2 czerwca 2013

Beskid Żywiecki (Bendoszka Wielka)

Czwarty i niestety ostatni dzień Centralnego Rajdu Hutników. Jak to możliwe, że ten weekend tak szybko zleciał? Dopiero co rozpoczęliśmy podbój Beskidu Żywieckiego w deszczowy, czwartkowy dzień, a teraz nagle okazuje się, że spędzimy tu jeszcze zaledwie kilka godzin. Gdy jednak dopisało towarzystwo, pośród którego mogliśmy odkrywać tak ciekawe, górskie zakątki to trudno aby czas mijał powoli. 

Uważni Czytelnicy zauważą, że wkradła się pewna luka w retrospekcjach. Halę Lipowską i Rysiankę osiągnęliśmy 30 maja, dzień później szczytowaliśmy na przepięknej Wielkiej Raczy zaś atak na Bendoszkę nastąpił 2 czerwca. Co się zatem działo dzień wcześniej? Otóż Centralny Rajd Hutników to nie tylko wspólne wędrowanie przez kilka dni długiego weekendu. Kulminacją wydarzeń jest zawsze moment kiedy w jednym miejscu spotykają się wszystkie hutnicze grupy turystyczne. Oczywiście najwięcej przedstawicieli miała krakowska huta aczkolwiek nie zabrakło gości np. z odległych Zdzieszowic. W tym miejscu dochodzimy do naszej roli w tej imprezie, ponieważ wspólnie z Ju byliśmy jednymi z organizatorów. Obok naszego ośrodka rozciągało się szerokie pole. Od rana trwały tam intensywne przygotowania. Rozstawiana była scena oraz szereg konkurencji takich jak np. rzut podkową, rzut kapeluszem na odległość oraz bieg z jajkiem. My dostaliśmy do nadzorowania konkurencję sprawnościową. Otóż trzeba było pokonać zadany dystans za pomocą skoków i susów ze skakanką. Niektórzy zawodnicy próbowali oszukiwać próbując ze skakanką biec aczkolwiek nasze czujne oczy wyłapywały te nieprawidłowości. W efekcie dzień upłynął zatem pod znakiem wspólnej zabawy. Na końcu zaś najlepsi dostali szereg cennych nagród i pucharów. Kto zaś nie był organizatorem, przed południem miał możliwość wybrania się na pobliski trójstyk czyli miejsce w którym spotykają się granice Polski, Czech i Słowacji. Trochę żałowałem, że nie mogłem uczestniczyć w tej krótkiej wycieczce, bowiem jeszcze nigdy na żadnym trójstyku nie byłem. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. Cieszę się, że mogłem pomóc w przygotowaniu imprezy dla kilkuset osób. Poza tym, niedzielna wycieczka była już niezagrożona. Czas więc odkryć kolejne zakątki worka raczańskiego!

Pasmo: Beskid Żywiecki (środkowa część worka raczańskiego) 

Trasa: Rycerka Górna Kolonia  Schronisko PTTK na Przegibku  Przełęcz Przegibek (990 m)  Schronisko PTTK na Przegibku  Bendoszka Wielka (1144 m)  Przysłop Potocki (845 m)  Praszywka Wielka (1043 m)  Rycerka Dolna - Ośrodek Wypoczynkowy "Rycerka"

Długość trasy: 16 km

Pogoda: zmienna

Widoczność: dobra

Nim jednak ruszyliśmy na szlak, tradycyjnie zasiedliśmy do śniadania w formie szwedzkiego stołu. Ta prozaiczna czynność przez cały okres trwania rajdu wywoływała w Ju niemałe emocje. Wszystko dlatego, że miałem skłonność brania niemal wszystkiego smakowitego co tylko wpadło mi w oczy. Od szwedzkiego stołu odchodziłem więc z talerzem wypełnionym po brzegi. Nie brakowało na nim parówek, plastrów wędliny, sera, pomidora, jajek. Raz chyba uraczyłem się nawet mlekiem z płatkami. Oczywiście do tego brałem odpowiednią ilość pieczywa. W tym kontekście niezmiernie kontrastowo wyglądała Ju siedząca na przeciwko mnie, która zadowalała się dwiema bądź trzema kromkami. Nie mogła się nadziwić, gdzie ja to wszystko mieszczę. Możliwe, że jestem typem piechurka posiadającym cztery żołądki. W każdym razie dla mnie ważne było to, że dzięki obfitym śniadaniom, w trakcie dnia, na szlaku nie traciłem za wiele czasu na spożywanie posiłków. Wiadomo przecież, że liczą się widoki, soczysta zieleń oraz cała otaczająca przyroda. 

1-3) szlak zielony między Rycerką a schroniskiem PTTK na Przegibku
Przenieśmy się zatem w głąb worka raczańskiego. Autokar zawiózł nas w to samo miejsce, w którym zakończyliśmy wędrówkę przed dwoma dniami. Tak jak i wtedy, ruszyliśmy na szlak w kierunku wschodnim, toteż obraliśmy drogę za zielonymi znakami. Po pokonaniu niespełna 4 km i 400 m przewyższenia osiągnęliśmy schronisko PTTK na Przegibku. Jest to typowy szlak podejściowy, który wypada pokonać jak najszybciej, bowiem nie oferuje on żadnych widoków.

Mimo tego, do dziś pamiętam pewien splot niewytłumaczalnych zdarzeń mając tamże miejsce. Otóż piechurka od piechura odróżnia między innymi to, że ten drugi maszeruje dość prędko w przeciwieństwie do tego pierwszego. Wynika zatem jasno, że demonem szybkości na szlaku nigdy nie byłem. Tego poranka stało się jednak coś innego. Od początku trasy włączyłem szósty bieg i połykałem kolejne poziomice zupełnie w tempie takim jakbym wcinał pączki z czekoladą. Być może była to zasługa obfitego śniadania, a być może podziałała landrynka (tak określaliśmy wspólnie napoje izotoniczne). Zazwyczaj to Ju zostawiała mnie kilka albo i kilkadziesiąt metrów w tyle zaś dziś to ona ledwo mogła mnie dopędzić. W jednej chwili ten piękny czar jednak prysł. Otóż Ju poprosiła o trochę wody (oczywiście nie będę wspominał, kto niósł butelki), toteż zatrzymaliśmy się na chwilkę. Gdy ruszyliśmy w dalszą drogę to zupełnie nie potrafiłem odnaleźć rytmu sprzed kilku minut. W efekcie wszystko wróciło do normy i piechur ponownie stał się tylko ospałym piechurkiem. Ważne, że dotarliśmy bez większych przeszkód do schroniska.  

1-2) schronisko PTTK na Przegibku
Nim jednak przekroczyliśmy gościnne progi budynku, nastąpiło spotkanie ze schroniskowym kotem. Ja pięknością nie grzeszę, toteż zwierzak łasił się głównie do Ju. Moja rola została zatem ograniczona do przypatrywania się z boku i utrwalania chwil w aparacie. 

Nie da się ukryć, że wizyta w schronisku to zawsze świetna okazja do posilenia się. Jako, że sam akt spożywania nie jest specjalnie fascynujący to warto przy okazji posłuchać jakiejś ciekawej historii łącząc tym samym przyjemne z pożytecznym. 
Historia schroniska na Przełęczy Przegibek zaczyna się w 1923 roku, kiedy to wzniesiono niewielki domek letniskowy. W 1935 r. Polskie Towarzystwo Tatrzańskie odkupiło jednak budynek urządzając w nim schronisko turystyczne z 20 miejscami noclegowymi. Co ciekawe, obiekt nadal nie był otwarty przez cały rok. Zmieniło się to dopiero po rozbudowie i modernizacji w 1938 roku. Czas II wojny światowej upłynął zaś pod zarządem Beskidenverein z Żywca. Nie był to jednak czas spokojny, bowiem po wybuchu powstania na Słowacji schronisko zajęła kompania niemieckich strzelców alpejskich, a w grudniu 1944 r. zostało splądrowane przez stacjonujących oddział partyzantów radzieckich.
Lata powojenne przyniosły kolejne przebudowy, zadbano o doprowadzenie wody oraz elektryfikację. Obecny wygląd budynek zyskał po 1987 r. kiedy gospodarze Anna i Janusz Frontowie dokonali gruntownej modernizacji. Poszerzyli wschodnie skrzydło budynku oraz podnieśli dach. Dzięki staraniom budynek uzyskał atrakcyjny wygląd nawiązujący do miejscowych tradycji budowlanych. Również dzięki gospodarzom panuje tu miły klimat a obsługa cieszy się wśród turystów dobrą sławą.
Jakości obsługi nie miałem okazji sprawdzać. Bardziej interesował mnie potencjał widokowy najbliższych okolic schroniska. Tutaj schronisko na Przegibku bezsprzecznie ma się czym pochwalić. Wystarczy bowiem spojrzeć na mapę i od razu w oczy rzuca się Bendoszka Wielka, będąca charakterystycznym szczytem ze względu na wzniesienie tam krzyża milenijnego. Oprócz tego najwyższe partie szczytu porasta częściowo łąka oferująca dalekie panoramy. Nic dziwnego, że był to gwóźdź dzisiejszego programu. Tym bardziej, że od schroniska to tylko ok. 20 minut wspinaczki w kierunku północnym. 

Gdy jednak popas naszej grupy turystycznej trwał w najlepsze, spojrzałem z ciekawością na szlak biegnący ku granicy ze Słowacją. Otóż ledwie kilka minut w kierunku południowym znajduje się przełęcz Przegibek, którą również porasta szeroka łąka. Szereg porozumiewawczych spojrzeń z Ju i już byliśmy pewni, że zaraz zrobimy kilkaset nadprogramowych metrów. 

Bania (1124 m) - szczyt przez który przebiega granica
Przełęcz Przegibek w całej okazałości
Niezmiernie ucieszyliśmy się z podjętej decyzji. Cóż to był za błogi i beztroski spacer! Na Przegibku towarzyszyło nam tylko kilkoro turystów, toteż niemal całą przełęcz mieliśmy tylko dla siebie. Mogliśmy zatem podskakiwać z radości, obracać się na wszystkie strony świata i podziwiać Wielką Raczę (1236 m), na której byliśmy przedwczoraj oraz Bendoszkę Wielką (1144 m), na której będziemy za dosłownie kilkadziesiąt minut.