Ostatni dzień spędzony w majestatycznych Beskidach Połonińskich zapisał
się obficie w pamięci aparatu fotograficznego. Coś mi się wydaje, że bez
kilkudziesięciu dodanych zdjęć się nie obędzie. To oznacza tylko jedno –
następny fantastyczny dzień w najwyższym paśmie Ukrainy.
Zanim jednak o wydarzeniach z trasy, spostrzegawczy zauważyli, że gdzieś zaginął 25. dzień sierpnia. Nieprzypadkowo, ponieważ tego dnia sobie po prostu odpuściłem. Po wydarzeniach z Pietrosa, moje buty były doszczętnie mokre przez co nawet intensywne, wieczorne suszenie nie pomogło.
Wstając o poranku zjadłem śniadanko po czym wróciłem do pokoju i ległem w pościeli. Po kilku następnych sekundach spałem już jak kamień. Oznaką zmęczenia niech będzie fakt, że spałem niemal do 13. godziny.
Z perspektywy czasu, muszę przyznać, że popełniłem niewybaczalny błąd nie decydując się na udział w kolejnej wyprawie. Grupa zaliczyła bowiem Kostrzycę, skąd wedle wielu, rozpościerają się najpiękniejsze widoki na Czarnohorę. Widząc zdjęcia z tej eskapady, mogłem tylko otworzyć szeroko usta ze zdumienia i jednocześnie rozczarowania swoją postawą. Połoniny, bezchmurne niebo i cudowne słońce – nic dodać, nic ująć.
25. dzień sierpnia przyniósł także szczęśliwy powrót synów marnotrawnych. Z opowieści innych, dowiedziałem się, że gdy autokar ruszał o poranku w podróż, z naprzeciwka wyłoniła się znajoma trójka, której tak bardzo nam brakowało. Wszyscy odetchnęli z ulgą…
Reszta dnia minęła mi już na spacerach po Polanicy oraz szeroko pojętym, wakacyjnym „nic nie robieniu”. Co zaś przyniósł przedostatni dzień ukraińskiego snu? O tym poniżej.
Kraina: Huculszczyzna
Administracyjnie: obwód iwanofrankiwski (zachodnia Ukraina)
Pasmo: Czarnohora (Beskidy Połonińskie)
Trasa: Parking pod Płasem – Maryszewska – Szpyci Rebra (2001 m) Szpyci Przełęcz Turkulska Jez. Niesamowite Zaroślak Parking pod Płasem
Pogoda: cudowna
Widoczność: bardzo dobra
Autokar zawiózł nas w znajome miejsce. Ponownie znaleźliśmy na drodze prowadzącej do Zaroślaka. Zacząłem już dreptać w jego kierunku, aż tu nagle przewodnik wchodzi w zagajnik i pokazuje aby iść za nim. Wkroczyliśmy tym samym w gęsty las, podążając dziką oraz nieoznakowaną ścieżką.
Chwilę w nim brnęliśmy, przedzieraliśmy się niekiedy przez powalone drzewa jednakże nagrodą było pierwsze zetknięcie się z połoninami. Po prostu bajka! Szerokie łąki zaś w ich tle dumnie wznoszący się grzbiet Czarnohory. Patrząc na poniższe zdjęcia, wszelkie apoteozy przestają być potrzebne.
Salwy zachwytu ustały wraz z ponownym wkroczeniem w regiel. Spotkaliśmy tam biwakujących przy namiocie turystów mających w koszyku mnóstwo grzybów. Wymiana kilku uprzejmości zaowocowała kontynuacją marszu.
Następne wybicie ponad granicę lasu sprawiło, iż piękne widoki oczarowały nasze umysły. Gdzie bym się nie obejrzał, tam było coś urzekającego. Tu Howerla, tam Gorgany, a przecież jak zawsze, z każdym krokiem pejzaże stawały się rozleglejsze.
Pierwsze szczytowanie nastąpiło na szczycie o nazwie Szpyci. Nazwa pochodzi od ukraińskiego słowa o tym samym brzmieniu oznaczającego szpice. Nawiązuje do ostrych grzęd skalnych znajdujących się pod wierzchołkiem. Jak na Beskidy – widok niecodzienny.
Tym samym znaleźliśmy znów na międzywojennej granicy polsko-czechosłowackiej. Oprócz słupków granicznych, jedynymi śladami cywilizacji były zniszczone drogowskazy turystyczne. Gdyby o nich zapomnieć przed sobą mielibyśmy wyłącznie połoniny. Czysta, nieskazitelna natura oraz widoki aż po horyzont.
W związku z palącym Słońcem, wszyscy tankowali wodę niemalże całymi litrami. Szpyci nie były też Mount Everestem naszych ambicji, toteż wybraliśmy się w niedługi spacer ku pobliskiej Rebrze. Po kilkunastu minutach, z dumą mogliśmy przekroczyć granicę 2000 metrów nad poziomem morza. Rebra pochodzi od ukraińskiego rebro tj. żebro. Nawiązuje ona do odkrytych warstw piaskowcowych, wyróżniających się na stokach góry. Na wierzchołku nastąpiło obowiązkowe, grupowe zdjęcie zaś po chwili niemal każdy siadał sobie na słupku z 1920 roku robiąc fotografie solowe na tle najwyższych szczytów Ukrainy.
Z kłuciem w sercu musiałem udać się w dalszą podróż. Takich widoków
łatwo się nie zostawia. Oprócz Zakarpacia i Pokucia, nawet Karpaty
Rumuńskie wyłoniły się gdzieś w oddali.
Zanim jednak o wydarzeniach z trasy, spostrzegawczy zauważyli, że gdzieś zaginął 25. dzień sierpnia. Nieprzypadkowo, ponieważ tego dnia sobie po prostu odpuściłem. Po wydarzeniach z Pietrosa, moje buty były doszczętnie mokre przez co nawet intensywne, wieczorne suszenie nie pomogło.
Wstając o poranku zjadłem śniadanko po czym wróciłem do pokoju i ległem w pościeli. Po kilku następnych sekundach spałem już jak kamień. Oznaką zmęczenia niech będzie fakt, że spałem niemal do 13. godziny.
Z perspektywy czasu, muszę przyznać, że popełniłem niewybaczalny błąd nie decydując się na udział w kolejnej wyprawie. Grupa zaliczyła bowiem Kostrzycę, skąd wedle wielu, rozpościerają się najpiękniejsze widoki na Czarnohorę. Widząc zdjęcia z tej eskapady, mogłem tylko otworzyć szeroko usta ze zdumienia i jednocześnie rozczarowania swoją postawą. Połoniny, bezchmurne niebo i cudowne słońce – nic dodać, nic ująć.
25. dzień sierpnia przyniósł także szczęśliwy powrót synów marnotrawnych. Z opowieści innych, dowiedziałem się, że gdy autokar ruszał o poranku w podróż, z naprzeciwka wyłoniła się znajoma trójka, której tak bardzo nam brakowało. Wszyscy odetchnęli z ulgą…
Reszta dnia minęła mi już na spacerach po Polanicy oraz szeroko pojętym, wakacyjnym „nic nie robieniu”. Co zaś przyniósł przedostatni dzień ukraińskiego snu? O tym poniżej.
Kraina: Huculszczyzna
Administracyjnie: obwód iwanofrankiwski (zachodnia Ukraina)
Pasmo: Czarnohora (Beskidy Połonińskie)
Trasa: Parking pod Płasem – Maryszewska – Szpyci Rebra (2001 m) Szpyci Przełęcz Turkulska Jez. Niesamowite Zaroślak Parking pod Płasem
Pogoda: cudowna
Widoczność: bardzo dobra
Autokar zawiózł nas w znajome miejsce. Ponownie znaleźliśmy na drodze prowadzącej do Zaroślaka. Zacząłem już dreptać w jego kierunku, aż tu nagle przewodnik wchodzi w zagajnik i pokazuje aby iść za nim. Wkroczyliśmy tym samym w gęsty las, podążając dziką oraz nieoznakowaną ścieżką.
Chwilę w nim brnęliśmy, przedzieraliśmy się niekiedy przez powalone drzewa jednakże nagrodą było pierwsze zetknięcie się z połoninami. Po prostu bajka! Szerokie łąki zaś w ich tle dumnie wznoszący się grzbiet Czarnohory. Patrząc na poniższe zdjęcia, wszelkie apoteozy przestają być potrzebne.
Salwy zachwytu ustały wraz z ponownym wkroczeniem w regiel. Spotkaliśmy tam biwakujących przy namiocie turystów mających w koszyku mnóstwo grzybów. Wymiana kilku uprzejmości zaowocowała kontynuacją marszu.
Następne wybicie ponad granicę lasu sprawiło, iż piękne widoki oczarowały nasze umysły. Gdzie bym się nie obejrzał, tam było coś urzekającego. Tu Howerla, tam Gorgany, a przecież jak zawsze, z każdym krokiem pejzaże stawały się rozleglejsze.
Pierwsze szczytowanie nastąpiło na szczycie o nazwie Szpyci. Nazwa pochodzi od ukraińskiego słowa o tym samym brzmieniu oznaczającego szpice. Nawiązuje do ostrych grzęd skalnych znajdujących się pod wierzchołkiem. Jak na Beskidy – widok niecodzienny.
7-13) słynne żebra skalne przy szczycie Szpyci
Tym samym znaleźliśmy znów na międzywojennej granicy polsko-czechosłowackiej. Oprócz słupków granicznych, jedynymi śladami cywilizacji były zniszczone drogowskazy turystyczne. Gdyby o nich zapomnieć przed sobą mielibyśmy wyłącznie połoniny. Czysta, nieskazitelna natura oraz widoki aż po horyzont.
1-11) widoki z okolic Szpyci, 9) drogowskazy na wierzchołku Szpyci, 12) czarnohorskie połoniny
W związku z palącym Słońcem, wszyscy tankowali wodę niemalże całymi litrami. Szpyci nie były też Mount Everestem naszych ambicji, toteż wybraliśmy się w niedługi spacer ku pobliskiej Rebrze. Po kilkunastu minutach, z dumą mogliśmy przekroczyć granicę 2000 metrów nad poziomem morza. Rebra pochodzi od ukraińskiego rebro tj. żebro. Nawiązuje ona do odkrytych warstw piaskowcowych, wyróżniających się na stokach góry. Na wierzchołku nastąpiło obowiązkowe, grupowe zdjęcie zaś po chwili niemal każdy siadał sobie na słupku z 1920 roku robiąc fotografie solowe na tle najwyższych szczytów Ukrainy.
1) słupek graniczny z okresu 20-lecia międzywojennego, 2-8) w trakcie podejścia na Rebrę |
1-12) panorama widziana z Rebry, 6 i 12) widoczne słupki graniczne z okresu międzywojennego |
1-10) między Rebrą a Jez. Niesamowitym, 11) Jeziorko Niesamowite widziane z głównego łańcucha Czarnohory |
Być może trudno będzie w to uwierzyć ale od okolic Rebry, nasza grupa powiększyła swą liczebność. Nie był to efekt czyichś igraszek lecz po prostu przywałęsał się do nas piesek, który zamienił kilku młodych Ukraińców na nas. Minęła pierwsza godzina, potem druga, a on wciąż nam towarzyszył. Ponadto na głównym grzbiecie Czarnohory spotkaliśmy nawet polskiego księdza.
Przy jeziorku nastąpił dłuższy popas idealny na cieszenie się chwilą, którą wspominać będę przez całe życie. Przeciwieństwem uradowanej duszy była skóra. W tym przypadku sytuacja nie była już taka wesoła, bowiem wielogodzinne przebywanie na upale skutkowało niemiłym procesem pękania zaś na karku to skóra schodziła całymi płatami. Wszak człowiek to nie gad i skórę ma tylko jedną. Na przyszłe wakacje, koniecznie muszę zainwestować w przeciwsłoneczny krem.
Błogi odpoczynek w ślicznym miejscu – tylko na tym się skupiałem. Czas mijał mi dość szybko, toteż nie spodziewając się niczego usłyszałem że czas ruszać dalej. Warto podkreślić, że do Jeziorka Niesamowitego prowadzi perfekcyjnie oznakowany szlak żółty, mający swój początek w Zaroślaku do którego właśnie schodziliśmy.
Gdy wydawało się, że już nic nas nie zaskoczy, wtem nadciągnęły ciemniejsze chmury i usłyszeliśmy niepokojące grzmoty. Owe dźwięki przeszkodziły nam także na zakupach w Zaroślaku. Nie chcąc znów doświadczyć ulewy, ruszyłem szybciej ku autokarowi. Istotnie, deszcz zaczął padać ale na całe szczęście chmura obeszła nas bokiem dzięki czemu wciąż mogliśmy się cieszyć przyjazną aurą.
1-6) w trakcie zejścia do Zaroślaka |
1-7) w trakcie zejścia do Zaroślaka, 5) stacja meteorologiczna/botaniczna na Polanie Pożyżewskiej |
Od kilku dni odkrywam w Internecie Czarnohorę, Gorgany i Huculszczyznę ponieważ moje koło PTTK z Kłodzka organizuje tam w sierpniu 2014 wyprawę. Nie mogę się napatrzeć na te cudowne pejzaże. Dzięki za tak doskonałe relacje fotograwiczne i opisowe z poszczególnych wypraw.
OdpowiedzUsuńWspaniała wyprawa.
OdpowiedzUsuń