Już od kilku lat Klub Turystyki Górskiej "Wierch" przy Hutniczo-Miejskim Oddziale PTTK w Krakowie praktykuje genialny zwyczaj tygodniowych wyjazdów w dalsze góry Europy. Pamiętam jak będąc w drugiej klasie liceum, na początku września miała odbyć się tygodniowa wycieczka m. in. do Bułgarii, gdzie w programie było chociażby wejście na Musałę (2925 m) - najwyższy szczyt Bułgarii i całego Półwyspu Bałkańskiego. Gdy nie dostałem pozwolenia na uczestnictwo to niezmiernie mocno i dotkliwie to przeżyłem. Tamte tereny to do dziś (mamy 2018 r.) moje wielkie i niespełnione marzenie.
Na szczęście w kolejnych latach los się do mnie uśmiechnął. W 2011 r. (przed klasą maturalną) dzięki sierpniowemu terminowi wycieczki nic już nie stanęło na przeszkodzie, toteż udało spędzić się przepiękny tydzień w ukraińskich Karpatach. Do tamtej pory mój górski świat był ograniczony wschodnią granicą przez co nie spodziewałem się odkryć tak cudownych terenów. Odwiedzając Czarnohorę czy też Gorgany zakochałem się w Ukrainie. Tak ogromne natężenie gór stało się istną wodą na młyn dla moich marzeń, pragnień i celów do zrealizowania. Szybko okazało się, że jeden tydzień to zdecydowanie za mało, toteż już po roku udało się tam powrócić i odkryć kolejne pasma górskie. Na całe szczęście to nie był koniec ukraińskiego snu. Tradycji stało się zadość i również w 2013 r. byłem pewien, że ukoronowaniem letnich wycieczek będzie tydzień spędzony w dzikich ostępach za wschodnią granicą. Ponadto, wycieczka ta miała dla mnie szczególny charakter, gdyż towarzyszyła mi Ju. W pewnym stopniu przekazałem jej miłość do gór co znalazło szczęśliwe odzwierciedlenie we wspólnym uczestnictwie. Pamiętam jakie emocje przeżywałem w dniu kiedy miała zapaść decyzja o pozwoleniu dla niej na tygodniowy wyjazd. Gdy nadeszła pozytywna wiadomość to wpadłem w euforię. Od tamtej pory przeżyliśmy wiele wspaniałych, krótszych wycieczek aczkolwiek za każdym razem, gdzieś z tylu głowy najbardziej wyczekiwaliśmy końca sierpnia. Z każdym dniem, którzy przybliżał nas do "wakacji życia" cieszyliśmy się jak małe dzieci.
Czas upłynął całkiem szybko, toteż mając pełne plecaki jedzenia ruszyliśmy autokarem spod nowohuckiego oddziału PTTK. Nasz wspólny, ukraiński sen właśnie się rozpoczął.
Miejsce: Karpaty Ukraińskie (administrarcyjnie obwód lwowski)
Cel: Korona Beskidów
Trasa: Schodnica (ukr. Схі́дниця) Masłowiec (ukr. Мacлoвeць, 828 m) Turków (ukr. Tурків, 846 m) Ciuchowy Dział (ukr. Цюхів Верх, 942 m) Turków Forteca Tustań (ukr. Ту́стань) Urycz (ukr. Урич) - Schodnica
Długość trasy: ok. 22 km
Pogoda: wakacyjna
Widoczność: dobra
Cóż to była za podróż! Ponownie po przekroczeniu granicy doświadczyliśmy wehikułu czasu cofając się o co najmniej 30 lat. Oprócz wszechobecnej biedy i totalnej zapaści infrastrukturalnej, dostrzegliśmy również o wiele mniejszą urbanizację, a przez to większość dzikość terenu. Choć pod kątem ilości kilometrów do pokonania nie mieliśmy już nazbyt długiego dystansu to jednak jazda trwała jeszcze kilka długich godzin. Typowa lokalna droga na Ukrainie to mieszanina asfaltu, szutru i ogromnych dziur oraz wyrw. Ciężko było więc zmrużyć oko, bowiem autokar co chwilę podskakiwał. Próbowaliśmy z Ju przeróżnych pozycji aczkolwiek koniec końców po dojeździe do Schodnicy opuściliśmy pojazd niezmiernie zmięci.
1-2) pierwsze metry w Beskidach Brzeżnych |
Czas odpowiedzieć na pytanie, gdzie się znajdowaliśmy. Otóż miejsce, z którego wyruszyliśmy znajduje się mniej więcej na południowy-zachód od Drohobycza oraz Borysławia. O wiele trudniejszą kwestią jest natomiast sama istota Beskidów Brzeżnych, bowiem o ile polskie źródła wyróżniają takie pasmo w Karpatach, o tyle w ukraińskich publikacjach próżno szukać informacji na ich temat. Te zaliczają masyw Ciuchowego Działu do Beskidów Skolskich. Skoro jednak mamy sporo nieścisłości na rodzimym poletku (np. kwestia przynależności Pasma Lubomira i Łysiny do Beskidu Makowskiego/Wyspowego) to ciężko o klarowną sytuację za granicą. Załóżmy jednak, że Beskidy Brzeżne istnieją. Jaki obszar zatem obejmują?
Jak sama nazwa wskazuje, pasmo to znajduje się na zewnętrznych obrzeżach głównego łańcucha Karpat na odcinku od Starego Sambora aż po Nadwórną. W efekcie, Beskidy Brzeżne ciągną się dość długo aczkolwiek są bardzo wąskie. Gdybyśmy zaś chcieli ugryźć temat bardziej obrazowo to napisać można, iż będąc mieszkańcami Stryja bądź Iwano-Frankiwska i zakładając poruszanie się w kierunku południowo-zachodnim to Beskidy Brzeżne okazałaby się pierwszymi górami na naszej drodze. W praktyce stanowią ono mało uczęszczane pasmo, gdyż są niejako bramą do większych i ciekawszych Beskidów Skolskich oraz Gorganów.
1-3) Beskidy Brzeżne przywitały nas pięknymi widokami i niesamowitymi zjawiskami atmosferycznymi |
Ostatnie zdanie kłóci się jednak z tym co zastaliśmy na miejscu. Już od pierwszych kilometrów raczyć mogliśmy się widokami aż po horyzont. Choć zupełnie nie miałem pojęcia jakie szczyty mnie otaczają to jednak aura sprawiła, że widoki były doprawdy soczyste. Hitem zaś okazały się chmury zalegające w dolinach. Takiego pejzażu nie widziałem na własne oczy nigdy wcześniej. Urok ukraińskich Karpat ponownie dogłębnie mnie oczarował.
Grupie przewodziły osoby zaznajomione z ukraińskimi rozdrożami, toteż mogliśmy się w pełni oddać radości z przemierzanych terenów nie musząc martwić się o kwestie związane z nawigacją. Warto jednak założyć, że może kiedyś trafimy tu sami. Jak nie dać się pochłonąć ukraińskiej dziczy? Od razu zaznaczam, że będzie ciężko. Próżno szukać topograficznej mapy Beskidów Brzeżnych. Ogółem, w 2013 r. tylko nieliczne skrawki ukraińskich Karpat doczekały się przełożenia na mapy w skali 1:50 000. Teraz sytuacja uległa znacznej poprawie choć nie w przypadku Beskidów Brzeżnych. Sklepy oferują pakiet kilkunastu map obejmujących niemal cały teren ukraińskich Karpat od granicy z Polską i Słowacją, aż po granicę z Rumunią. Beskidy Brzeżne leżą jednak na uboczu, toteż u progu lata 2018 r. nadal musimy sobie radzić w inny sposób. Pozostają zatem internetowe mapy offline, które możemy pobrać na smartfona bądź odbiornik GPS.
1-2) w 2013 r. tutejsze ścieżki były oznaczone w taki oto sposób |
Kolejną kwestią są szlaki i ich oznaczenia. Tutaj jednak trzeba wziąć poprawkę, że system szlaków na przestrzeni ostatnich lat uległ ogromnej przemianie. Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku na Ukrainie nie było żadnych znakowanych szlaków, a jeśli już to wszystkie miały ten sam - żółty - kolor, a poszczególne trasy różniły się numerkami umieszczonymi wewnątrz malunków. Właśnie ten stary system napotkaliśmy podczas wędrówki ku Ciuchowemu Działowi. Czy rewolucja w infrastrukturze szlakowej dotarła również do Beskidów Brzeżnych? Może kiedyś uda się to jeszcze sprawdzić.
Tymczasem szerokimi traktami, które wydawały się być używane przez ciężarówki powolutku zdobywaliśmy wysokość. Na szczęście teren okazał się być bardziej pagórkowaty niż górski, toteż mimo zmęczenia podróżą, spacerowało się całkiem przyjemnie. Przed osiągnięciem najwyższego szczytu Beskidów Brzeżnych, najciekawszym momentem okazało się przejście przez środek eksploatowanego pola naftowego.
1-2) pod kątem technologicznym zakład wydobywczy najlepsze lata miał już daleko za sobą |
Gdy człowiek nie posiada mapy terenu, po którym się porusza to co chwila przeżywa jakieś zaskoczenie. A to dalekie widoki, a to zakłady przemysłowe ulokowane na środku szlaku. Faktem jest, że w tym momencie po raz pierwszy ujrzałem na żywo coś co do tej pory było dla mnie suchą teorią znaną z akademickich wykładów. Wybór wiertnictwa jako kierunku studiów był prawdopodobnie moją najgorszą decyzją w życiu, toteż oprócz kilku zdjęć, sam widok licznych pracujących urządzeń w ogóle mnie nie poruszył. Warto jednak wspomnieć, że przemierzane pole naftowe ma dość bogatą historię.
Eksploatację ropy naftowej rozpoczęto w Schodnicy już w 1858 r. przy czym na większą skalę przemysł naftowy rozwinął się dopiero w latach 80. XIX wieku. Największe wydobycie ropy, w wysokości 17 000 cystern rocznie, odnotowano w końcu XIX wieku. Schodnicka kopalnia uchodziła za najwydajniejszą w całej Galicji. Wkrótce zasoby surowca zaczęły się wyczerpywać i wydobycie systematycznie malało aczkolwiek jeszcze w okresie międzywojennym tutejsza kopalnia ropy była trzecią pod względem wielkości w Polsce. Oprócz ropy wydobywano jeszcze wosk ziemny.
Tak oto, spokojna górska wieś zmieniła się onegdaj w wielkie osiedle przemysłowe. Inną ciekawostką jest natomiast to iż, w okresie powojennym odkryto tu bogate złoża leczniczych wód mineralnych, co spowodowało nadanie Schodnicy w 1976 r. statusu uzdrowiska balneologicznego. W miasteczku i jego najbliższej okolicy znajduje się 37 naturalnych źródeł oraz 17 odwiertów wód mineralnych. Obszar ten choć wydaje się zupełną prowincją skrywa w sobie mnóstwo skarbów.
Ciuchowy Dział (942 m) |
tradycji stało się zadość, kolejny szczyt należący do Korony Beskidów otrzymał stosowną tabliczkę |
widok z Ciuchowego Działu na północ (widać zabudowania Borysławia) |
Ciuchowy Dział ma rozległą kopułę szczytową, toteż widoki nie są wyraziste |
Po około dwóch godzinach wędrówki osiągnęliśmy najwyższy szczyt Beskidów Brzeżnych. Choć nie włożyliśmy w to nadludzkiego wysiłku to jednak zawsze zdobycie jakiegoś "naj" niewątpliwie cieszy. Okazało się, że szczyt porasta rozległa łąka, toteż korzystając ze ślicznej, wakacyjnej pogody każdy znalazł miejsce dla siebie i rozpoczął piknik. Po trudach podróży takie beztroskie wylegiwanie się w Słońcu każdemu przypadło do gustu. Do Ju przypałętał się psiak, toteż miałem okazję do urządzenia dodatkowej sesji fotograficznej. Ponadto, spotkaliśmy też turystów poruszających się konno. Zdecydowanie takie pagórki to idealny areał dla tego typu turystyki. Punktem kulminacyjnym natomiast okazało się przytwierdzenie tabliczki do drewnianego słupa energetycznego.
1-3) widok z Ciuchowego Działu w kierunku Karpat |
4-5) dopiero po wykorzystaniu magicznych właściwości aparatu udało się wycisnąć kilka szczytów Beskidów Skolskich |
6) widok z Ciuchowego Działu w kierunku północnym |
Na Ciuchowy Dział warto zabrać lornetkę. Widoki są bowiem nie najgorsze z tym, że aby w pełni się nimi cieszyć, potrzeba mieć pod ręką coś co je nam przybliży. Z racji na to, że znajdowaliśmy się na brzegu Karpat to widoki dzieliły się na dwie części. W kierunku północno-zachodnim rozlegały się niziny zaś w przeciwnym - góry. W efekcie, bez wspomagaczy najlepiej było widać zabudowania Borysławia, Truskawca oraz Drohobycza. W kwestii gór, to co zamykało horyzont od południa okazało się grzbietami Beskidów Skolskich. W tym wypadku jednak musiałem molestować aparat dość intensywnie by cokolwiek interesującego złowić.
1-5) manowce Beskidów Brzeżnych |
Jak się okazało, Ciuchowy Dział nie był ostatnią planowaną na dziś atarakcją. Gdy każdy nacieszył się zdobyciem szczytu i wypełnił po brzegi żołądek to ruszyliśmy w dalszą drogę, która mniej wiecej do momentu kopalni prowadziła przetartymi już przez nas ścieżkami. Całkiem możliwe, że zdobywając najwyższy szczyt Beskidów Brzeżnych, minęliśmy gdzieś miejsce, w którym istniało przed II wojną światową schronisko turystyczne. W okresie międzywojennym teren ten należał wszak do Polski, toteż rozwijała się turystyka za sprawą Drohobyckiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, które uruchomiło obiekt w 1928 roku.
Tymczasem zamiast zejść od razu do Schodnicy, zgodnie z drogowskazami odbiliśmy na ścieżkę ku miejscowości Urycz. Tym samym otrzymaliśmy kolejną porcję widoków na okoliczne wzniesienia. Tak oto minęło kolejnych kilkadziesiąt minut, po których przeżyłem kolejne zaskoczenie...
1-2) drogowskazy ułatwiały nawigację |
3-5) uroki wędrówki przez Beskidy Brzeżne |
6-7) jedno z kolejnych zaskoczeń jakie przeżyliśmy podczas wędrówki |
Idąc przez las nagle ujrzeliśmy kilkudziesięciometrowe skały, które wysokością przewyższały korony pobliskich drzew. Niesamowity i niespodziewany widok. Tym bardziej, że dano nam możliwość powspinania się po nich. Z góry, zarejestrowane obrazki prezentowały się jeszcze okazalej. Przede wszystkim rzut oka na okolicę dowiódł, że wokół podobnych skałek jest tu więcej. To zwiastowało kolejne emocje na trasie. Dopiero potem okazało się, iż wkroczyliśmy w jeden z najciekawszych obszarów w ukraińskich górach pod kątem geologicznym i historycznym.
1-4) wspinaczka na skałki przyniosła piękne widoki |
Wątek geologiczny widać jak na dłoni. Skały zbudowane są z piaskowca jamneńskiego i mają około 55 milonów lat. Tym samym odkryliśmy ukraińskie skalne miasto, które przez wiele wieków było wykorzystywane w celach obronnych. Uświadomiłem to sobie gdy ujrzałem kulminację kolejnych skałek między którymi coś było, tak jakby pozostałości starej warowni. Tak oto przeszliśmy płynnie do wątku historycznego.
dawna warownia Tustań |
Obiekt powstał prawdopodobnie w IX w. rękoma plemion Białych Chorwatów. Miał to być ważny punkt obronny i styk szlaku handlowego. Swój dalszy rozwój warownia zawdzięcza dobrej lokalizacji, bowiem stała się jednym z ważniejszych miejsc na zawiązywanie umów handlowych. W IX wieku przez Tustań prowadził szlak Solny prowadzący z Galicji do państw Europy Centralnej. Ponadto przewożono tu również jedwab szlakiem prowadzącym z Chin do Portugalii. Oprócz tego gród był głównym punktem granicznym i handlowym pomiędzy Księstwem Halicko-Wołyńskim a Węgrami.
Kierownicy wyprawy utwierdzili w przekonaniu, że kierujemy się własnie do pozostałości starej warowni. Nim jednak tam dotarliśmy, odwiedziliśmy kolejne formacje skalne. Każda z nich była doskonałą okazją do wybornej zabawy. Taka spontaniczna wspinaczka sprawiła mi ogrom radości.
1-4) efekty wspinaczki po piaskowcach |
Oprócz walorów krajobrazowych i możliwości wspinaczkowych, piaskowce kryją też inne skarby. Co więcej, możemy je zobaczyć gołym okiem. Gdybyśmy się więc bardziej przyjrzeli to odkrylibyśmy petroglify czyli wykute w skale rysunki postaci ludzkich i zwierząt, znaki solarne i figury geometryczne, pochodzące z różnych okresów. Co ciekawe, najstarsze datowane są na pierwsze tysiąclecie przed naszą erą i świadczą o istnieniu tu miejsca kultu.
Od skałki do skałki powoli zbliżaliśmy się do głównej warowni. W międzyczasie do Ju przyłasił się kolejny pies. Jakkolwiek tego gatunku ssaków nie lubię tak ten okaz całkiem mi się spodobał. Po poprzednich wyprawach na Ukrainę zyskałem przeświadczenie, że tu wszyscy żyją bliżej siebie. Zwierzaki są niewątpliwie integralną częścią życia wiejskiego zaś ludzie wydają się być bardziej otwarci i pomocni.
po sympatycznych spotkaniach ze zwierzętami pozostały już tylko zdjęcia |
niektóre skałki osiągają nawet 50 metrów |
bogactwo formacji skalnych zachwycało |
Wędrując za naszymi przewodnikami, w pewnej chwili ujrzeliśmy studnię, która była tak głęboka, że ciężko było dostrzec jej dno. Ta pozostałość zamkowego wyposażenia zwiastowała, że wkraczamy w bezpośredni teren warowni. Co ciekawe dostaliśmy się w jej objęcia "tylnymi drzwiami", toteż przynajmniej na razie uniknęliśmy (i tak małych) opłat za wstęp. Kasa biletowa znajduje się od strony Uryczy, skąd prowadzi wyraźna i oznakowana droga. Na razie jednak mogliśmy się cieszyć towarzystwem kilku wyniosłych skałek pośród których prowadzi trasa turystyczna upiększona licznymi tablicami informacyjnymi (wyłącznie w języku ukraińskim).
1-2) dawna warownia Tustań |
Co ciekawe, drewniane konstrukcje były opierane i zabezpieczane specjalnie wyżłobionymi rowkami w skałach. Do dzisiaj oglądać można wykute w skałach otwory i wyżłobienia, które stanowiły oparcie dla belek wypełniających przestrzeń pomiędzy skałami. Tym samym wyobraźmy jak ciekawy musiał to być obiekt w czasach jego świetności. Świadczy to też o genialnym zmyśle budowniczych.
A czy domyślacie skąd pochodzi nazwa Tustań? Czas na kolejną porcję historii...
Po upadku Rusi Halickiej zamek popadł w ruinę, lecz po włączeniu tych terenów do Korony Polskiej w czasach Kazimierza Wielkiego został odbudowany i stał się siedzibą administracji królewskiej oraz punktem poboru myta za przewóz soli. Od obowiązku zatrzymywania się kupców wywodzona jest nazwa fortecy ("Tu stań!"). Zamek pozostawał w rękach królewskich do 1539 r., kiedy król Zygmunt Stary podarował go Mikołajowi Błyszczyńskiemu z obowiązkiem odbudowy i obsadzenia zbrojną załogą. Błyszczyński nie wykonał jednak zobowiązania i w 2 lata później sprzedał Urycz Janowi Tarnowskiemu. Od tego czasu zamek pozostawał w ruinie.
trasa turystyczna prowadzi między skałkami |
odnajdziemy też tutaj malownicze widoki na okolicę |
Obecnie warownia jak również okoliczne skałki wchodzą w skład narodowego rezerwatu historyczno-kulturalnego „Tustań” powstałego w 1994 roku. Co ciekawe, władze rezerwatu dążą do pełnego zrekonstruowania warowni przez co obiekt stałby się jeszcze bardziej atrakcyjny.
Spacerowaliśmy zatem między skałkami wyobrażając sobie, że kiedyś był tu wewnętrzny dziedziniec otoczony krużgankami oraz wielopiętrowe konstrukcje obronne i mieszkalne. Nie brakowało też widoków na okoliczne doliny i wzgórza przez co zrozumieć można dlaczego akurat tutaj powstała kiedyś warownia. To unikalne miejsce stało się również doskonałą okazją do zrobienia wspólnych zdjęć. W tym momencie, chciałbym pozdrowić przesympatyczną Alę, która pod kątem pamiątkowych fotografii nie odpuszczała nikomu. Dzięki niej cały wyjazd zyskał jeszcze więcej niepowtarzalnego uroku. Oczywiście nie mogło też zabraknąć grupowego zdjęcia.
trasa turystyczna po warowni |
Można zatem stwierdzić, że okoliczne skały były świadkami wielu wydarzeń historycznych oraz spotkań słynnych osób. Warto bowiem dodać, że historia zamku nie kończy się wraz z XVI-wiecznym upadkiem. Tustań odwiedzało później szerokie grono zacnych postaci.
Bywała tu poetka Łesia Ukrainka, a także pisarz, poeta i polityk Iwan Franko. W XX wieku Tustań nabrała nowego znaczenia, bowiem w latach 1912-1914 miały tu miejsce patriotyczne spotkania młodzieży ukraińskiej. W maju 1914 roku ukraińska młodzież na terenie skalnego grodu zorganizowała zjazd poświęcony 100-leciu ukraińskiego wieszcza Tarasa Szewczenki. To wtedy na jednym z kamieni napisano „I złą krwią wroga wolę naszą skropimy!”. Napis widnieje do dziś. W 1918 roku na Kamieniu wyrzeźbiono lilię z tryzubem w środku, potem znak tryzuba zastąpiono orłem. Teraz nie ma po tym śladu, pozostała tylko nisza.
widok na warownię od strony Uryczy |
urycka cerkiew |
Po uiszczeniu opłaty udaliśmy się do pobliskiej Uryczy. Oprócz zamku wieś szczyci się również drewnianą cerkwią św. Mikołaja z 1910 roku. Jest to obszerna świątynia na planie krzyża z dużą kopułą centralną. Dachy nad ramionami budynku wieńczą małe kopułki. Nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności zajrzenia do środka. Bogaty wystrój wnętrz może budzić podziw. Już sam ikonostas wywiera wrażenie zaś to co jeszcze zwraca uwagę to fakt, że praktycznie każdy skrawek ścian został wykorzystany pod kątem zdobień odpowiednimi malunkami. Ciekawostką natomiast okazał się zeszycik, w którym w formie tabelki umieszczona została lista parafian oraz miesiące roku. Możecie się zatem domyślić co znajdowało się w komórkach. Oczywiście, że wpłaty. Można więc było ujrzeć przekrój społeczeństwa pod kątem stosunku do datków na parafię.
Obok natomiast znajduje się dość charakterystyczna dwukondygnacyjna dzwonnica. Zwróćmy uwagę, że dolna kondygnacja jest czworoboczna, górnej zaś ośmioboczna. Całość nakryta jest rzecz jasna kopułą.
ikonostas |
dzwonnica obok cerkwi |
muzeum zamku Tustań |
Poniżej obiektów sakralnych znajduje się skromna izba będąca muzeum. Wewnątrz można pogłębić swą wiedzę na temat warowni, a także ujrzeć makiety rekonstruujące oraz eksponaty z wykopalisk archeologicznych. Większość grupy udała się do pobliskiego sklepu po piwko, toteż miałem sporo czasu, aby się rozejrzeć.
Na koniec wizyty w Uryczy ostatnia już dziś karta historii. Warto po raz kolejny podkreślić, że kiedyś ziemie te należały do Polski. W związku z tym sięgnijmy do kampanii wrześniowej w 1939 roku.
22 września 1939 oddział Wehrmachtu dokonał zbrodni wojennej na wziętych do niewoli od 73 do 100 żołnierzach 4. pułku Strzelców Podhalańskich. Niemcy zamknęli wrota, oblali stodołę benzyną, lub naftą, po czym podpalili za pomocą granatów ręcznych. Niemal wszyscy jeńcy spłonęli żywcem, a uciekających z płonącej stodoły ostrzelano karabinami maszynowymi. Według IPN niemieccy żołnierze, którzy dokonali zbrodni byli wspomagani przez bliżej niezidentyfikowanych ukraińskich nacjonalistów.
Tymczasem do końca wycieczki pozostał czterokilometrowy odcinek do Schodnicy. Był to ostatni akt wizyty w Beskidach Brzeżnych. Po zapakowaniu się do autokaru czekała nas jeszcze długa podróż ku Gorganom, gdzie w miejscowości Stara Huta mieliśmy zaplanowaną obiadokolację oraz nocleg. Pozostaje tylko pytanie czy po pełnym atrakcji dniu byliśmy bardziej głodni czy też zmęczeni. Najważniejsze jednak, że ukraiński sen rozpoczął się wybornie, a kolejne dni zapowiadały się jeszcze lepiej. Kolejnym naszym celem były bowiem Gorgany z ich najwyższym wzniesieniem - Sywulą. Relacja pod linkiem: Gorgany (Sywula)
Do napisania
piechurek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania =)