Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czeretniki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czeretniki. Pokaż wszystkie posty

26 marca 2011

Beskid Makowski (Pasmo Pewelskie)

Tę marcową wycieczkę zaliczyć można do gatunków tych w rejony bardzo mało znane. Czy jednak na mało uczęszczanym szlaku można było się nudzić? Otóż nie!

Miejsce: Beskid Makowski (między Suchą Beskidzką a Żywcem)

Cel: rozchodzenie nóżek

Trasa: Przełęcz Przydawki Ślemień Gachowizna (750 m) Baków (766 m) Janikowska Grapa (737 m) Jeleśnia

Czas przejścia: ok. 3-4 h

Pogoda: w marcu jak w garncu
 
Widoczność: słaba

Gdyby ktoś zapytał mnie kilka miesięcy temu gdzie jest pasmo Pewelskie to nie miałbym pojęcia jak na to pytanie odpowiedzieć. A już do głowy nie przyszłoby mi, że może to być Beskid Makowski, który przecież jest tak blisko Krakowa.

Ogólnie z tym pasmem to jest ciekawa rzecz. Wcina się ono w Beskid Żywiecki, a z drugiej strony otoczone jest Beskidem Małym. Mamy więc do czynienia z niejakim 'trójstykiem". Ponadto mapy w pewnym sensie też milczą o tym paśmie. Biorąc do ręki mapy Beskidu Makowskiego pasma Pewelskiego niestety nie znalazłem, a jeśli już to było ono ucięte podobnie jak na mapie Beskidu Małego.

Po odnalezieniu odpowiedniej mapy mogłem wyruszyć w podróż. Wystartowaliśmy na przełęczy Przydawki znajdującej się na drodze wojewódzkiej między Suchą Beskidzką a Żywcem.

Do Ślemienia wiódł nas asfalt, co ciekawe szlak ten zaliczany jest do grupy tych papieskich. Pogoda nie była niestety zbyt sprzyjająca z powodu pokrycia nieba chmurami.

Pierwsze atrakcje napotkaliśmy już w samym Ślemieniu. Otóż znajduje się tam kilka kilkusetletnich pomników przyrody. Naliczyłem ich dokładnie pięć. Były to dwa dęby, a także lipa, jesion i sosna. Każde drzewo było dokładnie opisane. Ich wiek szacuje się na około 400 lat, a największe z nich miało aż 7 m średnicy w pniu.

Po dalszej chwili mogliśmy ujrzeć ruiny pieca hutniczego, który kiedyś tam ponad 200 lat temu produkował naprawdę dużo żelaza. Ciekawa zaś była sama technika produkcji, o której można było poczytać na pobliskiej tablicy.


Od tej pory nareszcie wkroczyliśmy do lasu i zaczęliśmy się wspinać. Pamiętam jak w międzyczasie napotkaliśmy kobietę, która wołała do swojego psa "murzyn". Podejście miejscami było dosyć sztywne, jednakże szybko je pokonaliśmy. Trasa nie była zbyt długa toteż mogliśmy robić sobie często postoje.

Pierwszy z nich nastąpił już na pierwszym wzniesieniu. Ku mojej uciesze w programie wycieczki zaplanowane było ognisko. Każdy otrzymał kiełbaskę i kromki chleba. Uczta była doprawdy smakowita, a ponadto przy ognisku zrobionym z uzbieranych przez nas gałęzi można było się ogrzać. W pewnej chwili matka natura się nad nami zlitowała, gdyż zza chmur wyjrzało Słońce. Było wtedy bardzo przyjemnie.

1-4) w Paśmie Pewelskim...
 
Po posiłku czas przyszedł na ugaszenie żarzącego się jeszcze ogniska. Pomysł był bardzo prosty. Szanowne panie miały pójść szlakiem natomiast panowie mieli stanąć wokół ogniska i niczym strażacy swoimi długimi wężami ugasić zalążki płomieni. Mówiąc poważnie, nie wolno zostawiać niedopalonego ogniska. Wystarczy iskra i podmuch wiatru, a pożar gotowy.

Dalsza część wycieczki prowadziła już grzbietem pasma. Dlaczego warto wybrać pasmo Pewelskie? Otóż jest w nim bardzo dużo punktów widokowych. Położenie pasma również jest bardzo atrakcyjne. Doskonale widać z niego Babią Górę oraz Pilsko. My widzieliśmy tylko tę drugą górę zaś Babia Góra znajdująca się o kilometr wyżej niż my skryta była w chmurach.


Pasmo Pewelskie jest również świetnym miejscem dla samotników czy też osób szukających spokoju i wyciszenia. Zaryzykuję śmiało twierdzenie, że mało ludzi tamtędy spaceruje, a przecież wspaniale było sobie usiąść na górskiej trawce i pooglądać malownicze okolice.


Wycieczkę zakończyliśmy w Jeleśni, która ma się czym pochwalić. Ładny, odnowiony rynek, a przede wszystkim zabytkowa Stara Karczma do której wstąpiliśmy. A w niej całkiem bogate menu. Kwaśnica z ryjem świńskim, jadło zbójnickie czy też różne polewki. Jednym zdaniem mówiąc każdy znajdzie coś dla siebie.

Co ciekawe pochmurna pogoda z nielicznymi słonecznymi chwilami utrzymywała się przez cały dzień. Padać zaczęło dopiero w Jeleśni. Pogoda ułożyła nam więc świetny scenariusz tym bardziej, że tego dnia w Krakowie lało i lało, a my mieliśmy fajną, marcową pogodę.

Wycieczkę można więc zaliczyć do bardzo udanych - idealnych na odstresowanie. Oby więcej takich przyjemnych spacerów!