4 listopada 2012

Pogórze Rożnowskie (Łowczówek)

Dziś odwiedzimy kolejny, mniej popularny wśród turystów zakątek na bogatej mapie Karpat. Pogórze Rożnowskie - bo o nim mowa - rozciąga się między Dunajcem oraz rzeką Białą na wysokości od Nowego Sącza i Grybowa na południu aż po Tarnów na północy. Jest więc to taki obszar przejściowy między Kotliną Sandomierską a Beskidami. Co turysta może tam ciekawego znaleźć? Z pewnością wiele malowniczych wzgórz rozczłonkowanych przez doliny potoków zasilających wspomniane dwie rzeki. Symbolem i nie lada atrakcją tych rejonów są niewątpliwie dwa zbiorniki wodne znajdujące się na Dunajcu, a więc Jezioro Rożnowskie oraz Czchowskie. Nasza mobilna grupa nie miała jednak w planie ani pływać ani tym bardziej nurkować. Celem był udział w corocznym Zlocie Niepodległościowym w Łowczówku. Co to za wydarzenie i co ono upamiętnia, o tym sukcesywnie będziemy się dowiadywać w trakcie naszej wędrówki, a wiec w drogę!

Miejsce: północna część Pogórza Rożnowskiego

Cel: Poznanie walorów krajobrazowych i historycznych tego miejsca

Trasa: Łowczówek-Pleśna PKP - Pleśna UG  cmentarz wojenny nr 173  cm. wojenny nr 188  Lichwin  cm. woj. nr 187  płd-wsch. zbocze góry Wał (523 m)  cm. woj. nr 186  cm. woj. nr 182  Gródek/Głowa Cukru (cm. woj. nr 185)  droga Rychwałd - Lichwin  Kopaliny (394 m)  cm. woj. nr 171 w Łowczówku  Meszna Opacka  cm. woj. nr 158  Tuchów (cm. woj. nr 160 i 161)  Tuchów PKP

Pogoda: przyjemna

Widoczność: dobra

Całkowicie nietypowo, bo przed budynkiem Dworca Głównego w Krakowie, mniej więcej o 5:30 rano spotkała się nasza kilkunastoosobowa ekipa. Chętnych na wypad w Pogórze Rożnowskie w większej ilości nie było, toteż i specjalne zamawianie autokaru nie miało sensu. Na całe szczęście przez interesujący nas region przebiegała linia kolejowa z Tarnowa do Nowego Sącza.

W pociągu pustki, każdy znalazł wygodne miejsce siedzące przez co sen przychodził z niebywałą łatwością. Ponadto, w trakcie tej długiej jazdy ("tylko" niespełna 3 h - ach, to PKP...) było sporo czasu na przeanalizowanie czekającej nas trasy. Dodatkowo, nasz przesympatyczny przodownik pożyczył nam książeczkę zawierającą opisy miejsc, które mieliśmy w planie odwiedzić. Już po powyższym wykazie widać, że odbyliśmy tego dnia wędrówkę szlakiem cmentarzy pochodzących z okresu I wojny światowej. Czas zatem odkryć jedną z wielu tajemnic Pogórza Rożnowskiego. Otóż jego osobliwością turystyczno-historyczną są ów nekropolie, których zagęszczenie jest tu szczególnie wysokie. Przypominają one o krwawych walkach toczonych na terenie Galicji Zachodniej na przełomie 1914 i 1915 roku, pomiędzy armią rosyjską i armią C.K. Austrii. Usytuowane często w miejscu walki, nieraz zarośnięte drzewami, są ważnym i niezwykle charakterystycznym świadectwem historii tej ziemi. Spoczywają na nich żołnierze różnych narodowości: Polacy, Austriacy, Niemcy, Rosjanie, Węgrzy, Bośniacy, Czesi i Włosi. Dziś, po prawie stu latach od tamtych wydarzeń, znaleźliśmy się w centrum ówczesnego frontu. Z pozoru malownicze Pogórze Rożnowskie nie dawało po sobie poznać, iż kiedyś było świadkiem zaciętych walk. Gdyby nie cmentarze, które dziś stanowią również interesujące zabytki architektoniczne to nikt z nas nie wpadłby na pomysł, że stąpamy po ziemi, która niegdyś ociekała morzem krwi...

budynek stacji PKP Łowczówek-Pleśna
Choć stację kolejową w Pleśnej oraz cmentarz legionistów Polskich w Łowczówku łączy szlak czarny, którego pokonanie zajmuje niespełna godzinę, my obraliśmy wariant okrężny co ilustruje poniższa mapka. Wszystko po to, aby odwiedzić jak najwięcej miejsc pamięci. Organizatorzy przygotowali ku temu kilka zniczy, toteż nasz Klub pozostawił na każdym cmentarzu swój ślad.

I etap naszej wędrówki (z Pleśnej na Łowczówek): czarnymi kółkami są zaznaczone cmentarze wojenne, które odwiedziliśmy zaś duże cyfry ukazują kolejność ich zwiedzania
Ruszyliśmy zatem szlakiem żółtym by już po kilkunastu minutach dojść do pierwszego cmentarza, któremu przypisano nr 173. Co ciekawe, kilka chwil wcześniej - przy głównej drodze prowadzącej przez Pleśną - natrafiliśmy na oryginalny austriacki słupek, który informował o tym, iż w pobliżu znajduje się cmentarz. Ówcześni budownicze, starali się bowiem, aby każda nekropolia było odpowiednio oznaczona.

austriacki słupek informujący o cmentarzu
Drepcząc sobie ku górze, na skraju lasu ujrzeliśmy pierwsze tego dnia miejsce pamięci, toteż ogarnęła nas swoista zaduma. W ciszy wkroczyliśmy do środka by bliżej przyjrzeć się nagrobkom walczących żołnierzy. Ich układ w postaci ziemnych mogił był nieregularny. Krzyże nagrobne wieńczyły żeliwne krzyże maltańskie oraz lotaryńskie. Polegli tutaj zginęli 18 XII 1914 r. oraz 9 V 1915 roku. 
Cmentarz zaprojektował Siegfried Haller. Usytuowany jest  na planie nieregularnego wieloboku, ogrodzony sztachetowym płotem na kamiennych słupach. W ogrodzeniu stylizowana kamienna kapliczka z gontowym daszkiem i tablicą inskrypcyjną, która głosi: 

"Uczcie się od nas swawolni wnukowie ofiarnego obowiązku, gdy nad świętymi granicami Ojczyzny zawisła groźba wroga."
1-4) cmentarz wojenny nr 173 w Pleśnej
Spoczywa tu 34 Austriaków z 14, 59, 81 i 82 pułku piechoty, 2. pułku strzelców tyrolskich i 15. pułku armat polowych oraz 29 Rosjan. Łącznie znajduje się tu 9 mogił zbiorowych, oraz 32 pojedynczych. Na całe szczęście okoliczni mieszkańcy dbają o to miejsce przez co pamięć o poległych nigdy nie zaginie.

Kontynuując wędrówkę szlakiem żółtym, tuż za cmentarzem ujrzeliśmy skromny krzyż milenijny. Nie wywarł on jednak specjalnego wrażenia, toteż ruszyliśmy dalej. Spacerowaliśmy teraz między polami uprawnymi oraz zagajnikami. Mijając jeden z sadów, część grupy nie omieszkała skosztować specjałów wprost z drzewka. Wszystko to w objęciach malowniczych pagórków.

krzyż milenijny tuż obok cmentarza wojennego nr 173 
Nasza dwójka natomiast, ubezpieczając przez większą część dnia tyły grupy, poczęła grać w synonimy. Polegało to na tym, iż rzucało się słówko wyjściowe, do którego musieliśmy znaleźć jak najwięcej innych słów o podobnym znaczeniu. Wymawialiśmy je na przemian, toteż komu pierwszemu skończył się arsenał i nie potrafił już niczego wymyślić - ten przegrywał. Nie obyło się bez kontrowersji i żywych dyskusji pełnych - czasem abstrakcyjnych - argumentów. Hah, każdy sposób był dobry, aby przedłużyć swą szansę na wygraną! Przez tych kilkadziesiąt minut zabawy, stopień naszego poziomu językoznawstwa wzrósł do niebotycznego poziomu! Takie gierki niewątpliwie bardzo umilają spacer czyniąc go jeszcze żywszym i jeszcze ciekawszym. 

1-5) szlak żółty prowadził malowniczymi ścieżkami Pogórza Rożnowskiego
W takiej właśnie aurze dotarliśmy do drugiej nekropolii. Cmentarz oznaczony numerem 188 zlokalizowany został przy jednej z lokalnych dróg w okolicy Rychwałdu. Ów nekropolia zgoła inna od tej poprzedniej, epatowała dostojną skromnością. Choć zawierała "tylko" 4 mogiły zbiorowe, to jednak w ich wnętrzu spoczęło aż 29 żołnierzy armii austro-węgierskiej oraz 22 - armii rosyjskiej.

1-2) cmentarz wojenny nr 188 w Rychwałdzie
Obiekt zawdzięcza swój stan dzięki remontowi mającemu miejsce w latach 1997-1998 sfinansowanego ze środków Austriackiego Czarnego Krzyża (organizacja austriacka zajmująca się m. in. opieką nad cmentarzami wojskowymi).
Miejscowy przekaz mówi, że pochowani tu żołnierze polegli w nocnym starciu, kiedy błądzący w ciemności oddział austriacki wyszedł na linię okopów rosyjskich biorąc je za własne.
Zaprawdę tragizm niektórych losów wojennych potrafi być zatrważający. Są czasem takie historie, do których najlepszym komentarzem jest cisza.

Kilkaset metrów dalej natrafiliśmy na węzeł szlaków. Od naszego żółtego wybiegał niebieski w kierunku Łowczówka (swoją drogą, niedługo do niego powrócimy). Miejsce to upiększone zostało wiatą turystyczną, gdzie nastąpiło drugie śniadanie. Nie mogło oczywiście zabraknąć częstowania smakołykami. Mimo nie najgorszej pogody, herbatka z termosu okazała się bardzo przydatna.

Ponadto, tuż obok znajdowało się kolejne miejsce pamięci. Wyjątkowo, nie było ono związane z I wojną światową lecz z tą mającą miejsce 25 lat później. Otóż wielki głaz oraz skromny kamienny krzyż upamiętniał batalion "Barbara", który "od sierpnia 1944 r. prowadził w ramach akcji "Burza" regularne partyzanckie działania dywersyjno-bojowe z hitlerowskim okupantem na ziemi tarnowskiej."

kolejne miejsce pamięci na trasie naszej wędrówki - tym razem poświęcone wydarzeniom z II wojny światowej
W przeciągu dotychczasowej wędrówki, wzbiliśmy się już jakieś 200 m wzwyż. Prawdziwe widoki rozpoczęły się w okolicach wzniesienia Wał, gdzie ujrzeliśmy daleką panoramę w kierunku południowym obejmującym inne pagórki Pogórza Rożnowskiego oraz majaczące gdzieś na horyzoncie szczyty Beskidu Niskiego.

Pogórze Rożnowskie również potrafi dostarczyć dalekich panoram 
Widząc tak rozległy pejzaż, przez dłuższą chwilę zastanawiałem się co tak majaczy na horyzoncie. Byłem w tych rejonach po raz pierwszy, toteż moja orientacja w przestrzeni praktycznie nie istniała. Czoło grupy, sowicie nas wyprzedziło, a mimo to wciąż kontemplowałem te górki lecz i tak byłem bezradny. Wtem, dzwoni telefon. Odbieram, a tu niespodziewanie nasz przodownik, który niczym jastrząb wypatrzył mą zafrasowaną minę z odległości kilkuset metrów. Dzięki niemu dowiedziałem się o tym, że na wschodzie widzimy m. in. Pasmo Brzanki wliczające się już do Pogórza Ciężkowickiego. Z niedającą się opisać słowami radością mogłem zatem kontynuować wędrówkę. 

w lasku po lewej stronie ukryty jest kolejny cmentarz z I wojny światowej (nr 187)
W ten oto sposób dotarliśmy do nekropolii oznaczonej nr 187. Ku naszej uciesze był to kolejny zadbany obiekt. 
Zaprojektował go Heinrich Scholz. Cmentarz ulokowany jest na planie prostokąta, ogrodzony drewnianym płotem na kamiennych słupach. Na słupach bramy wejściowej ujrzeć można kamienne głowy wojowników w antycznych hełmach. W głębi: duży drewniany krzyż centralny ustawiony na kamiennym kopcu. Na ziemnych mogiłach betonowe stele z żeliwnymi krzyżami maltańskimi i lotaryńskimi wraz z tabliczkami imiennymi. 
1-3) cmentarz wojenny w Lichwinie oznaczony nr 187
Warto dodać, że spoczywa tu 199 żołnierzy austriackich oraz 137 żołnierzy rosyjskich (ogółem zachowanych 71 nazwisk), którzy polegli w walkach 2-5 V 1915 roku. Wewnątrz naliczyć można 33 mogiły zbiorowe oraz 30 pojedynczych. 

Przy cmentarzu szlak żółty krzyżuje się przez chwilę z zielonym. Aby móc odkryć kolejne nekropolie warto przerzucić się na znaki malowane ciemniejszym kolorem. Po ledwie 10 minutach dociera się bowiem do kolejnego obiektu. Nie jest on jednak zlokalizowany bezpośrednio przy szlaku, toteż warto zabezpieczyć się mapą w porządnej skali. 

Na południowym zboczu pagórka Wał ujrzeliśmy szereg mogił okraszonych drewnianymi krzyżami wraz z tarczami na tabliczki imienne. W najwyższym punkcie cmentarza, dodatkowo duży - centralnie położony - kamienny kopiec z drewnianym krzyżem. Właściwie, to bardzo podobny do tego, który ujrzeliśmy poprzednio.

cmentarz wojenny nr 186
Choć cmentarz przeszedł w latach 90. generalny remont, to jednak niektóre krzyże nie wytrzymały próby czasu rozsypując się na wiele kawałeczków. To potwierdza regułę, że im bliżej ciągów komunikacyjnych oraz domostw, tym lepiej dla losów takich miejsc. Oczywiście, stan nekropolii należy ocenić jako dostateczny aczkolwiek położenie w lesie na uboczu nie rokuje najlepiej. 
Na cmentarzu tym zaprojektowanym przez H. Scholza spoczywa 105 Austriaków z 3, 8, 47, 59, 60 i 65 pułku piechoty, 2. pułku strzelców tyrolskich, 14. batalionu saperów, 2. rezerwowego pułku strzelców oraz jeden Rosjanin. Przestrzeń obiektu wypełnia 8 mogił zbiorowych oraz 47 pojedynczych.
Mimo, iż nie szczytowaliśmy bezpośrednio na wierzchołku Wału, to warto opowiedzieć kilka słów o tej górce. Wszak odkryliśmy na jego zboczach aż dwa cmentarze z okresu I wojny światowej. Czy zatem Wał skrywa w sobie również i inne tajemnice?
Gdybyśmy spojrzeli na Wał z góry, to ujrzelibyśmy wielką rozgwiazdę grzbietów pomiędzy doliną Dunajca na zachodzie i doliną Białej od strony wschodniej. Liczne ramiona i grzbieciki Wału opadają aż nad 14 okolicznych wsi. Pokryty w większości polami Wał zapewnia rewelacyjne panoramy na Pogórze Rożnowskie i Ciężkowickie, jak też na Kotlinę Sandomierską na północy i na Beskidy na południu. Poza wspaniałymi widokami skrywa wiele niezwykłych ciekawostek. Tajemnicę tego szczytu potęgują okoliczne nazwy "Piekło" oraz "Diabli Kamień". Są to kolejne powody, dla których warto odwiedzić to miejsce. Pod nazwą "Piekło" kryje się las z ruinami przedwojennej fabryki farb i lakierów. Podobno relacje naocznych świadków przekonują, iż w tym miejscu... straszy. Diabli Kamień jest natomiast pomnikiem przyrody nieożywionej. 
Szkoda, że zabrakło czasu, aby odwiedzić wszystkie te ciekawe miejsca. Priorytetem było jednak przybycie o odpowiedniej porze na uroczystości patriotyczne. To czego zbocza Wału nam nie poskąpiły to dalekie widoki. Niebo zaczęło się rozpogadzać przez co zaczęliśmy wędrować w pełnym nasłonecznieniu. Gdy w takiej aurze ujrzeliśmy pejzaże sięgające kilkudziesięciu kilometrów w kierunku południowym stanęliśmy w zachwycie, który unieruchomił nasze wszystkie mięśnie.

1-3) pejzaże rozpościerające się z południowego zbocza Wału
Absolutnym hitem okazał się widok słowackich Tatr. Na pierwszy rzut oka zlewały się z otaczającymi chmurami aczkolwiek wpatrując się głębiej dojrzałem znajomo wyglądający kontur. Zaraz, zaraz, wygląda jak Łomnica, Durny Szczyt, dalej leciutkie obniżenie i Baranie Rogi. Czy to naprawdę możliwe? Poniższe zdjęcie być może nie wyjaśnia wszelkich wątpliwości ale posiadany wówczas sprzęt na nic lepszego nie pozwolił. Mimo tego wierzę, że widziałem Łomnicę naprawdę, a nie tylko oczami wyobraźni. Ilekroć powiększam sobie to zdjęcie to utwierdzam się w przekonaniu, iż Pogórze Rożnowskie pozwoliło nam na taką niebywałą obserwację.

widok na słowackie Tatry Wysokie (kulminacja Łomnicy, Durnego Szczytu oraz Baranich Rogów - bardzo słabo widoczne)
Co ciekawe, z następnej polanki dojrzenie Tatr okazało się już niemożliwe. Słońce zaczęło mocniej operować przez co interesujący nas kierunek okrył się jasną poświatą. Tatry zniknęły. Grupa też zniknęła, są pewnie dobry kilometr przed nami! Czas ich dogonić, co uczyniliśmy radosnym biegiem oraz podskakiwaniem.

10 minut później staliśmy już przed kolejnym wojennym cmentarzem.  Co ciekawe, jego powierzchni nie wypełniała mnogość betonowych mogił. Głównym elementem był pomnik centralny z krzyżem i wnęką na tablicę. Ponadto tuż przed nim, zlokalizowany został jeden obmurowany grób oficerski z betonowym krzyżem. Śladów innych mogił na pierwszy rzut oka widać nie było. Te bowiem miały wyłącznie charakter ziemny.

betonowy pomnik na cmentarzu wojennym nr 182 w Siemiechowie 
Mimo skromnego zagospodarowania, cmentarz skrywa ciała 45 Austriaków z 15., 60. i 66. pułku piechoty, 9. batalionu pionierów, 9. i 24. pułku piechoty honwedów oraz 32. pułku piechoty landszturmu. Projektant tego miejsca do dziś pozostaje nieustalony.
Przed remontem mającym miejsce w 1992 roku za mogiłą oficera stał kamienny kopiec. Wystawili go jeszcze w okresie walk żołnierze, chcąc uczcić poległego, bardzo lubianego dowódcę. Budowniczowie cmentarza uszanowali to miejsce i potraktowali je jako punkt centralny cmentarza. Przez długie lata po I wojnie światowej cmentarz odwiedzała wdowa po poległym oficerze z synem.
Zapłonął kolejny znicz zaś my ruszyliśmy w dalszą drogę. W rejonie cmentarza opuściliśmy definitywnie szlak zielony przerzucając się na rowerową trasę oznakowaną na czarno. Ile to już cmentarzy dziś odwiedziliśmy? Zliczyć ich nie sposób. Rzec jednak mogę, że przed kulminacyjnym punktem wycieczki, do odkrycia pozostała już tylko jedna nekropolia - najciekawsza z wszystkich dotychczasowych. Samo dostanie się do niej przyprawiło niemało kłopotów, bowiem trafił się stromy pagór, na który musieliśmy wejść dziką ścieżką od tylnej strony. W końcu znaleźliśmy się na tyłach cmentarza i ujrzeliśmy coś niezwykłego... 

Cmentarz wojenny nr 185 w Lichwinie wypełnia bowiem niemal całe wzgórze o nazwie Gródek (inna, o wiele ciekawsza nazwa to Głowa Cukru). Jest to największy cmentarz w całym okręgu VI. Jako ciekawostkę warto przytoczyć fakt, że dla logistycznego ułatwienia spraw, w trakcie budowy i lokowania wszystkich 400 zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych, teren zostały podzielony aż na XI okręgów (od Żmigrodu i Jasła po Limanową, Bochnię i Kraków - na tak rozległym terenie rozsiane są poznawane przez nas cmentarze). Wróćmy jednak do interesującej nekropolii. Na początek kilka zdjęć, które pozwolą na wizualizację tego opisu.

1-5) cmentarz wojenny nr 185 zlokalizowany na Gródku (Głowie Cukru)
Jak widać, obiekt ma kształt nieregularny, nie posiada on ogrodzenia zaś całość otaczają głównie drzewa oraz resztki żywopłotu. Spostrzegawczy, z pewnością dojrzeli, iż na szczycie pagórka znajduje się sporych rozmiarów obelisk. Gdy podeszliśmy bliżej, ujrzeliśmy duży kamienny pomnik centralny. W jego czterech ścianach zaobserwowaliśmy wnęki z kamiennymi wieńcami laurowymi, a także tablice z inskrypcjami:
To wzgórze kryje skarb - wiernych, dzielnych mężów.
Nam wojna stała się grobem - Wam odrodzeniem.
Gdy chodzicie w blasku dnia - pomyślcie o tych, którzy za Was polegli.
Przybyliśmy z daleka, by znaleźć śmierć.
pomnik centralny cmentarza wojennego nr 185 w Lichwinie
W rejonie Lichwina toczyły się bardzo krwawe walki podczas bitwy gorlickiej w maju 1915 roku. 3 maja między 4 a 5 rano oddziały austriackie (59. pułk piechoty z Salzburga, 14. pułk piechoty z Górnej Austrii oraz 2. tyrolski pułk strzelców) zaatakowały i zdobyły to wzniesienie zwane przez żołnierzy Głową Cukru. O godzinie 11. pozycję utracono w wyniku kontrataku rosyjskiego. O świcie następnego dnia Austriacy ponowili szturm i ponownie zajęli wierzchołek. Rozpoczął się pościg za wycofującym się nieprzyjacielem. W 1992 r. cmentarz wyremontowano staraniem Austriackiego Czarnego Krzyża (oddziały w Salzburgu i Tyrolu) oraz jednostek armii austriackiej pielęgnujących tradycje wymienionych pułków.
widoczny z bliska wieniec laurowy we wnęce pomnika wraz z inskrypcją
O rozległości tego cmentarza świadczy jego powierzchnia. Ponad 12 000 m² to wszak więcej niż wszystkie pozostałe miejsca pamięci razem wzięte. Spoczywa tu 271 żołnierzy armii austro-węgierskich z wymienionych wyżej pułków oraz aż 337 Rosjan. Do dziś zachowało się tylko 140 nazwisk. Całe wzgórze pokrywa łącznie 51 mogił zbiorowych oraz 215 pojedynczych. Cmentarz jest regularnie oczyszczany z zarośli. Miejsce to nigdy nie zginie wskutek zapomnienia co jest chyba najważniejszą informacją.

widok spod pomnika centralnego w kierunku bramy cmentarza
dojazd do cmentarzy jest w tym rejonie dobrze oznaczony
Na Głowie Cukru nastąpił krótki popas, w trakcie którego w ruch poszedł nagrzany termos. Po chwili wyruszyliśmy w dalszą podróż. O tym, że zbliżamy się do Łowczówka, informowało wiele tablic. Wąska, asfaltowa droga, którą podążaliśmy okazała się nadzwyczaj ruchliwa. W pierwszej chwili, zastanawiałem się co jest tego przyczyną, aż w końcu dopiero po czasie doszedłem do odkrywczego wniosku, iż nie tylko my udajemy się na Zlot Niepodległościowy.

Istotnie, u podnóża wzgórza Kopaliny, na polance przy lasku zobaczyliśmy kilkadziesiąt samochodów. Teraz już tylko myk przez pagór i znaleźliśmy się w centrum niepodległościowych wydarzeń.

szlak niebieski poprowadził nas przez wzgórze Kopaliny, za którym kryje się cmentarz wojenny w Łowczówku
Ujrzeliśmy mnóstwo ludzi. Nie tylko zwykłych turystów ale też i żołnierzy, duchownych, polityków oraz młodzież ze sztandarami. Mieliśmy przyjemność uczestniczyć w końcówce mszy świętej oraz okazję do wysłuchania okolicznościowego przemówienia. Byliśmy również świadkami złożeniu hołdu, bowiem cmentarz wojenny nr 171 w Łowczówku jest największym tego typu cmentarzem Legionów Polskich. Nie zabrakło również śpiewów patriotycznych pieśni. Muzykę zapełniała orkiestra z prawdziwego zdarzenia.

1-2) Zlot Niepodległościowy w Łowczówku
Właściwie, po co Ci wszyscy ludzie spotykają się co roku w listopadzie (nieprzerwanie od 1999 roku), w tym samym miejscu? Otóż są tu po to, aby upamiętnić kolejne rocznice bitwy pod Łowczówkiem, w której brała udział I Brygada Legionów Polskich. Dodatkowo, obchody te łączone są ze Zlotem Niepodległościowym wszak każdy Polak wie jaka rocznica przypada jedenastego dnia listopada. 
W dniach od 22 do 25 grudnia 1914 roku pod Łowczówkiem miała miejsce bitwa z udziałem wspomnianej już przed chwilą I Brygady Legionów Polskich oraz oddziałów rosyjskich ze składu 3 Armii gen. Radko Dymitriewa. Polscy legioniści odzyskali utracone przez przez wojska austro-węgierskie pozycje na wzgórzach oznaczonych numerami 360 (Łowczówek) i 342 (Łowczów) i wytrwali na nich przez 4 dni i 3 noce. Jednak silne, rosyjskie kontrataki, brak wsparcia własnych wojsk oraz wyczerpanie zapasów amunicji, spowodowały, iż 25 grudnia I Brygada musiała się wycofać. W boju pod Łowczówkiem poległo 128 legionistów a 342 zostało rannych. Była to jedna z największych bitew stoczonych przez I Brygadę Legionów Polskich. Nazwa Łowczówek została umieszczona na tablicy przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, co świadczy o znaczeniu tej bitwy w dziejach oręża polskiego.
1-2) kolejne kadry z obchodów rocznicy bitwy pod Łowczówkiem
Uroczystości zwieńczyło pochylenie sztandarów i proporców na apel poległych, salwa honorowa oraz uroczyste składanie wieńców. Dopiero później, teren obchodów nieco się przerzedził przez co mogliśmy zapalić znicz, a także przyjrzeć się bliżej kaplicy oraz samej nekropolii.
Projektantami cmentarza wojennego nr 171 w Łowczówku, zwanego również Cmentarzem Legionistów Polskich byli: Sieggfried Haller oraz Heinrich Scholz. W 1922 r. poświęcono znajdującą się na nim kaplicę cmentarną. Na cmentarzu pochowano 511 żołnierzy w 20 mogiłach zbiorowych oraz 275 pojedynczych, którzy zginęli w walkach toczonych od grudnia 1914 do maja 1915 roku, w tym: 272 żołnierzy z armii austro-węgierskiej oraz 239 z armii rosyjskiej. Spoczywa tutaj także 113 żołnierzy I Brygady Legionów Polskich. Obiekt ogrodzony jest kamiennym murem z gontowym daszkiem.
Co ciekawe, każdemu uczestnikowi Zlotu przysługiwał ciepły posiłek. Okoliczne gminy zadbały więc sumiennie i starannie o odpowiednią organizację.  

Przyznam, że nigdy wcześniej nie brałem udziału w podobnych uroczystościach. Niezwykle miło wspominam tamten dzień, bowiem ciekawie było poczuć tego patriotycznego ducha unoszącego się nad kwaterami poległych. Budującym był zwłaszcza widok sporego grona młodzieży z okolicznych szkół. Szczerze polecam uczestnictwo w kolejnych edycjach Zlotu. Choć my nie braliśmy w nim udziału od samego początku to i tak w końcowym rozrachunku spędziliśmy w Łowczówku przeszło dwie godziny. 

węzeł szlaków przy cmentarzu w Łowczówku
Choć coraz krótszy, jesienny dzień chylił się ku końcowi, do Tuchowa wciąż pozostało ponad 8 km drogi. Czarny szlak, którym kierowaliśmy się od tego momentu ledwie po kilku minutach wyprowadził nas na niezwykle malowniczy punkt widokowy. Po prostu aż stanęliśmy i usiedliśmy z wrażenia. Nie sądziłem, że Pogórze Rożnowskie może urzec turystę w tak znacznym stopniu. W przyszłości, trzeba tu koniecznie powrócić!

1-3) uroki Pogórza Rożnowskiego
Wędrówka skrajem miedzy pod osłoną drzew złociście ubarwionych przypadła każdemu do gustu. Humory dopisywały, gdyż już wtedy byliśmy pewni, że do naszej skrzyni wspomnień zawędruje kolejny, ciekawie przeżyty dzień.

Czy pamiętacie jak wspominałem, iż Pogórze Rożnowskie jest porozcinanie grzbietami i dolinami rzek? Właśnie teraz mogliśmy to poczuć. Szlak czarny sprowadził bowiem na dół, by po chwili zacząć wspinać się ku górze. Ponownie natrafiliśmy na krótki acz stromy fragment. Mając jednak w nogach już przeszło 20 km, zaprawione w bojach - niosły nas cały czas do przodu.

1-3) uroki jesiennego Pogórza Rożnowskiego
W trakcie podejścia, spotkaliśmy sympatycznego biało-czarnego kuca, z którym żeńska część grupy chętnie się fotografowała. Aż szkoda, że na Głowie Cukru nie było cukru to byśmy sympatycznemu zwierzakowi choć trochę wzięli.

Podejście zakończyło się w miejscowości Meszna Opacka, tuż przy tamtejszej kaplicy bł. Karoliny Kózki. Jej życie ziemskie trwało tylko 16 lat kiedy to w 1914 roku została zamordowana broniąc się przed zgwałceniem przez rosyjskiego żołnierza. Zmarłą szybko otoczył kult świętości przez co obecnie jest ona polską męczennicą oraz błogosławioną Kościoła katolickiego. Sama budowla będąca przykładem nowoczesnego budownictwa nie wyróżnia się natomiast niczym szczególnym. Warto jednak dodać, że z racji usytuowania kaplicy na grzbiecie potrafi być ona widoczna z daleka stanowiąc dogodny punkt orientacyjny.

1-2) sporych rozmiarów kaplica w Mesznej Opackiej
Piechurkowaliśmy teraz drogą asfaltową kierując się już wprost na Tuchów. W międzyczasie nastąpił postój w sklepie oraz pobliskiej knajpie. Zwłaszcza wizyta w tym drugim miejscu należała do ciekawych, bowiem tutejsi żule miłośnicy napojów alkoholowych umilali nam czas oryginalnym gaworzeniem.

Łowczówek nie był ostatnią nekropolią, którą odwiedziliśmy tamtego dnia. Otóż przy drodze z Mesznej do Tuchowa zlokalizowany jest cmentarz wojenny oznaczony numerem 158. W nim oprócz 27 żołnierzy armii austro-węgierskiej oraz 10 żołnierzy armii rosyjskiej spoczywa także pięciu Polaków z 1 i 5 pułku piechoty Legionów (polegli 20-22 XII 1914 r.).

1-2) cmentarz wojenny nr 158
Cmentarz zaprojektował H. Scholz. Usytuowany jest na planie kwadratu, otoczony drewnianym płotem i obsadzony świerkami. Drewniana bramka jest za to dziełem współczesnym. Nad nekropolią góruje krzyż z figurą Chrystusa w koronie cierniowej nakryty blaszanym daszkiem. Na mogiłach betonowe cokoły z żeliwnymi krzyżami pięciu typów. Mogiły okraszone są emaliowanymi tabliczkami imiennymi. Cmentarz pozostaje pod troskliwą opieką okolicznej ludności.
Wskutek późnej pory, zdjęcia pozostawiają i od tego momentu pozostawiać będą sporo do życzenia. Nie mniej, postaram się zamieścić wyłącznie te, na których widać to co najistotniejsze.

Gdy myśleliśmy już, że nic innego po za asfaltem nas nie spotka, szlak czarny nagle skręcił w lewo kierując się na polną drogę. Choć nie ma w tym niczego nadzwyczajnego to jednak zapamiętałem tamtą chwilę ze względu na czaszkę bliżej niezidentyfikowanego zwierzęcia, która zwisała sobie na sznurku przyczepionym między słupem energetycznym a pobliskim drzewem.

jeden z ciekawszych widoków jaki zastał nas o zmierzchu tuż przed Tuchowem
Czy widzicie to niebo? Ach, cudowny pejzaż stworzyła o zmierzchu natura. Nie przypominam sobie abym kiedykolwiek widział tyle subtelnego różu rozsianego po niebie w zbitce nieregularnych kształtów.

nasze wycieczki zawsze obfitują w nadprogramowe atrakcje
Tuchów był już tuż-tuż, z polnej drogi ujrzeliśmy to całkiem rozległe kilkutysięczne miasteczko usytuowane w dolinie rzeki Białej. Choć zmierzch zamienił się w istną ciemność, do odkrycia wciąż pozostawały jeszcze dwa cmentarze.

Pierwszy z nich - oznaczony numerem 160 - znalazł swe miejsce w postaci kwatery wojskowej wśród zakamarków nowego cmentarza komunalnego przez co obiekt jest w dobrym stanie. W 15 mogiłach zbiorowych oraz 63 pojedynczych spoczywa 103 żołnierzy armii austro-węgierskiej, 1 żołnierz armii niemieckiej oraz 60 żołnierzy armii rosyjskiej. 

cmentarz wojenny nr 160 usytuowany na cmentarzu komunalnym w Tuchowie (z tyłu widoczny pomnik, pod którym płoną znicze)
pomnik górujący nad cmentarzem, którego
treść inskrypcji podana jest obok
Nekropolię tą również zaprojektował H. Scholz (zresztą tak samo jak sąsiedni cmentarz nr 161). Mogiły zostały ujęte podczas remontu w 1992 r. w betonowe krawężniki, zaś żeliwne krzyże nagrobne występują w aż pięciu typach. Kwatera rozciągnięta jest na planie prostokąta zaś w ścianie tylnej znajduje się pomnik w postaci prostokątnej ścianki z krzyżem i inskrypcją autorstwa Hauptmanna.
"Że Wasze młyny znowu mielą
Że Wasze oczy znowu promienieją
Że Wasze kosy znowu brzęczą
I Wasze kobiety znowu śpiewają
Że Wasze dzieci znowu kwitną
Bóg tego chciał i wymodlił
A sprawiliśmy to my - umarli"
Jako ciekawostkę, warto wspomnieć, iż na cmentarzach nr 160 i 161 chowano żołnierzy zmarłych w polowych lazaretach, które mieściły się w tuchowskim klasztorze Redemptorystów i we dworze Rozwadowskich.

Kilka minut później dotarliśmy do głównej drogi przecinającej Tuchów, a tam: widok jak z filmu sensacyjnego. Straż pożarna pędziła bowiem na sygnale przez co charakterystyczny dźwięk rozlegał się po całym mieście. Zastanawialiśmy się co takiego mogło się wydarzyć. Jak się później okazało, prawdopodobnie wskutek nieszczelności komina oraz pożaru sadzy, ogień pojawił się na poddaszu, a następnie objął dach jednego z tuchowskich budynków mieszkalnych. Na całe szczęście obyło się bez większych strat zaś strażacy szybko opanowali żywioł.

Tuż przed wiaduktem, pod którym mkną pociągi do Tarnowa i Nowego Sącza znajduje się stary cmentarz komunalny, a w nim - ostatni odkryty w trakcie naszej wędrówki - cmentarz wojskowy (nr 161). W 9 mogiłach zbiorowych oraz 44 pojedynczych spoczywa 8 żołnierzy armii austro-węgierskiej oraz 86 żołnierzy armii rosyjskiej.

1-2) cmentarz wojenny nr 181 zlokalizowany w starym cmentarzu komunalnym w Tuchowie
W przypadku tej nekropolii pomnikiem centralnym jest masywny, kamienny krzyż łaciński na cokole. Na licu cokołu widnieje data 1914 (widoczne powyżej). Mogiły ujęte zostały w krawężniki, a na nich odkryć można betonowe stele z nakładanymi krzyżami żeliwnymi trzech typów. Był to dziesiąty cmentarz wojenny odwiedzony przez nas tego dnia. Choćbyśmy chcieli ujrzeć ich więcej to krótki dzień skutecznie te plany uniemożliwił. Myślę, że i tak odkryliśmy wspólnie sporą część dziedzictwa historycznego Pogórza Rożnowskiego.

Obok stacji PKP okazało się, że najbliższy pociąg do Krakowa odjeżdża dopiero za kilkadziesiąt minut. Część grupy skryła się więc w jednej z karczm zaś my popędziliśmy na rynek aby zachwycić się zabytkami Tuchowa w nocnym wydaniu.
Pierwsze wzmianki o Tuchowie sięgają 1015 roku i czasów Bolesława Chrobrego, gdy na miejscu pogańskiej gontyny na prawym brzegu Białej stanął pierwszy kościół. W XII wieku w okolicach Tuchowa pozyskiwano sól. Dokument lokacyjny dla miasta wystawił w 1340 roku Kazimierz Wielki potwierdzając status Tuchowa jako miasta górniczego. Do I połowy XVI wieku były tu kramy solne, szewskie, rybne i piekarskie, dwór z folwarkiem, łaźnia, młyn i folusz. Miasto stało się też ośrodkiem uprawy chmielu. Kolejne wieki przyniosły regres w rozwoju wszystkich miast Pogórza Rożnowskiego (w tym Tuchowa). Dopiero w 1876 r. nastąpiło ożywienie gospodarcze kiedy to wybudowano linię kolejową z Tarnowa do Nowego Sącza. Do dzisiejszych czasów zachował się średniowieczny układ miasta z czworokątnym rynkiem i narożnikowym układem ulic. W środku rynku stoi klasycystyczny murowany piętrowy ratusz z XIX wieku.
tuchowski ratusz z 1873-74 r. - prócz cmentarzy, jedyny zabytek jaki udało nam się odkryć
Warto dodać, iż zabytki Tuchowa to również dwa kościóły: św. Jakuba z 1794 roku oraz barokowy Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny z XVII w. z obrazem Matki Bożej Tuchowskiej z XVI wieku. Nie można też zapominać o klasztorze redemptorystów z 1893 roku. Tradycyjnie, jako że tych obiektów nie udało się zwiedzić, pozostawiam je bez szerszego opisu.

Temperatura poczęła się coraz szybciej obniżać. W związku z tym dołączyliśmy do grupy i w biesiadnych nastrojach zakończyliśmy naszą udaną wycieczkę. Oprócz Nas, na pociąg czekało też spore grono innych osób. Oczywiście nie obyło się bez opóźnienia aczkolwiek znający realia zdążyli się już do tego przyzwyczaić. To co najgorsze - działo się wewnątrz. Wszystkie wagony były szczelnie wypełnione głównie młodzieżą zmierzającą do Krakowa. Wszak 4 listopada 2012 r. to była niedziela i to po długim weekendzie, toteż tłok nie mógł być zaskoczeniem. Pozostaje tylko pytanie czemu na tak oblegany kurs PKP przeznaczyło ledwie kilka wagonów? Mając w nogach około 25 km, wystać w pociągu kolejne 3 h było nie lada wyzwaniem. Znaleźliśmy jednak sposób, aby ów czas przyspieszyć. Między naszą dwójką rozpętała się zażarta walka mająca na celu doprowadzenie przeciwnika do bankructwa. Co zatem takiego robiliśmy? Monopoly w wersji komórkowej. Nie obyło się bez długich i żmudnych negocjacji, nieraz prób bezczelnych oszustw ale koniec końców zwycięstwo zostało po mojej stronie. Czas ten wypełniał zatem uśmiech oraz niepowtarzalne emocje - w sam raz na zakończenie tak niesamowitego dnia.  

Na Dworcu Głównym w Krakowie wśród rzeszy rozchodzących się studentów, podziękowaliśmy naszemu przodownikowi za wspaniale spędzony czas Gdyby nie on, żadne z Nas nigdy nie odkryłoby tak uroczych zakątków naszej pięknej Małopolski.
z rożnowskim pozdrowieniem
piechurek

2 komentarze:

  1. oj tam, to były urokliwe oszustwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa historia i fajne zdjęcia. Zwłaszcza te z cmentarzyka - nie widziałam takich krzyży nigdy. Na pewno miejsce na którym dopada zaduma na temat przemijania i czasu...

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania =)