W nogach mieliśmy już 14 km, a za sobą pozostawiliśmy największą tatrzańską dolinę. Pokonaliśmy ponad kilometr przewyższenia w upale oraz duchocie. Mimo wielu trudności udało się osiągnąć Polski Grzebień, z którego pozostawała zaledwie godzinka podejścia na Małą Wysoką. Dopiero tam mieliśmy zaznać kwintesencji widoków. Czy się udało? Zapraszam na drugą część retrospekcji:
Miejsce: Słowackie Tatry Wysokie
Cel nr 2: Mała Wysoka (2429 m)
Trasy cd.: Poľský hrebeň (Polski Grzebień - 2200 m) Východná Vysoká (Mała Wysoka) Poľský hrebeň Velická dolina Velické pleso Sliezsky dom (Hotel górski "Śląski Dom" - 1670 m) Nižná Velická poľana Starý Smokovec
Długość trasy: 12 km (od Łysej Polany 26 km)
Czas przejścia wraz z odpoczynkami: 6 h (od Łysej Polany 10 h 30')
Czas przejścia wraz z odpoczynkami: 6 h (od Łysej Polany 10 h 30')
Pogoda: zmienna, bez deszczu
Widoczność: ograniczona
Pierwsza część retrospekcji dostępna pod linkiem --> Tatry Wysokie (Polski Grzebień)
Pierwsza część retrospekcji dostępna pod linkiem --> Tatry Wysokie (Polski Grzebień)
Z Polskiego Grzebienia dźwiga się ku Małej Wysokiej skalista grań, podcięta od północy urwiskami. Już na początku napotkałem postrzępione skały, przy których musiałem użyć rąk aby się wspiąć. Wspinaczka była bardzo urozmaicona, a po chwili przechodzi się nawet fragment ubezpieczony łańcuchem. Dopiero po kilkunastu minutach ręce mogły odpocząć choć wcale nie był to koniec utrudnień.
Co najważniejsze, Gerlach się odsłonił. Przez kilka minut mogłem podziwiać jego majestat w całości. Jak się później okazało, była to jedyna okazja aby go ujrzeć...
1) Polski Grzebień, 2-4) szlak na Małą Wysoką |
Korzystając z chwili doskonałej widoczności, przystanąłem aby cyknąć panoramę. Jeśli mam być szczery, to były to najlepsze widoki tego dnia. Później, z każdą chwilą chmury zakrywały coraz większą część Tatr Wysokich.
Dotarłem również do krawędzi przepaści. Rzeczywiście, patrząc w dół można dostać zawrotów głowy. Mała Wysoka za to była już na wyciągnięcie dłoni. Perć prowadząca na szczyt nie była do końca widoczna przez co kilka ścieżek prowadziło równolegle ku górze. Mogę użyć stwierdzenia, iż pozory mylą, bowiem stok już nie tak stromy jak na początku a jednak niebezpieczeństwo wielkie. Ogrom maluczkich kamyczków pokrywa Małą Wysoką, przez co ryzyko poślizgnięcia się nabiera wielkich rozmiarów. Wchodząc na górę nie jest to tak dokuczliwe, jednakże schodząc w dół należy stawiać każdy krok niezwykle ostrożnie. Po swoim przykładzie, mogę zrelacjonować, iż kilka razy byłem bardzo blisko upadku.
Mijając wielu turystów, osiągnąłem szczyt Małej Wysokiej przypominającej nieco piramidę. Wreszcie mogłem usiąść na kamieniu i odpocząć. Pejzaże stały się ograniczone i obejmowały tylko kierunki zachodnie. Patrząc jednak na moją książeczkę z panoramami, muszę podkreślić, że Mała Wysoka słynie z fantastycznych widoków na Tatry Wysokie. Ponadto TANAP zamontował na szczycie trzy metalowe tablice z wyrytymi opisami poszczególnych wierzchołków (zdj. poniżej). Dlaczego w Polsce jest to niemożliwe skoro codziennie bierze się dziesiątki tysięcy złotych z tytułu wstępu do TPN? Poniżej prezentuję widoki jakie udało się zarejestrować z Małej Wysokiej:
2-6) panorama w kierunku zachodnim z wierzchołka Małej Wysokiej |
To co zastałem na szczycie jest tylko wyrywkiem całej panoramy. Wyobraźmy sobie widok potężnego Gerlacha, zaś w odwrotnym kierunku kulminację Łomnicy. Gdzieś w tle Tatry Bielskie, a w kierunku południowym - na dokładkę Sławkowski oraz Staroleśny Szczyt. Liczba wierzchołków dostępna wzrokiem przy dobrej widoczności jest bogata i niezliczona. Kierując wzrok niżej, w oczy rzuca się mieszanina kier, śniegu oraz wody czyli Zmarzły Staw. Na prawo od niego widziałem mnóstwo śnieżnych oczek. Gdy pokrywa stopnieje zamienią się one w Świstowe Stawki. Mogłem też prześledzić naszą trasę. Dolina Białej Wody była rzeczywiście ogromna. Teraz pojąłem jaki kawał drogi przeszliśmy. Ponadto, dopiero na szczycie zrobiło się naprawdę chłodno. W odpoczynku przeszkadzało jednak stado owadów.
Widząc, iż sfera widoków nie ulegnie poprawie, postanowiłem rozpocząć schodzenie. Podczas niego cały czas obserwowałem pobliską Dziką Turnię. Po pierwsze, zaciekawił mnie trójnóg ustawiony na jej wierzchołku, ciekawe po co tam stoi? Po drugie, nagle na wierzchołku pojawiło się dwoje ludzi. Z perspektywy podejścia pod Małą Wysoką wydawało się to czynem niesamowitym, bowiem Dzika Turnia wyglądała bardzo podniośle, a jej pourywane zbocza tworzyły przepaście i urwiska.
1) Dzika Turnia, 2) Mała Wysoka, 3) Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem |
Na Polskim Grzebieniu nastąpił kolejny postój. Choć przeżywałem déjà vu, nie miałem specjalnie innego wyboru. W kierunku Wielickiej Doliny nastąpił korek, bowiem tuż pod przełęczą znajduje się seria łańcuchów. Mogłem zatem jeszcze raz zarzucić oko na pejzaże rozciągające się z Polskiego Grzebienia. Czynność ta stała się tym przyjemniejsza, gdyż siła chłodnego wiatru nie ustępowała tej odczuwanej na szczycie.
1-7) pejzaże z Polskiego Grzebienia |
Perć zasypana starym śniegiem |
1-2) Długi Staw Wielicki, 3) Tablica usytuowana przy Długim Stawie Wielickim upamiętniająca wybudowanie szlaku w Dol. Wielickiej przez sekcję Śląską Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego |
Dolina Wielicka odkrywała przed nami kolejne tajemnice. Po minięciu kolejnego płata śniegu (zdj. poniżej) zeszliśmy na jej niższy próg wkraczając do przepięknego Wielickiego Ogrodu. Nagle kamienie pokrywające ziemię znikły, a my ujrzeliśmy płaski taras łąk. Zrobiło się zielono, a krajobraz stał się łagodny. To cudo możemy podziwiać dzięki Węgierskiemu Towarzystwu Karpackiemu, które w 1876 r. wydzierżawiło Wielicki Ogród od ówczesnych właścicieli, a następnie objęło go ochroną. Słowacy przyjmują, że to pierwszy rezerwat przyrody na terytorium ich obecnego kraju.
3) Wielicki Ogród, w tle maleńki Kwietnicowy Staw (słow. Kvetnicové pleso) |
1-2) Mokra Wanta, 3) Wielicki Staw, w tle Śląski Dom |
Czy to był koniec atrakcji jakie przygotowała Dolina Wielicka? Otóż nie! Dochodząc bliżej stawu, gdy tylko odwróciłem się do tyłu ujrzałem Wielicką Siklawą będącą urokliwym wodospadem. W tej pięknej scenerii dotarłem na popas przy Śląskim Domu.
1) Wielicka Siklawa, 2) Śląski Dom |
Obszerna, dachem objęta weranda, na około duże izby, okna, klamki i zamki, piece nawet...
Niestety, budynek spłonął w 1913 roku. Trzecie z kolei schronisko, 8-pokojowe, wzniosła w obecnym miejscu w l. 1894-95 Śląska Sekcja MKE. Teraz więc już wiadomo skąd na Słowacji wziął się Śląski Dom. Budynek wiele razy poszerzano. W 1908 r. miał już 40 łóżek zaś pół wieku później dobudowano piętro i spadzisty dach z mieszkalnym poddaszem. Liczba miejsc wzrosła do 100, a rozbudowie tej - po raz pierwszy w Tatrach - pomagał śmigłowiec. Natura nie oszczędziła jednak i trzeciego schroniska, które 29 XI 1962 r. padło ofiarą pożaru.
Obecny hotel postawiono w l. 1966-69. Dokładnie 3 VII 1995 r. modlił się w pobliskiej altance ustawionej nad brzegiem stawu Jan Paweł II i poświęcił stojący powyżej schroniska krzyż. Trzy lata później obiekt sprywatyzowano zaś w l. 2009-10, Śląski Dom przeszedł generalny remont. Tak w skrócie przebiegała historia wszelkich schronisk przy Wielickim Stawie. Obecnie, to jedyny (z nazwy) hotel usytuowany tak blisko tatrzańskiej głębi. Jak na hotel przystało, ceny potrafią przyprawić o zawrót głowy. Na tarasie wypoczynkowym, siedziała sobie parka z Krakowa, która przyjechała tu na kilka dni. Za nocleg w 2-osobowym pokoju płacili 80 €/dzień. Na całe szczęście, piękne pejzaże były darmowe toteż siadając na ławce, mogłem cieszyć swoje oczy. Dolina Wielicka była coraz bardziej zachmurzona, zupełnie inaczej niż okolice Popradu. Obok miasta zauważyłem długi pas będący w rzeczywistości lotniskiem. Ogólnie rzecz biorąc, cała Dolina Wielicka jest godna polecenia, tym bardziej, że przy Śląskim Domu zbiega się kilka szlaków turystycznych.
Ostatni etap tj. zejście do Smokowca podzieliłbym na 3 części. Najpierw przedzieraliśmy się wąską ścieżką przez kosówkę. Następnie wkroczyliśmy w regiel górny, którego widok był troszkę przygnębiający. Otóż teren ten został spustoszony przez inwazję kornika. Obok szlaku widziałem mnóstwo powalonych drzew, a las był coraz bardziej przerzedzony... aż w końcu całkiem znikł. Wkroczyliśmy bowiem w strefę wiatrołomu, gdzie ostały się tylko pojedyncze okazy. Automatycznie otworzyły się widoki. Z jednej strony górował masywny Sławkowski Szczyt, którego wierzchołek skryty był w obłokach po czym i te ustały. W kierunku południowym dobrze widoczny był wał Niżnych Tatr.
Bardzo zmęczony lecz zadowolony dotarłem do Smokowca - organizmu, na który składają się aż cztery osiedla tj. Górny, Dolny, Nowy oraz Stary Smokowiec. Co ciekawe, ten ostatni ma zaledwie 58 stałych mieszkańców (stan na 2011 r.), choć jeśli wziąć pod uwagę wszystkie podtatrzańskie, słowackie miejscowości to głównym ośrodkiem turystycznym jest właśnie Stary Smokowiec.
Początek osady przyjmuje się na rok 1793, kiedy hrabia István Csáky postawił tu domek myśliwski. Później nastąpił powolny wzrost zainteresowania tym miejscem. W 1805 r. tutejsze kąpiele i "nowe pobudowania" wspomina Stanisław Staszic. Szczyt rozwoju nastąpił w l. 1908-12 kiedy doprowadzono tu szosę oraz kolejkę elektryczną. Obecnie, ocalało w Starym Smokowcu sporo zabytków XIX-wiecznego budownictwa leczniczego i wypoczynkowego. Najbardziej reprezentatywnym miejscem jest słynny Grand Hotel wybudowany w 1904 roku jako pierwszy pod Tatrami hotel o światowym standardzie. Dziś jest to 4-gwiazdkowy ośrodek robiący spore wrażenie, zwłaszcza gdy spojrzymy na jego południowe oblicze. Spacerując po Smokowcu, podąża się de facto od pensjonatu do hotelu i na odwrót. Urozmaiceniem tego jest kościół rzymsko-katolicki Niepokalanego Poczęcia NMP z 1888 roku. Nie można też zapominać o wyciągu na Hrebienok i węźle szlaków, gdzie zaczyna się wycieczki m. in. na Sławkowski Szczyt.
Nasza wyprawa zakończyła się na dworcu autobusowym, gdzie czekał nasz pojazd. Smokowiec pożegnał nas widokiem Sławkowskiego Szczytu oraz pędzącej Elektriczki.
Słowo podsumowania? 26 km, 10 h maszerowania oraz Tatry przedreptane w poprzek. Piękne widoki, moc atrakcji i pogoda, która ostatecznie się nad nami zlitowała. Choć chmurzyło się mocno to kropel deszczu nie uświadczyliśmy. Odkryłem zupełnie nowy zakątek Tatr Słowackich, który mnie urzekł. Na Małą Wysoką muszę też koniecznie wrócić aby zobaczyć pełnię pejzaży. Jednym stwierdzeniem: kolejna, fantastyczna wyprawa. Oby tak dalej!
Ostatni etap tj. zejście do Smokowca podzieliłbym na 3 części. Najpierw przedzieraliśmy się wąską ścieżką przez kosówkę. Następnie wkroczyliśmy w regiel górny, którego widok był troszkę przygnębiający. Otóż teren ten został spustoszony przez inwazję kornika. Obok szlaku widziałem mnóstwo powalonych drzew, a las był coraz bardziej przerzedzony... aż w końcu całkiem znikł. Wkroczyliśmy bowiem w strefę wiatrołomu, gdzie ostały się tylko pojedyncze okazy. Automatycznie otworzyły się widoki. Z jednej strony górował masywny Sławkowski Szczyt, którego wierzchołek skryty był w obłokach po czym i te ustały. W kierunku południowym dobrze widoczny był wał Niżnych Tatr.
1-7) w trakcie zejścia do Smokowca |
Początek osady przyjmuje się na rok 1793, kiedy hrabia István Csáky postawił tu domek myśliwski. Później nastąpił powolny wzrost zainteresowania tym miejscem. W 1805 r. tutejsze kąpiele i "nowe pobudowania" wspomina Stanisław Staszic. Szczyt rozwoju nastąpił w l. 1908-12 kiedy doprowadzono tu szosę oraz kolejkę elektryczną. Obecnie, ocalało w Starym Smokowcu sporo zabytków XIX-wiecznego budownictwa leczniczego i wypoczynkowego. Najbardziej reprezentatywnym miejscem jest słynny Grand Hotel wybudowany w 1904 roku jako pierwszy pod Tatrami hotel o światowym standardzie. Dziś jest to 4-gwiazdkowy ośrodek robiący spore wrażenie, zwłaszcza gdy spojrzymy na jego południowe oblicze. Spacerując po Smokowcu, podąża się de facto od pensjonatu do hotelu i na odwrót. Urozmaiceniem tego jest kościół rzymsko-katolicki Niepokalanego Poczęcia NMP z 1888 roku. Nie można też zapominać o wyciągu na Hrebienok i węźle szlaków, gdzie zaczyna się wycieczki m. in. na Sławkowski Szczyt.
1) węzeł szlaków w Smokowcu, 2) Grand Hotel od tyłu, 3) Kościół rzymsko-katolicki w Smokowcu |
Słowo podsumowania? 26 km, 10 h maszerowania oraz Tatry przedreptane w poprzek. Piękne widoki, moc atrakcji i pogoda, która ostatecznie się nad nami zlitowała. Choć chmurzyło się mocno to kropel deszczu nie uświadczyliśmy. Odkryłem zupełnie nowy zakątek Tatr Słowackich, który mnie urzekł. Na Małą Wysoką muszę też koniecznie wrócić aby zobaczyć pełnię pejzaży. Jednym stwierdzeniem: kolejna, fantastyczna wyprawa. Oby tak dalej!