Stawiając stopę na Skrajnym Granacie dopełniłem brakującego elementu. W duszy mogłem nareszcie krzyknąć: Orla Perć przepiechurkowana a ja wciąż żyję! W euforii tej przypomniałem sobie o wycieczce sprzed dwóch lat, kiedy również postawiłem stopę na Skrajnym Granacie, jednakże wtedy był to mój pierwszy, historyczny krok na Orlej Perci. Nie będę przypominał po raz kolejny jak straszne rzeczy się wtedy działy. Powiem tylko, że zapragnąłem przejść ten fragment w normalnych warunkach, tak aby wycisnąć jak najwięcej radości ze szlaku. Klamka zapadła a więc idziemy!
Miejsce: Tatrzański Park Narodowy
Cel nr 2: Pomsta za wycieczkę z 15 sierpnia 2010 r.
Trasy cd.: Skrajny Granat (2225 m)
Granacka Przełęcz (2145 m)
przez Orle Turniczki
Pościel Jasińskiego
przez Buczynowe Turnie
Krzyżne (2112 m)
Dolina Pańszczyca
Czerwony Staw
Hala Gąsienicowa (Schronisko Murowaniec)
Przełęcz między Kopami
Dolina Jaworzynka
Zakopane Kuźnice
Odcinek przemierzony szlakiem
Długość trasy: 12-13 km (długość całej trasy opisywanej od Kuźnic: 23 km)
Czas przejścia wg przewodników: ok. 5-6 h (razem z poprzednim wpisem: 10 h)
Czas przejścia wg przewodników: ok. 5-6 h (razem z poprzednim wpisem: 10 h)
Pogoda: na strachu się skończyło
Zanim zacząłem schodzić ku Granackiej Przełęczy, wraz z grupką znajomych sobie studentów, wypoczywaliśmy na wierzchołku najniższego z Granatów. W pewnym momencie wytworzył się taki oto dialog:
Jedna ze studentek:Moje pewne odpowiedzi podchwycił jeden ze znajomych dziewczyny, który również szybko zapytał ewidentnie próbując mnie "zagiąć":
- To jak się nazywa ten Granat?
- Skrajny (odpowiedziałem szybko)
- A ile ma wysokości?
- 2225 m (wypowiedziane jeszcze szybciej)
- A kiedy powstał?
- W orogenezie alpejskiej, bodajże w epoce trzeciorzędu i czwartorzędu.
- Ale teraz to już sobie żartujesz?
- Nie, zdawałem maturę z geografii. :)
Mina tego chłopaka - bezcenne.
Początkowo schodziłem wspólnie z grupką wesołych studentów, którzy planowali nocleg w Dolinie Pięciu Stawów. W związku z tym - w przeciwieństwie do mnie - nie musieli się spieszyć, przez co musiałem ich szybko wyprzedzić. Nim osiągnąłem Granacką Przełęcz, musiałem stoczyć walkę z terenem, na którym nogi samoistnie wraz z gruzem osuwały się w dół. Bez towarzystwa pobliskiego łańcucha pozostawałoby mi się jedynie stoczyć. Ten moment jest przykładem erozji wywołanej przez ogromny ruch turystyczny (zdj. 1 i 2 poniżej).
Widok ze Skrajnego Granata w kierunku Tatr Zachodnich |
Orla Perć: 3-4) widoki z okolic Granackiej Przełęczy, 5-7) żleb opadający z Graniackiej Przełęczy |
1-3) szlak w rejonie Orlich Turniczek, 4) widok na dalszy przebieg szlaku (wyraźnie widoczna ścieżka) |
1-3) w trakcie zejścia na Pościel Jasińskiego |
1-2) widoki z okolic Pościeli Jasińskiego |
Gdy panorama nasyciła mnie już w pełni, zamieniłem pościel na buczynę, bowiem właśnie wkroczyłem w sferę Buczynowych Turni. Przemierzając kolejne ciągi łańcuchów, natrafiłem na miejsce, w którym dwa lata temu przeczekałem ponad godzinę w towarzystwie piorunów. Charakterystyczna, niemal pionowa płyta skalna od razu zwróciła moją uwagę. Nagle, przypomniałem sobie o błyskawicach padających ledwie kilkaset metrów ode mnie. To wspomnienie pozostanie ze mną już do końca życia.
Dalej, nastąpiły kolejne martwe punkty. Co ciekawe, przytrafiały mi się one zawsze podczas schodzenia, kiedy po prostu bałem się, że spadnę w przepaść. Ponownie musiałem najpierw przez kilka minut zwalczać strach w swojej psychice, a dopiero potem zabrać się za pokonanie konkretnego fragmentu. Czasem, a nawet często podczas wspinaczki ku górze mam takie myśli, że gdybym miał tą samą drogą zejść to nigdy by mi się to nie udało.
Dalej, nastąpiły kolejne martwe punkty. Co ciekawe, przytrafiały mi się one zawsze podczas schodzenia, kiedy po prostu bałem się, że spadnę w przepaść. Ponownie musiałem najpierw przez kilka minut zwalczać strach w swojej psychice, a dopiero potem zabrać się za pokonanie konkretnego fragmentu. Czasem, a nawet często podczas wspinaczki ku górze mam takie myśli, że gdybym miał tą samą drogą zejść to nigdy by mi się to nie udało.
1-6) Orla Perć w rejonie Buczynowych Turni |
Gdy przetrawersowałem od południa Wielką Buczynową Turnię, wiedziałem, że do końca łańcuchów pozostawało już "tylko" wspiąć się ich kilkudziesięciometrowym ciągiem. Od razu przypomniałem sobie to miejsce sprzed dwóch lat, kiedy wszystkie kominy czy też żebra skalne pozamieniały się w rwące potoki. Nad głowami szalała ulewa z piorunami zaś teraz dla odmiany mogłem podziwiać fantastyczne widoki, które otworzyły się po wkroczeniu na grań Małej Buczynowej Turni. Do pokonania pozostawał jedynie wygodny chodnik z kamieni. Poczułem ulgę i radość, gdyż widoki zapierały dech w piersiach.
Zbliżając się do Krzyżnego, cały czas towarzyszył mi dźwięk śmigła helikoptera TOPR-u, który zakotwiczył między Przednim a Małym Stawem Polskim (na powyższym zdjęciu ledwo widoczny biało-czerwony punkt). Maszyna cały czas była włączona, więc słyszał ją każdy turysta w obrębie całej Doliny Pięciu Stawów. W pewnej chwili nareszcie zaczęła unosić się w powietrzu, toteż myśląc iż przeleci nad granią Orlej Perci do Zakopanego, zacząłem szykować aparat do zdjęcia. Nagle, zauważyłem iż owszem, śmigłowiec leci w moją stronę jednakże wcale nie nabiera wysokości. Okazało się, że maszyna zawisła gdzieś koło szlaku z Przełęczy Krzyżne do Doliny Pięciu Stawów. Znając życie - kolejna akcja ratownicza.
Będąc na finiszu Orlej Perci zaczęło nieoczekiwanie kropić. Założyłem więc kurtkę i zacząłem szukać pokrowca na plecak. Dopiero po chwili zorientowałem się, że mimo opadów, wyczuwam wokół siebie promienie słoneczne. Stałem się świadkiem wyjątkowego zjawiska przyrodniczego. Opady ustały po kilku minutach, jednakże tęczy na niebie nie znalazłem.
1-6) panorama z Przełęczy Krzyżne |
Powyższe zdjęcie udowadniają dlaczego widok z Krzyżnego słynie wśród turystów już od 150 lat. Dziesiątki szczytów malowniczo pogrupowanych, a do tego jeziorka Doliny Pięciu Stawów. W największy zachwyt turyści wprawiani są osiągając Krzyżne od strony Doliny Pańszczyca, bowiem w jednej sekundzie nagle otwiera się im widok na całe Tatry Wysokie.
Korzystając z kilku minut zapasu, postanowiłem wykorzystać pobliską ścieżkę i wdrapać się na Mały Wołoszyn. Nie chcąc spóźnić się na autokar zatrzymałem się na jego zboczu zauważając, iż pejzaże otworzyły się na odcinek Orlej Perci, którzy dziś zaliczyłem, a nawet dalej - aż po sam Giewont. Niegdyś prowadził tędy - przez grań Wołoszyna - kolejny etap Orlej Perci. Odcinek ten został jednak zamknięty w 1932 r.
W nogach czterogodzinna wędrówka Orlą Percią. Na zegarku 16:30. Odjazd o 20:00, a do końca jeszcze... kolejne 4 h marszu. Myślałem, że w kierunku Hali Gąsienicowej będę mógł sobie po prostu zbiec, a tymczasem pod przełęczą natrafiłem na stożek piargowy i zrujnowaną perć przypominającą zamknięty szlak na Rysy. Otóż z kamiennego chodnika pozostawał może co trzeci, co czwarty kamień. Pomiędzy nimi natomiast to czego nie lubię najbardziej a więc usypiskowy stok. Musiałem zatem zwolnić i przyglądać się każdemu postawionemu krokowi. Zamiast przybliżać, odniosłem wrażenie, iż Dolina Pańszczyca zaczęła się wręcz oddalać.
Nazwę wywodzi dolina od górali Pańszczyków z Białego Dunajca, do których hala ta niegdyś należała. Ewenementem tutaj jest podziemne odwodnienie, bowiem część wód ze zlewni doliny ginie na wysokości ok. 1430 m i wypływa w oddalonym o 3,3 km wywierzysku w Dolinie Olczyska. Ponadto uwagę zwraca wyniosła grań Buczynowych Turni.
Mimo późnej godziny, minąłem kilku turystów udających się w przeciwnym kierunku. Zapewne kierowali się na nocleg w Dolinie Pięciu Stawów co i tak nie zmienia faktu, że przez większość czasu spędzonego w Dolinie Pańszcyca jak okiem sięgałem to życia ludzkiego nie widziałem.
Kolejną osobliwością doliny jest Czerwony Stawek mający 0,3 ha powierzchni i zaledwie metr głębokości. Co ciekawe, jego nazwa wcale nie jest przypadkowa. Zbliżając się bowiem do jeziorka zauważyłem, że kamienie wokół niego mają iście czerwonkawy kolor. Początkowo przecierałem oczy ze zdumienia, bowiem nie mogłem pojąć jak to możliwe. Okazuje się, że wszystko przez sinice, które barwią głazy właśnie na kolor brunatno-czerwony.
Pośród morza kosówki dotarłem do rogacza informującego, że do Hali Gąsienicowej jeszcze 55 minut. Na dodatek szlak zaczął prowadzić pod górę. Widok ten sprawił, że nogi odmówiły mi chwilowo posłuszeństwa. Na pocieszenie pozostawały ostatnie widoki groźnych ścian okalających Dolinę Pańszczyca.
Przekraczając opadające ramię Żółtej Turni znalazłem się w zupełnie innym wymiarze. Otworzył się bowiem widok na Dolinę Gąsienicową wraz ze szczytami, które ostatni raz widziałem na Skrajny Granacie. Usłyszałem też niepokojące grzmoty, jednakże ich kulminacja znajdowała się wiele kilometrów za mną. Zresztą, w obecnej chwili już nic nie mogło zepsuć tego wspaniałego dnia.
Korzystając z kilku minut zapasu, postanowiłem wykorzystać pobliską ścieżkę i wdrapać się na Mały Wołoszyn. Nie chcąc spóźnić się na autokar zatrzymałem się na jego zboczu zauważając, iż pejzaże otworzyły się na odcinek Orlej Perci, którzy dziś zaliczyłem, a nawet dalej - aż po sam Giewont. Niegdyś prowadził tędy - przez grań Wołoszyna - kolejny etap Orlej Perci. Odcinek ten został jednak zamknięty w 1932 r.
1-7) panorama Tatr widziana ze zbocza Małego Wołoszyna |
Nazwę wywodzi dolina od górali Pańszczyków z Białego Dunajca, do których hala ta niegdyś należała. Ewenementem tutaj jest podziemne odwodnienie, bowiem część wód ze zlewni doliny ginie na wysokości ok. 1430 m i wypływa w oddalonym o 3,3 km wywierzysku w Dolinie Olczyska. Ponadto uwagę zwraca wyniosła grań Buczynowych Turni.
Buczynowe Turnie widziane z Doliny Pańszczyca |
Kolejną osobliwością doliny jest Czerwony Stawek mający 0,3 ha powierzchni i zaledwie metr głębokości. Co ciekawe, jego nazwa wcale nie jest przypadkowa. Zbliżając się bowiem do jeziorka zauważyłem, że kamienie wokół niego mają iście czerwonkawy kolor. Początkowo przecierałem oczy ze zdumienia, bowiem nie mogłem pojąć jak to możliwe. Okazuje się, że wszystko przez sinice, które barwią głazy właśnie na kolor brunatno-czerwony.
1-2) Czerwony Staw w Dolinie Pańszczyca |
Przekraczając opadające ramię Żółtej Turni znalazłem się w zupełnie innym wymiarze. Otworzył się bowiem widok na Dolinę Gąsienicową wraz ze szczytami, które ostatni raz widziałem na Skrajny Granacie. Usłyszałem też niepokojące grzmoty, jednakże ich kulminacja znajdowała się wiele kilometrów za mną. Zresztą, w obecnej chwili już nic nie mogło zepsuć tego wspaniałego dnia.
Jeszcze tylko Las Gąsienicowy i wielka pętla stała się faktem. Resztkami sił dotarłem do schroniska Murowaniec spotykając przy nim znajome twarze. Ze spokojem i uśmiechem mogłem zatem zejść do Kuźnic.
Deserem po deserze stał się widok kulminacji szczytów okalających Dolinę Gąsienicową - jeszcze piękniejszy niż o poranku. Mogłem na nich zaobserwować słoneczne plamy, które rytmicznie posuwały się po graniach raz łącząc się by po chwili znów się rozdzielić bądź całkiem zaniknąć.
1) Schronisko Murowaniec na Hali Gąsienicowej, 2-4) otoczenie Doliny Gąsienicowej |
Cała wyprawa opisana w dwóch retrospekcjach z pewnością przejdzie do historii. Jak widać, w mej pamięci zapisało się mnóstwo emocjonujących przeżyć, a muszę powiedzieć, że nie był to koniec atrakcji. Jadąc autokarem poczułem w kieszeni wibracje oznaczające SMS. Nie miałem jednak sił go przeczytać i zasnąłem w głęboki sen. Będąc już w domu koło godziny 23:00, widzę, iż mój znajomy wybiera się jutro w Bieszczady na jeden dzień aby zdobyć Tarnicę. Stworzyła się zatem niepowtarzalna okazja aby zmazać białą plamę na mojej karpackiej mapie. Z drugiej strony każdy krok sprawiał mi ból i czułem, że nie wytrzymam trudów kolejnej wspinaczki nie wspominając już o kolejnej pobudce o wschodzie Słońca. Co więc przyniosła najbliższa przyszłość - o tym w następnej retrospekcji, którą możecie przeczytać już teraz! --> Bieszczady (Tarnica)
Z górskim pozdrowieniem:
piechurek