Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zawadka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zawadka. Pokaż wszystkie posty

3 lipca 2013

Beskid Makowski (Kotoń + Koskowa Góra)

Przedsmak dzisiejszych widoków! 
Nareszcie! Mordercza sesja dobiegła końca. Choć wyszedłem z niej dość mocno pokiereszowany (część rzeczy została na kampanię wrześniową) to jednak teraz nie liczyło się nic innego niż wakacje. W końcu mogłem zapomnieć o tym co trapiło mnie przez ostatnie tygodnie. Wypad w góry okazał się więc idealnym sposobem, aby wrócić do świata żywych. Pogoda? Zaklepana! Towarzystwo? Najlepsze z możliwych! Ruszamy! 

Pasmo: Beskid Makowski (grzbiet Koskowej Góry)

Trasa: Pcim Słowiakowa Góra Gronik/Pękalówka (839 m) Kotoń (857 m) Zawadka Groń/Kotoń Zachodni (766 m) Balinka (708 m) Dział (601 m) Parszywka (842 m)  Koskowa Góra (867 m)  Ostrysz (708 m)  Stańkowa (666 m)  Maków Podhalański

Długość trasy: ponad 30 km

Pogoda: wymarzona

Widoczność: dobra

Dziś na celownik obraliśmy Beskid Makowski i jeden z jego najpiękniejszych szlaków. Chcieliśmy bowiem przejść calutkie pasmo Koskowej Góry. Od Pcimia aż po Maków Podhalański idąc cały czas grzbietem, którym wiedzie szlak żółty. Jest to trasa obfitująca w widoki na Beskidy oraz Tatry, toteż widząc brak jakiejkolwiek chmurki na niebie, mieliśmy wręcz pewność, że będzie to niezapomniana wycieczka. Choć do pokonania było ponad 30 km to jednak okres najdłuższych dni w roku sprawiał, że całą trasę można pokonać w dość spokojnym tempie. Niemniej, drogowskaz w Pcimiu - gdzie opuściliśmy mało komfortowego busa - mógł przerażać. Prawie sześć godzin wędrówki na Koskową Górę! A jeszcze trzeba doliczyć kolejne dwie i pół na zejście do Makowa. Takie wyzwanie to jednak coś co piechurki lubią najbardziej. Po wizycie w lokalnym sklepie celem uzupełnienia zapasów wody i innych słodkości, ruszyliśmy za żółtymi znaczkami. 

węzeł szlaków w Pcimiu
kościół w Pcimiu
Gdy jednak ruszyliśmy to po chwili musieliśmy się zatrzymać. Warto podkreślić, iż Pcim to nie tylko jedna z miejscowości, którą przecina ekspresowa "zakopianka". Tutaj naprawdę warto się zatrzymać, gdyż jest co podziwiać. Sam się o tym dobitnie przekonałem, gdyż do tamtej pory Pcim kojarzył mi się głównie z reklamą banku, w której John Cleese sugerował, że jego ciocia jest z Pcimia. Był rok 2008 i cała Polska usłyszała o tej beskidzkiej miejscowości. Zresztą do dziś przy wjeździe do wsi można ujrzeć ten pamiętny billboard. Co więc ciekawego mamy w Pcimiu? Chociażby kościół parafialny pw. św. Mikołaja zbudowany w stylu józefińskim. Powstał on w latach 1795-1829 na miejscu starszego, drewnianego kościółka z XIV wieku. Rzuciliśmy zatem oko na świątynię po czym rozpoczęliśmy podejście ku Pękalówce i Kotoniowi.

1-3) pierwsze widoczki na dzisiejszej trasie
4) szlak prowadzi ku Słowiakowej Górze
Zaletą żółtego szlaku jest fakt, że dość szybko opuszcza się zabudowania miejscowości. Praktycznie po 20 minutach marszu możemy zapomnieć o jakiejkolwiek cywilizacji. Co więcej, wschodnie krańce grzbietu pasma Koskowej Góry porastają głównie łąki, toteż wznosząc się powyżej domostw, stajemy u progu uroczych pejzaży, które z każdym pokonanym metrem się poszerzają. Dzień zapowiadał się zatem fantastycznie. Poruszaliśmy się bujną łąką, która przygotowała dla nas spektakl barw i dźwięków. Podziwialiśmy kolorową roślinność oraz odgłosy licznych obiektów latająco-bzyczących. Na szczęście nie wydaliśmy się im godni do zapylenia, toteż w spokoju mogliśmy się delektować widokami. 

1-3) pierwsza część podejścia na Kotoń zapewnia fantastyczne widoki
Po fazie wędrówki pośród oszałamiających widoków, szlak wprowadził nas w bukowy las. Niezmiernie się z tego faktu ucieszyliśmy, gdyż dzień zapowiadał się dość upalnie. Wzniesienia Beskidu Makowskiego nie są na tyle wysokie by w jego najwyższych partiach odczuć niższą temperaturę niż w dolinach. Warto to uwzględnić w planowaniu wycieczki i wziąć odpowiednią ilość wody. Gdybyśmy chcieli pokonać całe pasmo od Pcimia aż po Maków to przez 30 km nie napotkamy ani jednego sklepu. W związku z tym, nasze plecaki były pełne butelek. Cieszyliśmy się zatem z rozłożystych koron drzew rzucających kojący cień, gdyż to dawało nadzieję, że nasze zapasy wystarczą na dłużej. Łowców pejzaży pragnę jednak uspokoić. W dalszej fazie podejścia nie brak polan, toteż raz na jakiś czas szlak sprawiał nam przemiłą niespodziankę.