22 grudnia 2011

Zaskoczenie na Wikipedii

Dziś trochę nietypowo, poruszę bowiem kilka spraw niezwiązanych stricte z górami. Na początek: krótka opowieść o miłej niespodziance, na którą natrafiłem całkowicie przypadkowo.

Otóż moja siostra miała za zadanie stworzyć prezentację poświęconą Twierdzy Kraków. Szukając informacji na ten temat zasięgnęła Wikipedii, a ściślej rzecz ujmując artykułu o Szlaku Twierdzy Kraków. Los chciał, że akurat w tym momencie kuknąłem na ekran laptopa i zobaczyłem coś jakby znajomego.

Zaskoczenie było ogromne, bowiem okazało się, że spora część tego artykułu została zaczerpnięta z mojego bloga. Przewijam zatem stronę w dół, gdzie znajdują się przypisy i bibliografia. Zresztą co będę opowiadał, zobaczcie sami:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Szlak_Twierdzy_Krak%C3%B3w

Muszę przyznać, że ogarnęła mnie swoista duma. Po pierwsze okazało się, że jednak ktoś te moje zapiski czyta. W tym wypadku był to jeden z wikipedystów. Ponadto uznał on, że moje informacje co do przebiegu i długości szlaku są na tyle dobre, że mogą zaistnieć na Wikipedii.

W sumie to i tak mam szczęście, że w ogóle się o artykule dowiedziałem. Wikipedysta sporządził go bowiem 11 marca 2011 r.  a od tego czasu upłynęło ponad 9 miesięcy. Gdyby nie siostra to tkwiłbym w tej niewiedzy...



Wyróżnione artykuły:

Szlak Twierdzy Kraków (pętla południowa)
Szlak Twierdzy Kraków (pętla północna - część I)
Szlak Twierdzy Kraków (pętla północna - część II)


Kolejna sprawa owiana jest motywem polonistycznym. Wspominam o tym nieprzypadkowo, ponieważ trochę tu już piszę, a nie zawsze zwracam uwagę na styl i formę - jak piszę. Refleksja ta wynika z mojej próbnej matury z języka polskiego. Na wypracowaniu mającym ok. 600-700 słów, egzaminator naliczył mi aż 33 błędy stylistyczne. Grunt, że zdałem!

Jeżeli zatem czytacie moje fotorelacje i widzicie ewidentne błędy ortograficzne, fleksyjne, stylistyczne czy też jeszcze inne, to chciałem za nie przeprosić i obiecać poprawę.

Doszedłem zatem do takiego momentu, że mogę już życzyć wszystkim spokojnych świąt, oraz aktywnego wypoczynku poświątecznego. Mam nadzieję, że spotkamy się na górskim szlaku w nowym 2012 roku!

31 sierpnia 2011

V Tatrzański Rajd Piechurków (Świnica)

Tylko wariaci mogliby wybrać się ku najwyższym tatrzańskim szczytom zaledwie dzień przed inauguracją roku szkolnego. Genialne fotografie udowadniają jednak, że warto było, oj warto!

Miejsce: Tatrzański Park Narodowy

Cel: Widoki ze Świnicy

Liczba uczestników: 3

Czas trwania rajdu: 15 h

Długość trasy: 22 km

Trasa: Zakopane Kuźnice Przełęcz między Kopami Hala Gąsienicowa Czarny Staw Gąsienicowy Zmarzły Staw Przełęcz Zawrat (2158 m) Świnica (2301 m) Świnicka Przełęcz (2051 m) Liliowe (1952 m) Beskid (2012 m) Kasprowy Wierch (1987 m) Myślenickie Turnie (1360 m) Zakopane Kuźnice

Pogoda: zaskakująca

Widoczność: dobra

O poranku zeszyty, książki, ciągła pogoń w ich poszukiwaniu oraz gigantyczne kolejki. Popołudniu zaś, pranie i prasowanie koszul, spodni czy spódnic. Tak w skrócie, co roku wygląda ostatni dzień sierpnia w wykonaniu polskiej młodzieży. Postanowiłem, iż nie ulegnę tej swoistej manii, przez co zawracanie sobie głowy szkołą, odłożyłem głęboko w kąt. W moim mniemaniu, z wakacji powinno wyciskać się każdą minutę, a wycieczka w Tatry okazała się ich cudownym ukoronowaniem.

Na początek – krótkie wyjaśnienie. W natłoku ukraińskich retrospekcji, zgubił się gdzieś nasz IV Rajd. Powód jest niezwykle prosty – nie uczestniczyłem w nim. Po powrocie z felernych zdrowotnie Tatr Zachodnich, spędziłem w Krakowie zaledwie 3 dni podczas których musiałem intensywnie się kurować przez co jakakolwiek wspinaczka została wykluczona. To i tak cud, że wyzdrowiałem na Ukrainę. Nie mogłem zatem zostawić znajomych, którzy nastawieni byli na kolejną wędrówkę. Podpowiedziałem co i jak, więc w ten oto sposób pojechali. Przyznać się muszę, że spoglądając tamtego dnia na kamerkę z widokiem na Tatry, myślałem że nie wytrzymam za sprawą pięknej, letniej aury. W efekcie zdobyli Oni Świnicę, przez co niejako szczytowanie na tym wierzchołku rozłożyło się na dwa rajdy. Wtedy były to cztery osoby zaś kilkanaście dni później – kolejne trzy. Oczywiście tak jak wspominałem, mało kto dałby się wyrwać w góry 31 sierpnia, toteż wyrwanie z Krakowa aż dwóch osób oceniam jako sukces.

Nasza trójka w składzie Tomek (autor poniższych, magicznych ujęć - tych dobrej jakości), Paulina (dusza towarzystwa) oraz ja (piechurek przodownik) spotkała się o 5:30 na górnej płycie dworca autobusowego. Autobus przelotowy przyjechał bez opóźnień przez co już po ósmej zameldowaliśmy się w Kuźnicach. Dla uzupełnienia pierwszego zdania tego akapitu, dodam iż, twórczość Tomka uzupełniają moje fotki z komórki - widoczna będzie widoczna na pierwszy rzut oka.

Odcinek do Hali Gąsienicowej (pokonywany po raz n-ty) był nie do poznania. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć, gdyż (nareszcie) było tu tak cicho i pusto. Magiczna data 31 sierpnia zrobiła jednak swoje. Na całym wspomnianym odcinku zamiast kilkuset osób dojrzeliśmy może z kilkanaście przez co mogliśmy się cieszyć tatrzańskimi urokami w jeszcze większym stopniu. Zdziwienie wywołała na mojej twarzy również aura. Wszelkie serwisy zapowiadały bajeczne Słońce, a na miejscu zastaliśmy sporo chmur. Niekiedy widoczność ograniczała się do zaledwie kilku metrów, po chwili zaś obłoki ustępowały miejsca przejaśnieniom. Ta huśtawka nastrojów trwała kilka ładnych godzin.

Mniej więcej około godziny 11. znaleźliśmy przy maleńkim lecz urokliwym Zmarzłym Stawie. Miejsce to jest idealne do obserwowania grani Orlej Perci, jednakże my mieliśmy z tym problemy, gdyż chmury wciąż spowijały przepadziste szczyty. Gdy następowały przejaśnienia, mogłem się tylko w duszy uśmiechnąć, ponieważ było po prostu cudownie.

1, 5-6) Zmarzły Staw, 2-5) otoczenie Zmarzłego Stawu w postaci grani Orlej Perci
Mimo przeciągającego się drugiego śniadania, sytuacja wciąż nie była idealna. Zbliżając się do krytycznych momentów podejścia na Zawrat – odwróciłem się i ujrzałem Granaty w puszystych objęciach obłoków. Zostawiliśmy jednak na chwilę pejzaże, gdyż na naszej drodze pojawiły się seryjnie łańcuchy. Myślę właśnie, jak je zrecenzować. Nie były zbyt łatwe ale zbyt trudne – też nie. Przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa, kilogramy żelastwa dały się ujarzmić. Niekiedy należało wysoko podnosić stopy, a i umiejętność podciągania się również była bezcenna. Grunt pod nogami, nie zawsze był stabilny, gdyż momentami wpinaliśmy się skarpami. Jeśli ktoś chce sprawdzić swoje umiejętności, to Zawrat jest do tego dobrą lokalizacją.

1) między Zmarzłym Stawem a Zawratem, 2-3) wyłaniające się zza chmur Granaty, 4-5) trudności na szlaku
Ku naszej uciesze, w przeciwnym kierunku schodził turysta, który poinformował nas o wspaniałych widokach z Zawratu. Szczerze mówiąc, trudno było mi w to uwierzyć, jednakże po chwili całkowicie zmieniłem ten pogląd. Pułap chmur nagle zwiększył się o kilkaset metrów odsłaniając aż kilkadziesiąt wierzchołków. Nic tylko siąść i podziwiać! Ukazała nam się również złośliwość pogody. Północne części Tatr w większości pogrążone w mroku natomiast te południowe – wprost przeciwnie!

1-6) na Zawracie, 3 i 5) początek Orlej Perci, 4) Walentkowy Wierch, 6) panorama w kier. południowym
Od tej pory szlak nie miał już dla mnie żadnych tajemnic, ponieważ przechodziłem go w przeciwnym kierunku zaledwie 24 dni wcześniej. Jakby jednak nie patrzeć, wszystko obróciło się o 180 stopni. Przede wszystkim warunki oraz widoczność. Z każdym metrem panoramy stawały się rozleglejsze i w podziwianiu ich nie przeszkadzało mi już żadne choróbsko. Jako, iż zaoszczędziliśmy kilkadziesiąt minut, w trakcie finalnego podejścia, co chwilę stawaliśmy robiąc zdjęcia. Nagle wokół mnie wyrosło mnóstwo skał, na które zapragnąłem się wspiąć. Oczywiście, po chwili, o wiele gorzej było z nich zejść, jednakże te z pozoru bezsensowne wyczyny dawały mi wiele radości.

1-6) W trakcie podejścia na Świnicę. UWAGA! - na fotografii nr 1 zakamuflował się autor tego bloga ;)
Po kilkunastu minutach pełnych zmagań z łańcuchami, które stały się czystą przyjemnością, we trójkę szczytowaliśmy na Świnicy. Choć jest to maleńki wierzchołek, to miejsca na nim znaleźliśmy całkiem sporo. Chyba od teraz co roku, 31 sierpnia będę wybierał się w Tatry. Świnica od wieków przyciąga turystów bajecznymi widokami. Teraz nareszcie i ja mogłem je zaznać. Ujrzeć mogliśmy niemal wszystko w kierunku wschodnim, południowym i zachodnim. Odwracając się zaś ku północy, zauważyliśmy zaledwie morze mgieł. Być może dobrze się stało, gdyż dzięki temu Świnica uraczyła nas kolejną atrakcją – widmem Brockenu. Słońce w pełnej krasie operowało z góry, toteż grzechem byłoby nie ujrzeć własnego cienia okrytego tęczą.

Widmo Brockenu zaznane na wierzchołku Świnicy
Gdybym miał wymienić nazwy szczytów, które da się zaobserwować z wierzchołka naszego dzisiejszego celu, to retrospekcja ta zwiększyłaby swą objętość dwukrotnie. Lodowy Szczyt, Staroleśny Szczyt, Gerlach, Wysoka czy też Kończysta to tylko cząstka imponujących pejzaży. Polskie Tatry nie znalazły się jednak na przegranej pozycji. Wystarczy wspomnieć majestatyczne Rysy czy też Mięguszowieckie. Co więcej, Tatry to nie tylko granie oraz szczyty. Chyląc wzrok ku dołowi, mogliśmy podziwiać dolinę Pięciu Stawów w niemal pełnej krasie. Cały krajobraz tworzył ze sobą niezwykłą harmonię. Patrząc zaś dalej, w oczy rzucały się łagodne szczyty Tatr Zachodnich, które nagle zrobiły się niezwykle maleńkie. Prawdę mówiąc, spędzenie godziny czasu to za mało aby to wszystko ogarnąć. Jak dobrze, że zachowało się z tego dnia kilka fantastycznych ujęć, do których wciąż będę się odwoływał, ponieważ Tomek wykonał genialną robotę.

1-7) panorama ze Świnicy w kierunku Tatr Wysokich
Czas na Świnicy mijał w przyspieszonym tempie. Nie zapomnę tych chwil kontemplacji. Człowiek cieszył się rzeczywistością i doświadczał czegoś niezwykło. Zbierał również siły na 8 miesięcy roku szkolnego, oraz dziewiąty pełen egzaminów maturalnych. Mając w perspektywie brak wypraw górskich, starałem się w pełni nasycić pejzażami. Poniekąd mi się ta sztuka udała…

1-5) panorama ze Świnicy w kierunku Tatr Zachodnich
Zejście odbyło się nadzwyczaj ślamazarnie ale czy można się temu dziwić? Notabene, mogliśmy zostać na Świnicy trochę dłużej, ponieważ dochodząc do Kasprowego Wierchu okazało się, że nadrobiliśmy ponad 2 h. Tam z kolei, pozostawało już tylko sobie usiąść i kontynuować rozkosz dla piechurka.

1-2) panorama ze Świnicy w kierunku Tatr Wysokich
W Zakopanem zameldowaliśmy się tak wcześnie jak nigdy dotąd. Każdy zatem miał cały wieczór aby odpowiednio przygotować się do następnego dnia. Tym samym zakończył się nasz V Rajd. Zdjęcia do obejrzenia poniżej - 16 z nich autorstwa Tomka, natomiast pozostałych 15 jest dziełem mojej komórki i niech będą one dopełnieniem widoków.

Na kolejne Rajdy zaprosiłem już od czerwca 2012 r. Muszę przyznać, że mamy bardzo ambitne plany, których oczywiście nie zdradzę. Warto podkreślić, że coraz więcej znajomych posługuje się prawami jazdy przez co wyjazdy na Słowację przestaną być barierą. Nic tylko zdobywać, a póki co to obowiązkowo dobrze zdać maturę.

Oprócz zakończenia rajdu, końca dobiegł również cały sezon wędrówek. Podyktowane to było chęcią lepszego przygotowania do egzaminu dojrzałości.

Panorama rozpościerająca się ze Świnicy - majstersztyk Tomka
Kończąc zaś retrospekcje z 2011 roku, warto zadać sobie pytanie: jaki był ten rok? W moim odczuciu taki jak sobie wymarzyłem – pełen niezapomnianych przygód. Co ważne, mogłem rozszerzyć swe horyzonty na wschód i zachód przez co jakąś cząstkę tego świata już poznałem. Mam nadzieję, że trend ten zostanie utrzymany począwszy od maja 2012 roku…