opuściły mnie jednak momentalnie, gdy w trawie ujrzałem samotnego krokusa. Nie jest to widok, który mam przyjemność obserwować codziennie, toteż aż się zatrzymaliśmy i patrzyliśmy na delikatne odcienie fioletu i śliczny, złoty słupek. To zwiastowało niemało atrakcji już w niedalekiej przyszłości...

1-3) tak wyglądał szlak w początkowej fazie wycieczki
4) wiosna? 
Tymczasem las zaczął się powoli przerzedzać co sprawiło, że dojrzałem gdzieś daleko majaczące pagórki. Koniecznie musiałem więc znaleźć dogodny punkt obserwacyjny aby spróbować odgadnąć co też się takiego pojawiło. Ku mojemu szczęściu trafił się fragment lasu, który porastały młode iglaki, toteż otworzyła się przede mną cała panorama ku północy. Jak się okazało, zagadkowymi wzniesieniami były Babia Góra i Pilsko a więc Beskid Żywiecki. Obie góry znajdują się ledwie ok. 30 km od Magury Orawskiej. Nie mniej, wskutek słabej przejrzystości powietrza musieliśmy naprawdę wytężyć źrenice aby dojrzeć ich zarys.  

1-2) szlak z Przysłopu na Minčol kusi urozmaiconą florą
3-4) pierwsze widoki w kierunku północnym, a więc w stronę Beskidu Żywieckiego
Magura Orawska poczęła nam się coraz bardziej podobać. Tym bardziej, że - tak na marginesie mówiąc - wycieczka ta była prezentem urodzinowym. Otóż zarówno ja jak i ma towarzyszka podróży urodziliśmy się pod koniec kwietnia. Tym samym opłaciłem wycieczkę dla Justynki, zaś Ju uczyniła to samo w moją stronę. Myślę, że w tej kwestii trudno o cokolwiek lepszego aniżeli dzielenie prezentów we dwoje. Nie mogliśmy się zatem doczekać kolejnych widokowych oraz atrakcyjnych miejsc. Z każdym kilometrem nasza radość się wzmagała! Nie mniej, warto czasem uspokoić emocje - czas na popas!

20 kwietnia 2013

Beskid Niski (Głównym Szlakiem Beskidzkim przez Magurski Park Narodowy)

Wiosną 2011 r. Hutniczo-Miejski Oddział PTTK w Krakowie zaczął organizować wycieczki po Głównym Szlaku Beskidzkim przemierzając go "na raty" za pomocą wycieczek jednodniowych. Od tego momentu upłynęły już 2 lata, a turyści przeszli cały Beskid Śląski, Żywiecki, Sądecki oraz Gorce. Sporą część Beskidu Niskiego również mieliśmy za sobą, a dzisiejsza wycieczka była już szesnastą z kolei (do dziś żałuję, że mogłem wziąć udział tylko w kilku z nich). Niektórzy czekali niecierpliwie przez całą zimę aż w końcu nastanie kwiecień by znów odkrywać uroki wyznakowanych na czerwono ścieżek. W końcu się doczekaliśmy, znów ruszamy Głównym Szlakiem Beskidzkim w poszukiwaniu niezapomnianych przygód. Będzie co podziwiać, wszak dziś charakterystyczne znaki poprowadzą Nas w poprzek Magurskiego Parku Narodowego...

Region: Magurski Park Narodowy (granica województwa małopolskiego oraz podkarpackiego)

Cel: zdobywanie odznaki Głównego Szlaku Beskidzkiego

Trasa: Bartne (kraniec wsi)  Bacówka PTTK w Bartnem (655 m)  Przełęcz Majdan (625 m)  Magura (822 m)  Świerzowa (801 m)  wschodnie zbocza Ostryszu  Kolanin (705 m)  Przełęcz Hałbowska  południowe zbocza Kamienia nad Kątami  Kąty

Długość trasy: 24 km

Pogoda: wiosenna

Tradycyjnie, rozpoczęliśmy w miejscu, gdzie zakończyliśmy poprzednią wyprawę. Autokar doczłapał się wąziuteńką drogą do ostatnich zabudowań Bartnego. Tam ujrzeliśmy te same elementy krajobrazu co jesienią, nawet ludzie byli Ci sami wszak zorganizowane wycieczki skupiają stałych bywalców a zatem dobrych znajomych. Jedyną różnicą była aura. Nie było już jesiennych mgieł lecz wiosenne niebo, z którego słabe jeszcze promienie Słońca muskały nasze czoła.

Po 200 metrach dotarliśmy do bacówki, którą wspominam niezwykle smakowicie. Tak jest właściwie z każdym miejscem, w którym miałem przyjemność kosztować kiełbaski z ogniska. Dziś na taki długi popas czasu już nie było, przed nami bowiem niemal 25 km beskidzkiej wojaży. Kilka zdjęć i ruszamy dalej!

1-2) widoki na bacówkę PTTK w Bartnem
Już od pierwszych metrów, mogliśmy doświadczać pewnej charakterystycznej cechy Beskidu Niskiego. Niektórzy mawiają wprost: to bardziej Beskid błotny aniżeli niski. Stuptuty przydają się tu o każdej porze roku. Teraz więc wyobraźcie sobie, że do tego stanu dodamy wiosenne roztopy. Co w efekcie otrzymujemy? Istne bagna! Fragmentami, marsz szlakiem był po prostu niemożliwy. Musieliśmy szukać "objazdów", kluczyć wśród gęsto rosnących drzew byle tylko móc chadzać po w miarę suchej ziemi. Miejscami nawet wędrówki bokiem nie dawały rady. Trzeba było skakać, kombinować, a i tak nie sposób było się nie umorusać.

1-7) Główny Szlak Beskidzki między Bartnem a Przełęczą Majdan
Gdy przed Majdanem szlak wyprowadził nas na niewielką polankę radość była przeogromna. W końcu mogliśmy odetchnąć! Przed nami wyłaniały się stoki pasma Magury Wątkowskiej - był to znak, że niedługo zaznamy smaku wspinaczki. Byle tylko błota nie było - mówiłem do siebie w myślach. Rzeczywiście, początkowo piechurkowało się bardzo przyjemnie. Zmysły mogły więc skupić się na tym co najważniejsze: rześkie powietrze, wiosenne niebo - może tylko szkoda tych łysych drzew no ale przecież i te niedługo już się zazielenią.

1-5) Główny Szlak Beskidzki w okolicach Przełęczy Majdan i w początkowej fazie podejścia na Magurę
Radość z maszerowania wygodnym traktem nie mogła trwać zbyt długo. Takie cuda to nie w Beskidzie Niskim. Wraz z wysokością zmieniał się krajobraz co polegało na zwiększającej się ilości starych płatów śniegu. W pewnej chwili szlak zamienił się już nie w błotko czy też bagno lecz w hardy strumień górski! Ponownie zaczęliśmy główkować jak tu znaleźć najodpowiedniejszą drogę. Cóż, bez umoczenia butów tego odcinka przejść się nie dało.

1-2) wraz z wysokością szlak zamienił się w potok
Krótkotrwały azyl nastał na Magurze. Tam każdy znalazł kawałek gołej, nieprzykrytej niczym ziemi. Znaleźliśmy się przeto na grzbiecie pasma Magury Wątkowskiej, której najwyższy wierzchołek - Wątkowa (846 m) czyhała kwadrans drogi od nas. Prowadzi tam szlak zielony aczkolwiek jest to szczyt zalesiony i widoków z niego nie uświadczymy. Sama Magura - choć o 24 m niższa wcale nie była równie nieciekawa. Otóż znajduje się tu kamienny pomnik, który przypomina, iż 14 VIII 1953 r. ks. Karol Wojtyła odprawił tu mszę świętą. W związku z tym nie zabrakło też oznaczeń szlaku papieskiego. W praktyce, dalsza wędrówka aż po Kąty pokrywa się ze ścieżkami, którymi wędrował nasz papież. Na szczycie znajdziemy też tablicę informacyjną (mapa, przepisy, atrakcje, profile wysokościowe) Magurskiego Parku Narodowego. Wszak to właśnie tu przebiega jego granica w związku z czym, przez najbliższych kilka godzin poruszać się będziemy po areale niemal 800 gatunków zwierząt.

14 kwietnia 2013

Góry Czerchowskie (Minčol)

Góry Czerchowskie, Góry Czerchowskie, czy cokolwiek Wam to mówi? Czy słyszeliście kiedyś o takim paśmie w Beskidach? Nie? Zatem możemy sobie przybić piątkę!

Gdy usłyszałem o organizacji wyprawy w tamtejsze rejony, moja przestrzenna wyobraźnia nie potrafiła przyporządkować nazwy do konkretnego terenu. Jako, że w góry bez odpowiedniego przygotowania jechać nie wypada, z pomocą przyszły mapy internetowe. Okazało się, że Góry Czerchowskie leżą na zachód od linii łączącej dwa miasta leżące w północno-wschodniej Słowacji - Bardejowa i Preszowa. Co ciekawe, pasmo to graniczy nawet z naszym krajem, a konkretnie z Górami Leluchowskimi wchodzącymi w skład Beskidu Sądeckiego. Zatem kilka podstawowych informacji już znamy. Niech utrwali je mapka rozwiewająca wszelkie wątpliwości...

wielka zielona plama ze znacznikiem to właśnie Góry Czerchowskie
Jak się zatem okazało, pasmo to jest całkiem sporych rozmiarów. Uwzględniając bliskość od granic Polski byłem w szoku, że nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Jak to możliwe? Otóż Góry Czerchowskie są generalnie bardzo mało znaną i z rzadka odwiedzaną grupą górską. Wpływa na to kilka czynników. Wyobraźmy sobie bowiem, że jedziemy w kierunku Gór Czerchowskich z dowolnego punktu Polski. Czy dojedziemy do nich? Raczej nie, bo przecież wcześniej jest wyższy, większy i ciekawszy Beskid Sądecki. Gdybyśmy zaś byli Słowakami pomieszkującymi taką Bratysławę to efekt byłby podobny. Po co mam jechać w jakieś Góry Czerchowskie skoro o wiele bliżej są majestatyczne Tatry, pełen emocji Słowacki Raj, nie mówiąc już o Małej i Wielkiej Fatrze czy Niżnych Tatrach. Ponadto, trudno w Polsce dostać dokładną mapę tego terenu, bowiem żadne polskie wydawnictwo nie ma na swym koncie takiej publikacji. Pozostaje więc jedynie wizyta w specjalistycznych sklepach podróżniczych i kupno słowackiej mapy za ok. 20 zł. 

Cóż, ten blog w zamyśle ma zachęcać do aktywności podróżniczej, a tymczasem coś mi się zdaje, że Was zniechęcam do Gór Czerchowskich. Koniec z tym! Postawmy sobie więc proste pytanie, czy warto tam pojechać? Jasne, że tak! Jeżeli tylko wykażemy się siłą woli i dotrzemy nad wschodnie rubieże Słowacji to spotkamy się z absolutną ciszą i spokojem o każdej porze roku. Docierają tu wyłącznie prawdziwi miłośnicy gór i osoby pragnące odpocząć od zgiełku i tłumu niedzielnych turystów. Choć żaden szczyt nie przekracza 1200 m n.p.m. to jednak do dyspozycji mamy gęstą sieć szlaków turystycznych, toteż każdy znajdzie coś dla siebie. Na zdjęciu satelitarnym z Googla może się wydawać, że jest to w pełni zalesione pasmo - nic bardziej mylnego! Gwarantuję, że w trakcie wędrówki spotkamy sporo odkrytych miejsc stanowiących doskonałe punkty widokowe! Czas odkryć piękno tego miejsca, jedziemy!

Miejsce: Góry Czerchowskie (na południowy-wschód od Beskidu Sądeckiego)

Cel: Korona Beskidów

TrasaŠarišské Jastrabie Hriňová hora Minčolik (1032 m) sedlo pod Minčolom (1090 m) Minčol (1157 m) Lazy (1080 m) sedlo Ždiare (972 m) Ostra (950 m) Za hradom Nový hrad L'utina

Pogoda: wiosenno-zimowo-wiosenna

Widoczność: średnia

Po przekroczeniu granicy ujrzeliśmy coś niezwykłego. Bezkres wiosennych łąk, tylko gdzieniegdzie pojedyncze zabudowania, a na horyzoncie wysokie ośnieżone kopuły. Taka Słowacja od razu mi się spodobała przez co z tym większą radością oczekiwałem wędrówki. 

Po całkiem długiej jeździe (niektórzy to już nie mogli jej wytrzymać i przebierali głośno nogami!) dotarliśmy do miejscowości Šarišské Jastrabie. Autokar zatrzymał się w otoczeniu skromnych domostw. Od razu dało się więc odczuć, że tutaj czas płynie jakby inaczej - zdecydowanie wolniej. Właśnie tego potrzebowaliśmy - pauzy od pogoni codziennego życia.

miejscowa świątynia
Już na samym początku trasy, mogliśmy się zauroczyć. Wznieśliśmy się bowiem szeroką ścieżką polną ponad miejscowość przez co zyskaliśmy szeroki widok na okolicę. Znów wiosenne łąki - poezja! Na horyzoncie zaś wyłaniały się - całkiem spore z naszej perspektywy - Góry Lewockie. To pasmo również trzeba koniecznie w przyszłości odwiedzić!

1-2) w takich nastrojach rozpoczęła się nasza wędrówka
Jak widać, stromo nie było, toteż maszerując spokojnym tempem, każdy mógł delektować się czym chciał. Najlepsze zaś, że granica lasu wciąż była przed nami, toteż z każdym krokiem panoramy nieznanych nam bliżej okolic sukcesywnie się poszerzały.

zabudowania w środkowej części zdjęcia to Šarišské Jastrabie, zaś na horyzoncie - Góry Lewockie
Aktualna diagnoza pory roku: wiosna! Ogląd ten, diametralnie musieliśmy zmienić po wkroczeniu w piętro regli. Od tej pory nasza wędrówka poczęła dostarczać kolejnych emocji. Ogółem, nastąpiła zabawa w kotka i myszkę, gdzie myszką byliśmy my, a kotkiem śnieg, który uparcie pokrywał coraz większą powierzchnię drogi. Staraliśmy się iść skrajem ścieżki, czasem nawet całkiem bokiem pośród groma małych gałązek lecz koniec końców wraz z wysokością musieliśmy skapitulować. Definitywnie rozpoczęła się zimowa część naszej wędrówki.