28 lipca 2012

Tatry Zachodnie (Bystra)

Niemal dokładnie rok temu, po raz pierwszy stanąłem na Bystrej ciesząc się ze zdobycia najwyższego szczytu Tatr Zachodnich. Odbyło się to w towarzystwie trzech innych piechurków a ponadto potężnego stada kozic i widma Brockenu. Dlaczego zatem ponownie ten szczyt? Należy podkreślić, że wtedy szliśmy od polskiej strony, natomiast teraz - od słowackiej. Litery włożone w nawias tytułu retrospekcji powtarzają się, jednak jest to powtórka iście myląca, bowiem góra niby ta sama jednak trasa zupełnie inna niż poprzednio. W drogę!

Miejsce: Słowackie Tatry Zachodnie

Cel: najwyższy szczyt Tatr Zachodnich 

Trasa: Podbańska (930 m)  Dolina Kamienista  Pyszniańska Przełęcz (1788/1792 m)  Błyszcz (2159 m) - Bystra (2248 m)  Bystra Dolina  Hrdovo (850 m) 

Długość trasy: 19,5 km

Czas przejścia bez postojów: ok. 6 h 30'

Pogoda: wakacyjna

Widoczność: bardzo dobra


Po długim dojeździe (ponad 3 h), w którym otoczyliśmy Tatry wielkim kołem, dojechaliśmy do Podbańskiej. Tam przeszliśmy do konkretów. Parking, rogacz i od razu ścieżyna szlaku. Początkowo wspólnie ze szlakiem czerwonym, po 300 m już wyłącznie niebieskimi znakami. Tym samym wkroczyliśmy w niemal dziewiczą Dolinę Kamienistą. Podążając jej zakamarkami coraz bardziej utwierdzałem się w sens tego przymiotnika. O tym jednak za chwilę.

początek drogi
Aby na dobre poznać Dolinę Kamienistą należy po ok. kilkunastu minutach drogi od Podbańskiej przekroczyć Kamienisty Potok. Prawdopodobnie wśród kilku ścieżek zgubiłem tą właściwą i stanąłem oko w oko ze sporych rozmiarów żywiołem. Kilka susów po kamieniach i znalazłem się na drugim brzegu. 


Wizja kąpieli w rześkiej tatrzańskiej wodzie nie schłodziła jednak moich zapędów, ponieważ tamtego dnia piechurkowałem dziwnie szybko, wyprzedzając główny trzon grupy. W międzyczasie minąłem wiatę sygnalizującą początek doliny oraz ostrzeżenie przed niedźwiedziami. Mą uwagę zwrócił fakt, iż szedłem i szedłem, a właściwie to nie do końca, bo niekiedy to wręcz przedzierałem się wśród bujnej roślinności czy też krzaków jagód. W tym momencie doceniłem piękno Doliny Kamienistej jako miejsca nieskażonego przez człowieka. Jeżeli ktoś planuje wziąć partnera bądź partnerkę i iść z nim obok za rączkę to Dolinę Kamienistą muszę odradzić. Wąska ścieżyna nie pozwala na takie chodzenie. Wtedy pomyślałem też, że w Polsce taki stan rzeczy by się nie utrzymał, toteż dobrze, że dolina ta jest na słowackiej ziemi - zadeptanie jej nie grozi. Wśród bliskości flory człowiek odnajduje harmonię, a prawdę mówiąc gdyby nie licząc naszej grupy, to w całej dolinie liczącej 7 km długości spotkałem ledwie kilkanaście obcych osób. Warto tu przypomnieć, że podążałem tym szlakiem w piękną, wakacyjną sobotę.

bujna w roślinność Dolina Kamienista
Ludwik Zejszner pisał w 1856 roku:
W tych rozpadlinach granitu zastaje zwiedzający niejeden piękny a dziki widok. 
Skąd zatem taka nazwa doliny? Tę próbował tłumaczyć zoolog Maksymilian Nowicki:
W Dolinie Kamienistej nie ujrzysz prawie ani piędzi równego murawnika; wszystko szczery kamieniec.
Dowodem na to niech będzie fakt, że duże połacie roślinności zniszczył tu wielki pożar w 1904 roku. Flora nie ma tu łatwego życia. Lasy są niszczone w dolinie i urywają się na niższej wysokości niż gdzie indziej. Wielkie szkody poczyniła też lawina, która zeszła w marcu r. 2009. Pokłady śniegu nie stopiły się przez całe lato, a potok płynął w wytopionym pod śnieżnym cielskiem tunelu.

1-2) w Dolinie Kamienistej
Gdzieś w piętrze kosodrzewiny i hal zostałem dogoniony przez grupę. Na miło wyglądającym skrawku trawki ucięliśmy sobie niedługi postój. Siedziałem wpatrzony w o wiele uboższy niż na dole Kaminiesty Potok. Czułem jednak, że za moimi plecami wznosi się dumnie Bystra.

Gdy potok blednie i niknie, perć dźwiga się kilkoma zakosami aż wreszcie osiągnąłem Pyszniańską Przełęcz przez którą przebiega granica. Co ciekawe, wg polskich źródeł ma 1788 m zaś wg słowackich - 1792 m. Wysokość nie jest jednak ważna w porównaniu do pięknych widoków. Przede wszystkim na wprost otwiera się Polska, a dokładniej rzecz ujmując - Dolina Kościeliska otulona wapiennymi utworami. Wzrokowcy na pewno dostrzegą też dach schroniska na Hali Ornak oraz Smreczyński Staw. Ponadto kilka szczytów m. in. Czerwone Wierchy, Kominiarski Wierch oraz Kamienista po prawicy. Nie mogę też pominąć tego co  najważniejsze: Błyszcza i Bystrą a więc kolejne punkty naszej trasy. W rejonie przełęczy znajduje się również (w zależności od warunków) kilka do kilkunastu okresowych stawków. Cała panorama już wtedy wywarła na mnie niemałe wrażenie:

1-6) panorama z Pyszniańskiej Przełęczy, 7) okresowe stawki w rejonie przełęczy
Odcinek od przełęczy do Błyszcza prowadzi główną granią Tatr. Początkowo łagodnie, zaś później coraz stromiej, zakosami, a miejscami drobne kamyczki wręcz osypują się spod nóg. Od tego fragmentu zostałem prywatnym fotografem jednego z uczestników, cykając Mu parę fotek na tle wspaniałych, tatrzańskich krajobrazów. Co najważniejsze, po niespełna godzinie wzniosłem się ponad 350 m w pionie przez co widoki stały się zabójcze. Oceńcie sami:

1-9) panorama z okolic Błyszcza, 10) sypki i kamienisty fragment szlaku
Z kolei Błyszcz do Bystrej to maksymalnie kwadrans i można otwierać piersiówki ze szczęścia. Przyznam szczerze, że w moim odczuciu całe wejście zleciało w metaforycznym mgnieniu oka. Zupełnie inaczej niż przed rokiem, zupełnie inne były też widoki. Wtedy, mogliśmy podziwiać wyłącznie Tatry Zachodnie natomiast teraz to all inclusive. Co prawda najwyższe partie Tatr Wysokich zasłonięte były obłokami jednakże jak na warunki tatrzańskie mieliśmy dziś po prostu szczęście.

1-12) panorama Tatr Zachodnich widziana z Bystrej
Biorąc pod lupę Tatry Zachodnie, sytuacja była ustabilizowana, zakres widoków cały czas najwyższych lotów. W przeciwnym kierunku, stan rzeczy zmieniał się jak w kalejdoskopie. Chmury aktywnie skakały z grani na grań i w ten oto sposób przez chwilę widoczny był Krywań, po czym znów się skrył. Podobnie było jeszcze z Lodowym, Kołowym i Jagnięcym Szczytem. Będąc w prawdzie to aby wychwycić ten jedyny moment musiałbym bez przerwy stać z aparatem gotowym do zrobienia zdjęcia w każdej nanosekundzie. Zdjęcia na Bystrej cykałem jednak jak szalony, toteż w miarę możliwości pragnę zaprezentować jak najobszerniejszą panoramę Tatr Wysokich. 

1-3) panorama Tatr Wysokich z Bystrej, zdjęcie 1 i 3) zostało zrobione o godz. 13:53 zaś nr 2) pochodzi z godz. 14:09
Oprócz zapierających dech w piersiach widoków, uwagę ludzi zwracały pewne dwukołowe sprzęty, które nieoczekiwanie zostały wniesione na najwyższy szczyt Tatr Zachodnich. Mowa tu o rowerach, a ich właściciele w nagrodę mogli zjechać z tej wielkiej i miejscami stromej góry. Przyznam, że dla mnie to nie lada wyczyn i odwaga. Gdy jeden z nich ruszył, popędził kamienistą ścieżką stwarzając przy okazji niebezpieczeństwo dla idących pieszo. Nie był to jednak szaleńczy zjazd, bowiem miłośnik ekstremalnych przygód i tak co kawałek się zatrzymywał.

1-5) zjazdy rowerowe z Bystrej w kadrach
Myślę, że nawet bez spektaklu rowerzystów, aura dostarczała do serca mnóstwa pozytywnych emocji. Cienie obłoków płynące bo trawiastych zboczach - śliczne. Te pejzaże można podziwiać bez końca. Mimo tego, postarajmy się od nich oderwać choć na chwilkę aby przytoczyć dwie krótkie ciekawostki. Jak mówią tatrzańskie przewodniki:
Pod koniec XIX w. odbywano nocne wycieczki na Bystrą, by z wierzchołka podziwiać wschód Słońca. W piśmiennictwie polskim (i zapewne u polskich górali) szczyt zwał się Pyszną. Obecną nazwę wniosły w połowie XIX w. mapy austriackie: "Pyszna bowiem jest halą a nie szczytem". 
1) punkt pomiarowy czyli sam czubek Bystrej na tle Starorobociańskiego Wierchu, 2-3) widok ogólny na Tatry Wysokie
Na Bystrą wdrapałem się jako jeden z pierwszych, a opuściłem ją jako jeden z ostatnich. Nie często zdarza się spędzić w Tatrach tak bajecznie widokową godzinę. W sumie to zostałbym jeszcze trochę jednakże obłoki zaczęły się wyraźnie piętrzyć, zmieniając barwę na szarą. Szczerze mówiąc, to nie za bardzo obchodziło mnie to czy zacznie padać. Już wtedy wiedziałem, że nic tego pięknego dnia zepsuć nie może.

Tymczasem, zaczęliśmy schodzić południowo-wschodnią granią Bystrej zwaną Kobyłą. Aktualnie po lewej stronie mialem Dolinę Kamienistą, a po prawej Dolinę Bystrą. Co ciekawe, ta druga usytuowana jest ponad 300 m wyżej niż pierwsza. Ten swoisty kontrast zwraca uwagę turystów. 

1) Bystre Stawki, 2) Kobyła - południowo-wschodnia odnoga Bystrej
Opłacało się schodzić na końcu, bowiem gdy już mieliśmy zboczyć z grzbietu, zauważyliśmy za kępką kosówki kozicę. Rozpoczęło się wielkie obserwowanie i jeszcze większe łowienie ciekawych ujęć. Zwierzę trzymało się jednak blisko kosówki, a przy każdym zbliżeniu odskakiwało, toteż szczęście miały osoby wyposażone w solidny zoom.


Wąską ścieżką w kształcie serpentyn pośród zielonej trawki zeszliśmy do wysoko usytuowanej Bystrej Doliny. Jej górne piętro, w którym się obecnie znajdowaliśmy podzielone jest na dwa kotły polodowcowe, w których znajdziemy stawki. Morfologią tego miejsca już ponad sto lat temu zachwycali się badacze. Dolina jest też wyjątkowa stroma, bowiem jej spadek wynosi 200 m/km (20%). Tym samym etymologia nazwy tego terenu przestała być dla nas tajemnicą. Tak jak i w przypadku Doliny Kamienistej, szlak prowadzi wśród potoku, który niekiedy tworzy ładne ciągi kaskad.

1-7) na szlaku Bystrej Doliny
Miejscami, wąska ścieżka stawała się błotnista co pod wpływem spadku terenu sprawiało, że musiałem dopieszczać każdy krok. Bez żadnego upadku, powoli zbliżałem się do Tatrzańskiej Magistrali. Co ciekawe, w tamtym rejonie zaczął padać kapuśniaczek, który trwał kilka minut. W takim deszczyku aż miło chodzić. Od Magistrali do końca trasy wedle znaku zostało już tylko 30 minut. W tym czasie minąłem sporo domków letniskowych, które na czas letni zapełniają się złaknionymi odpoczynku biesiadnikami.

Po ok. 3 h od zakończenia szczytowania, dotarłem do drogi asfaltowej skąd pozostał krótki skok do pobliskiej knajpy gdzie stacjonowała większość grupy. Swoją drogą to ciekawe, że przez tak krótki okres czasu wytraciłem prawie 1,5 km wysokości nad poziomem morza.

Autokar przyjechał, pogoda się wydarzyła, cel misji osiągnięty - czego chcieć więcej? Dla takich wypraw chce się żyć!