29 lipca 2013

Garb Tenczyński (Skała Kmity + Dolina Grzybowska)

Dziś postaram się udowodnić, że nie trzeba mieć wolnego dnia ażeby odbyć interesującą wycieczkę. W obliczu galopującego życia pełnego obowiązków warto wyrobić sobie umiejętność organizowania szybkich wypadów za miasto. Lipcowy, a zatem dość długi dzień szczególnie temu sprzyja. Dla mieszkańców Krakowa nie ma więc wymówek. Tym bardziej, iż tuż za granicami miasta rozpościerają się przepiękne tereny Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Będziemy zatem plątać się pośród wapiennych ostańców, a także między legendami i geologią przemierzanego areału. Tym samym ledwie kilkukilometrowy spacer dostarczyć może wielu emocji. 

Makroregion: Jura Krakowsko-Częstochowska (południowy fragment)

Mezoregion: Garb Tenczyński (na zachód od Krakowa)

Trasa: Dolina Rudawy (Skała Kmity MPK) - parking w Dolinie Grzybowskiej Skała Kmity parking w Dolinie Grzybowskiej Dolina Grzybowska Studzienki Siedem Dróg radar "Zapałka"  dawny kamieniołom wapieni - Zabierzów

Pogoda: słoneczna

Głównym bohaterem będzie jegomość zwany Kmitą, którego skała wyrasta wysoko ponad przełom Rudawy. Przebiega tędy droga wojewódzka nr 774, toteż zmotoryzowani dotrą tutaj od strony Zabierzowa lub Balic. Osobiście, polecam też transport autobusami aglomeracyjnymi dzięki czemu nie będziemy musieli wracać w to samo miejsce. Wysiadając na przystanku, wystarczyło cofnąć się kilkadziesiąt metrów by odbić w boczną dróżkę prowadzącą do Doliny Grzybowskiej. Tak mało trzeba było by zostawić za sobą pędzącą cywilizację. Znaleźliśmy się więc na wylocie doliny gdzie znajduje się spory asfaltowy plac obecnie wykorzystywany jako parking dla licznych spacerowiczów oraz biegaczy. Co ciekawe, nie powstał on tam przypadkowo, bowiem tuż obok w oczy rzuca się zamknięta na cztery spusty kubatura opuszczonego budynku, w którym znajdowała się niegdyś restauracja "Kmita". Nie mogliśmy więc liczyć na ciepły posiłek, który w obliczu panujących upałów i tak nie byłby nam potrzebny. Do szczęścia wystarczyła nam więc butelka schłodzonej wody.

Przy parkingu bez problemu odnajdziemy kilka tablic dydaktycznych oraz schemat szlaków do nordic walking. Jest to swoista nowość, z którą do tej pory spotkałem się tylko tu. Znajdowaliśmy się bowiem w obrębie dość bogatej gminy Zabierzów, która od lat inwestuje w infrastrukturę turystyczną. W efekcie powstało kilka znakowanych ścieżek dedykowanym osobom uprawiającym nordic walking.

schemat szlaków do nordic walking w gminie Zabierzów
Nas jednak interesowała Skała Kmity znajdująca się w obrębie rezerwatu o tej samej nazwie. Najlepiej osiągnąć kulminacyjny punkt przemierzając pętelkę, po której prowadzi żółta ścieżka dydaktyczna. W 2013 r. kiedy wędrowaliśmy tymi ścieżkami nie była ona za dobrze oznakowana aczkolwiek istnieje szansa, że teraz jest już z tym lepiej. Co ważne, ledwie po 15 minutach osiąga się szczyt skały. Mimo krótkiej wędrówki, musieliśmy włożyć sporo sił. Nie byliśmy co prawda w górach aczkolwiek nachylenie zbocza najczęściej przypominało klimaty co najmniej beskidzkie. Gdy dodamy do tego lipcowy skwar to okaże się, że nie wcale nie był to taki spacerek. Dodatkowym utrudnieniem okazała się plaga komarów, która tego roku trawiła wszystkie okoliczne lasy. Przy jakimkolwiek postoju, żarłoczne owady od razu dobierały się do naszych skór. 

Skałę Kmity wieńczy Krzyż Grunwaldzki
Krzyż postawiony został 11 czerwca 1911 r. staraniem Koła Pań Szkoły Ludowej z Krakowa na pamiątkę 500. rocznicy zwycięstwa pod Grunwaldem. Ponadto, nieopodal znajduje się kolejna tablica dydaktyczna, z której dowiemy się o legendzie nieodłącznie związanej z tym właśnie miejscem.
Kmita był ubogim, lecz walecznym rycerzem. Razu pewnego przybył do Krakowa aby wziąć udział w turnieju rycerskim. Nikt jednak ze względu na jego ubóstwo nie chciał stanąć z nim w szranki. Aby dać szanse wykazać się Kmicie w boju wypuszczono dzikie zwierzęta. Kmita zwyciężył, jednak odniósł bardzo poważne rany. Został przeniesiony do komnat zamkowych, gdzie opiekowała się nim dworka królewska, Olimpia Bonerówna, córka bogatego bankiera. Szybko zakochali się w sobie, lecz ojciec panny nie był zadowolony z ubogiego stanu rycerza. Postanowił więc ich rozdzielić, zamykając córkę w pałacu pod strażą. Gdy Kmita się o tym dowiedział, podczas burzowej nocy dostał się do pałacu i porwał ukochaną. Rankiem ruszyła pogoń. Koń Kmity uszkodził sobie nogę, przez co nie mogli szybko uciekać. Czując zbliżający się pościg, Kmita wjechał nad urwisko i trzymając ukochaną w ramionach rzucił się w przepaść, a Olimpię oddano do klasztoru.
Inna wersja podania utrzymuje, że oboje uciekając przed pogonią i nie chcąc być schwytanymi rzucili się w przepaść. Legendę przypominają wyryte na skalnej ścianie dwa wiersze:
KTHORY Z WAS PRZYJDZIE THU,
MAJĄC MĘSTWO W OWYM DNIU,
TO I RADOŚĆ MOŻE MIEĆ;
ZASIĘ KTHORY PRZYJDZIE THU,
MA STRAPIENIE W ONYM DNIU,
THO I SPOKÓJ MOŻE MIEĆ.
Powyższą strofę popełnił Adam Gałczyński znany pod pseudonimem Jadam z Zatora. Poniżej znajduje się jednak kolejny wiersz, który dla odmiany napisał Wincenty Pol. Oba teksty zostały wyryte na skalnej ścianie w 1854 roku.
Stanisław Kmita, rycerz orężny
W boju z Tatary, szablą potężny
Ku Bonerównie serce obrócił
I z tej skały w przepaść się rzucił
1515
Czytelna jest data 1515, nawiązująca do pierwotnej, wyrytej ponoć przez samego Kmitę sentencji, która wg XIX-wiecznych przekazów brzmiała:
Sroga miłości mojej moc dręczy duszę. 
Wiara – Bóg – Miłość – Miłość – Miłość – Kmita i Bonerówna – 1515.
Jeżeli sam Kmita popełnił ten napis, to cała legenda zyskuje na autentyczności. Tutaj jednak pewności mieć nie możemy. Faktem jest tylko to, że w 1515 r. Balice stały się własnością Seweryna Bonera (1486 - 1549) - bankiera Zygmunta I Starego, krakowskiego burgrabi, wielkorządcy i żupnika, starosty oświęcimskiego oraz bieckiego, który miał córkę - Zofię. Opisane wyżej inskrypcje na Skale Kmity widoczne są wyłącznie z przebiegającej pod nią szosy. Za naszych czasów były one ledwo widoczne. Teraz natomiast, szczególnie warto się tam wybrać, gdyż w 2016 r. zostały odnowione. Wystarczy zatem udać się wąskim poboczem wzdłuż drogi wojewódzkiej by ujrzeć je na własne oczy. 

1-2) widoki ze Skały Kmity na przełom i dolinę rzeki Rudawy
Na górze spędziliśmy około 30 minut, które spożytkowaliśmy w mniejszej mierze na delektowanie się widokami. Głównym zajęciem okazało się bowiem leżenie, gdyż upał był doprawdy niemiłosierny. Parna atmosfera wycisnęła z nas resztki sił. W związku z tym nie doszukiwaliśmy się skarbów, które kryje rezerwat przyrody "Skała Kmity". Warto jednak wspomnieć, że obejmuje on fragmenty zboczy o łącznej powierzchni prawie 20 hektarów.

22 lipca 2013

Czerwone Wierchy (Krzesanica + Ciemniak)

Dla takich chwil się żyje!
Raj. Tak najkrócej można określić krainę, w której się znaleźliśmy. Wszystko co zastaliśmy na Małołączniaku przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Wycieczka już teraz zyskała miano niezapomnianej choć przecież osiągnęliśmy dopiero jej połowę. Co wspaniałe, w przeciągu kolejnych godzin czekały nas wciąż niezmiernie długie i intensywne szczytowania w oszałamiających krajobrazach. Niech zatem ta retrospekcja będzie kolejnym peanem dla kwintesencji Tatr...

Pasmo: Tatry Zachodnie (rejon Czerwonych Wierchów)

Trasa: Małołączniak (2096 m) Litworowa Przełęcz (2037 m) Krzesanica (2122 m) Przełęcz Mułowa (2067 m) Ciemniak (2096 m) Twardy Grzbiet Chuda Przełączka (1850 m) Dolina Tomanowa Dolina Kościeliska Kiry

Długość tej części trasy: 13,6 km (z Nędzówki niespełna 22 km)

Pogoda: wymarzona

Widoczność: bardzo dobra

Poprzednia część retrospekcji pod linkiem Czerwone Wierchy (Małołączniak) 

Mogliśmy mieć uzasadnione obawy, że przed zachodem Słońca to my z grani nie zdążymy zejść. Skoro na Małołączniaku spędziliśmy grubo ponad godzinę to ile czasu zajmie nam celebrowanie zdobycia Krzesanicy? Nie zapominajmy też o Ciemniaku. Energii do radowania się mieliśmy niespożyte ilości, tylko ten czas - zupełnie jakby wprost odwrotnie proporcjonalny do naszych akumulatorów.

wierzchołek Małołączniaka (2096 m)
szlak wiedzie przez Litworową Przełęcz (2037 m) wprost na Krzesanicę (2122 m)
bajeczne widoki towarzyszyły nam cały czas
Przejście z Małołączniaka na Krzesanicę zajęło nam niespełna 30 minut czyli kilka chwil dłużej niż podają przewodniki. Winą za to mogę obarczyć wyłącznie Tatry Wysokie, które po zmianie kierunku marszu znalazły się za naszymi plecami. Ciężko więc iść do przodu mając takie cuda za sobą. W pewnej chwili nie wiedziałem więc co ze sobą zrobić. Każdy krok w kierunku Krzesanicy sprawiał, że oddalałem się od majestatycznych Tatr Wysokich aczkolwiek z drugiej strony, każdy metr przybliżał mnie do równie pięknych Tatr Zachodnich. Podczas tej wyprawy doświadczyłem tak wiele piękna, że mógłbym je rozdzielić na wiele miesięcy. Tatry, wróćcie z nami do Krakowa!

Czerwone Wierchy (Małołączniak)

Przedsmak widoków!
Cudownie! Zaledwie jeden dzień trwała nasza rozłąka z Tatrami. Po pięknej choć niestety pochmurnej wędrówce w bezpośrednim towarzystwie Tatr Bielskich, dziś nastąpiło nowe rozdanie kart. Skorzystaliśmy z głównej zalety organizacji wypraw na własną rękę tj. dostosowaliśmy termin do aury. Tym samym, dojeżdżając do Zakopanego mieliśmy niemal stuprocentową pewność, że dzisiaj widoków już nie zabraknie...

Pasmo: Tatry Zachodnie (rejon Czerwonych Wierchów)

Trasa: Nędzówka Staników Żleb Wyżnie Stanikowe Siodło (1271 m) Miętusi Przysłop (1189 m) Wyżnia Miętusia Rówień Kobylarz Kobylarzowy Żleb Czerwony Grzbiet Małołączniak (2096 m)

Długość tej części trasy: 8,2 km

Przewyższenie: 1300 m

Czas przejścia: 4 h 30' (wraz z przerwami na zdjęcia, odpoczynki i podziwianie widoków)

Pogoda: wymarzona

Widoczność: bardzo dobra

A plany były piękne i ambitne. Zapragnęliśmy osiągnąć najwyższe partie Czerwonych Wierchów, w których nie było mnie już kilka lat. Ponadto, chcieliśmy wędrować możliwie jak najciekawszymi i jednocześnie najmniej uczęszczanymi szlakami turystycznymi. W efekcie nie pojechaliśmy do Kuźnic, Doliny Małej Łąki czy też Doliny Kościeliskiej ale wysiedliśmy w Nędzówce znajdującej się między wylotami dwóch wspomnianych przed chwilą dolin. Tam czekał na nas krótki szlak czerwony, którym mieliśmy zamiar dotrzeć do Miętusiego Przysłopu.

W kolejnej fazie motywem przewodnim okazała się wspinaczka szlakiem niebieskim przez Kobylarzowy Żleb, gdzie w kilku miejscach ścieżka ubezpieczona jest łańcuchami co niewątpliwie zwiastowało emocjonujące przeżycia. Czerwonych Wierchów przedstawiać naturalnie nie trzeba. Łączą w sobie najpiękniejsze widoki zarówno na Tatry Zachodnie jak i Wysokie. Ich bliskie usytuowanie względem Zakopanego pozwala na odbycie idealnej wycieczki jednodniowej. Po upojnym szczytowaniu zeszliśmy natomiast do schroniska Ornak przez leżącą nieco na uboczu Dolinę Tomanową.

Nie dość, że wędrówka odbyła się w przeważającej większości szlakami nigdy wcześniej przez nas nieodkrytymi to jeszcze wymarzyliśmy sobie osiągnięcie aż trzech dwutysięczników. Nic dziwnego, że wyprawa ta wywołuje u mnie do dziś tajfun emocji. W pewnej chwili ręce zastygły mi nad klawiaturą. Czasem wycieczka okraszona setkami zdjęć okazuje się tak niesamowita, że żadne dodatkowe słowa potrzebne już nie są. Jeszcze jakiś czas temu myślałem, że wyprawa ta nigdy na blogu nie zagości. Dziś na szczęście, z dumą mogę zaprezentować jedną z najpiękniejszych tatrzańskich retrospekcji mego życia.

Wracając zatem do początku, warto wspomnieć, że do Nędzówki dotrzemy każdym busem jadącym w kierunku Doliny Kościeliskiej oraz Chochołowskiej. Pamiętam jak zazwyczaj siedząc w busie miałem otwartą mapę co by nie przegapić swojego przystanku. Gdy trafimy na sympatycznego kierowcę to ten z pewnością da nam o tym znać. Był więc piękny lipcowy poranek, kwadrans po godzinie 9:00. Dzień zapowiadał się wyśmienicie. W drogę! 

tabliczka na początku szlaku
idąc do bram Tatrzańskiego Parku Narodowego za plecami zostawiamy Butorowy Wierch oraz Gubałówkę
wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego
szlak nie jest tu szeroką "autostradą" znaną chociażby z sąsiedniej Doliny Kościeliskiej
urozmaicony szlak, spokojna okolica, magiczna woń lasu, czego chcieć więcej?
przy podejściu na Wyżnie Stanikowe Siodło nie napotkamy stromizn, szlak pnie się raczej łagodnie
im wyżej, tym ścieżka stawała się węższa co najlepiej ukazuje nikłą popularność szlaku
Między Nędzówką a Wyżnim Stanikowym Siodłem trzeba pokonać ponad 300 m przewyższenia. Choć szlak do stromych nie należy to jednak nie jest to odpowiedni trakt dla turystów w klapkach bądź kozaczkach. Ponadto, na Miętusim Przysłopie nie ma żadnego schroniska ani nawet budki z piwem. Dodając do tego sąsiedztwo Doliny Kościeliskiej, która gromadzi lwią część ruchu to możemy być pewni, że nawet w szczycie sezonu jest tutaj spokojnie. Nie jest to jednak wbrew pozorom szlak pozbawiony atrakcji, a możliwość odosobnienia to niejedyny jego atut. Odkryliśmy przeto miejsca, z których podziwiać można pasmo Gubałówki. Co więcej, widoczność była na tyle dobra, że zza Gubałówki wyłonił się długi, beskidzki wał, którym okazały się Gorce. Gdybyśmy więc mieli lornetkę to bez najmniejszego problemu wyłapalibyśmy Turbacz oraz Lubań. Właśnie, lornetka... Chyba łatwiej przyjdzie nam zorganizować wyjazd w Alpy niż kupić lornetkę. Pozostało zatem wytężyć wzrok by jak najwięcej dostrzec.

wylot Doliny Małej Łąki, za nią Gubałówka (z wieżą), a na ostatnim planie grzbiet Gorców
ostry wierzchołek po lewej to nic innego jak Giewont (1895 m)
rzut oka na Czerwone Wierchy w trakcie zejścia z Wyżniego Stanikowego Siodła do Przysłopu Miętusiego
drugi rzut oka na Czerwone Wierchy w trakcie zejścia z Wyżniego Stanikowego Siodła do Przysłopu Miętusiego
na ostatnim planie po prawej: Kominiarski Wierch (1829 m)
Przysłop Miętusi w niemal całej okazałości, widoczny węzeł szlaków
Dotarcie do przełęczy zajęło nam około 70 minut. Gdyby nie to, że byliśmy dopiero na początku trasy to chętnie zapuściłbym tu korzenie na dłużej. Przysłop Miętusi to kapitalne miejsce by wyłożyć się na trawce, złowić brąz na twarzy i w pełni delektować się tatrzańską przyrodą. Zwłaszcza dziś kiedy dodatkowo dopisały pejzaże. Warto zwrócić oblicza na kierunek zachodni, gdyż mamy tam wyłożony jak na dłoni masyw Kominiarskiego Wierchu. Wyglądał on jednak zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Do tej pory byłem zaznajomiony z Kominiarskim ale tylko od strony Polany Chochołowskiej, nad którą wyrasta swą charakterystyczną sylwetką. Teraz wydawał się trochę niepozorny choć gdy tylko Słońce wyjrzało zza chmur to oświetlone wapienne ściany wywierały spore wrażenie.

20 lipca 2013

Tatry Bielskie (Dolina Zadnich Koperszadów)

Na ten dzień czekaliśmy z ogromną niecierpliwością. To miała być nasza pierwsza wyprawa w Tatry Bielskie w życiu. Nie da się ukryć, że po kilku latach wędrówek, poznałem Tatry na tyle dobrze, że w tym roku poszczególne wyprawy dobierałem według klucza miejsc, do których jeszcze nie zawitałem. W związku z tym czuliśmy, że dziś odkryjemy zupełnie nowy świat.

Pasmo: Tatry Bielskie

Cel: Inauguracja tatrzańskich wędrówek w 2013 r.


TrasaHotel Magura Mąkowa Dolina (słow. Monkova dolina) Dolina Bielskiego Potoku (słow. dolina Bielej) Rozdroże pod Ptasiowską Rówienką (słow. Monkova dolina Rázcestie pod Ptošovskými Turňami) (940 m) Dolina do Regli (słow. dolina Riglaného potoka) Szeroka Dolina (słow. Široká dolina)  Szeroka Przełęcz Bielska (słow. Široké sedlo) (1826 m) Szalony Przechód (słow. Vyšné Kopské sedlo) (1933 m) Przełęcz pod Kopą (słow. Kopské sedlo) (1750 m) Wyżnia Przełęcz pod Kopą (słow. Predné Kopské sedlo) (1778 m) Przełęcz pod Kopą Dolina Zadnich Koperszadów (słow. Zadné Meďodoly)  Polana pod Muraniem (słow. Poľana pod Muráňom) Jaworzyna Tatrzańska (słow. Tatranská Javorina)

Długość trasy: 16 km

Pogoda: pochmurna, bezdeszczowa 

Widoczność: słaba

Tatry Bielskie podziwialiśmy dziesiątki razy. Choć stanowią mały procent całej powierzchni to są na tyle charakterystyczne, że doskonale widać je z wielu beskidzkich szczytów. Szczególne wrażenie wywierają podczas jazdy Drogą Wolności kiedy ich ogrom i majestat wręcz hipnotyzują. Byłem więc przyzwyczajony do ich kształtu i doskonale wiedziałem, że tutaj rządzi król Hawrań (2152 m) z królową Płaczliwą Skałą (2142 m). Oba szczyty chylą się ku sobie, toteż wyglądają jak para kochanków. 

Do tej pory zawsze mijaliśmy słowacką miejscowość Ździar kierując się zazwyczaj ku Szczyrbskiemu Jezioru lub Smokowcom. Dziś, autokar w centrum miejscowości skręcił w prawo i podwiózł nas niemal pod samą granicę słowackiego parku narodowego (TANAP). 
Ździar należy do klejnotów Słowacji. Kusi wspaniałymi krajobrazami i licznymi punktami noclegowymi. Pierwsza pisemna wzmianka o miejscowości pochodzi z 1590 r. kiedy to mieszkańcy zajmowali się drwalnictwem, wypalaniem węgla drzewnego i pasterstwem. Leży na wysokości 820-2152 m. n.p.m. w Rowie Podtatrzańskim. Otaczają ją od północy Magura Spiska, a od południa Tatry Bielskie.
Hotel Magura




Po wyjściu z autokaru oceniliśmy aurę, w jakiej przyszło nam się wspinać. Wakacyjnie niestety nie było. Od pewnego pułapu, wszechświat skrywały gęste, szare chmury, toteż najważniejsze wierzchołki Tatr Bielskich nie odkryły się przed naszymi oczami oraz obiektywami. Pozostawała zatem nadzieja, że dynamicznie zmieniająca się aura pozwoli u góry ujrzeć coś więcej niż tylko czubek własnego nosa. 

Swoją drogą, dziwne to było poczucie mieć pewność, iż nie zdobędziemy dziś żadnego szczytu. Najwyższym punktem wyprawy okazał się bowiem Szalony Przechód mierzący 1933 m. n.p.m. W jego sąsiedztwie znajdują się jeszcze dwie przełęcze (Szeroka Przełęcz Bielska oraz Przełęcz pod Kopą) przez które prowadzi czerwony szlak. Gdy jednak rozłożymy mapę to okaże się, że inaczej być po prostu nie mogło. Szlak przez Szeroką Przełęcz do Doliny Białych Stawów to w praktyce jedyna możliwość przejścia w poprzek Tatr Bielskich. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu było zdecydowanie więcej możliwości wycieczek. O tym jednak gdzie się kiedyś chodziło, a teraz już nie można, opowiemy w dalszej części retrospekcji. 

1-5) w Dolinie do Regli
Tymczasem po minięciu rozdroża pod Ptasiowską Rówienką, na dobre rozpoczęliśmy podejście. Choć nie wzniesiemy się dziś ponad 2000 m n.p.m. to jednak do pokonania mamy okrągły tysiąc metrów w pionie, a to już musi budzić respekt. Początkowo szeroka ścieżka, w dalszej fazie staje się bardziej urozmaicona. W pewnych momentach dolina staje się bardzo wąska, a szlak kamienisty, toteż w razie opadów należy zachować szczególną ostrożność.

1-5) wybrane atrakcje szlaku prowadzącego przez Tatry Bielskie
Mimo gęstej kołdry chmur unoszącej się nad głowami, pewnych atrakcji aura zabrać nam nie mogła. Jedną z nich jest wodospad, przez który woda przelewała się rachitycznie niczym maleńka wstęga. Ów próg doliny to dość charakterystyczny widok, który towarzyszył nam przez dłuższą chwilę. Podobnie jak niezliczone ilości gatunków kwiatów. W tym miejscu warto odpowiedzieć na pytanie, kiedy najlepiej wybrać się na szlak prowadzący przez Tatry Bielskie. Późną wiosną - to jedna z najlepszych odpowiedzi. Dlaczego? Otóż wtedy będziemy mogli delektować się górską halą, która w rzeczywistości zamieni się w barwną i ukwieconą łąkę. Miłośnicy tej części przyrody z pewnością nie będą się nudzić. My niestety na konkretnych gatunkach się nie znaliśmy, toteż poprzestaliśmy na przyglądaniu się co ciekawszym okazom.