27 października 2012

Beskid Niski (Przełęcz Małastowska + Wołowiec)

Beskid Niski - jedno z kilku pasm górskich wypełniających szczelnie południowe krańce Polski. Czy jednak fakt, że jest to najniższy z Beskidów upoważnia Nas do pomijania tego rejonu? Czy Niski znaczny gorszy, mniej atrakcyjny? Kto szuka łatwej wymówki byle tylko jechać w Tatry z pewnością odpowie twierdząco. Tymczasem Beskid Niski posiada unikalne walory, których nie znajdziemy nigdzie indziej (nawet w Tatrach). Ot, setki kilometrów szlaków, na których nieraz ciężko o spotkanie innego turysty. Cisza i spokój - jakże blado więc wypada przy tym Morskie Oko bądź Kasprowy Wierch. Beskid Niski kryje w sobie również Łemkowszczyznę. To nie tylko nazwa regionu etnograficznego ale przede wszystkim żywa historia tysięcy ludzi, o których dziś świadczą choćby bezludne doliny tętniące niegdyś życiem. To również szereg wydarzeń, które bezpowrotnie zmieniły te okolice: kilkadziesiąt cmentarzy kryjących w sobie ciała pomordowanych żołnierzy z czasów I wojny światowej, bolesne wysiedlenia mające miejsce w latach czterdziestych aż wreszcie niezwykle trudna droga powrotów Łemków do ziemi, która przypisana była im od wieków. Wspomnieć należy też o wspaniałym dziedzictwie. Niemal w każdej wsi napotkać możemy śliczne, drewniane cerkiewki wraz z kamiennymi kapliczkami bądź krzyżami. Wreszcie przyroda, która - stosunkowo - jak nigdzie indziej nie została jeszcze przetworzona przez człowieka. Nie znajdziemy tu groma wyciągów narciarskich bądź pięciogwiazdkowych hoteli lecz ocean bukowych kniei tudzież bezkres dolinnych łąk. Beskid Niski skrywa więc w sobie mnóstwo urokliwych i nasiąkniętych historią zakamarków. Niech ta wycieczka będzie próbą ich odkrycia...

A co dziś mieliśmy w planie? Przede wszystkim kontynuowanie odkrywania na raty walorów Głównego Szlaku Beskidzkiego. Pamiętam jak osobiście uczestniczyłem w pierwszej wyprawie z tego cyklu wiosną 2011 r. kiedy to wyruszając z Ustronia szczytowaliśmy na Równicy oraz Czantorii w Beskidzie Śląskim. Idea ta przypadła do gustu wielu turystom przez co na kolejne beskidzkie wypady autokar zabierał zawsze maksymalną ilość uczestników. Od tego czasu minęło kilkanaście miesięcy, w trakcie których przemierzony został Beskid Śląski, Żywiecki, Sądecki oraz Gorce. Dzisiejsza wycieczka w Beskid Niski była już piętnastą odsłoną zdobywania odznaki GSB. Jaka szkoda, że mogłem uczestniczyć tylko w kilku z nich...

Zanim jednak autokar dotarł do Zdyni, nastąpił postój na Przełęczy Małastowskiej. Nieprzypadkowo, bowiem skrywa ona jeden z lepiej zachowanych cmentarzy, na których są pochowani żołnierze z okresu I wojny światowej.
Przełęcz Małastowska (604 m n.p.m.) znajduje się w masywie Magury Małastowskiej w Beskidzie Niskim. Prowadzi przez nią droga wojewódzka nr 977 z Gorlic do przejścia granicznego w Koniecznej. Na przełęczy znajduje się cmentarz wojenny nr 60 z czasów I wojny światowej zaprojektowany przez Dušana Jurkoviča, na którym spoczywa 174 żołnierzy armii austro-węgierskiej (wśród nich wielu pochodzenia polskiego), z czego aż 36 jest niezidentyfikowanych. Spośród grobów szczególnie wyróżnia się nagrobek z drewnianą macewą, pod którym pochowany jest Mendel Brod z 4. Batalionu Strzelców Polowych. Nekropolia wykonana została na planie dwunastoboku, ogrodzonego za pomocą potężnych drewnianych bali przykrytych daszkami, osadzonych na kamiennych podmurówkach. Centralnym elementem cmentarza jest drewniana, zbudowana z grubych bali budowla zwieńczona kompozycją z krzyży. Pośrodku niej umieszczono drewnianą płaskorzeźbę z kopią obrazu Matki Bożej Częstochowskiej autorstwa Adolfa Kašpara, jednego z wybitniejszych czeskich grafików książkowych XX wieku. Na tablicy wypisano inskrypcję w języku niemieckim, którą możemy przetłumaczyć:
"Pomnijcie, wchodząc do tego obejścia, że ziemia setki poległych tu grzebie, co młode życie oddali w potrzebie, byście żyć mogli dzisiaj w blasku szczęścia"
1) autokar zatrzymał się na Przełęczy Małastowskiej abyśmy mogli odkryć cmentarz z I wojny światowej oznaczony numerem 60

2-5) cmentarz wojenny nr 60 znajdujący się na Przełęczy Małastowskiej
2 maja 1915 roku na linii frontu rozciągającej się od Regetowa po ujście Dunajca do Wisły stanęło naprzeciw siebie około 217 tysięcy żołnierzy armii austro-węgierskich i niemieckich oraz 70-80 tysięcy żołnierzy rosyjskich. O godzinie 10. po trwającym od godz. 6 przygotowaniu artyleryjskim wojska państw centralnych ruszyły do natarcia na pozycje rosyjskie. Tak rozpoczęła się bitwa gorlicka, przełomowa dla dziejów wojny na froncie wschodnim. Dała ona początek serii klęsk armii rosyjskiej. W jej wyniku do końca I wojny światowej Rosja nie była w stanie podjąć działań zaczepnych. W bitwie wzięło udział wielu Polaków, którzy zostali wcieleni do armii pruskiej, austro-węgierskiej, a zapewne także do rosyjskiej. Do czasów obecnych, po tych zmaganiach pozostało wzdłuż linii frontu 365 cmentarzy, na których pochowano około 61 000 poległych.
Ów cmentarze rozsiane są na terenie wschodniej Małopolski oraz jej okolicach. Przez lata większość z nekropolii była całkowicie zapomniana przez co ich stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. Cmentarz na Przełęczy Małastowskiej jest na całe szczęście wyjątkiem od tej reguły. Można rzec, że uratowała go bliskość szosy. Mogliśmy zatem wkroczyć na cmentarz nie musząc ze smutkiem spoglądać na przewrócone krzyże tudzież nagrobki tak jak to miało miejsce podczas poprzednich wypraw w Beskid Niski. Jak widać po zdjęciach, całość jest ładnie zadbana. Miejsce to posiada więc należny mu szacunek.

przykład dwujęzycznej tablicy z terenu Łemkowszczyzny
Po kilkunastominutowej zadumie powróciliśmy do autokaru. Swoistą ciekawostką okazał się widok dwujęzycznych tablic. Wszystko dlatego, że znajdowaliśmy się u progu wspomnianej już na wstępie Łemkowszczyzny. 7 listopada 2011 roku gmina Uście Gorlickie wprowadziła dwujęzyczne tablice dla 8 łemkowskich wsi. Jedną z nich jest Gładyszów, a także Zdynia, do której właśnie się kierowaliśmy pokonując szereg serpentyn. Kilkanaście minut później byliśmy już na miejscu:

Region: Wschodnie rubieże Małopolski (na zachód od Magurskiego Parku Narodowego)

Pasmo: Beskid Niski (centralna część)

Trasa: Zdynia  Popowe Wierchy (684 m)  skraj wsi Krzywa  wzdłuż potoku Zawoja  Wołowiec (cerkiew)   Bacówka PTTK w Bartnem (655 m)

Długość trasy: 14,1 km

Pogoda: pochmurna

Delikatnie rzecz ujmując, prognozy na ten dzień nie obwieszczały ani słonecznej ani tym bardziej ciepłej aury. Co gorsza, gdyby ufać synoptykom to mieliśmy zostać wręcz przemoczeni do suchej nitki. Z pewną dozą optymizmu przyjęliśmy więc całkowicie zachmurzone niebo, z którego póki co nie spadała żadna kropla deszczu.

Opatuleni czym kto miał rozpoczęliśmy marsz. Początkowo, kilkaset metrów wzdłuż szosy, po których szlak skręcał w prawo zaczynając piąć się na masyw Popowych Wierchów. Nim wkroczyliśmy w obszar zalesiony, mogliśmy podziwiać dolinę rzeki Zdynia zaś gdzieś w oddali - Rotundę, na której ulokowany jest kolejny cmentarz wojenny. 
   
widok ze ścieżki, którą Główny Szlak Beskidzki wspina się na Popowe Wierchy
Miejscami teren dźwigał się ku górze dosyć stromo, toteż większość z Nas poczuła szybkie przegrzanie organizmu. Mimo panującego chłodu, zdjęcie kurtek okazało się prawdziwą ulgą. Popowe Wierchy nie wyróżniają się niczym szczególnym. Nie znajdziemy tu charakterystycznego wierzchołka, na którym moglibyśmy szczytować mając u stóp widoki rozpościerające się na wszystkie strony świata. Docierając w rejon kulminacji Popowych Wierchów, ścieżka uległa wypłaszczeniu przez co nasz marsz zamienił się w lekki spacerek.

gdzieś w masywie Popowych Wierchów
Każdy krok objawiał się charakterystycznym szelestem ogromu opadłych liści i szczerze mówiąc głównie z tego powodu zapamiętam Popowe Wierchy. Ogółem, Beskid Niski trąca lekkim paradoksem, który czyni go pasmem wyjątkowym. Otóż, jeśli chcielibyśmy zachłysnąć się widokami na otaczające górki to najlepszym do tego miejscem będą... doliny, które w przeciwieństwie do zalesionych szczytów są zazwyczaj okraszone hektarami łąk.

Główny Szlak Beskidzki wyprowadził Nas na wygodny, leśny trakt. Mimo komfortu piechurkowania warto zachować tu szczególną ostrożność, bowiem znaki nikną na długości kilkuset metrów o czym informował Nas napis na drzewie.

1-3) Główny Szlak Beskidzki między Popowymi Wierchami a Krzywą
Po pokonaniu tego dystansu szlak ni z gruszki, ni z pietruszki skręca gwałtownie w krzaki, pośród których z trudem odnaleźliśmy słabo rysującą się ścieżkę. Jest to o tyle newralgiczny moment, że idąc w większej grupie i oddając się rozmowom łatwo jest to miejsce całkowicie pominąć idąc dalej wygodnym, leśnym traktem.

ów newralgiczny moment, który bardzo łatwo jest pominąć
Dalej, już bez większych problemów, ciągiem polan zbliżaliśmy się do miejscowości Krzywa. Choć pochmurna aura nie pozwala na dalekie widoki to i tak nie mieliśmy na co narzekać. Liczyła się sama przyjemność z marszu, a ponadto czas umilało Nam stadko pasącego się bydła, które z ciekawością spoglądało na naszą grupę.


1-5) w pobliżu miejscowości Krzywa, Główny Szlak Beskidzki prowadzi turystów ciągiem łąk
Docierając do dna doliny, natrafiliśmy na asfaltową drogę. Okazała się to chwila nietuzinkowa i to co najmniej z kilku powodów. Primo, szlak przecina drogę tuż obok zabytkowej kapliczki pochodzącej z 1900 roku. Secundo, właśnie w tamtej chwili przez gęstą warstwę chmur przebiło się Słońce czego nikt z Nas się nie spodziewał. Tetrio, ujrzeliśmy w oddali najcenniejszy zabytek wsi Krzywa, a więc drewnianą cerkiew p.w. śś. Kosmy i Damiana zbudowaną w 1924 r. na miejscu poprzedniej (z 1854 r.), która spłonęła podczas działań I wojny światowej. Budynek zwieńczony jest trzema ośmiobocznymi kopułami. Obecnie stanowi kościół filialny.


 
1) primo, 2) secundo, 3) tetrio
Krzywa - dawniej Krywa, niewielka wieś w centralnej części Beskidu Niskiego. Krywa była wioską królewską. Przywilej na jej lokację otrzymał w 1564 r. z rąk starosty bieckiego Mikołaja Ligęzy Szczepan Lilicz z pobliskiej Pętnej. W 1629 r. były tu dwa gospodarstwa wołoskie i młyn. W 1890 r. wieś liczyła już 227 mieszkańców wyznania greckokatolickiego. Znacznie ucierpiała podczas I wojny światowej. Spis z 1921 r. wykazał tylko 180 unitów, 2 rzymskich katolików oraz 9 Żydów. W latach międzywojennych mieszkało tu kilka rodzin cygańskich. Całą ludność wysiedlono w 1947 roku.  
Skutki tego wysiedlenia dają się odczuć nawet teraz, bowiem we wsi jest ledwie kilkanaście gospodarstw. Przy asfaltowej drodze, oprócz kapliczki nie ujrzeliśmy żadnego domostwa. Zupełnie tak jakby ta droga prowadziła donikąd. Gdyby nie widok cerkwi w oddali odnieśliśmy byśmy przytłaczające odczucie, iż to miejsce jest całkowicie opuszczone.

tak wygląda otoczenie wsi Krzywa
Do powyższej listy trzech atrakcji mógłbym dodać jeszcze kilka. Otóż chwilę później musieliśmy za pomocą skoku w dal pokonać strumyk płynący dnem doliny. Następną trudnością była powalona brzoza, aż wreszcie szlak pokierował Nas tuż obok małego osuwiska przez co szerokość ścieżki stopniała do kilkudziesięciu centymetrów. Każdy musiał uważać, aby nie zsunąć się w dół wprost do potoku. Jak widać w Beskidzie Niskim nie można się nudzić!


Między Krzywą a Wołowcem Główny Szlak Beskidzki prowadzi doliną potoku Zawoja między szczytami Obszar (685 m) oraz Ochabiska (618 m). Był to chyba najgorszy fragment do pokonania, bowiem bliskość potoku zamieniła ścieżkę w istne bajoro. Butów więc nie sposób było sobie nie ubrudzić. Co więcej, nieocenioną rolę pełniła ich nieprzemakalność, bowiem ów Zawoję musieliśmy nieraz przekraczać.

1-5) Główny Szlak Beskidzki między Krzywą a Wołowcem
Prawdziwym wybawieniem okazało się wkroczenie szlaku na kolejny, wygodny, leśny trakt. Mapa podpowiada, że taki stan rzeczy oznaczał, że Wołowiec jest już blisko. W międzyczasie dołączył do Nas szlak żółty, którego nie omieszkamy się nie wykorzystać to bardzo atrakcyjnego celu. Więcej szczegółów za chwilę.

1-5) Główny Szlak Beskidzki między Krzywą a Wołowcem
węzeł szlaków w Wołowcu
Dosłownie kilkadziesiąt metrów dalej od miejsca zrobienia powyższej fotografii, dociera się do uroczo położonego Wołowca, a ściślej rzecz ujmując do węzła szlaków zlokalizowanego w tejże miejscowości. Oprócz dwóch pieszych zbiega się tam również kilka narciarskich. Ogółem, cały teren wokół Wołowca, Krzywej oraz Banicy został ostatnimi czasy gęsto oszlakowany trasami narciarskimi. Wszystko to pod nazwą "Śnieżne trasy przez lasy". Kolejnym spostrzeżeniem był fakt, iż do mety naszej dzisiejszej wędrówki pozostało ledwie 1,5 h drogi gdy tymczasem ledwie godzinę temu minęło południe.
Wołowiec - niewielka wieś (dziś liczy kilkanaście gospodarstw) w dolinie potoku Zawoja na południe od Bartnego, w większości zamieszkana przez Łemków. Wołowiec wymieniany jest w 1581 r. jako świeżo założona wieś królewska licząca trzy gospodarstwa. Pod koniec XVIII wieku było już ponad 600 mieszkańców. Około 1794 r. w Wołowcu miał miejsce ślub zubożałego szlachcica polskiego Jana Zawadzkiego z córką miejscowego parocha (proboszcza unickiego) - wydarzenie wyjątkowe, gdyż małżeństwa mieszane były wtedy na Łemkowszczyźnie rzadkością. W 1928 r. cała ludność wsi, jako jedna z pierwszych na Łemkowszczyźnie przeszła na prawosławie. Zorganizowano nową parafię, którą objął duchowny przybyły z Rosji. Stanęła prowizoryczna kaplica prawosławna (istniała jeszcze na początku lat sześćdziesiątych). Przed samą wojną rozpoczęto budowę nowej, dużej cerkwi. W 1945 r. większość mieszkańców Wołowca uległa sowieckiej agitacji i dobrowolnie wyjechała do ZSRR, ostatnie 14 rodzin deportowano w 1947 r. na Ziemie Odzyskane. Osiem z nich wróciło do rodzinnej wsi dziesięć lat później. Wyjeżdżający zabrali ze sobą całe wyposażenie cerkwi, nawet dwa dzwony. Trzeci został ukryty i po powrocie Łemków z wygnania wrócił na swoje miejsce.
Znajdując się przy węźle szlaków, warto obrać za kierunek głąb wsi, do którego prowadzą wspomniane żółte znaki. Ledwie 300 m dalej znajduje się bowiem istna perła architektoniczna.

1-2) perła architektoniczna Wołowca
Otóż w Wołowcu warto zobaczyć cerkiew p.w. Opieki Matki Bożej (Bogurodzicy) z XVIII wieku oraz liczne kapliczki łemkowskie. Jej budowa reprezentuje styl zachodniołemkowski z łamanymi dachami namiotowymi i cebulkowymi zwieńczeniami. Ma izbicową wieżę oraz trójdzielny układ wnętrza, z prosto zamkniętym prezbiterium. 
Mógłbym rzec, że natrafiłem na jedną z kwintesencji Beskidu Niskiego. Z wielką ciekawością zacząłem oglądać kubaturę budowli. Co ciekawe, po wschodniej stronie cerkwi zlokalizowany jest interesujący cmentarz z kilkunastoma kamiennymi nagrobkami, które wyszły zapewne spod dłuta ludowych twórców z Bartnego (niegdyś centrum rzemiosła kamieniarskiego).
Po wysiedleniu mieszkańców, w świątyni chronili się pasterze, traktując ją jako okresową owczarnię. Obecnie jest gruntownie odnowiona i służy celom religijnym - należy do ludności wyznania prawosławnego, gdyż część wysiedlonych mieszkańców wróciła po 1958 roku. 
1-4) cerkwisko w Wołowcu
Co ciekawe, oprócz wiekowych kamiennych grobów, ujrzałem również kilka miejsc pochówków, które dokonały się przed kilkoma latami. Jak widać, istnieje grupa Łemków pragnąca spocząć na ojczystej ziemi.

ostatni rzut oka na cerkiew
Po dokładnym zbadaniu tego terenu, powróciłem na Główny Szlak Beskidzki przemierzając pozostałą część wsi, na których nie brakowało przydrożnych krzyży. Jako ciekawostkę warto przytoczyć fakt, iż w Wołowcu mieszka Andrzej Stasiuk, jeden z czołowych współczesnych prozaików polskich, w którego utworach Beskid Niski i jego mieszkańcy odgrywają znaczącą rolę (m. in. Dukla, Przez rzekę).

droga prowadząca przez Wołowiec
Do pokonania pozostawał ostatni - niespełna pięciokilometrowy - odcinek do Bartnego. Początkowo pokonywaliśmy go w towarzystwie potoku Mareszka. Za ostatnimi zabudowaniami nastąpił skręt w prawo pod kątem prostym i lekko wznoszącą się ścieżką wśród łąk (a po chwili - lasu) zaczęliśmy trawersować górkę mającą taką samą nazwę jak wspomniany przed chwilą potok.

Główny Szlak Beskidzki między Wołowcem a Bartnem
Dzisiejsza trasa nie należała do najdłuższych, toteż nie musieliśmy forsować tempa. Część osób wykorzystała tą sytuację do poszukiwania grzybów. W efekcie ujrzałem kompanów podróży z siatkami wypełnionymi skarbami ściółki.

Aura pozostawała niezmienna. Nad naszymi głowami kłębiło się sporo chmur ale co najważniejsze, nie spadła z nich żadna kropelka. Już sam ten fakt pozwala stwierdzić, że wycieczka w Beskid Niski okazała się jak najbardziej udana. Z drugiej strony, Główny Szlak Beskidzki w tym rejonie nie dostarcza żadnych imponujących panoram, toteż może dobrze, że taka pogoda trafiła się Nam właśnie dziś. Liczyło się wszak poznanie wartości historycznej i kulturowej tego terenu, a tą zrealizowaliśmy w stu procentach.

taką drogą dotarliśmy do Bartnego
pochmurna aura nie pozwalała na ekscytujące widoki
Bez większych historii dotarliśmy do samej końcówki wsi Bartne, gdzie czekał na Nas autokar. O samym Bartnem można by bardzo długo opowiadać, bowiem znajdują się tu aż dwie drewniane cerkwie, a do tego cmentarze wojenne oraz unikatowe chyże łemkowskie. Nie mieliśmy w planach ich zwiedzać, toteż nie będę się nad nimi rozwodził. Warto jednak zasięgnąć o nich informacji na własną rękę, a przede wszystkim wybrać się do Bartnego, bo jest co oglądać!

Widok autokaru nie zwiastował - wbrew pozorom - końca wycieczki. Ruszyliśmy bowiem Głównym Szlakiem Beskidzkim, aby po kilku minutach dotrzeć do Bacówki PTTK.
Idea zbudowania schroniska powstała gdy wyznakowano w okolicy Główny Szlak Beskidzki. Pierwszą stację noclegową w Bartnem uruchomiono u gospodarza Felenczaka w 1953 roku, jednak 11 lat później spłonęła. Schronisko wybudowano w 1977 r. włączając je do serii bacówek turystyki kwalifikowanej.
bacówka PTTK w Bartnem
Tam oprócz popasu nastąpiła rzecz bardzo przyjemna. Z racji tego, iż była to ostatnia w 2012 roku wycieczka z cyklu zdobywania odznaki Głównego Szlaku Beskidzkiego, organizatorzy postarali się o ognisko zaś każdy uczestnik dostał kiełbaskę.

klubowe ognisko zwieńczyło wyprawę w Beskid Niski
W płomieniach ogniska wszyscy porządnie mogli się zagrzać. Kiełbaski natomiast wypełniały Nas ciepłem od środka. Do Krakowa powróciliśmy więc z pełnymi brzuchami. Na miejscu okazało się, że w królewskim mieście cały dzień rzęsiście padało. Tym bardziej więc wypad w Beskid Niski okazał się strzałem w dziesiątkę! Do Bartnego natomiast z pewnością wrócimy - wiosną 2013 roku, aby kontynuować odkrywanie Głównego Szlaku Beskidzkiego...

Retrospekcja powstała przy udziale niezawodnego przewodnika wyd. Rewasz 
"Beskid Niski - przewodnik dla prawdziwego turysty"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)