16 maja 2009

Beskid Mały (Czupel + Chrobacza Łąka)

Miejsce: pasmo Magurki Wilkowickiej (między Bielsko-Białą a Żywcem) - płn.-zach. część Beskidu Małego

Trasa: Międzybrodzie Bialskie Czupel (933 m) Schronisko PTTK na Magurce Przełęcz Przegibek Gaiki Chrobacza Łąka zapora wodna w Porąbce

Pogoda: pochmurnie, deszczowo

Widoczność: do kilkunastu kilometrów (tylko...)

Okoliczności i przebieg: Byłem bardzo niewyspany... :), a to za sprawą Nocy Muzeów, której nie mogłem sobie odpuścić. No cóż, góry wymagają poświęcenia. W sumie to gdyby nie to, iż przy Dworcu Głównym nie zmieściłem się do autobusu to miałbym tę godzinkę snu więcej - no ale nie można narzekać - 3,5 h snu to też dużo :).

Pobudka o 5:30, szybkie śniadanie, sprawdzanie ekwipunku, biegiem na miejsce zbiórki, a potem... w końcu można sobie odespać w autokarze. :)

Międzybrodzie Bialskie przywitało nas przebłyskami Słońca - jedynymi w tym dniu - później było już tylko gorzej.

O całej trasie mogę powiedzieć tyle, że prowadzi ona leśnymi, szerokimi i kamienistymi ścieżkami - idealnymi na polepszanie swojej kondycji. Z tego też powodu, chcę powiedzieć, że mimo, iż Beskid Mały jest mały, to nie wolno lekceważyć podejść jakie tam na nas czekają. Podejście na Czupel miejscami było rzeczywiście strome, a kamienie utrudniały marsz. Być może trochę przesadzam - no cóż, po 4 czy 5 godzinach snu, człowiek ma różne odczucia zdobywając górskie szczyty. :)


1) Czupel (933 m), 2-3) Widok z Czupla na Kotlinę Żywiecką i Elektrownię wodną na górze Żar

Przeważał las... w przeciwieństwie do punktów widokowych. Z Czupla i Magurki można było zaobserwować kotlinę Żywiecką z Żywcem oraz górujący koło niego Skrzyczne (Beskid Śląski). Po chwili i te widoczki zniknęły - nadciągnęły nisko opadające chmury...


Dobrym punktem widokowym jest również Chrobacza Łąka (na której znajduje się krzyż milenijny). Widać z niej wspaniale jeziora: Międzybrodzkie i Żywieckie. My niestety nie widzieliśmy tam już nic, a powodem tego był padający deszcz.


Niedobrą pogodę umilały nam za to schroniska. Do pierwszego z nich (na Magurce) dotarliśmy po ok 2,5 h. Atmosferę umilała liczna młodzież z pobliskich szkół, która przyszła tu na wycieczkę. Miło było pooglądać ich zabawy, m. in. grę w zbijaka z nauczycielami oraz wspólne ognisko. 


Na Chrobaczej Łące zaś, znajduje się o wiele mniejsza chata turystyczna. Niezwykle interesujące w niej są ściany wypełnione po brzegi panoramami z prawie wszystkich pasm górskich w Polsce. W pewnym momencie poczułem się jakbym był w ośnieżonych Tatrach. :)

 Chata Turystyczna "Chrobacza Łąka"

W deszczu zeszliśmy do zapory wodnej w Porąbce, podziwiając zamglone jezioro. W Krakowie zameldowaliśmy się o 19.


Wnioski: Trzeba poprawić kondycję :) 

Do zobaczenia w górach ! ;)

12 maja 2009

Zabytkowa Nowa Huta

Nowa Huta to bezsprzecznie ogromny kawał historii. Jej era rozpoczęła się w 1949 r. toteż z prostej arytmetyki wynika, iż właśnie obchodzi 60. urodziny. Z tej to okazji, moje gimnazjum postanowiło urządzić Dni Nowej Huty, w których postanowiłem aktywnie uczestniczyć.

12 maja 2009 r. udaliśmy się grupą na wycieczkę po zabytkach Nowej Huty, których nie brakuje o czym nie wszyscy mają świadomość. Niektóre obiekty stoją od lat zapomniane, toteż my postanowiliśmy je ponownie odkryć.

Na początek wizyta w sercu Nowej Huty - placu Centralnym. Miejsce to nie pełni tylko komunikacyjnej roli. W każdym bowiem zakątku dzielnicy, można odkryć ślady ciekawych historii. Zwróciliśmy uwagę przede wszystkim na pomnik Solidarności, Nowohuckie Centrum Kultury oraz wpisane na listę Natura 2000 - Łąki Nowohuckie.

1) Pomnik Solidarności, 2-3) Nowohuckie Centrum Kultury, 4-5) Łąki Nowohuckie
Później, wybraliśmy się w kierunku Mogiły, bowiem kryje w sobie prawdziwe perełki mające już ponad 750 lat! Mam tu na myśli przede wszystkim Opactwo Cystersów w Mogile. Dzięki uprzejmości jednego z ojców, mogliśmy dogłębnie zwiedzić to miejsce.

1) fasada kościoła, 2) 3) pomnik Maryi wraz z dzwonnicą, 3) widok na dziedziniec, 4-5) pomnik Jana Pawła II
Już na samym dziedzińcu spędziliśmy dobry kwadrans zaś to co w środku było dopiero przed nami. Uwagę zwracały krużganki wraz z polichromią S. Samostrzelnika, „Ukrzyżowanie”. Niemal co krok ojciec cysters raczył nas kolejnymi ciekawostkami. Nie ma się czemu dziwić - budynek ten z różnymi przeróbkami przetrwał kilka burzliwych epok.

1) krużganki, 2) polichromia "Ukrzyżowanie"

Jeżeli jesteśmy już w temacie historii to jednym z najciekawszych punktów zwiedzania była wizyta w najstarszej części opactwa, a więc tej pochodzącej z XIII wieku. Pomieszczenie to mające swoją specjalną nazwę, której dziś już nie pamiętam - obecnie służy cystersom jako kaplica.


Następny postój zanotowaliśmy w tzw. kapitularzu służącym zakonnikom do zebrań. Jeden z moich kolegów miał nawet zaszczyt założyć biały habit. Jak zatem widać, całe opactwo kryje w sobie ogromną ilość korytarzy i pomieszczeń.

1-2) kapitularz
Największe arcydzieła sakralne wciąż jednak były przed nami. Wkroczyliśmy do miejsca, w którym codziennie gromadzi się sporo wiernych. De facto, nie wiedzieliśmy od czego zacząć, bowiem kościół był długi niczym Mariacki zaś każdy skrawek ściany ozdobiony kaplicą, obrazem, polichromią, nie mówiąc już o prezbiterium. Do tej kompozycji dodajmy też witraże oraz pięknie ozdobione korytarze w bocznych nawach.


1) przebiterium z witrażami w tle, 2) kaplica ku czci Jezusa Chrystusa, 3) polichromie, 4) boczna nawa
Warto sobie tutaj zadać pytanie, czym zajmują się Cystersi w przeciągu zwykłego dnia roboczego. Otóż oprócz modlitwy, czas pożytkowany jest na prace ogrodowe, a tych nigdy nie brakuje o czym mogliśmy się przekonać. Ogród zakonu Cystersów w Mogile obfituje w rośliny. Rosną tam kwiaty, owoce, warzywa, drzewa owocowe i ozdobne a nawet zioła. Powierzchnia upraw jest całkiem spora. Krajobrazy urozmaicają tam kolejne pomniki oraz kaplice.


Tym akcentem zakończyliśmy zwiedzanie opactwa. Dzień dopiero się rozkręcał, toteż udaliśmy się ku Muzeum Archeologicznemu, który zlokalizowany jest w Branicach. Znajdziemy tam dwa bardzo interesujące budynki widoczne na poniższych zdjęciach:

 1-2) Klasycystyczny dwór rodziny Badenich (XIX w.), 
2) Renesansowy dwór obronno-mieszkalny Branickich, tzw. lamus z przełomu XVI i XVII wieku
Na kolejną część zwiedzania, pozostaliśmy już w klimatach "dworskich". Otóż później pojechaliśmy do Ruszczy aby móc zobaczyć dawny dwór Popielów (ul. Rusiecka 13). Pochodzi on z drugiej połowy XIX wieku. Niestety, co widać dokładnie, nie wszystkie nowohuckie zabytki są w zadowalającym stanie.

 1) Dwór Popielów w Ruszczy, 2) kościół w Ruszczy
Kolejny smutny widok spotkał nas w Wadowie, który odsłonił nam kolejny zaniedbany, klasycystyczny dwór z XIX wieku. Co ciekawe, dwór w latach 70. poddano konserwacji oraz adaptacjom na potrzeby przedszkola. Dziś przedszkole już nie funkcjonuje. Pozostały po nim wyasfaltowane alejki parkowe oraz miniaturowy ogródek jordanowski, złożony ze zjeżdżalni i huśtawek oraz niedużych drabinek do wspinania. Jak widać, zabytkami z obrzeży miasta mało kto się interesuje.


W międzyczasie zwiedziliśmy też z zewnątrz dwór w Łuczanowicach, jednakże dziwnym trafem nie mam z tego miejsca zdjęć, toteż przejdę już do ostatniego punktu wycieczki. Na poprawę humoru udaliśmy się do Dworu Jana Matejki w Krzesławicach. Oczywiście owa poprawa humoru polegała na tym, iż w tym wypadku spotkaliśmy się z pięknie odnowionym obiektem. Co więcej, weszliśmy do środka aby poznać lepiej samego malarza oraz środowisko w jakim tworzył. We wnętrzach dworku ujrzeliśmy sporo obrazów (m. in. słynnego Stańczyka) oraz stylowych mebli.


Dodając do tego pobliski drewniany kościół Jana Chrzciciela zakończyliśmy zwiedzanie zabytków Nowej Huty. Oczywiście to co ujrzeliśmy nie jest nawet połową skarbów tej dzielnicy. Przytoczmy choćby kilka fortów Twierdzy Kraków, drewniany kościół w Górce Kościelnickiej lub kompleks w Pleszowie składający się z kościoła i dworu.


Kilka dni później nastąpił ważny moment w mojej gimnazjalnej karierze. Otóż musiałem za pomocą slajdów i własnego wykładu przedstawić naszą wycieczkę w sposób ciekawy i interesujący dla widza. Nie był to też pokaz wyłącznie dla uczniów bowiem w szkole zjawiło się kilka zacnych osobistości. Myślę, że opowiadanie o zabytkach Nowej Huty nie poszło mi najgorzej. Do dziś pamiętam ten stres "przed" i ulgę "po" prezentacji. Najważniejsze jednak, że szkolne Dni Nowej Huty przybliżyły mi odpowiednio dzielnicę w której żyję od urodzenia przez co jako rodowity nowohucianin jestem dumny z tego miejsca.