20 sierpnia 2011

Ukraina (Lwów - cz. I: Cmentarz Łyczakowski)

Czekałem na ten moment dziesiątki dni. Po wielu dniach przygotowań oraz godzinach spędzonych na koniecznych zakupach, nadeszła ostatnia dekada sierpnia, która bezsprzecznie była ukoronowaniem moich wędrówek nie tylko 2011 roku ale też i całego życia.

Wszystko zaczęło się już dzień wcześniej, bowiem nasz odjazd zaplanowany był na godzinę 22:00. Z dwoma wypchanymi po brzegi plecakami ruszyłem na miejsce zbiórki, gdzie zastałem sporo znajomych twarzy. Przez najbliższy tydzień ludzie Ci stali się moją najbliższą rodziną.

To był nadzwyczaj zimny, sierpniowy wieczór. W oczekiwaniu na autokar część osób musiała nakryć się cieplejszą odzieżą. Z niecierpliwością czekaliśmy na pojazd, który tej nocy miał nam zastąpić łóżka. Pech chciał, że miejsca były już odgórnie przydzielone toteż ja miałem „przyjemność” zasiąść naprzeciw środkowych drzwi. Po zapakowaniu wszelkich tobołków ruszyłem w najdłuższą podróż swojego życia.

Pamiętam, że miałem problemy z zaśnięciem. Zapewne winą tą obarczyć mogę emocje związane z wyczekiwaniem oraz swoiste podniecenie. W środku ciemnej nocy obudziłem się na jakiejś stacji benzynowej. Postój trwał zaś GPS w komórce wskazywał na Przemyśl jako aktualne miejsce pobytu. Można rzec – granica tuż-tuż. Trzecia nad ranem nie była najlepszą porą na pożegnalne telefony, toteż musiałem zadowolić się wysłaniem kilku smsów. Wtedy myślałem, że już za godzinkę będziemy na Ukrainie, jednak rzeczywistość skutecznie zredukowała te zamiary.

Dojeżdżając do Medyki minęliśmy kilkukilometrowy sznur samochodów ciężarowych. Czy takich los miał spotkać także nas? Na początku zapowiadało się całkiem nieźle, gdyż podjechaliśmy blisko zabudowań granicznych. Problem tkwił jednak w tym, że jak już podjechaliśmy to stanęliśmy tam na prawie 3 h. Opuścić pojazdu się nie dało, toteż z nudów człowiek mógł umrzeć. Próba wydostania się z Unii Europejskiej szła więc jak po grudzie. Warto też dopowiedzieć, iż straciliśmy kolejną godzinę na zmianie czasu. Nie ma sensu się tutaj denerwować tak więc zrzućmy winę za to zdarzenie na rzeczywistość przygraniczną. Faktem jednak jest, że przyjechaliśmy tutaj w środku nocy zaś wyjechaliśmy w pełnym rozkwicie dnia. Żeby jednak nie było tak pesymistycznie to powiem, że paszporty do podbicia zabrała nam bardzo urodziwa Ukrainka choć czy 30-sekundowy widok kobiety w mundurze jest dobrą nagrodą za niemal 200 minut postoju?

Właśnie, paszporty! Pokuszę się o nazwanie tego typowo ukraińską formą zarobku. Otóż granicę mogliśmy opuścić już o wiele wcześniej jednakże z jakiegoś powodu paszporty oddawano nam przez ponad godzinę. Organizator wraz z kierowcą co chwilę musieli latać od autokaru do biura straży granicznej. Prawdopodobnie bez łapówki się nie odbyło no ale przecież nikogo to dziwić nie może!

Za granicą zaś czekał na nas wysyp kantorów. Nie jest tajemnicą fakt, że hrywny o wiele lepiej kupować jest właśnie na Ukrainie. Jeżeli zaś ktoś chce ugrać na tych transakcjach jeszcze więcej, to gorąco polecam wymianę dolarów na ukraińską walutę. Tam cenione są one o wiele wyżej niż polska złotówka. Jako, że hrywna warta jest ok. 40 gr to po wyjściu z kantoru mogliśmy się poczuć jak prawdziwi burżuje z grubym plikiem banknotów. Korzystając z przerwy wybrałem się również do pobliskiego sklepu aby ogarnąć tutejsze ceny. Przeżyłem szok zwłaszcza w kwestii alkoholu. Gdyby takie ceny obowiązywały w Polsce to większość naszego społeczeństwa nie wiedziałaby co to trzeźwość! Zainteresowani powinni być również nałogowi palacze. Gdy w Polsce paczka papierosów kosztuje średnio 11 zł, to na Ukrainie również 11 – ale hrywien. Zarobki jednak są nieporównywalnie mniejsze niż u nas jednakże o tym później.

Wszelkie problemy były już zatem za nami, toteż z pełną świadomością obieramy kierunek na Lwów. Byłbym jednak nieszczery przechodząc od razu do zabytków tego pięknego miasta, gdyż najpierw muszę podkreślić, że Ukraina jest niesamowita, a przynajmniej to co zobaczyłem tak na pierwszy rzut oka. Otóż jeżeli człowiek pragnie przenieść się w czasie ku przeszłości to nie jest mu do tego potrzebna maszyna teleportująca. Wystarczy tylko przekroczyć granicę polsko-ukraińską i nagle przenosimy się jakichś 30 lat wstecz. Mam tu na myśli przede wszystkim infrastrukturę oraz architekturę.

Ten akapit rozpocznę od powszechnie znanego stwierdzenia, iż polscy kierowcy narzekają na polskie drogi. Gdy teraz sobie pomyślę, że komuś mogą się nie podobać się wolno powstające autostrady to po prostu śmiać mi się chce. Gdy tylko pojedziecie na Ukrainę to zatęsknicie za luksusowymi krakowskimi drogami. Piję tutaj do magistralnej drogi do Lwowa, na której praktycznie brak jest wzmożonego ruchu, a i tak nie da się tam rozwinąć większej prędkości niż 50-60 km/h. Zaufajcie mi, że nigdy nie widzieliście takiej ilości naturalnych progów zwalniających.

Przejdźmy jednak już stricte do Lwowa. Na jego przedmieściach dosiadła się do nas nasza przesympatyczna pani przewodnik mająca ogromną wiedzę na temat tego polskiego miasta. Na początek zaserwowała nam sporą dawkę wiedzy historycznej, której oczywiście nie będę tutaj przytaczać, bowiem skupię się na tym co ujrzałem oczyma swymi.

Lwów jest pod wieloma względami podobny do Krakowa. Można go podzielić na część zabytkową oraz tą mniej urokliwą. Początkowo zatem przemierzaliśmy jego ulicami pośród wielu wieżowców skądinąd dobrze znanych krakowianom. Muszę też podkreślić fakt, że pierwszy raz w życiu widziałem na oczy trolejbusy. Pierwszym naszym przystankiem był Cmentarz Łyczakowski.

1-2) dziedziniec, na który wkracza się tuż po przekroczeniu bram Cmentarza Łyczakowskiego
Nekropolia ta otwarta już w 1786 roku jest miejscem wyjątkowym nie tylko dla Ukrainy ale również dla Polski, bowiem spoczywa tutaj mnóstwo wybitnych postaci świata sztuki, nauki czy polityki. Zanim przejdę do konkretnych postaci, opiszę pokrótce swoje wrażenia z tego miejsca. Po przekroczeniu bram nekropolii stajemy na dziedzińcu skąd wychodzi wiele alejek wysłanych kostką brukową. Cmentarz położony jest na malowniczym wzgórzu pośród starego drzewostanu. W swoim życiu nie widziałem piękniejszej nekropolii. W to stwierdzenie wliczam też nagrobki, które często są tutaj istnymi dziełami sztuki. Natrafimy tu na liczne rzeźby, obeliski, kolumny czy nawet miniaturowe kaplice. Zapraszam zatem na krótką lekcję historii po Cmentarzu Łyczakowskim.

Władysław Bełza (zm. 1913) – polski poeta neoromantyczny, piszący w duchu patriotycznym, nazywany piewcą polskości. Publicysta, animator życia kulturalnego, oświatowego i prasowego. Wieloletni, zasłużony pracownik Zakładu Narodowego im. Ossolińskich tzw. Ossolineum. Grobowiec z jego wyrzeźbionym popiersiem pełen był zniczy co niezmiernie mnie ucieszyło. Pamięć o nim zatem nigdy nie zginie.


Maria Konopnicka (zm. 1910) – polska poetka i nowelistka okresu realizmu, krytyczka literacka, publicystka i tłumaczka. Któż nie zna tej wybitnej postaci, której imieniem nazwano jedną z głównych krakowskich ulic? Jako ciekawostkę dodam fakt, iż jej pogrzeb stał się wielką manifestacją patriotyczną, w której udział wzięło blisko 50 000 osób. Grobowiec wyposażony jest w jej popiersie zaś na cokole wyryto fragment wiersza Konopnickiej Na cmentarzu:

...Proście wy Boga o takie mogiły,
Które łez nie chcą, ni skarg, ni żałości,
Lecz dają sercom moc czynu, zdrój siły
Na dzień przyszłości...


Stefan Banach (zm. 1945) – polski matematyk, będący w moim odczuciu prawdziwym fenomenem. Był kierownikiem katedry matematyki na Uniwersytecie Lwowskim, prezesem Polskiego Towarzystwa Matematycznego, profesorem, wykładowcą, autorem wielu podręczników i prac naukowych. Być może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że przez całe życie uczył się bądź studiował matematykę sam. Dziś spoczywa w grobowcu Riedlów, tuż obok M. Konopnickiej.


Stanisław Szczepanowski (zm. 1900) – ekonomista, inżynier, przedsiębiorca naftowy. Nazywany był romantykiem pozytywizmu. Jego idee odrodzenia narodowego niezwykle silnie oddziaływały na młodzież. Kolejna postać mająca bardzo oryginalny grobowiec z popiersiem, które jest jakby „otulony” kamieniami, których na jego szczycie strzeże orzeł.


Juliusz Konstanty Ordon (zm. 1887) – oficer wojska polskiego, powstaniec listopadowy. Uwagę zwraca przede wszystkim ogromny (kilkumetrowy) obelisk, którego strzeże lew. Monumentalny pomnik zwieńczony zaś jest kulą, na której siedzi bliżej mi nieznany ptak.


Iwan Franko (zm. 1916) – ukraiński poeta i pisarz, slawista, tłumacz, działacz społeczny i polityczny, uważany jest za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli ukraińskiej myśli politycznej i literatury. Warto zwrócić uwagę na jego grobowiec mający w sobie dwie alegoryczne postacie (jedna z nich z dłutem) nawiązujące do jego utworu „Kamieniari".

2) alejki Cmentarza Łyczakowskiego
Józefa Markowska – żona słynnego polskiego rzeźbiarza Juliana Markowskiego, który osobiście wykonał po jej śmierci pomnik nagrobny (ponadto również m.in. dla Juliusza Ordona oraz Seweryna Goszczyńskiego). W tym wszystkim chodzi właśnie o grobowiec będący prawdziwym dziełem sztuki. Przedstawia on śpiącą kobietę leżącą na łożu śmierci owianą prześcieradłami.


Salomea Kruszelnicka (zm. 1952) – słynna ukraińska wokalistka (sopran). Kolejne dzieło sztuki na Cmentarzu Łyczakowskim. Na płycie nagrobnej siedzi postać trzymająca w ręku lirę.

2) alejki Cmentarza Łyczakowskiego
Samuel Cyryl Stefanowicz (zm. 1858 w wieku (!) 103 lat ) – arcybiskup lwowski obrządku ormiańskiego, polski społecznik, filantrop, teolog. Grobowiec ten przypominał mi bardziej te widziane na Wawelu. Otóż w sarkofagu widać postać arcybiskupa w postaci leżącej zaś cały pomnik nawiązuje do epoki romantycznej. Niestety nie znam się na konkretnych detalach architektonicznych, toteż odsyłam do galerii zdjęciowej.


Franciszek Stefczyk (zm. 1924) – nauczyciel, działacz społeczny i spółdzielczy, ekonomista. Inicjator zakładania spółdzielczych kas oszczędnościowo-pożyczkowych, znanych później jako Kasy Stefczyka. To nazwisko kojarzy dziś niemal każdy, teraz zaś wiemy dlaczego tak właśnie jest. Pochowany wraz z żoną, a na ich miejscu spoczynku zobaczyć możemy skromną kolumnę zwieńczoną krzyżem katolickim.


Seweryn Goszczyński (zm. 1876) – polski działacz społeczny, rewolucjonista, pisarz i poeta polskiego romantyzmu. Zasłynął jako autor wierszy patriotycznych. Zaliczany do "szkoły ukraińskiej" polskiego romantyzmu. Dziś Seweryn Goszczyński siedzi sobie na swoim grobowcu wpatrzony w dal, ciesząc się z odzyskania przez Polskę niepodległości.

2) Kaplica-grobowiec Baczewskich
Artur Grottger (zm. 1867) – polski malarz, jeden z czołowych przedstawicieli romantyzmu w malarstwie polskim, ilustrator, rysownik. W Krakowie codziennie jego nazwisko słyszą tysiące pasażerów przemieszczających się między Nowym Kleparzem a pl. Inwalidów. Jego grobowiec zaś zwraca uwagę ze względu na klęczącą postać niewieścią pod krzyżem.


Karol Szajnocha (zm. 1868) – polski pisarz, historyk, patriota i działacz niepodległościowy. W naszym piśmiennictwie historycznym był pierwszorzędnym talentem, którego znamiona przejawiają się zarówno w najwybitniejszych jego dziełach, jak i w drobniejszych szkicach, które nazywano „brylancikami literatury". Pomnik z piaskowca tworzy obelisk, w którego nyży znajduje się popiersie głośnego literata i historyka. Na obelisku orzeł, u stóp jego dwie postacie niewieście, symbolizujące Historię i Literaturę. Grobowiec kryje również zwłoki syna, geologa dra Władysława Szajnochy, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego (zm. 1928).


Oczywiście w ten sposób mógłbym opowiadać jeszcze o dziesiątkach mniej lub bardziej znanych postaciach. Powyższa lista powstała z „obrazów”, które szczególnie zapadły mi w pamięć, a więc w sposób subiektywny. Zwracałem bowiem uwagę główne na grobowce, którymi – jak podkreślam kolejny raz – można się zachwycić. Miłośnicy sztuki powinni koniecznie odwiedzić Cmentarz Łyczakowski, gdyż spacerować można tam godzinami. Od siebie dodałbym tylko jeszcze Oswalda Balzera (droga do Morskiego Oka nosi jego imię) oraz Gabrielę Zapolską znaną głównie licealistom za sprawą powieści „Moralność Pani Dulskiej”. Ponadto znajdziemy tam zbiorowe mogiły: ofiar NKWD, kwaterę powstańców listopadowych oraz styczniowych.

Nie rozstaliśmy się jednak z tematyką cmentarzy, ponieważ potem przeszliśmy do Cmentarza Obrońców Lwowa. Mimo, że obie nekropolie znajdują się na tym samym wzgórzu, to Cmentarz Orląt Lwowskich jest tutaj całkowicie autonomiczną częścią. Przy wejściu powitała nas tabliczka z napisem: „Tu spoczywają ukraińscy i polscy żołnierze polegli w latach 1918-1919”. Historia tego miejsca jest coraz słabiej znana, toteż wspomnę iż w walkach o Lwów, ze względu na ich charakter uliczny, bardzo krwawych, zginęło 439 Polaków, w tym 12 kobiet. Z ówczesnych Obrońców Lwowa jeden miał zaledwie 9 lat, siedmiu po 10, zaś dwóch weteranów z roku 1863 po 75 lat.


Najważniejszymi częściami Cmentarza Obrońców Lwowa jest stojąca na najwyższym wzniesieniu Kaplica Obrońców Lwowa, katakumby rozłożone poniżej niej oraz monumentalny Pomnik Chwały. Między nimi rozmieszczono mogiły, o których chciałbym wspomnieć kilka słów. Otóż po przekroczeniu bram cmentarza moją uwagę zwrócił ład i porządek owych mogił. Wszystkie z nich są takie same tj. białe płyty z wystającymi krzyżami. Poszczególne groby różnią się tylko epitafiami i właśnie gdy zwróciłem na nie baczniej wzrok to wtedy dotarł do mnie ogrom tego zdarzenia sprzed prawie 100 lat. Spoglądam na pierwszy krzyż i widzę: „1904 – 1919”, przy następnych podobnie bądź jeszcze dobitniej: „zginął w wieku lat 13”. Otoczony kilkoma setkami takich nagrobków mogłem tylko poddać się zadumie i refleksji.


1-2) Cmentarz Obrońców Lwowa, 3) Kaplica Obrońców Lwowa, 4) monumentalny Pomnik Chwały 
Kolejnym arcyciekawym miejscem jest Mogiła Pięciu Nieznanych z Persenkówki. Mogiła ta znajduje się tuż przed Pomnikiem Chwały. Idąc za Wikipedią kryje ona zwłoki pięciu nieznanych żołnierzy, którzy w obronie Lwowa zginęli na Persenkówce. Ta mogiła, zajmująca czołowe miejsce na osi Pomnika Chwały, została uczczona płytą z czerwonego, polerowanego marmuru. Na górnej jej powierzchni wyobrażony jest miecz, oraz daty "1918–1920", wykonane z brązu. Od strony Pohulanki (dzielnica Lwowa) widnieje na pionowej ścianie płyty napis: "Mogiła zbiorowa", czoło płyty opatrzone jest napisem: "Nieznanym bohaterom, poległym w obronie Lwowa i Ziem Południowo-Wschodnich".


2) Mogiły pomordowanych Obrońców Lwowa, 3) Mogiła Pięciu Nieznanych z Persenkówki (płyta na pierwszym planie) 
 Miejsce czci mają też Amerykanie polegli w walce o Polskę w latach 1919-1920.


„Na te groby powinni z daleka przychodzić ludzie małej wiary, aby się napełnić wiarą niezłomną, ludzie małego ducha, aby się nadyszeć bohaterstwa. A że tu leżą uczniowie w mundurkach, przeto ten cmentarz jest jak szkółka, w której dzieci jasnowłose, błękitnookie nauczają siwych ludzi o tym, że ze śmierci ofiernej najbujniejsze wyrasta życie”

Kornel Makuszyński


Po powrocie do autokaru zostaliśmy otoczeni przez ludzi chcących zarobić cokolwiek na sprzedaży czegokolwiek. To częsty widok zabytkowej części Lwowa. W ten sposób próbowałem być raczony słodyczami bądź płytami z muzyką.

Słonko przygrzewało coraz mocniej, toteż ratunkiem dla nas był pobliski sklep z lodami. Gdy już wszyscy zapakowali się do autokaru ruszyliśmy ku wzgórzu zwanym Wysokiem Zamkiem. Tutaj odnajdziemy kolejną konotację z Krakowem. Otóż usypany tam został Kopiec Unii Lubelskiej z okazji 300-lecia zawarcia owego porozumienia. Historyk będący dobrym matematykiem bez problemu odkryje, że kamień węgielny został tam poświęcony w 1869 roku. Co ciekawe, dzieło to zostało wzniesione dzięki inicjatywie i wkładowi finansowemu Franciszka Smolki, który również pochowany jest na Cmentarzu Łyczakowskim. Myślę, że każdy krakowianin podróżujący między Matecznym a Podgórzem kojarzy doskonale to nazwisko.

Skoro podążaliśmy na kopiec to czekała mnie nie lada atrakcja, a mianowicie widoki. Zanim jednak do tego doszło musiałem pokonać sporo stopni (niektóre z nich miały nawet dziury) i wykręcić kilka kółeczek niczym na kopcu Kościuszki. Odbywało się to w szpalerze osób handlujących pamiątkami i szkicowników rysujących zmyślne karykatury. Nawet na samym szczycie czekały osoby wypatrujące transakcji z turystami.

To co było dla mnie najważniejsze – spełniło się. Jak Lwów ogromny, tak podziwiać go mogłem we wszystkich kierunkach świata. Od razu też zacząłem szukać następnych powiązań z Krakowem. Istotnie wyróżniała się pośród blokowisk, zabytkowa część miasta wpisana na listę UNESCO. Dojrzałem sporo terenów zielonych, lwowski lasek Wolski, a gdzieś w głębi nawet lwowską Puszczę Niepołomicką. Jedyną zaś różnicą był brak górek wokół miasta. Wszystko to zostało zapisane w mej pamięci, tuż pod unoszącą się na falach wiatru flagą ukraińską.

2-6) panorama Lwowa z Kopca Unii Lubelskiej
Nie zdawałem sobie sprawy jak rozległe jest to miasto. Czekało nas zatem jeszcze sporo zwiedzania, a z tego co widzę trochę się już tutaj rozpisałem, toteż drugą częścią fantastycznej podróży po Lwowie podzielę się z Wami już za kilka dni…

Druga część retrospekcji poświęcona Lwowowi dostępna po kliknięciu --> Lwów (cz. II)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)