Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szczawnica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szczawnica. Pokaż wszystkie posty

29 marca 2014

Beskid Sądecki (Koziarz + Błyszcz + Dzwonkówka)

panorama z Błyszcza, malowniczość jest nie do podważenia
Po kilku latach aktywnego wędrowania po Karpatach, okazało się, że udało się postawić stopę na większości najbardziej znanych wierzchołków. Co potem można zrobić? Można znaleźć sobie nowe hobby, odkryć te same miejsca o innej porze roku albo odszukać mniej uczęszczane ścieżki. Ostatnia opcja, której jestem orędownikiem nie jest jednak najłatwiejsza. Wymaga pewnego wysiłku, bowiem sami musimy te miejsca odszukać, a następnie w nie dojechać. One nie grają pierwszych skrzypiec w folderach turystycznych ani nie wyskakują od razu w wyszukiwarkach internetowych. Korzystając z licznego zbioru map turystycznych odkryłem przepiękny i malowniczy szlak grzbietowy ze szczytami, o których nie miałem do tej pory pojęcia. Nie sądziłem, że nie najwyższy przecież Koziarz czy też Błyszcz dostarczą takiej dawki piękna. Szczyty te mogą nieco blednąć w porównaniu z największymi rarytasami Beskidu Sądeckiego. Tymczasem pod kątem malowniczości nie tylko im dorównują ale w pewnych miejscach okazują się nawet bardziej atrakcyjne.

Pasmo: zachodnie krańce Beskidu Sądeckiego

Trasa: Łącko  przeprawa przez Dunajec  Bukowina  Okrąglica Północna (767 m)  Okrąglica Południowa (785 m)  Wojakówka (834 m)  Suchy Groń (835 m) Koziarz (934 m)  Jaworzynka (936 m)  Błyszcz (945 m)  Dzwonkówka (982 m)  Kotelnica (847 m)  Cieluszki (811 m)  Bereśnik (843 m)  Schronisko PTTK pod Bereśnikiem  Bryjarka (677 m)  Szczawnica

Długość: 22 km

Pogoda: wymarzona

Widoczność: bardzo dobra

Dziś moim zamiarem było trzymanie się wyłącznie trasy znakowanej na żółto, która przecina Pasmo Radziejowej z północy na południe. O ile Szczawnica pochwalić się może wieloma połączeniami autobusowymi z Krakowa, o tyle do Łącka bezpośrednich kursów nie znalazłem. Trzeba było zatem kombinować z przesiadką w Zabrzeżu. Na tamtejszym przystanku zmitrężyłem niemało czasu, ponieważ oczekiwany bus nie przyjechał i musiałem czekać na kolejny kurs. Gdy jednak znalazłem się w Łącku to wiedziałem, że już nic nie popsuje mi tego przepięknego i słonecznego dnia. 



1-3) kościół św. Jana Chrzciciela w Łącku
Łącko jest dosyć rozpoznawalną wsią nie tylko w Małopolsce ale i w całym kraju. Najczęstszym skojarzeniem jest słynna śliwowica łącka. Nim zatem ruszyłem na szlak, postanowiłem rozejrzeć po centrum miejscowości w poszukiwaniu lokalnych atrakcji. Pierwszą z nich okazał się jednak nie alkohol, a XVIII-wieczna świątynia. Z odpowiednią wstrzemięźliwością przyjrzałem się zatem bliżej kościołowi. Jak się okazało, powstał on w 1720 roku, a legendy głoszą, że budulec pochodził z ruin zamku ulokowanego na Górze Zyndrama w sąsiedniej wsi Maszkowice. Kościół ten jest jednak wyjątkowy z zupełnie innego powodu. Otóż jego poddasze jest schronieniem dla kolonii rozrodczych nietoperzy. Swoje miejsce mają tu dwa zagrożone w całej Europie gatunki: podkowiec mały i nocek duży. Zwierzęta te wymagają czynnej ochrony, bez której skazane są na wyginięcie.

obelisk ku czci Józefa Piłsudskiego
figura św. Floriana
przez centrum wsi płynie Czarna Woda, która kilometr dalej uchodzi do Dunajca
Nie brak też miejsc pamięci. Jednym z nich jest obelisk poświęcony wodzowi narodu - Józefowi Piłsudskiemu. Przed nim natomiast ujrzałem tablicę poświęconą pamięci bohaterów, którzy polegli w walce z hitleryzmem. Przy rynku ujrzałem zaś ładnie przyozdobioną rzeźbę św. Floriana stojącą na ośmiobocznej podstawie. Na każdej ściance zobaczyć można symbole strażackie. Sam świety przedstawiony jest natomiast w tradycyjnym stroju z pojemnikiem, z którego wylewa się woda na płonący obiekt.

Nie kończymy jeszcze opowieści o Łącku aczkolwiek pasowałoby zlokalizować szlak żółty. Charakterystyczne znaki odnajdziemy przy głównej szosie aczkolwiek trzeba wykazać się spostrzegawczością, bowiem po chwili szlak wprowadza wędrowca w wąską, boczną uliczkę.

z głównej szosy, szlak żółty skręca w wąską uliczkę między domostwami
szlak prowadzi wzdłuż Czarnej Wody aż do Dunajca
malowniczość szlaku rozpoczyna się od razu po minięciu szeregu domostw
Śliwowica łącka to efekt innego symbolu miejscowości. Otóż Łącko słynie jako stolica sądeckiego sadownictwa. O ogrodach folwarcznych i parafialnych w tym rejonie mówią dokumenty pochodzące z XVI wieku. Co ciekawe, to koloniści niemieccy sprowadzali sadzonki m. in. z Bawarii. Do spawy przyłożyli też ręce miejscowi proboszczowie, którzy zadawali sadzenie drzewek jako pokutę. W efekcie, po II wojnie światowej w Łącku i okolicy było 600 tysięcy drzew owocowych.

dojście do Dunajca wzdłuż Czarnej Wody jest płaskie, jest więc to odcinek w sam raz na rozgrzewkę
Dunajec
dalsza wędrówka wymaga skorzystania z gminnego promu
Skoro już dwukrotnie wspomniałem o śliwowicy to wypada objaśnić w telegraficznym skrócie proces jej powstawania. O ile produkcja polegająca na fermentacji śliwek, destylacji i kilkuletnim leżakowaniu w dębowej beczce nie może nikogo dziwić, o tyle pewną konsternację, a u niektórych wręcz zniesmaczenie może budzić fakt, że wspomniane beczki obkłada się gnojem w celu stabilizacji temperatury. Efektem jest płyn o słomkowym kolorze i mocy 70%. Na zdrowie!

23 stycznia 2010

Beskid Sądecki (Dzwonkówka + Bereśnik)

Miejsce: Beskid Sądecki

Cel: Przehyba (1175 m n.p.m.)

Trasa (zrealizowana): Krościenko nad Dunajcem Dzwonkówka (983 m) Schronisko PTTK pod Bereśnikiem Szczawnica

Długość trasy: 11-12 km

Pogoda: jak marzenie, słoneczna, piękna, cudowna

Widoczność: bardzo dobra

Nastał nowy rok... i ten długo oczekiwany dzień, podczas którego opuszczę zatłoczony Kraków i oddam się w pełni swojej życiowej pasji.

Nastroje przed wyjazdem

Zima idealnie trafiła w szkolne ferie. Dużo śniegu, przyjemny mróz, w końcu mogliśmy się cieszyć prawdziwą zimą, nie tak jak przez ostatnie lata. Mnie osobiście trochę przerażały prognozy pogody mówiące o tym, że akurat w dniu wyjazdu w Małopolsce panować będzie szczyt zimna. Lipa! W górach było o wiele cieplej niż w Krakowie. Oczywiście wszystko dzięki inwersji. Smutniejszą kwestią zaś była pogoda na niebie. Nie wiem czy w 2010 r. przed wyjazdem widziałem Słońce więcej jak ze dwa razy. To nie nastrajało optymizmem, jednak i tak z niecierpliwością czekałem na wyprawę.

W końcu się zaczęło...

Przyjemnie było wstać w zimowe wakacje o 5. rano... 
Szybki rzut oka przez okno: Ciemność - no cóż, okaże się później.
Zimowy ubiór piechurka: buty górskie (niestety letnie), 2 pary skarpet, kalesony + dżinsy, podkoszulek z krótkim rękawem, a na to podkoszulek z długim rękawem, a na to polar, a na to kurtka, do tego naturalnie szalik, rękawiczki, czapka oraz obowiązkowo (!) kije oraz ochraniacze na nogi. W plecaku zaś to co zawsze: jedzonko, ciepła herbatka w termosie, mapa oraz mnóstwo dobrego humoru.

Po wyjściu, baaaardzo szybkim krokiem, poszedłem w kierunku miejsca zbiórki. Powitały mnie znajome twarze (pierwsza wycieczka z KTG od prawie pół roku!). Zaczęła się jazda, powoli robiło jasno i dziwnie niebiesko... czyżby nie było chmur!?

Wraz z wjazdem na "zakopiankę" zaczęły się pierwsze problemy. Autokar miał problemy z wyjazdem na choćby najmniejsze wzniesienie. W okolicach zjazdu do Sieprawia jechaliśmy pod górę ok. 5 km/h. To stwarzało niemałe obawy, czy takim "cieniasem" dojedziemy do Szczawnicy? Usterki spowodowały postój autokaru aż na 3 kolejnych stacjach benzynowych. Mróz chciał z nami wygrać tę walkę jednak nie udało mu się. Z ponad godzinnym opóźnieniem dotarliśmy w okolicę Pienin. Drogę umilał nam pan Krzysztof Kosiński - przewodnik tatrzański z wieloletnim stażem. Mogliśmy się od niego dowiedzieć wiele ciekawych rzeczy o okolicach, obok których przejeżdżaliśmy. Między innymi pokazał nam Babią Górę (tu ciekawostka) mającą niecałe 800 m.

Wiadomo, że nazwy rządzą się swoimi prawami. Niektóre z nich są powtarzalne, a nie które bardzo "oryginalno-nietypowe". Tak jak np. w Ochotnicy - jednej z największych wsi w Polsce. W tamtejszym kościele gdy ksiądz zapowiada kolędę mówi tak: "To w czwartek popołudniu będę u tych z państwa którzy mieszkają w tej nieładnej miejscowości." A o co dokładnie chodzi? W Ochotnicy znajduje się przysiółek Burdel. Naturalnie w gwarze góralskiej burdel nie znaczy tego co obecnie. Taka sama sytuacja jest również w miejscowości Suche koło Poronina. Znajduje się tam przysiółek Cipki co w ostateczności daje nam Suche Cipki. Oryginalne? Ciekaw jestem co na ten temat powiedzieliby mieszkańcy tego przysiółka. W Krakowie mieszkają krakowianie a w Suchych Cipkach? Sucho.... - resztę możecie dokończyć sami. :)

Dosyć ciekawostek. Po dłuższym czasie znaleźliśmy się w Krościenku. Pogoda było cudowna. Po wyjściu z autokaru pierwszym odczuciem było: wcale nie jest tak zimno! Z uśmiechami na twarzy ruszyliśmy w drogę idąc Głównym Szlakiem Beskidzkim.



Powoli zaczęliśmy się wspinać. Zima w górach jest przecudowna. Połączenie ośnieżonych drzew, rześkiego powietrza, jasnego słońca i pięknych widoków jest niesamowite. Cieszyliśmy się górami i wyprawą jak nigdy dotąd. Pnąc się pod górę śniegu było coraz więcej, szlak był w miarę przetarty. Mimo odbywającego się w tym samym czasie PŚ w skokach narciarskich w Zakopanem na trasie spotkaliśmy także innych turystów. Ogólnie "piechurkowanie" w takich warunkach należało do przyjemności. 


Dochodząc do Dzwonkówki, zza drzew zaczęły wyłaniać się Tatry. Odwróciłem się i znieruchomiałem. Byłem zaczarowany. Patrzyłem i patrzyłem. Blask śnieżnych Tatr w świetle słońca - cudo! Po prostu trudno to opisać słowami. Było w tym wszystkim coś wzruszającego - tym bardziej, że nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego.


Na następnej polance Tatry pokazały nam się już w całej krasie. Promienie Słońca padały nam na twarze. Czysta magia. Nikt nie oparłby się takiemu widokowi.


Doszliśmy do Dzwonkówki. Śniegu było całkiem spoooro. Zebraliśmy się całą grupą, aby zadecydować co dalej. Przez opóźnienie niestety nie mogliśmy zaatakować Przehyby. Czasu było za mało. Schodzenie po zmroku nie wchodziło w grę.

Mogłem tylko zobaczyć Przehybę w dalekiej oddali...


Rozpoczął się etap schodzenia czy też jak to woli zbiegania po śniegu. Cały czas towarzyszyły nam Tatry co podtrzymywało nas w fantastycznych nastrojach.


Po jakimś czasie dotarliśmy do schroniska pod Bereśnikiem. Drewniany, rozmiarowo niewielki budynek okazał się dla nas bardzo sympatyczny. Ściany pokryte różnymi mapami i plakatami czyniły typowo górską atmosferę. Ciekawy wystrój wnętrz i bogate, niedrogie menu sprawiło że przesiedzieliśmy tam dobrą godzinę. Każdy znalazł coś dla siebie. Ja spałaszowałem jajecznicę. Pycha!

Atmosfera to nie jedyna rzecz jaka spodobała mi się w schronisku pod Bereśnikiem. Kolejną wartą uwagi rzeczą są widoki. Po prostu siadasz przy oknie i widzisz calutkie Pieniny. Od Wysokiej po Trzy Korony, a dolinie Grajcarka i Dunajcu Szczawnicę. A do tego zza Pienin wyłaniają się Tatry Wysokie.

Powoli zapadał zmierzch, a my zeszliśmy do Szczawnicy w której również spędziliśmy trochę czasu. Odwiedziliśmy m.in. prawdziwą Statuę Wolności (dowód na to w galerii). Do tego zaciekawił mnie stary, zaniedbany cmentarz znajdujący się w samym centrum uzdrowiska, zaledwie kilkadziesiąt metrów od wyciągu na Palenicę. Okazało się, że niektóre z nagrobków mają prawie 150 lat!

Następnie czekała na nas miła niespodzianka. Właściciel firmy przewozowej podesłał nam drugi autokar, który był wprost luksusowy. Nowiutki Mercedes-Benz. Jazda czymś takim to czysta przyjemność i we wspaniałych nastrojach powróciliśmy do Krakowa.

Jedna wycieczka wynagrodziła całe ferie spędzone w Krakowie...

Wycieczkę zorganizował Hutniczy Oddział PTTK (Klub Turystyki Górskiej).

23 lipca 2009

Pieniny (Trzy Korony)

Miejsce: Pieniny Właściwe - Pieniński Park Narodowy

Cel: Trzy Korony + Sokolica

Trasa: Szczawnica PKS - Szczawnica Niżna Schronisko PTTK Orlica Sokola Perć Sokolica (747 m) Przełęcz Sosnów (655 m) Czertezik (772 m) Czerteż (774 m) Bańków Gronik (678 m) Pieniński Potok (678 m) Zamek Pieniny (750 m) Polana Kosarzyska (824 m) Trzy Korony (982 m) Przełęcz Szopka (Chwała Bogu) (779 m) Pieniński Potok Bańków Gronik Krościenko nad Dunajcem

Pogoda: wspaniale słoneczna, lecz upalna

Widoczność: dobra

Tym razem samotnie, choć nie do końca, bo wspólnie z kumplem Pawłem wybraliśmy się na wycieczkę w najpiękniejszą część naszych polskich Pienin. Do zdobycia mieliśmy najpierw Sokolicę, a na deser zostawiliśmy sobie Trzy Korony.

Podczas tej wycieczki mogliśmy być pewni jednego - pogody, a to za sprawą tego, że plusem takich wypraw na własną rękę jest to, iż oglądasz wieczorem pogodę po Kronice, widzisz, że ma być słonecznie, następnie dzwonisz po kumpli i już następnego dnia o godz. 10. jesteś w Szczawnicy. Tak było właśnie z nami.

W Szczawnicy przekroczyliśmy potok Grajcarek tuż obok kolei linowo-krzesełkowej na Palenicę. Podążaliśmy teraz słynnym traktem pieszo-rowerowym - Drogą Pienińską, która prowadzi do Czerwonego Klasztoru. W Szczawnicy jest mnóstwo wypożyczalni rowerowych, z których warto skorzystać i wybrać się w niesamowitą wycieczkę wzdłuż przełomów Dunajca. Wspaniała atrakcja turystyczna!

1 i 3) kolejka na Palenicę, 2) potok Grajcarek, 7) Droga Pienińska wraz z Grajcarkiem
Drogą Pienińską poruszaliśmy się tylko przez jej pierwszy kilometr. Zboczyliśmy do Schroniska PTTK Orlica - było to jedyne schronisko na naszej dzisiejszej trasie, a więc także jedyna okazja dostania wrzątku. Zrobiliśmy sobie przerwę by zjeść nasze drugie śniadania, a mianowicie dania w 5 minut.

1) Droga Pienińska wraz z Dunajcem, 2) Schronisko PTTK "Orlica", 4-5) Widoki spod schroniska
Po półgodzinnej przerwie wyruszyliśmy dalej. Przy Drodze Pienińskiej znajduje się także Pawilon PPN. Warto do niego wstąpić, gdyż znajdziemy tam wszelkie możliwe informacje o terenie, na którym właśnie się znajdujemy. Są zdjęcia wszystkich występujących tu gatunków drzew, tablice poświęcone faunie i florze, a także makieta PPN, na której mogliśmy zobaczyć trasę naszej dzisiejszej wycieczki.

1-3) w Pawilonie PPN, 4) budynek mieszczący Pawilon PPN
Kolejnym etapem naszej wyprawy była przeprawa "promem" (łódką flisacką) na drugi brzeg Dunajca. Niesamowita sprawa. Do okoła lasy, skały, a Dunajcem licznie pływające łodzie z flisakami, do tego wspaniała bezchmurna pogoda. Po 10 minutach byliśmy na drugim brzegu.

Przygoda z promem: 1-3) ...przed, 4-7) ...w trakcie, 8) ...po
Koniec leniuchowania! Przyszedł czas na konkretne podejście, a to na Sokolicę charakteryzuje się tym, że rzeczywiście jest dosyć strome, jednak każdy idąc wolniej czy szybciej powinien sobie z nim poradzić. Na szczycie byliśmy po 45 minutach.

1) Szczawnica widziana w trakcie podejście na Sokolicę, 2-3) szlak na Sokolicę, 4-5) na Sokolicy, 6-9) widoki z Sokolicy
Skalista Sokolica jest ubezpieczona barierkami (słusznie, bo metr dalej czyha przepaść), ale nie to jest najważniejsze. Przede wszystkim widoki, coś cudownego ! Idąc w kierunku zachodnim mogliśmy podziwiać: Najwyższy szczyt Pienin - Wysoką, położoną już na Słowacji Leśnicę, następnie przepiękne Tatry, w dole Dunajec, a najbardziej na prawo - Trzy Korony. Na szczycie byliśmy ok. 40 minut i z ciężkim sercem opuściliśmy to śliczne miejsce...

 1) Zakole Dunajca, 2) Trzy Korony (982 m), 5) Sosna z Tatrami, 6) Sosna na tle Trzech Koron
Przez następną godzinę droga prowadziła to w górę, to w dół. Minęliśmy punkty widokowe na Czerteżu i Czerteziku, na które prowadzą dosyć skaliste wejścia i popędziliśmy dalej. Istotnie należało uważać na tej trasie. Mimo dobrych warunków łatwo było zaliczyć glebę.

5) Przełom Dunajca
Upał doskwierał. Zabrałem na trasę 1,5 l wody, jednak te zapasy skończyły mi się już przed wejściem na Trzy Korony. I właśnie w tej chwili z pomocą przyszedł Pieniński Potok, z którego mogliśmy zaczerpnąć czystej, świeżej, górskiej wody.


Przyszła pora na finałową wspinaczkę. Tuż przed wejściem na Trzy Korony, zaliczyliśmy jeszcze Zamek Pieniny, a właściwie jego ruiny. Kilka wieków temu był on pokaźnych rozmiarów i był jednym z najwyżej położonych zamków w Polsce.


Upał coraz bardziej doskwierał. Wspinaczka otwartymi polanami była prawdziwą męczarnią. Nogi zaczęły strasznie boleć. Ostatnie pół godziny było naprawdę ciężkie. Jednak... udało się.

Doszliśmy do tabliczki z napisem: Trzy Korony. Teraz już tylko wystarczyło wdrapać się po schodach na szczyt, na którym znajduje się dosyć mała platforma widokowa, ale widoki stamtąd - to dopiero niezłe cudo...!


Będąc na platformie i odwracając się do tyłu możemy podziwiać Beskid Sądecki, a dalej idąc na prawo: Pieniny Małe z Wysoką, Słowację, w dole Czerwony Klasztor, Dunajec i Sromowce Niżne, dalej Tatry Bielskie i Zachodnie, Pieniny Właściwe, a kończąc na Gorcach z Turbaczem i Lubaniem. Naturalnie tego nie można opisać, to trzeba zobaczyć!

1-10) Panorama 360° widziana ze szczytu Trzech Koron...
Na szczycie wiał silny, porywisty wiatr, który skutecznie nas schładzał. Na Trzech Koronach spędziliśmy ponad godzinę, było po prostu pięknie...



1-6) Widoki z Trzech Koron, 7) wejście na platformę widokową
Przy zejściu na Przełęcz Szopka mogliśmy podziwiać ostatnie widoki na Tatry. Malowniczymi polanami zeszliśmy do Krościenka, tankując przy okazji wodę z Pienińskiego Potoku.

1-2) widoki w trakcie zejścia z Trzech Koron na Przełęcz Szopka, 6) Krościenko nad Dunajcem
Dziś zobaczyliśmy w górach to co jest w nich najpiękniejsze...


Jak sprawić sobie taką niezapomnianą wycieczkę ?

PKS z RDA Kraków do Szczawnicy odjeżdża o 7:00 (koszt biletu: 18 zł)
Potem wybrać się opisaną wyżej trasą. Przepłynięcie promem przez Dunajec kosztuje 2 zł. Wejście na Sokolicę i Trzy Korony również jest płatne - kosztuje ono w sumie 2 zł. Ostatni PKS z Krościenka do Krakowa odjeżdża o 17:37.

Powyższe dane są aktualne na 2012 rok.

Reasumując koszt wycieczki wynosi ok. 40 zł + wyżywienie, a za taką niską cenę dostaniemy coś bezcennego: przygodę, widoki oraz niezapomniane wspomnienia. Polecam!