Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pańszczyca Dolina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pańszczyca Dolina. Pokaż wszystkie posty

7 lipca 2012

Orla Perć (Granaty - Krzyżne)

Stawiając stopę na Skrajnym Granacie dopełniłem brakującego elementu. W duszy mogłem nareszcie krzyknąć: Orla Perć przepiechurkowana a ja wciąż żyję! W euforii tej przypomniałem sobie o wycieczce sprzed dwóch lat, kiedy również postawiłem stopę na Skrajnym Granacie, jednakże wtedy był to mój pierwszy, historyczny krok na Orlej Perci. Nie będę przypominał po raz kolejny jak straszne rzeczy się wtedy działy. Powiem tylko, że zapragnąłem przejść ten fragment w normalnych warunkach, tak aby wycisnąć jak najwięcej radości ze szlaku. Klamka zapadła a więc idziemy!

Miejsce: Tatrzański Park Narodowy 

Cel nr 2: Pomsta za wycieczkę z 15 sierpnia 2010 r.

Trasy cd.: Skrajny Granat (2225 m) Granacka Przełęcz (2145 m) przez Orle Turniczki Pościel Jasińskiego przez Buczynowe Turnie Krzyżne (2112 m) Dolina Pańszczyca Czerwony Staw Hala Gąsienicowa (Schronisko Murowaniec) Przełęcz między Kopami Dolina Jaworzynka Zakopane Kuźnice

Odcinek przemierzony szlakiem = Orla Perć

Długość trasy: 12-13 km (długość całej trasy opisywanej od Kuźnic: 23 km)

Czas przejścia wg przewodników: ok. 5-6 h (razem z poprzednim wpisem: 10 h)
 
Pogoda: na strachu się skończyło

Widoczność: bardzo dobra

Poprzednia część retrospekcjiOrla Perć (Żleb Kulczyńskiego - Granaty)

Zanim zacząłem schodzić ku Granackiej Przełęczy, wraz z grupką znajomych sobie studentów, wypoczywaliśmy na wierzchołku najniższego z Granatów. W pewnym momencie wytworzył się taki oto dialog:
Jedna ze studentek:
- To jak się nazywa ten Granat?
- Skrajny (odpowiedziałem szybko)
- A ile ma wysokości?
- 2225 m (wypowiedziane jeszcze szybciej)
Moje pewne odpowiedzi podchwycił jeden ze znajomych dziewczyny, który również szybko zapytał ewidentnie próbując mnie "zagiąć":
- A kiedy powstał?
- W orogenezie alpejskiej, bodajże w epoce trzeciorzędu i czwartorzędu.
- Ale teraz to już sobie żartujesz?
- Nie, zdawałem maturę z geografii. :)
Mina tego chłopaka - bezcenne. 

Widok ze Skrajnego Granata w kierunku Tatr Zachodnich
Początkowo schodziłem wspólnie z grupką wesołych studentów, którzy planowali nocleg w Dolinie Pięciu Stawów. W związku z tym - w przeciwieństwie do mnie - nie musieli się spieszyć, przez co musiałem ich szybko wyprzedzić. Nim osiągnąłem Granacką Przełęcz, musiałem stoczyć walkę z terenem, na którym nogi samoistnie wraz z gruzem osuwały się w dół. Bez towarzystwa pobliskiego łańcucha pozostawałoby mi się jedynie stoczyć. Ten moment jest przykładem erozji wywołanej przez ogromny ruch turystyczny (zdj. 1 i 2 poniżej).

Orla Perć: 3-4) widoki z okolic Granackiej Przełęczy, 5-7) żleb opadający z Graniackiej Przełęczy
Trudnym momentem jest również żleb, który opada z Graniackiej Przełęczy. Nawet na zdjęciu powyżej widać, że śnieg potrafi utrzymać się w tym miejscu przez długie miesiące. W związku z tym musiałem trzymać się blisko skał i łańcucha co mocno ograniczało moją swobodę. Niekiedy nie miałem gdzie postawić stopy a stromizna z każdym krokiem stawała się coraz poważniejsza. Na całe szczęście szlak po chwili opuścił żleb i pokierował mnie na drabinkę, dzięki której dostałem się rejon Orlich Turniczek. Ich kulminację tj. Orlą Basztę (2177 m) szlak lekko trawersuje od południa.

1-3) szlak w rejonie Orlich Turniczek, 4) widok na dalszy przebieg szlaku (wyraźnie widoczna ścieżka)
Na Orlej Perci musiałem się przyzwyczaić do schematu podejście-zejście-podejście-zejście czyli innymi słowy szczyt-przełęcz-szczyt-przełęcz itd. Kolejnym etapem było właśnie zejście na Pościel Jasińskiego, gdzie nastąpił mój pierwszy martwy punkt. Ponownie musiałem przytulić się mocno do skały, ponieważ krok za mną czyhała ogromna przepaść. Problem tkwił w tym, że musiałem opuścić się po łańcuchu z półki skalnej. Opuścić, ponieważ autentycznie nie miałem gdzie sięgnąć stopą. Próbowałem od przodu, od tyłu, a nawet równolegle do łańcucha, a efektów brakowało. W tamtej chwili adrenalina sięgnęła zenitu. Jakimś cudem sięgnąłem do zamontowanej w skale klamry i zszedłem na troszeczkę bezpieczniejszy teren.

1-3) w trakcie zejścia na Pościel Jasińskiego
Pościel (łóżko) Jasińskiego jest jedną z wielu nazw na Orlej Perci, która została wymyślona przez twórców tego szlaku w l. 1901-03. Sam Jasiński był podobno kłusownikiem z Poronina, który niegdyś biwakował właśnie tutaj, a co gorsza nie mógł znaleźć stąd zejścia. Po ponad stu latach starałem się więc odnaleźć choć kawałek owej pościeli. Rzeczywiście, był to jeden z nielicznych momentów na Orlej Perci, gdzie większy kawałek terenu pokryty był górską trawą.

1-2) widoki z okolic Pościeli Jasińskiego
Gdy panorama nasyciła mnie już w pełni, zamieniłem pościel na buczynę, bowiem właśnie wkroczyłem w sferę Buczynowych Turni. Przemierzając kolejne ciągi łańcuchów, natrafiłem na miejsce, w którym dwa lata temu przeczekałem ponad godzinę w towarzystwie piorunów. Charakterystyczna, niemal pionowa płyta skalna od razu zwróciła moją uwagę. Nagle, przypomniałem sobie o błyskawicach padających ledwie kilkaset metrów ode mnie. To wspomnienie pozostanie ze mną już do końca życia.

Dalej, nastąpiły kolejne martwe punkty. Co ciekawe, przytrafiały mi się one zawsze podczas schodzenia, kiedy po prostu bałem się, że spadnę w przepaść. Ponownie musiałem najpierw przez kilka minut zwalczać strach w swojej psychice, a dopiero potem zabrać się za pokonanie konkretnego fragmentu. Czasem, a nawet często podczas wspinaczki ku górze mam takie myśli, że gdybym miał tą samą drogą zejść to nigdy by mi się to nie udało.

1-6) Orla Perć w rejonie Buczynowych Turni
Gdy przetrawersowałem od południa Wielką Buczynową Turnię, wiedziałem, że do końca łańcuchów pozostawało już "tylko" wspiąć się ich kilkudziesięciometrowym ciągiem. Od razu przypomniałem sobie to miejsce sprzed dwóch lat, kiedy wszystkie kominy czy też żebra skalne pozamieniały się w rwące potoki. Nad głowami szalała ulewa z piorunami zaś teraz dla odmiany mogłem podziwiać fantastyczne widoki, które otworzyły się po wkroczeniu na grań Małej Buczynowej Turni. Do pokonania pozostawał jedynie wygodny chodnik z kamieni. Poczułem ulgę i radość, gdyż widoki zapierały dech w piersiach.


Zbliżając się do Krzyżnego, cały czas towarzyszył mi dźwięk śmigła helikoptera TOPR-u, który zakotwiczył między Przednim a Małym Stawem Polskim (na powyższym zdjęciu ledwo widoczny biało-czerwony punkt). Maszyna cały czas była włączona, więc słyszał ją każdy turysta w obrębie całej Doliny Pięciu Stawów. W pewnej chwili nareszcie zaczęła unosić się w powietrzu, toteż myśląc iż przeleci nad granią Orlej Perci do Zakopanego, zacząłem szykować aparat do zdjęcia. Nagle, zauważyłem iż owszem, śmigłowiec leci w moją stronę jednakże wcale nie nabiera wysokości. Okazało się, że maszyna zawisła gdzieś koło szlaku z Przełęczy Krzyżne do Doliny Pięciu Stawów. Znając życie - kolejna akcja ratownicza.

Będąc na finiszu Orlej Perci zaczęło nieoczekiwanie kropić. Założyłem więc kurtkę i zacząłem szukać pokrowca na plecak. Dopiero po chwili zorientowałem się, że mimo opadów, wyczuwam wokół siebie promienie słoneczne. Stałem się świadkiem wyjątkowego zjawiska przyrodniczego. Opady ustały po kilku minutach, jednakże tęczy na niebie nie znalazłem.

W towarzystwie ustępujących kropel deszczu ukończyłem najtrudniejszy szlak turystyczny w Polsce, pozostawiając w niepamięci wycieczkę sprzed dwóch lat. Byłem dumny, iż zaliczyłem cały szlak w pięknie widokowej aurze co zresztą było celem pomysłodawców Orlej Perci. Ze względu na nikły ruch i późną porę mogłem podziwiać panoramę z Krzyżnego w samotności. Uwagę zwracał drogowskaz, na którym zawieszony był różaniec. Można rzec, że ku przestrodze, bowiem dla wielu niedzielnych turystów jedynym ratunkiem w Tatrach może pozostać tylko modlitwa. Oprócz zakrytych przez chmury Tatr Bielskich, nadal syćko pięknie widziałem, a nawet jeszcze więcej bowiem zza grani Rysów wyłoniła się Kończysta. Muszę przyznać: pełna patosu chwila.

1-6) panorama z Przełęczy Krzyżne
Powyższe zdjęcie udowadniają dlaczego widok z Krzyżnego słynie wśród turystów już od 150 lat. Dziesiątki szczytów malowniczo pogrupowanych, a do tego jeziorka Doliny Pięciu Stawów. W największy zachwyt turyści wprawiani są osiągając Krzyżne od strony Doliny Pańszczyca, bowiem w jednej sekundzie nagle otwiera się im widok na całe Tatry Wysokie.

Korzystając z kilku minut zapasu, postanowiłem wykorzystać pobliską ścieżkę i wdrapać się na Mały Wołoszyn. Nie chcąc spóźnić się na autokar zatrzymałem się na jego zboczu zauważając, iż pejzaże otworzyły się na odcinek Orlej Perci, którzy dziś zaliczyłem, a nawet dalej - aż po sam Giewont. Niegdyś prowadził tędy - przez grań Wołoszyna - kolejny etap Orlej Perci. Odcinek ten został jednak zamknięty w 1932 r.

1-7) panorama Tatr widziana ze zbocza Małego Wołoszyna
W nogach czterogodzinna wędrówka Orlą Percią. Na zegarku 16:30. Odjazd o 20:00, a do końca jeszcze... kolejne 4 h marszu. Myślałem, że w kierunku Hali Gąsienicowej będę mógł sobie po prostu zbiec, a tymczasem pod przełęczą natrafiłem na stożek piargowy i zrujnowaną perć przypominającą zamknięty szlak na Rysy. Otóż z kamiennego chodnika pozostawał może co trzeci, co czwarty kamień. Pomiędzy nimi natomiast to czego nie lubię najbardziej a więc usypiskowy stok. Musiałem zatem zwolnić i przyglądać się każdemu postawionemu krokowi. Zamiast przybliżać, odniosłem wrażenie, iż Dolina Pańszczyca zaczęła się wręcz oddalać.


Nazwę wywodzi dolina od górali Pańszczyków z Białego Dunajca, do których hala ta niegdyś należała. Ewenementem tutaj jest podziemne odwodnienie, bowiem część wód ze zlewni doliny ginie na wysokości ok. 1430 m i wypływa w oddalonym o 3,3 km wywierzysku w Dolinie Olczyska. Ponadto uwagę zwraca wyniosła grań Buczynowych Turni.

Buczynowe Turnie widziane z Doliny Pańszczyca
Mimo późnej godziny, minąłem kilku turystów udających się w przeciwnym kierunku. Zapewne kierowali się na nocleg w Dolinie Pięciu Stawów co i tak nie zmienia faktu, że przez większość czasu spędzonego w Dolinie Pańszcyca jak okiem sięgałem to życia ludzkiego nie widziałem.

Kolejną osobliwością doliny jest Czerwony Stawek mający 0,3 ha powierzchni i zaledwie metr głębokości. Co ciekawe, jego nazwa wcale nie jest przypadkowa. Zbliżając się bowiem do jeziorka zauważyłem, że kamienie wokół niego mają iście czerwonkawy kolor. Początkowo przecierałem oczy ze zdumienia, bowiem nie mogłem pojąć jak to możliwe. Okazuje się, że wszystko przez sinice, które barwią głazy właśnie na kolor brunatno-czerwony.

1-2) Czerwony Staw w Dolinie Pańszczyca
Pośród morza kosówki dotarłem do rogacza informującego, że do Hali Gąsienicowej jeszcze 55 minut. Na dodatek szlak zaczął prowadzić pod górę. Widok ten sprawił, że nogi odmówiły mi chwilowo posłuszeństwa. Na pocieszenie pozostawały ostatnie widoki groźnych ścian okalających Dolinę Pańszczyca.


Przekraczając opadające ramię Żółtej Turni znalazłem się w zupełnie innym wymiarze. Otworzył się bowiem widok na Dolinę Gąsienicową wraz ze szczytami, które ostatni raz widziałem na Skrajny Granacie. Usłyszałem też niepokojące grzmoty, jednakże ich kulminacja znajdowała się wiele kilometrów za mną. Zresztą, w obecnej chwili już nic nie mogło zepsuć tego wspaniałego dnia.


Jeszcze tylko Las Gąsienicowy i wielka pętla stała się faktem. Resztkami sił dotarłem do schroniska Murowaniec spotykając przy nim znajome twarze. Ze spokojem i uśmiechem mogłem zatem zejść do Kuźnic.

1) Schronisko Murowaniec na Hali Gąsienicowej, 2-4) otoczenie Doliny Gąsienicowej
Deserem po deserze stał się widok kulminacji szczytów okalających Dolinę Gąsienicową - jeszcze piękniejszy niż o poranku. Mogłem na nich zaobserwować słoneczne plamy, które rytmicznie posuwały się po graniach raz łącząc się by po chwili znów się rozdzielić bądź całkiem zaniknąć.

Cała wyprawa opisana w dwóch retrospekcjach z pewnością przejdzie do historii. Jak widać, w mej pamięci zapisało się mnóstwo emocjonujących przeżyć, a muszę powiedzieć, że nie był to koniec atrakcji. Jadąc autokarem poczułem w kieszeni wibracje oznaczające SMS. Nie miałem jednak sił go przeczytać i zasnąłem w głęboki sen. Będąc już w domu koło godziny 23:00, widzę, iż mój znajomy wybiera się jutro w Bieszczady na jeden dzień aby zdobyć Tarnicę. Stworzyła się zatem niepowtarzalna okazja aby zmazać białą plamę na mojej karpackiej mapie. Z drugiej strony każdy krok sprawiał mi ból i czułem, że nie wytrzymam trudów kolejnej wspinaczki nie wspominając już o kolejnej pobudce o wschodzie Słońca. Co więc przyniosła najbliższa przyszłość - o tym w następnej retrospekcji, którą możecie przeczytać już teraz! --> Bieszczady (Tarnica)

Z górskim pozdrowieniem:
piechurek