28 sierpnia 2012

Jura Krakowsko-Częstochowska (Szlakiem Orlich Gniazd do Ojcowskiego Parku Narodowego)

Jak powszechnie wiadomo, obszar usytuowany między Krakowem a Częstochową, wypełnia znana i jedyna w swoim rodzaju Wyżyna Krakowsko-Częstochowska. Nie ulega wątpliwości, że jest ona jednym z najpiękniejszych regionów w Polsce, bowiem to właśnie tam odnajdziemy kolebkę naszej kultury, czyli innymi słowy wiele zabytków mówiących o przeszłości tej części kraju. Położona pośród uroczych, przepięknych pagórków porośniętych lasami, wypełniona malowniczymi wapiennymi ostańcami od wieków przyciąga rzesze turystów pragnących odkryć jej piękno.


1-2) początek Szlaku Orlich Gniazd
na pętli MPK Krowodrza Górka w Krakowie
Również i ja - wraz z Justynką zapragnęliśmy zgłębić skarby Jury tym bardziej, że znajduje się ona o włos od wielkiej aglomeracji krakowskiej. Wyżyna Krakowsko-Częstochowska to setki, jeśli nie tysiące kilometrów szlaków turystycznych: pieszych, rowerowych czy też konnych. Jest to tak bogaty w atrakcje teren, że nawet ograniczając zakres Jury tylko do obszaru najbliżej Krakowa, mogliśmy wybierać do woli wśród kilkunastu tras. Na pierwszy ogień, postanowiliśmy wziąć najbardziej znany trakt Jury - Szlak Orlich Gniazd. Skąd wzięła się taka oryginalna nazwa? Otóż w XIV wieku za czasów panowania Kazimierza Wielkiego na pograniczu polsko-czeskim, często w miejscu drewnianych grodów, pobudowano szereg warownych zamków m.in. w Ojcowie (znajdzie się na naszej trasie), Olsztynie, Bobolicach lub Mirowie, w celu zabezpieczenia ówczesnej stolicy – Krakowa i ochrony granic państwa. Powstał w ten sposób system obronny zamków (zwany właśnie Orlimi Gniazdami), z których do dzisiejszych czasów przetrwały w większości przypadków tylko ruiny. 

Najważniejsze warownie Jury łączy wyznakowany na czerwono szlak Orlich Gniazd biegnący od Krakowa aż po Częstochowę przez najważniejsze miejsca Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej. W I części naszej wycieczki, chcieliśmy zakosztować choć cząstkę orlich gniazd, a ponadto zaglądnąć do najpiękniejszych miejsc najmniejszego spośród wszystkich parków narodowych w Polsce. Zatem w drogę!

Region: południowa część Jury Krakowsko-Częstochowskiej

I część trasy: Kraków (Krowodrza Górka MPK  Park Krowoderski  ul. Łokietka  ul. Pękowicka  Czerwony Most)  Pękowice  Giebułtów  Kwietniowe Doły Prądnik Korzkiewski  Ojcowski Park Narodowy (Dolina Prądnika  Źródło Miłości Brama Krakowska  Ojców  Zamek w Ojcowie - Kaplica na Wodzie - DW nr 773 - Pieskowa Skała  Maczuga Herkulesa szlak rowerowy niebieski Wąwóz Sokolec) szlak rowerowy niebieski Sąspów

Oznakowanie: bardzo dobre

Pogoda: bardzo dobra

Długość trasy: 26 km (Kraków - Pieskowa Skała)

Ach byłbym zapomniał o w zasadzie nieistotnym aczkolwiek bardzo miłym epizodzie. Korzystając z pięknego i rześkiego poranka, udaliśmy się jeszcze do pobliskiego McDonalda w celu konsumpcji lodów z polewą truskawkową i czekoladową. Niebo w gębie zaś kaloriami się nie przejmowaliśmy, ponieważ i tak zaraz mieliśmy je spalić. 

Teraz już na serio, ruszyliśmy! Nie zaskoczę nikogo stwierdzeniem, że administracyjnie krakowską część Szlaku Orlich Gniazd należy pokonać jak najszybciej. Co prawda, na początku trasa poprowadziła - pustymi o tej godzinie - alejkami parku Krowoderskiego, ale dalej należy zejść z roweru by bezpiecznie pokonać najruchliwszą drogę północnej części Krakowa.

Park Krowoderski
W ten oto sposób wyjechaliśmy na ul. Władysława Łokietka. Cóż, chodnik tam albo wąski albo wcale go nie ma, a pobocza to też jakoś nie za bardzo. Do tego pędzące auta jedno za drugim sprawiają, że musieliśmy zachować szczególną ostrożność. Na całe szczęście ten mniej przyjemny odcinek ciągnie się tylko kilkaset metrów. Szlak skręca gwałtownie w prawo tuż za przejazdem kolejowym. Warto mieć to na uwadze, gdyż trudno jednocześnie pilnować ruchu i bezpieczeństwa a także spoglądać na znaki.

1) za tym przejazdem kolejowym należy skręcić w prawo, po czym wkracza się na drogę widoczną na zdj. nr 2)
Dzięki takiemu posunięciu taktycznemu, znaleźliśmy się już w komfortowej sytuacji. Szlak Orlich Gniazd jest tak dobrze pomyślany, że prowadzi między równoległymi do siebie drogami: krajową Kraków - Olkusz oraz wojewódzką Kraków - Wolbrom. Ojcowski Park Narodowy jest mniej więcej zlokalizowany między nimi toteż trasa była prościutka. Zatem mogliśmy zapomnieć o drogach z wysokim natężeniem ruchu. Teraz liczyła się już wyłącznie przyjemność z rowerowej jazdy.

Gdyby spojrzeć na mapę sprzed choćby kilkunastu lat, powinniśmy teraz przemieszczać się polnymi drogami. Ekspansja mieszczuchów na przedmieścia jest jednak zjawiskiem na dużą skalę, toteż poruszaliśmy się wśród świeżych zabudowań domków jednorodzinnych. Ważne, że nie musieliśmy się obawiać, że ktoś lub coś nas potrąci.

opuszczamy Kraków, witamy Zielonki
Powyższy asfalt z czasem przemienił się w drogę kamienistą, a ta z kolei - w polną. Tym samym dotarliśmy do pierwszego ciekawego obiektu jakim okazał się Czerwony Most wchodzący w skład Twierdzy Kraków. Jest to dwupoziomowe skrzyżowanie dróg fortecznych sprzed roku 1900. Niestety droga w tym miejscu była zalana, toteż musieliśmy skorzystać z malutkiego objazdu. Za mostem zaś mogliśmy obejrzeć zarośnięty schron amunicyjny z 1913 roku. Od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu minęły 2 lata i powiem szczerze, że nic się tu nie zmieniło.

Czerwony Most
Ogółem rzecz ujmując, od tego momentu - na długości ok. 1 km - Szlak Orlich Gniazd pokrywa się ze Szlakiem Twierdzy Kraków. W tym czasie systematycznie wspinaliśmy się pod niestromą aczkolwiek wymagającą górkę. Bezsprzecznie opuściliśmy tym samym nieckę w której leży Kraków co wiązało się z szerokimi panoramami miasta. Kupa wieżowców nie jest jednak zbytnio pociągająca toteż pojechaliśmy dalej. W rejonie Fortu Pękowice, obok pętli autobusowej, Szlak Twierdzy Kraków odbija w lewo ku Fortowi Tonie zaś nasza droga biegła wciąż prosto do przodu. Krajobrazy wydawały się już typowo podmiejskie aż chciało się na tym rowerze wyprostować, unieść oczy ku górze i obserwować zarysy otaczających pagórków.

1-2) Szlak Orlich Gniazd na odcinku Pękowice - Giebułtów
Z widokiem na rozległe Zielonki, a także kolejną partię świeżo stawianych domków dotarliśmy do Giebułtowa, w którym ucięliśmy sobie krótki postój. Nastał on idealnie obok tamtejszego kościoła wzniesionego w l. 1601-04 z fundacji Jakuba Tomaszewskiego i Barbary Pisarskiej. Co ciekawe, pierwszy - drewniany - kościół w Giebułtowie wystawił już w 1082 r. książę Władysław Herman, o czym wspomina ta oto legenda.
Polski książę - Władysław Herman i jego żona Judyta Czeska, przez wiele lat bezskutecznie starali się o potomka. Niemal cały swój osobisty majątek oddawali biednym, Kościołowi, fundowali klasztory aby w ten sposób pozyskać sobie przychylność i łaskę Opatrzności Ich modlitwy i pobożne czyny nie pomogły W końcu krakowski biskup poradził księciu i jego żonie, aby zwrócili się w tej sprawie do mieszkającego w Prowansji prawego mędrca, który u Boga ma specjalne względu. Polecono więc sporządzenie z czystego złota figurki malutkiego chłopca, którą następnie wysłano do Francji. Ów mędrzec, o imieniu Idzi (późniejszy święty), rzeczywiście musiał cieszyć się szczególnymi względami Stwórcy, skoro już wkrótce Władysław i Judyta cieszyli się nowo narodzonym synem, któremu nadali imię Bolesław. Na część francuskiego mędrca para książęca ufundowała m. in kościół w Giebułtowie. Tę cudowną historię narodzin Bolesława Krzywoustego - bo o niego właśnie chodzi - opisał pięknie i poetycko w swej kronice Gall Anonim.
1-2) obecny kościół w Giebułtowie
Asfalt prowadził w głąb wsi, gdzie dosłownie po kilkuset metrach natrafiliśmy na plac zabaw. Bez chwili zawahania zatrzymaliśmy się przy nim i wręcz z dziecięcą radością dosiedliśmy jego huśtawek. Ju, wznosiła się wysoko ku niebiosom! Za wszelką cenę chciałem Jej dorównać jednakże, z powodu zbyt wysokiego wzrostu, nie sposób było nie ocierać się nogami o podłoże. W ten sposób moje huśtanie zakończyło się tylko na lekkim bujaniu. Pozostało więc spoglądanie - z oczywistą zazdrością - na podniebne akrobacje Justysi, która czyniła je z uroczą, dziecięcą radością. Wizyta na placu zabaw skłoniła Nas do opowieści z dzieciństwa przez co spędziliśmy tam niemało czasu. Ktoś mógłby stwierdzić, że nasze tempo było co najwyżej turystyczne. Tego faktu ukryć się nie da, dodałbym nawet, że raczej mocno mocno wybitnie turystyczne ale czy któremuś z Nas to przeszkadzało? Absolutnie nie, było świetnie, u boku Ju odczuwałem jeszcze większą frajdę z rowerowej wojaży. W tej kobiecie było coś wyjątkowego. Potrafiła sobą ubarwić każdy aspekt życia. Oboje więc cieszyliśmy się, śmialiśmy się, uśmiechaliśmy się do siebie, bo wiedzieliśmy, że to co najpiękniejsze wciąż czeka na odkrycie, a co najważniejsze mogliśmy to uczynić Razem.

Szlak Orlich Gniazd w Giebułtowie
Tak na marginesie dodam, że z końca wsi - przy dobrej widoczności - dojrzymy ogromny i długi wał Beskidów a być może nawet i Tatry. Za Giebułtowem adrenalina wzrośnie każdemu turyście. Przypływu emocji należy spodziewać się w Kwietniowych Dołach, w których teren gwałtownie się obniża. Kiedyś szlak prowadził wąską, i niebezpieczną (dla rowerzystów) ścieżką trawersującą zbocze wąwozu. Było to idealne miejsce dla miłośników ostrej i szybkiej jazdy. W l. 2011-12 odcinek ten staraniem gminy Wielka Wieś został wyrównany i teraz każdy miłośnik dwóch kółek może poczuć się niczym Maja Włoszczowska zachowując przy tym kwestie bezpieczeństwa. Pokonanie Kwietniowych Dołów sprawiło mi wiele frajdy mimo, że przez stromość terenu, co chwilę musiałem używać hamulców.

Szlak Orlich Gniazd w Kwietniowych Dołach
Po przejechaniu wąwozu, Ojcowski Park Narodowy jest już na wyciągnięcie ręki, o czym informują znaki drogowe oraz turystyczne. Pierwszy raz tego dnia, ujrzeliśmy rzekę Prądnik w zasięgu wzroku. Przejeżdżając przez Prądnik Korzkiewski mogliśmy obserwować jak na lewo i prawo teren wzrasta, a my wciąż jechaliśmy po płaskim wygodną drogą. Co więcej, pierwsze bieluśkie ostańce dawały sygnał, że wkraczamy do serca Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

 
3) Szlak Orlich Gniazd w Prądniku Korzkiewskim, widoczny zarys Doliny Prądnika
Co ciekawe, był taki moment, w którym mogliśmy wszystko stracić. Kilka sekund, po których nasz wyjątkowy plan dnia legnąć mógł w gruzach. Otóż, korzystając z równej drogi i nieistniejącego ruchu zaczęliśmy jechać tuż obok siebie. Tak rozmawia się najlepiej. Oj wiele razy zdarzało się, że Ju - jadąc za mną - posyłała w mą stronę wiązkę słów. Oczywiście, próbowałem natychmiast odpowiedzieć jednakże praw fizyki nawet my nie byliśmy w stanie oszukać. Głos mój nikł nie docierając do Justysi uszu przez co starałem się albo krzyczeć albo odwrócić tak, by fale dźwiękowe popłynęły w oczekiwanym kierunku. Sztuka ta okazała się niełatwa, gdyż nie obyło się bez zabawnych nieporozumień. Mogąc więc w końcu swobodnie rozmawiać (tak jakbyśmy nie czynili tego przed pięcioma minutami w Kwietniowych Dołach)w przypływie wielkiej radości wyciągnąłem ku Justysi rękę, po czym kilka chwil później stanowiliśmy jedno ciało płynące wśród skarbów Jury. Chyba pod wpływem delikatnego dotyku Ju, rozmarzyłem się do tego stopnia, że począłem tracić kontrolę nad mym jednośladem. To był ułamek sekundy, serce podskoczyło do gardła, nie zderzyliśmy się na szczęście aczkolwiek gdyby droga była choć trochę węższa to pewnie oboje wylądowaliśmy w trawiastym rowie z niezliczoną ilością guzów. Pomyślałem sobie wtedy, że z Justysią to nawet na prostym odcinku drogi jesteśmy w stanie przeżyć coś co będziemy potem wspominać przez długi czas. Ojców był już na wyciągnięcie ręki...

Teraz już tekst powinien ustąpić miejsca zdjęciom, bo było po prostu cudownie. Nawet nie będę wspominał, że rowerową wyprawę trudniej jest dobrze udokumentować, ponieważ wymaga to zatrzymania pojazdu przez co traci płynność wycieczki. Po prostu podróżowaliśmy pięknym, nietłocznym, traktem zamkniętym dla ruchu samochodów, w otoczeniu jeszcze piękniejszej doliny, a tuż obok nas szemrał sobie żywiołowo Prądnik. Niewątpliwie plusem okazało się odwiedzenie tych terenów w środku tygodnia. W wakacyjne weekendy krakowianie tłumnie tu przyjeżdżają, a wtedy nie byłoby to to samo co teraz.

1 i 6) Prądnik, 2-5) Szlak Orlich Gniazd w Dolinie Prądnika
W objęciach tak fantastycznych krajobrazów dotarliśmy do miejsca, które wydaje się wręcz idealne do odpoczynku. Otóż obok Źródła Miłości usytuowanych jest kilka drewnianych ławek. Spragnionych miłości muszę jednak rozczarować, bowiem obowiązuje zakaz spożywania wody z tego źródła zaś losy tych, którzy jednak go złamali nie są znane. Nie mniej, odczuwałem pokusę łyknięcia chociażby kropelki. Cóż, plany o miłości musiałem więc odłożyć na inną okazję choć z drugiej strony może żadne źródła ani i inne czary-mary nie były mi do tego potrzebne? Może największa miłość jaka tylko istnieje siedziała wtenczas tuż obok mnie? Kontemplowaliśmy widoki pozostawiając swe myśli w ukrytej tajemnicy.  

1-2) uroki Doliny Prądnika, 3) Źródło Miłości
Choć mógłbym w każdym akapicie powtarzać jak wspaniałe i ogromne skały na nas spoglądały, to jednak postaram się tego nie czynić. Znajdując się jednak obok źródła, uwagę przykuwa jedna z nich, która przypomina jakby rękę. Wiąże się z tym następująca legenda:
Podczas jednego z najazdów Tatarzy zbliżyli się do Ojcowa. Okoliczna ludność, szukając schronienia w trudno dostępnych jaskiniach, ukryła się także w Jaskini Ciemnej. Jednak horda nie ustępowała i zaczęła penetrować lasy i skały Doliny Prądnika. Wtedy miłosierny Stwórca zasłonił wejście do groty własną dłonią i zmylił pościg. Kiedy niebezpieczeństwo minęło i ludzie wyszli z ukrycia, okazało się, że w miejscu ręki Boga pozostała skała w kształcie dłoni, nazywana obecnie Pięciopalcówką lub Rękawicą.
Wpatrywaliśmy się zatem w słynną Rękawicę, pod którą obecnie zlokalizowana jest platforma widokowa dla turystów zwiedzających Jaskinię Ciemną.

słynna Rękawica
Zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej, natrafiliśmy na kolejną wizytówkę Ojcowskiego Parku Narodowego jaką niewątpliwie jest Brama Krakowska. Klasyczny przykład bramy skalnej - można rzec. Na turystę, który ją przekroczy czeka niebieski szlak, który doprowadzi do owianej legendami Groty Łokietka. To jednak opcja na pieszą wycieczkę. Ogółem rzecz biorąc, zbiega się tu - jak i wzdłuż całego Ojcowa - kilka szlaków turystycznych przez co mamy pełen wybór w doborze własnego spaceru.

Brama Krakowska
Ojcowski Park Narodowy został utworzony w 1956 r. z inicjatywy prof. Władysława Szafera - światowej sławy botanika, który już od 1924 r. czynił starania o wprowadzenie prawnej ochrony zasobów przyrodniczych Doliny Prądnika. Choć powierzchniowo najmniejszy (2146 ha z czego 70% zajmują lasy) ze wszystkich 23 polskich parków narodowych to pod względem przyrodniczym plasuje się w ścisłej czołówce. Na jego obszarze stwierdzono występowanie ok. 1000 gatunków roślin naczyniowych, ponad 230 gat. mchów i wątrobowców, 1200 odmian grzybów i ok. 200 rodzajów porostów, a także aż 6000 gatunków fauny (m. in. 45 gat. ssaków i 125 gat. ptaków), wśród których trzeba zwrócić uwagę na nietoperza będącego symbolem parku. Tak liczne występowanie okazów natury związane jest z bardzo zróżnicowanymi warunkami siedliskowymi, jakie panują w obrębie stromościennych i skalistych dolinach Prądnika czy Sąspowskiej. Krasowa rzeźba - liczne skałki zbudowane z jurajskich wapieni, często o baśniowych kształtach, jaskinie, a także liczne i malowniczo położone obiekty zabytkowe tworzą niepowtarzalny krajobraz OPN i przesądzają o jego turystycznej atrakcyjności.
Byliśmy w pełni zachwyceni urokami Ojcowskiego Parku Narodowego! Po wizycie pod Bramą Krakowską, szlak pokierował nas ku zabytkowej części Ojcowa. Nie zabrakło też zabudowy drewnianej. W pewnej chwili naszym oczom wyłonił się nawet średniowieczny zamek, o którym opowiem więcej za chwilkę.

Warto wspomnieć, że w 2 poł. XIX wieku, Ojców z dotychczasowej osady zamkowej, przekształcił się w uzdrowisko, a następnie letnisko. Przypominają o tym zachowane drewniane domy i wille z przeł. XIX/XX wieku, o formach i zdobnictwie zapożyczonym z budownictwa alpejskiego, a znanym choćby z górskich kurortów. 

1) w Ojcowie turysta nie może narzekać na brak tras turystycznych, 2) Szlak Orlich Gniazd w Ojcowie, 3) Zamek w Ojcowie
W ogóle to skąd się wzięła nazwa Ojców?
Otóż pierwszy murowany zamek wzniósł, lub przebudował, w Osadzie nad Prądnikiem Kazimierz Wielki. Na cześć ukrywającego się niegdyś w dolinie ojca, Władysława Łokietka, nazwał warownię "Ociec u Skały", a ludność z czasem zaczęła mówić tylko Ociec, a później Ojców.
Tymczasem dotarliśmy do centrum Ojcowa, gdzie w towarzystwie wiekowych drzew można spocząć na jednej z wielu ławek. Wtem, po jednej stronie mieliśmy muzeum OPN, w którym dowiemy się wszystkiego na temat przyrody, archeologii i historii Ojcowskiego Parku Narodowego. Na zachętę zdradzę, iż zwiedzanie ekspozycji rozpoczyna się od projekcji filmu w technologii 3D. Aż sam siebie zaciekawiłem jak to może się przedstawiać. Oby czas pozwolił kiedyś tam zaglądnąć! Uzupełniając opis: po drugiej stronie mogliśmy ujrzeć dawny Hotel "Pod Kazimierzem", który obecnie mieści Ośrodek Edukacyjno-Dydaktyczny.

1) węzeł szlaków w Ojcowie (po kliknięciu na zdjęcie, znaki staną się czytelne), 3-4) ośrodek edukacyjno-poznawczy OPN,
5) muzeum OPN
Tym samym znaleźliśmy tuż pod zamkiem. Jak na typowe Orle Gniazdo przystało, znajduje się on na skale, toteż aby osiągnąć jego wysokość, musieliśmy wtaszczyć rowery po serii schodów. Schodzący pracownik parku narodowego, rzekł nam, że łatwiej jest objechać na około jednak skoro już zaczęliśmy swój mozolny trud to chcieliśmy w nim wytrwać do końca. Znaleźliśmy się na kamienistej drodze prowadzącej do zamku, a po niedługiej chwili byliśmy już u jego bram. Zwiedzanie obiektu jest płatne, toteż poprzestaliśmy na widoku z zewnątrz.

1 i 3) Zamek w Ojcowie, 2) droga prowadząca do bram zamku
Dzięki zdjęciom mogłem sprawdzić, iż do zamku dotarliśmy o godz. 11:30. Dodając do tego fakt, że z Krakowa wyruszyliśmy tuż po dziewiątej, a oba punkty dzieli niespełna 20 km wychodzi na to, że (nie, nie, to nie nasze tempo było słabe) to trasa jest pełna atrakcji i po prostu potrzeba sporo czasu aby tym wszystkim się nasycić i nacieszyć.

Za zamkiem opuściliśmy czerwone znaki Szlaku Orlich Gniazd, bowiem o wiele wygodniej jest pokonać ten odcinek asfaltem, a ponadto umożliwia on dotarcie do kolejnej perełki architektonicznej. Mam tu na myśli Kaplicę św. Józefa Rzemieślnika (Robotnika), która szerzej znana jest pod nazwą Kaplicy na Wodzie.
Wg legendy kaplica ta została wybudowana nad wodami Prądnika, ponieważ car Mikołaj II wydał zarządzenie zabraniające budowy obiektów sakralnych na ziemi ojcowskiej. Zakaz ten udało się więc pominąć dzięki lokalizacji świątyni "na wodzie". Dane historyczne nie potwierdzają tego podania. Kaplica to łazienki zdrojowe zmienione lub przerobione w 1901 r. na obiekt sakralny. Kuracjusze ówczesnego sanatorium w Ojcowie odczuwali brak świątyni w Dolinie Prądnika, dlatego też ówczesny dyrektor zakładu hydropatycznego, dr S. Niedzielski, zainicjował budowę kaplicy. Jest ona przykładem drewnianego budownictwa w stylu szwajcarsko-ojcowskim. Prace stolarskie zostały wykonane przez miejscowych robotników z Ojcowa. Kaplica ma kształt krzyża o dł. 11 m i szer. 5 m. Wieńczy ją ażurowa wieżyczka, odnowiona gruntownie w r. 1996. W świątyni znajdują się 3 ołtarze, z czego na głównym widnieje obraz MB Wspomożenia.
1-2) Kaplica na Wodzie
Przed obiektem znaleźliśmy oprócz ławek, również tablicę informacyjną wszak był to Szlak Architektury Drewnianej pełną gębą. Dzień rozkwitnął w pełni, toteż korzystając z bliskiej obecności Prądnika, zeszliśmy do poziomu jego lustra wody aby zaczerpnąć ochłody. Wpatrywaliśmy się w nieskazitelnie czystą wodę ciesząc się idealną aurą, jaka wówczas panowała. Miejsce to, do dziś pamiętam głównie ze względu na nasze wzajemne zaczepki polegające na ochlapywaniu się zasobami wodnymi Prądnika. 

Dolina tej malowniczej rzeki wydawała się ciągnąć w nieskończoność co mogło tylko nas cieszyć. Nawiązując do tego złudzenia, warto przytoczyć fakty, które są jednoznaczne i jednocześnie pokrzepiające. Otóż Dolina Prądnika jest największą z Podkrakowskich Dolinek, bowiem liczy aż 26 km. Miejsc aby się nią cieszyć zatem zabraknąć nie mogło.

Na przestrzeni kolejnych kilometrów minęliśmy m. in. kapliczkę we wnęce skały Prałatki, gdzie usytuowana jest figura Matki Boskiej Niepokolanej, a także kilka zabytkowych młynów, których w tych okolicach jest na pęczki. Wniosek ten płynie z mapy Jury - bez której nie mógłbym napisać retrospekcji, przy okazji zwróciłem też uwagę na nazwy poszczególnych skał, które są niekiedy bardzo ciekawe jak choćby: Zajęcza, Cygańska, Skały Sucze, Sfinks - to tylko wybrane ostańce z Ojcowskiego Parku Narodowego.

1-2) Doliną Prądnika przez Ojcowski Park Narodowy
Arteria z powyższych ujęć doprowadza nas do drogi wojewódzkiej łączącej Skałę z Olkuszem. Wkraczając na nią wypada na chwilę zapomnieć o urokach Doliny Prądnika, bowiem droga tam jest nie za szeroka, a przede wszystkim kręta. Na pocieszenie dodam fakt, że przed kilkoma laty została wyremontowana przez co koła wszelkich pojazdów mogą po niej wręcz płynąć. Szlak Orlich Gniazd wrócił do nas tuż przed tym rozdrożem i jednocześnie równie szybko opuścił tuż po nim. Czerwone znaki skierowały się stromo pod górę ku pustelni bł. Salomei z XVII wieku. Jak to niekiedy bywa, szlak pieszy nie zawsze jest odpowiedni dla rowerów, toteż byliśmy skazani na jazdę drogą wojewódzką. 


Wysoka na 25 m Maczuga Herkulesa,
z pozoru niedostępna, została zdobyta
po raz pierwszy w 1933 roku,
przez taternika Leona Witka, co
upamiętnia krzyż na jej szczycie.
Warto poświęcić więcej sił aby pokonać szybciej ten kilkukilometrowy fragment, bowiem po niespełna kwadransie ujrzeliśmy widok sławny na całą Polskę. Zza kolejnych skał wyłoniła się Maczuga Herkulesa aż chciałem zatrzymać się na środku drogi aby zrobić jej dokładnie zdjęcie. W sumie to i tak to zrobiłem lecz tylko dlatego, że na nasze szczęście, ruch samochodowy był znikomy. Maczuga z bliska prezentowała się imponująco. Zapewne na taki widok, wiele osób zastanawia się jak to jest możliwe, że wciąż stoi nienaruszona. Może zrozumieć ten fenomen, pomoże nam pewna legenda...
Kiedy czarnoksiężnik Twardowski został złapany przez Diabła w karczmie "Rzym" w Pychowicach, miał jeszcze ostatnią szansę na ratunek. Według podpisanego wcześniej cyrografu Diabeł musiał najpierw spełnić trzy warunki Twardowskiego, a dopiero potem mógł zabrać jego duszę do piekła. Jednym z żądań, postawionych czarnoksiężnikowi, było przeniesienie opisywanej skały z innego miejsca do Doliny Prądnika i osadzenie jej cieńszym końcem w dół. Efekt pracy Diabła możemy podziwiać do dziś pod Pieskowa Skałą.
Widok zapierał dech w piersiach! Cóż więc mam powiedzieć o pejzażu, w którym zza Maczugi Herkulesa wyłania się zamek w Pieskowej Skale? Kolejne orle gniazdo na naszej trasie i wręcz czysta kwintesencja Ojcowskiego Parku Narodowego. 

Maczuga Herkulesa, zaś w tle zamek w Pieskowej Skale
Objeżdżając dookoła oba miejsca, wreszcie porzuciliśmy drogę wojewódzką. Przy okazji wpatrywaliśmy się z bliższej odległości w zamek, a także w jego niewyraźne odbicie w jednym z kilku stawów, założonych pod warownią jeszcze w XVI wieku. Hodowano w nich karpie, szczupaki i karasie, a w późniejszym czasie pstrągi tęczowe. Od 1993 roku zaprzestano hodowli. Obecnie są one ostoją wielu płazów (traszek, ropuch, żab itp.).

Krótki postój przeznaczyliśmy na wydedukowanie drogi, którą mieliśmy się dostać na dziedziniec zamku. Do wyboru mieliśmy albo tachanie rowerów po kilkudziesięciu schodach albo zatoczenie długiej agrafki wymagającej pokonania kilkuset dodatkowych metrów. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na tę drugą opcję co okazało się dobrym wyborem, ponieważ pod mury zamku dostaliśmy się szybciej niż przypuszczaliśmy. 

1-2) pod zamkiem w Pieskowej Skale
Przekraczając bramę prowadzącą na dziedziniec, w mgnieniu oka wyrósł przed nami ochroniarz mówiąc, iż rowery nie mają tutaj wstępu. Istotnie, przez siłę rozpędu nie zauważyliśmy stosownej tabliczki. Powtórna próba dostania się do wnętrza warowni została zakończona już pełnym sukcesem. Swoją drogą, kilka kroków pieszo po pokonaniu ponad 25 km było nadzwyczaj dziwnym uczuciem.

Usadowiliśmy się na murku, delektując się urokami zadbanego zamczyska. Należy tu wyraźnie zaakcentować podany epitet, bowiem na całe szczęście Pieskowa Skała nie podzieliła losu innych jurajskich Orlich Gniazd...
Wszystko to za sprawą Adolfa Dygasińskiego, niestrudzonego piewcy uroków prądnickiej doliny. W 1903 r. związana z jego inicjatywy spółka wykupiła z prywatnych rąk mocno zniszczały zamek, adaptują go na ośrodek letniskowy. W efekcie umożliwiło to podjęcie w 1949 r. szeroko zakrojonych i trwających aż 21 lat prac konserwatorskich, które przywróciły Pieskowej Skale architekturę renesansowej, XVI-wiecznej rezydencji. 
Historia zamku ma jednak o wiele dłuższy bieg. Warownię wystawił Kazimierz Wielki w 1377 roku, a Ludwik Węgierski nadał ją Piotrowi Szafrańcowi z Łuczyc. W 2 poł. XVI wieku, Szafrańcowie przekształcają gotyckie założenia w renesansową rezydencję, która w 1640 r. przez ówczesnych właścicieli - Zebrzydowskich została umocniona od wsch. dwoma bastionami. Następnymi właścicielami byli Wielopolscy, którzy odrestaurowali zamek po zniszczeniach jakich dokonali Szwedzi (1655 i 1702 r.) oraz pożarze w 1718 r., a następnie go rozbudowali  pozbawiając tym samym wielu cech renesansowych. Kolejne spustoszenia dokonały pożary (1850 i 1853 r.) oraz działania powstania styczniowego w 1863 roku. Zamek był w tym okresie obciążony długami i mocno podniszczały aż nastał przełomowy rok 1903 r. - o czym już doskonale wiecie...

1) droga prowadząca ku bramom zamku, 2) dziedziniec zamku w Pieskowej Skale
Odpoczywając sobie w tym uroczym zakątku warowni, podziwialiśmy Dolinę Prądnika z zupełnie innej perspektywy niż dotychczas. Chciałbym jednak wspomnieć o czymś co również znajdowało się poniżej, lecz o wiele bliżej nas. W zachwyt wprawiały wzorowo utrzymane ogrody zamkowe. Gdybym lepiej przykładał się do przedmiotu wiedza o kulturze, być może zaryzykowałbym porównanie do jakiegoś ogrodu francuskiego aczkolwiek przy takim stanie wiedzy - uczynić tego nie mogę. Ogółem, jak na park narodowy przystało, roślinności - w tym wypadku zamkowej - nie brakowało:

1-2) wokół dziedzińca zamkowego, 3) ogród zamkowy
A teraz kolejny fragment dla miłośników legend - moim zdaniem najciekawszy. Skąd wzięła się nazwa Pieskowa Skała? Macie jakieś skojarzenia? Jeśli nie to posłuchajcie...
Legenda opowiada, że w baszcie zamku, zwanej niegdyś basztą Dorotki, głodową śmierć poniosła jedna z córek Tęczyńskich. Kochająca lutnistę dziewczyna została siłą wydana za starego Zaprzańca, pana na zamku w Dolinie Prądnika. W grodzie zjawił się jednak kochanek, przebrany w zakonny habit, i wybawił swoją ukochaną. Niestety zbiegów pojmali pachołkowie Zaprzańca. Lutnista zginął na stokach góry włóczony końmi, a Dorotkę wepchnięto do baszty zamkowej, gdzie miała znaleźć śmierć głodową. Na ratunek przyszedł jej jednak ukochany piesek. Wiedziony instynktem wspinał się na skałę, na której sterczała baszta, i przynosił swojej pani rzucane dla niego odpadki jadła, chroniąc tym samym Dorotkę od śmierci głodowej. Pamięć o wiernej psinie przetrwała do dziś jako nazwa skały.
1) wieża zegarowa z barokowym hełmem, 2) widok z dziedzińca na Dolinę Prądnika
Nasza biesiada trwała w najlepsze. Siedząc na murku, częstowaliśmy się tym, co kto miał a także ubogacaliśmy swe wnętrza kolejnymi rozmowami, opowieściami oraz wspólnymi wspomnieniami. Przeglądaliśmy dokładnie mapę, wytyczając palcem ślad dotychczasowej wędrówki, a także kusiliśmy się o planowanie dalszych kilometrów wojaży. Ju wykazywała ogromne zainteresowanie i zaangażowanie co niezwykle mi zaimponowało. Przeto poznałem kogoś kto czerpał równie wielką radość ze studiowania mapy co ja. Ilekroć przejeżdżam obok Pieskowej Skały to oczami wyobraźni widzę Nas siedzących na dziedzińcowym murku, pochłoniętych rozmową i po prostu szczęśliwych. Tak bardzo chciałbym, aby te chwile powróciły...

Po zakończeniu popasu, z uśmiechami opuściliśmy teren zamku. Teraz, chcieliśmy dostać się do podnóża Maczugi Herkulesa. Z zamku prowadzi nań szlak żółty, który jednak opada stromą ścieżką. Rozsądek podpowiada by rower sprowadzić aczkolwiek uznałem, że spróbuje tamtędy zjechać. Sztuka ta okazała się niełatwa, bowiem cały czas musiałem zaciskać oba hamulce zaś zmysł równowagi został wystawiony na niemałą próbę. Ju spoglądała na to wszystko z lekką obawą i szczerze mówiąc - miała rację. Chcąc zatrzymać się przy Maczudze, poczułem jak tył roweru unosi się ku górze, przez co o mały włos nie fiknąłbym koziołka do przodu. Serce podskoczyło mi wtedy do gardła, toteż z poczuciem ulgi zrzuciłem nogi z pedałów.

Będąc już tuż pod Maczugą, człowiek jeszcze bardziej docenia heroizm wspinaczy, którzy zdołali się na nią wspiąć.  
Sokola Skała to najpopularniejsza ludowa nazwa Maczugi Herkulesa. Jej nazwa związana jest z podaniem ludowym, opowiadającym o trzymanym kiedyś w wieży zamkowej więźniu. Mężczyźnie temu Pan obiecał wolność, jeżeli przyniesie mu pisklę z gniazda sokolego, znajdującego się na szczycie trudno dostępnej skały. Więzień, pomimo długiego zastanawiania się nad problemem, nie potrafił wymyślić żadnego sposobu na zdobycie pisklaka. W końcu znużony usnął. Nadleciała wtedy gromada sokołów i uniosła go na szczyt skały, a kiedy zabrał jedno pisklę, ptaki przeniosły mężczyznę z powrotem do zamku. Więzień odzyskał wolność, a skała po dziś dzień nazywana jest Sokolą.
1-2) ostatnie tego dnia ujęcia Doliny Prądnika
Równie stromą ścieżką zeszliśmy do poziomu asfaltu, po czym przekraczając go pożegnaliśmy się z Pieskową Skałą, Maczugą Herkulesa oraz Doliną Prądnika.

Na wysokości powyższych ujęć, odchodzi w lewo (zakładając kierunek w stromę zamku) asfaltowa dróżka prowadząca przez Wąwóz Sokolec. Logika wyraźnie nasuwała na myśl stwierdzenie, że jeśli byliśmy w dolinie (zwłaszcza tak głęboko wciętej jak Dolina Prądnika) i chcieliśmy ją opuścić to czeka nas poważny podjazd. Tak też się stało, początkowo prowadził w przyjemnym cieniu lecz w miarę przekraczania granicy Ojcowskiego Parku Narodowego poddawani byliśmy coraz większemu nasłonecznieniu. Pamiętam, że dyszałem na tym podjeździe niesamowicie. Na szczęście Justysia dodawała mi bezcennych sił i wigoru przez co przetrwałem tę wspinaczkę.

1-3) wspinaczka przez Wąwóz Sokolec
Tym samym opuściliśmy mały ale jakże przepiękny Ojcowski Park Narodowy. Mieliśmy go teraz po swojej lewicy w postaci wielkiej połaci lasu, która zapada się do środka. Krajobraz niewątpliwie uległ zmianie. Ze względu na żyzne gleby, las nie dominuje w tych okolicach pod względem zajmowanej powierzchni. Dróżka doprowadziła nas do traktu Jerzmanowice - Sąspów - Ojców. Rowerowy szlak niebieski odbił z powrotem ku OPN zaś my wybierając kierunek przeciwny, obraliśmy nasze radary wprost na kolejne malownicze Dolinki Podkrakowskie. 

Myślę, że na przestrzeni kilkunastu kilometrów odkryliśmy tyle fascynujących zakątków oraz dowiedzieliśmy się tylu ciekawych rzeczy, że czas postawić w tym miejscu kropkę i zaprosić Cię na drugą część tej rowerowej retrospekcji, w której przemierzymy kolejne Dolinki Podkrakowskie. Mimo, że Dolina Prądnika jest największą z nich, to oczywiście nie jedyną potrafiącą turystę urzec o czym warto będzie się przekonać. Nie zabraknie również odniesienia do gór, bowiem zdobędziemy najwyższy wierzchołek południowej części Jury Krakowsko-Częstochowskiej. O tym wszystkim możesz przeczytać już teraz pod linkiem -->  Rowerem po Jurze (Skałka 502 oraz Doliny: Będkowska + Kobylańska + Bolechowicka) 

5 komentarzy:

  1. bardzo, bardzo, bardzo ciekawy opis. Dokładny, urozmaicony zdjęciami. W tym roku planuję przejechać ten szlak, więc już teraz wydrukowałem cały opis po to, abyśmy jak najmniej niespodzianek spotkali na swojej drodze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo piękny opis trasy, gratuluję i dziekuję! Sporo się dowiedziałam o niej, przed jej przemierzeniem...

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, Jura to jest coś. Nie skłamię, jeśli powiem, że mocno wzorowałem się na Twoim tekście planując swój wyjazd, jednak udałomi się też zobaczyć kilka fajnych miejsc po drodze których tutaj nie znalazłem. Pomyślałem, że może komuś się przyda także i moje zestawienie ciekawych miejsc na Jurze i podrzucę. Pozdrawiam serdecznie!

    http://kolemsietoczy.pl/jura-krakowsko-czestochowska-ciekawe-miejsca-co-zobaczyc-szlaki-noclegi/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!

      Cieszę się, że mój wpis przysłużył się do zrealizowania Twojej wyprawy! Nie znałem wcześniej Twojej strony internetowej i przyznać muszę, że jestem pod wielkim wrażeniem tego co robisz i przede wszystkim jak robisz. Piękne zdjęcia, barwne opisy i wiele innych bajerów, które chętnie widziałbym u siebie! Z pewnością będę Cię częściej odwiedzał :).

      A Jura? To Skarb tak bogaty, że nie sposób odkryć go w jeden dzień. To miejsce do którego warto wracać wielokrotnie!

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Oj tak Szlak Orlich Gniazd i cała Jura Krakowsko Częstochowska to jeden z piękniejszych regionów w Polsce jakie widziałem. Niesamowite jest też to, że jadąc tym samym szlakiem można zobaczyć zupełnie inne, równie ciekawe miejsca i ma się powód aby znowu wrócić (to tak w nawiązaniu do Twojego wpisu :D. My mieliśmy okazję rowerem przejechać część śląską Jury i pomyślałem, że być może kogoś zainteresuje kilka praktycznych porad. Pozwolę sobie podrzucić, mam nadzieję, żę nie macie nic przeciwko: http://kolemsietoczy.pl/jura-krakowsko-czestochowska-ciekawe-miejsca-co-zobaczyc-szlaki-noclegi/

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania =)