22 sierpnia 2011

Ukraina: Czarnohora (Howerla)

Howerla – ukraińskie Rysy czyli retrospekcja poświęcona wyprawie na najwyższy szczyt naszych wschodnich sąsiadów.

Pasmo: Czarnohora

Administracyjnie: obwód iwanofrankiwski (zachodnia Ukraina)

Trasa: Parking pod Płasem - Zaroślak Plecy Howerla (2061 m)  Mała Howerla (1762 m)  Zaroślak - Parking pod Płasem

Pogoda: wspaniała

Widoczność: wspaniała

Jak Karpaty wielkie i rozległe tak ich ukraińska część dziewicza i odludna. Od tej reguły jest jednak jeden wyjątek. Nie byle jaki – najwyższy ukraiński wierzchołek będący niemalże symbolem narodowym. W przeciwieństwie do innych szczytów, na Howerlę każdego letniego dnia wchodzi nawet kilkaset osób. Gdy zaś najdzie weekend możemy mówić już o prawdziwym zatrzęsieniu turystów. Zatem zawsze napotkamy się tam ludzi i zazwyczaj jest to mieszanka z całego świata.

Ogólnie rzecz biorąc to coś mi się przypomniało. Oglądałem na Youtube urywek ciekawego teleturnieju „Czy jesteś mądrzejszy od 5-klasisty?”, w którym padło pytanie o najwyższy szczyt Beskidów. Uczestnik naturalnie poległ, co nikogo nie może dziwić. Mały procent Polaków zna odpowiedź na to pytanie, a jeśli już to najczęściej słyszanym odzewem będzie Babia Góra. Dla formalności podam, że jest to błędna odpowiedź, bo chodzi tutaj o najwyższy Beskidów a nie polskich Beskidów, a poprawną odpowiedzią jest właśnie Howerla. Stawiam zatem w ciemno, że zaledwie setny ułamek z tych kilku procent wpadnie na to, że Beskidy mogą się ciągnąć również na terenie Ukrainy. Myślę, że jest to interesująca ciekawostka.

Co więcej, Czarnohora zaliczana jest do Beskidów Połonińskich a zatem jak sama nazwa podpowiada, w najwyższych jej partiach rozkoszować się będziemy łąkami alpejskimi. Moim zdaniem jest to najlepsza reklama tego pasma górskiego.

Autokar ruszył w pięknym Słońcu już o 7:40 czasu ukraińskiego. Teoretycznie, miał do pokonania nie więcej jak 40 km ale biorąc pod uwagę infrastrukturę jechaliśmy prawie 1,5 h. Im bliżej Howerli, tym droga była gorsza. Po drodze podziwialiśmy piękne cerkwie w stylu huculskim a mijając Worochtę natknęliśmy się nawet na kompleks skoczni narciarskich.


Pierwszy postój nastąpił w Zawoleji. Nazwa tej miejscowości pochodzi od rumuńskiego zavoiu co w wolnym tłumaczeniu oznacza zarośla ciągnące się na brzegu rzeki co rzeczywiście by się zgadzało. Tam przekroczyliśmy granicę Karpackiego Parku Narodowego a zatem należało uiścić odpowiednią opłatę. Po opuszczeniu bramki wjazdowej, z każdym metrem jechaliśmy coraz wolniej. Kamienista droga nie pozwalała rozwinąć skrzydeł. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się w środku gęstego lasu po czym opuściliśmy pojazd. W głąb doliny jechać już się nie dało – wyzwaniu temu sprostają tylko samochody z naprawdę wysokim zawieszeniem.


Ruszyliśmy dalszą drogą, która zaprowadziła nas do Zaroślaka. Na Howerlę można dojść od wielu stron jednakże to Zaroślak jest właśnie takim miejscem skupiającym turystów. Mniej więcej coś jak Kuźnice z Kalatówkami dla Giewontu. W okresie międzywojennym miejsce to znajdowało się w granicach ówczesnej Polski i co ciekawe zostało tu wybudowane schronisko turystyczne mogące pomieścić nawet 150 osób. Życie turystyczne zatem kwitło, jednakże wszystko przerwała wojna – obiekt spłonął i nie został odbudowany. Dopiero w latach 70. XX wieku powstał tu budynek funkcjonujący dziś jako tzw. turbaza. W jej otoczeniu znajduje się pole biwakowe i punkt służby górskiej.

Dochodząc na miejsce zastałem kilkanaście kramów, w których czekało pożywienie oraz wiele pamiątek. Szczerze mówiąc bardzo mnie to zdziwiło. Żeby zaś nie było wątpliwości to kontynuując zabawę w etymologa dodam, że nazwa Zaroślak pochodzi od ukraińskiego zarosli czyli po prostu zarośla.


Znajdowaliśmy się u źródeł potężnej rzeki – Prutu, która „rodzi się” w zboczach Howerli. W Zaroślaku początek bierze kilka szlaków turystycznych wyznaczonych tak jak w przypadku Gorganów – na świeżo – zaledwie kilka lat temu. Wybraliśmy najkrótszy wariant tj. szlak niebieski. Wchodząc już bezpośrednio do lasu w oczu rzucił mi się brak trawy. Nie był to jednak objaw złej gleby. Trawa owszem była, ale w promieniu kilkunastu metrów na lewo i prawo co oznacza, że rzeczywiście uczęszcza tamtędy mnóstwo turystów.

Zaskakująco szybko opuściliśmy sferę lasów. Mimo pokonania zaledwie kilku kilometrów, moje plecy były mokre od potu, a przecież właśnie wkraczaliśmy na odkrytą przestrzeń, gdzie czyhał na nas pan upał.


Coś ciężko mi się piechurkowało, czyżbym odczuwał skutki wczorajszego dnia? Powoli i mozolnie stawiałem kroczki patrząc z wyczekiwaniem ku górze. Warto przy tym dodać, że w ciągu zaledwie 4 km przebyliśmy ok. 800 metrów przewyższenia, toteż w pewnym momencie zrobiło się naprawdę stromo. Co kilkanaście sekund robiłem sobie krótkie postoje na odpoczynek aby móc podziwiać okolice, które z każdą chwilą robiły coraz większe wrażenie.

1-4) w trakcie podejścia na Howerlę
Gdy wydawało mi się, że wierzchołek tuż-tuż, nagle okazało się, że za nim schowała się następna góra – o wiele wyższa i cięższa. Zamiast Howerli, zdobyłem zatem dopiero jej Plecy. Można ująć, że to sparaliżowało moje nogi, toteż usiadłem sobie na wystającym kamieniu i przez kilkanaście minut wpatrywałem się w Gorgany dostrzegając szczyty zdobyte dnia poprzedniego. Było jak w bajce – dookoła otaczało mnie czyste i nieskazitelne piękno.

1-5) czarnohorskie widoki
Po zebraniu w sobie sił, postanowiłem kontynuować wspinaczkę. Teraz już naprawdę widziałem wierzchołek Howerli i nie było w tym już żadnych kruczków ani gwiazdek ani nawet smsa nie musiałem wysyłać.

Zawsze wydawało mi się, że gdy oczy widzą cel to nogi automatycznie szybciej dreptają. Tamtego dnia stało się coś odwrotnego. Zbliżało się samo południe, toteż zamiast przyspieszyć, zwolniłem. W efekcie jako jeden z ostatnich mogłem szczytować na najwyższym szczycie Ukrainy.

Nastąpiła jedna z najwspanialszych górskich chwil w moim życiu. Moje oczy nigdy nie widziały tak wspaniałej panoramy – rozległej i pełnej niezwykłości. Spoglądając w kierunku północnym w oczy rzucało się kilkadziesiąt szczytów Gór Pokucko-Bukowińskich. Wędrując w kierunku zachodnim, następne w kolejności były Góry Hryniawskie, później urzekał cały kilkunastokilometrowy łańcuch Czarnohory. Następne w kolejności były Góry Czywczyńskie znajdujące się tuż przy granicy z Rumunią. Widać zatem, że zbliżamy się ku południu. Tam czekały na nas już Góry Rodniańskie z najwyższym Pietrosem Rodniańskim mającym aż 2303 m. To nie koniec rumuńskich Karpat. Dalej objawiały się Góry Marmaroskie, a za nimi majaczyły gdzieś pasma, o których nigdy w życiu nie słyszałem tj. Góry; Cyblesz, Gutyj oraz Ouasz. Powracając na Ukrainę, w kierunku wschodnim widoczny był cały Świdowiec zaś zmierzając z powrotem do północy podziwiać mogłem rozległe Gorgany. Tak z grubsza to w skład tej panoramy wchodzi kilkaset szczytów, toteż bez dwóch zdań Howerla jest naprawdę wyjątkową górą.

1) finalne podejście pod Howerlę, 3) na pierwszym planie widoczne Plecy Howerli, 5) wierzchołek Howerli
Teraz następuje fundamentalne pytanie, jak to wszystko ogarnąć? Na dobrą sprawę, człowiek mógłby tu siedzieć i pół dnia a czasu niestety za dużo nie mieliśmy. Moje oczy z wielką radością zaczęły eksplorować poszczególne pasma. Moją uwagę zwróciły szczególnie Karpaty rumuńskie. Kto wie, może kiedyś tam zawitam – z ukraińskiej perspektywy wyglądały całkiem zachęcająco.

1-12) panorama 360° z Howerli
Jako, że nigdy nie byłem w Bieszczadach, czarnohorskie połoniny zaimponowały mi z dwukrotnie większym impetem. Kilkugodzinna wędrówka odkrytymi połoninami w objęciach takich pejzaży to istotnie wyższy poziom wtajemniczenia. Gdy dodamy do tego błękit nieba oraz wiatr skutecznie zwalczający panujący skwar to mówić możemy o karpackim Edenie. Czarnohora stała się dla mnie czymś więcej niż tylko kolejnym pasmem górskim. Żadne przymiotniki nie oddadzą tego co tam ujrzałem.

Na wierzchołku, zgodnie z zapowiedziami spotkaliśmy sporo osób. Oprócz nich, dojrzałem także kamienny obelisk, maszt z poprzyczepianymi flagami, katolicki krzyż pod którym turyści zostawiają sporo monet oraz pamiątkową tablicę z napisem – w języku ukraińskim oczywiście – Na Howerli zebrana ziemia Twoja, Ukraino!. Sam szczyt zaś znajduje na granicy obwodu iwanofrankiwskiego oraz zakarpackiego. Przebiegała tędy również granica polsko-czechosłowacka w okresie międzywojennym.

Na początku retrospekcji napisałem, że Howerla jest swoistym symbolem narodowym. Czas rozwinąć tę myśl. Usamodzielnienie się Ukrainy na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku świętowane jest właśnie na najwyższym jej wierzchołku. Prawdziwe tłumy gromadzą się zazwyczaj dwa razy do roku: w rocznicę podpisania Deklaracji o państwowej suwerenności (16 VII 1990 r.) oraz w rocznicę Deklaracji niepodległości (24  VIII 1991 r.).

1-5) "zagospodarowanie" Howerli
Gdy udokumentowałem całą panoramę, nastał moment na skromny i suchy obiadek. Gdy już zabierałem się do spożycia okazało się, że nastał czas by opuścić Howerlę, toteż wszystko musiałem wykonać w pośpiechu. Po chwili okazało się, że moja eksploracja poniekąd uratowała grupę, ponieważ dzięki niej wiedziałem co w którym kierunku się znajduje. Zmierzam do tego, że gdy zaczęliśmy już schodzić moją uwagę zwrócił fakt, iż nie kierowaliśmy się w stronę Zaroślaka. Jako, że znajdowałem się na tyłach grupy, a zamek miał kontakt z przodem za pomocą krótkofalówki, przekazałem mu swoje spostrzeżenia. W efekcie grupa została zawrócona i szczytowaliśmy na Howerli po raz drugi.

Gdy ekipa zaczęła schodzić już prawidłową ścieżką, zarzuciłem ostatni raz wzrok na urzekającą panoramę. Patrząc w kierunku północno-zachodnim, zastanawiałem się czy któraś górka ledwo, ledwo wystająca na horyzoncie nie należy przypadkiem do polskich Bieszczadów. Po wnikliwej analizie, stwierdzam jednak, że z najwyższego wierzchołka Ukrainy, obecnej polskiej ziemi się nie dostrzeże choć warto podkreślić, że między Howerlą a Krakowem w linii prostej jest ok. 400 km.

Tak żal było opuszczać Howerlę. Chęć pozostania w dotychczasowym miejscu rozpalała moją duszę. W pewnej chwili, kiedy łapałem – wciąż jeszcze – rozległe widoki Gorganów, „zamek” musiał mnie poprosić o szybsze schodzenie.

Po pokonaniu stromizny, znaleźliśmy się na wypłaszczeniu będącym Małą Howerlą. Rzec można – idealna lokalizacja do kolejnego odpoczynku i rozkoszowania się alpejskimi łąkami. Co ciekawe, wypatrzyliśmy na zboczach Howerli pasące się krowy. Jak one tam wlazły?!


Mała Howerla zapisała się w mojej pamięci także jako miejsce bardzo sympatycznego zdjęcia grupowego, na którym wszyscy w geście triumfu i chwały unieśliśmy swoje kije turystyczne ku górze.

W pewnej chwili naszą radość zastąpiła chwila refleksji. Otóż na Małej Howerli usytuowana jest płyta nagrobna z wizerunkiem dwojga młodych ludzi, którzy zginęli tutaj tragicznie dnia 1 stycznia 2009 roku. Co ważne, ich katastrofa nigdy nie zostanie zapomniana, ponieważ co jakiś czas, przechodzący tamtędy turyści zostawiają kwiaty bądź zapalają znicze.



Słonko coraz mocniej przypiekało, toteż wejście w pasmo kosodrzewiny było dla mnie prawdziwym zbawieniem. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio miałem tak bardzo rozgrzaną twarz oraz kark. Póki co, boleśniejszych oznak braku użycia kremu z filtrem nie uświadczyłem.

Mimo postępu dnia i zbliżania się już do mety dzisiejszej wycieczki, wciąż mijaliśmy sporo turystów – nieraz były to całe rodziny z dziećmi. Warto przy tym podkreślić, że Howerlę zdobyliśmy w poniedziałek. Ciekaw jestem czy gdyby była to sobota bądź niedziela to czy znaleźlibyśmy choć skrawek wolnego miejsca na szczycie.



Po wejściu do lasu, ambrozją dla mnie był tamtejszy strumyk. Schłodzenie rozgrzanego ciała przyniosło mi znaczącą ulgę. Zaroślak z kolei stał się dla nas istnym sklepem spożywczym. Prawdziwym hitem było piwo w plastikowej butelce o pojemności 1,1 albo 1,2 l, które kosztowało mniej więcej tylko co polskie puszkowe o poj. 0,5 l. Co więcej, wszyscy obficie je zachwalili toteż od tej pory Zaroślak będzie mi się już zawsze kojarzył ze stacją benzynową, a ściślej rzecz ujmując – tankowaniem do pełna. Nie ma się jednak czemu dziwić, ponieważ skwar wycisnął z nas siódme poty, a uzupełnianie płynów jest rzeczą niezwykle istotną.

Pozostawało już jedynie dojście do autokaru. Ten ostatni odcinek pokonywałem w samotności ludzkiej. Dlaczego ludzkiej? Otóż nie do końca byłem sam, ponieważ przewałęsał się do mnie sympatyczny piesek, który nie odstępował mnie ani na krok. Niestety nie miałem już żadnego pożywienia a i zaserwowanie mu choćby kapki wody też było misją niewykonalną. Ostatecznie czworonogi towarzysz zostawił mnie tuż przed autokarem, przerzucając się prawdopodobnie na innych turystów.


Nareszcie powróciliśmy do pensjonatu o przyzwoitej porze, dzięki czemu w końcu mogłem się spokojnie rozpakować. Jak do tej pory Ukraina uraczyła nas wspaniałą, letnią i upalną pogodą. W związku z tym zapasy H2O błyskawicznie topniały przez co koniecznie musiałem je uzupełnić. Na całe szczęście w naszym ośrodku znajdował się słabo zaopatrzony sklep. Można powiedzieć, że przez ten tydzień Polacy zostawili w nim mnóstwo hrywien wykupując oprócz wody, także sporo owoców, słodyczy oraz przede wszystkim tani alkohol. Gdy udałem się po niezbędne produkty okazało się, że woda mineralna była już na wykończeniu. Zostało zaledwie kilka półlitrowych butelek. O większych pojemnościach można było tylko pomarzyć. Ekspedientka zaś podliczała rachunki za pomocą liczydła. Czy ktoś wyobraża sobie taki widok w Polsce?

W tym miejscu przychodzi kolej na kolejne podsumowanie. Szczerze mówiąc, mógłbym skopiować odpowiedni fragment z poprzedniej retrospekcji, ponieważ wycieczka na Howerlę będzie kolejną szczególną eskapadą pozostającą w mej pamięci na długi okres. Tak jak podkreśliłem wyżej, do dnia dzisiejszego widoki z Howerli są i będą najwspanialszymi jakich zaznałem. Coś czuję, że muszę chyba wybrać się na Łomnicę bądź Gerlach żeby przebić ten olśniewający efekt albo chociaż żeby na Rysach nie było burzy z gradem tak jak latem 2009 roku. W każdym razie wieczorem, 22 sierpnia 2011 r. pozostawałem w stanie pełnego zachwytu i swoistej euforii aż trudno mi uwierzyć, że skumulowało się tyle pozytywnie cudownych wrażeń. Takie powinny być każde wakacje!

A o wydarzeniach z dnia następnego, który w niczym nie ustępował wydarzeniom powyżej opisanym przeczytacie już teraz pod linkiem --> Czarnohora (Pop Iwan)

3 komentarze:

  1. Hejka
    Świetnie się czyta Twoje opisy z eskapad Właśnie jadę z Kraka w stronę Czarnohory Pozdrowienia z drugiej strony Błoń Bogdan :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za miłe słowa! Życzę słonecznej pogody i niezapomnianych wrażeń! A tak w głębi duszy to bardzo Ci zazdroszczę. Dużo bym dał aby wrócić do Czarnohory. To jeden z najpiękniejszych zakątków Karpat!

      Udanego wypadu :)

      Usuń
  2. Właśnie ruszam z Krzyworówni na Howerlę. Zaczynamy w Zaroślaku. Idziemy zainspirowani twoim opisem. Jest słonecznie więc liczę na piękne widoki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania =)