20 kwietnia 2013

Beskid Niski (Głównym Szlakiem Beskidzkim przez Magurski Park Narodowy)

Wiosną 2011 r. Hutniczo-Miejski Oddział PTTK w Krakowie zaczął organizować wycieczki po Głównym Szlaku Beskidzkim przemierzając go "na raty" za pomocą wycieczek jednodniowych. Od tego momentu upłynęły już 2 lata, a turyści przeszli cały Beskid Śląski, Żywiecki, Sądecki oraz Gorce. Sporą część Beskidu Niskiego również mieliśmy za sobą, a dzisiejsza wycieczka była już szesnastą z kolei (do dziś żałuję, że mogłem wziąć udział tylko w kilku z nich). Niektórzy czekali niecierpliwie przez całą zimę aż w końcu nastanie kwiecień by znów odkrywać uroki wyznakowanych na czerwono ścieżek. W końcu się doczekaliśmy, znów ruszamy Głównym Szlakiem Beskidzkim w poszukiwaniu niezapomnianych przygód. Będzie co podziwiać, wszak dziś charakterystyczne znaki poprowadzą Nas w poprzek Magurskiego Parku Narodowego...

Region: Magurski Park Narodowy (granica województwa małopolskiego oraz podkarpackiego)

Cel: zdobywanie odznaki Głównego Szlaku Beskidzkiego

Trasa: Bartne (kraniec wsi)  Bacówka PTTK w Bartnem (655 m)  Przełęcz Majdan (625 m)  Magura (822 m)  Świerzowa (801 m)  wschodnie zbocza Ostryszu  Kolanin (705 m)  Przełęcz Hałbowska  południowe zbocza Kamienia nad Kątami  Kąty

Długość trasy: 24 km

Pogoda: wiosenna

Tradycyjnie, rozpoczęliśmy w miejscu, gdzie zakończyliśmy poprzednią wyprawę. Autokar doczłapał się wąziuteńką drogą do ostatnich zabudowań Bartnego. Tam ujrzeliśmy te same elementy krajobrazu co jesienią, nawet ludzie byli Ci sami wszak zorganizowane wycieczki skupiają stałych bywalców a zatem dobrych znajomych. Jedyną różnicą była aura. Nie było już jesiennych mgieł lecz wiosenne niebo, z którego słabe jeszcze promienie Słońca muskały nasze czoła.

Po 200 metrach dotarliśmy do bacówki, którą wspominam niezwykle smakowicie. Tak jest właściwie z każdym miejscem, w którym miałem przyjemność kosztować kiełbaski z ogniska. Dziś na taki długi popas czasu już nie było, przed nami bowiem niemal 25 km beskidzkiej wojaży. Kilka zdjęć i ruszamy dalej!

1-2) widoki na bacówkę PTTK w Bartnem
Już od pierwszych metrów, mogliśmy doświadczać pewnej charakterystycznej cechy Beskidu Niskiego. Niektórzy mawiają wprost: to bardziej Beskid błotny aniżeli niski. Stuptuty przydają się tu o każdej porze roku. Teraz więc wyobraźcie sobie, że do tego stanu dodamy wiosenne roztopy. Co w efekcie otrzymujemy? Istne bagna! Fragmentami, marsz szlakiem był po prostu niemożliwy. Musieliśmy szukać "objazdów", kluczyć wśród gęsto rosnących drzew byle tylko móc chadzać po w miarę suchej ziemi. Miejscami nawet wędrówki bokiem nie dawały rady. Trzeba było skakać, kombinować, a i tak nie sposób było się nie umorusać.

1-7) Główny Szlak Beskidzki między Bartnem a Przełęczą Majdan
Gdy przed Majdanem szlak wyprowadził nas na niewielką polankę radość była przeogromna. W końcu mogliśmy odetchnąć! Przed nami wyłaniały się stoki pasma Magury Wątkowskiej - był to znak, że niedługo zaznamy smaku wspinaczki. Byle tylko błota nie było - mówiłem do siebie w myślach. Rzeczywiście, początkowo piechurkowało się bardzo przyjemnie. Zmysły mogły więc skupić się na tym co najważniejsze: rześkie powietrze, wiosenne niebo - może tylko szkoda tych łysych drzew no ale przecież i te niedługo już się zazielenią.

1-5) Główny Szlak Beskidzki w okolicach Przełęczy Majdan i w początkowej fazie podejścia na Magurę
Radość z maszerowania wygodnym traktem nie mogła trwać zbyt długo. Takie cuda to nie w Beskidzie Niskim. Wraz z wysokością zmieniał się krajobraz co polegało na zwiększającej się ilości starych płatów śniegu. W pewnej chwili szlak zamienił się już nie w błotko czy też bagno lecz w hardy strumień górski! Ponownie zaczęliśmy główkować jak tu znaleźć najodpowiedniejszą drogę. Cóż, bez umoczenia butów tego odcinka przejść się nie dało.

1-2) wraz z wysokością szlak zamienił się w potok
Krótkotrwały azyl nastał na Magurze. Tam każdy znalazł kawałek gołej, nieprzykrytej niczym ziemi. Znaleźliśmy się przeto na grzbiecie pasma Magury Wątkowskiej, której najwyższy wierzchołek - Wątkowa (846 m) czyhała kwadrans drogi od nas. Prowadzi tam szlak zielony aczkolwiek jest to szczyt zalesiony i widoków z niego nie uświadczymy. Sama Magura - choć o 24 m niższa wcale nie była równie nieciekawa. Otóż znajduje się tu kamienny pomnik, który przypomina, iż 14 VIII 1953 r. ks. Karol Wojtyła odprawił tu mszę świętą. W związku z tym nie zabrakło też oznaczeń szlaku papieskiego. W praktyce, dalsza wędrówka aż po Kąty pokrywa się ze ścieżkami, którymi wędrował nasz papież. Na szczycie znajdziemy też tablicę informacyjną (mapa, przepisy, atrakcje, profile wysokościowe) Magurskiego Parku Narodowego. Wszak to właśnie tu przebiega jego granica w związku z czym, przez najbliższych kilka godzin poruszać się będziemy po areale niemal 800 gatunków zwierząt.

wierzchołek Magury

profil wysokościowy GSB, pogrubiona czerwona linia oznacza przebieg szlaku po terenie Magurskiego PN
Swoistą ciekawostką był termometr, który wskazywał 10 stopni Celsjusza. Innym spostrzeżeniem był fakt, że wyżej tego dnia już się nie wzniesiemy. Magura okazała się bowiem "dachem" naszej wycieczki. W sumie to chyba nawet lepiej - gorsze roztopy niż tutaj już nie powinny się przytrafić!

Na szczycie czeka na turystów również drewniany pulpit z rozrysowaną panoramą. Pech chciał, że to co ujrzeliśmy, widocznością nazwać nie sposób, toteż pozostawało wpatrywanie się w grafikę oczami wyobraźni. Zdradzę, że przy kapitalnej przejrzystości powietrza z Magury ujrzymy nawet Tatry.

wbrew pozorom, z zalesionej Magury roztaczają się ciekawe widoczki
Po postoju na drugie śniadanie, nastał czas kontynuowania wycieczki. Za Magurą śniegu było... jeszcze więcej ale paradoksalnie poprawiło to komfort spaceru. Nie było bowiem roztopów, gdyż poruszaliśmy się po wciąż zmrożonym śniegu. Chwilami dokuczała śliskość podłoża ale koniec końców kolejne metry pokonywało się bez problemów po śladach poprzedników.

1-5) Główny Szlak Beskidzki między Magurą a Świerzową
W ogóle ciągle gadam o jakichś roztopach, a tymczasem już na dobre wkroczyliśmy w Magurski Park Narodowy. Czas dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
Magurski Park Narodowy został utworzony w 1995 r. i obecnie zajmuje teren 19 439 ha. Pokrywa obszar terenów źródliskowych Wisłoki. Ponadto chroni teren przejściowy między Karpatami Wschodnimi i Zachodnimi. Dodatkowo strzeże florę i faunę typową dla piętra pogórza oraz regla dolnego. Symbolem Magurskiego PN jest orlik krzykliwy. Z innych okazów, którymi może pochwalić warto wymienić niedźwiedzia, wilka, rysia, żbika oraz bobra.
1-3) Główny Szlak Beskidzki między Świerzową a rejonem Trzech Kopców
W okolicy Trzech Kopców do naszego szlaku dołączają znaki żółte. Warto nimi podążyć, gdyż po kilkunastu minutach dojdziemy do kaplicy oraz cudownego źródełka. Jeżeli mieliście okazję czerpać siły z ów krynicy dajcie znać czy rzeczywiście ma ona magiczne właściwości. Oba szlaki podążają dalej przez około dwa kilometry by rozdzielić się na szerokiej drodze leśnej łączącej Jaworze ze Świątkową. Jest to moment charakterystyczny, bowiem dzięki pieniądzom unijnym powstała tu wiata turystyczna z prawdziwego zdarzenia. Ochroni zarówno przed deszczem, słońcem jak i śniegiem. Tak licznej grupy jak nasza pomieścić jednak nie mogła, na szczęście wokół rozstawionych było mnóstwo pali, toteż każdy znalazł coś dla siebie.

2) wiaty od kilku lat są charakterystycznym elementem Magurskiego Parku Narodowego
Dosyć tego leniuchowania. Czas na kolejną porcję konkretnej wspinaczki. Tym razem obiektem naszych marzeń stał się Kolanin. Nie wyróżnia się on niczym specjalnym, toteż nikt nie winszował zdobycia tejże góry do białego rana. Samo wejście nie było jednak takie oczywiste ze względu na zalegający śnieg. Gdyby przyszło po nim schodzić to los naszych kończyn byłby poważnie zagrożony.

tak wyglądała wspinaczka na Kolanin
znak pomiarowy na wierzchołku Kolanina
Mimo wszystko, mało znany Kolanin jedną rzeczą się wyróżnia. Otóż jego wschodnie stoki są o wiele bardziej strome aniżeli zachodnie. W związku z tym szlak począł kierować Nas ku mocno opadającemu terenowi. Jak dobrze, że chociaż tam nie było śniegu! Poruszaliśmy pośród gęstego lasu bukowego przy czym drzewa były tak blisko siebie, że ledwo dostrzegliśmy wyłaniający się w oddali Kamień nad Kątami, który był ostatnim tego dnia szczytem do zdobycia.


Aby jednak doszło do końcowego szczytowania, musieliśmy pokonać jeszcze kilka kilometrów. Stromizna Kolanina mocno dała się we znaki mym kolanom (heh, może to właśnie stąd wzięła się nazwa?). W dalszej fazie szlak prowadzi szeroką drogą leśną łączącą Desznicę ze Świątkową, toteż kulasy mogły chwilę odetchnąć. Po opuszczeniu tejże drogi, teren łagodnie (wręcz niezauważalnie) wznosi się ku Przełęczy Hałbowskiej. Fragment ten zapamiętałem z licznych kałuż, w których ujrzałem niezliczoną ilość żabiego skrzeku.

1-6) uroki wiosennego Głównego Szlaku Beskidzkiego między Kolaninem a Przełęczą Hałbowską
Przełęcz Hałbowska jest łatwo dostępna komunikacyjnie. Przebiega tamtędy droga z Nowego Żmigrodu do Krempnej, do dyspozycji jest przystanek PKS, parking, a także taka sama wiatą jaką już dzisiaj widzieliśmy. Nazwa ów siodła wzięła się od przysiółka o nazwie Hałbów (od niemieckiego halb Dorf - półwsie). Obecnie przysiółek ten jest częścią pobliskiej Desznicy choć kiedyś stanowił odrębną wieś.

1-3) na Przełęczy Hałbowskiej
Będąc w tym miejscu, warto wybrać się szlakiem żółtym w kierunku Krempnej by po zaledwie 200 metrach dotrzeć do pomnika symbolizującego miejsce straceń.

W lipcu 1942 r. hitlerowcy zamordowali w tych okolicach ok. 1260 Polaków, będących głównie żydowskiego pochodzenia. Przywieźli ich z Nowego Żmigrodu, a niektórych nawet z Łodzi. Spośród mieszkańców Hałbowa i okolicznych wiosek ok. 500 osób wywieziono do obozów pracy w Płaszowie i zagłady w Bełżcu. Na miejscowym kirkucie na Przełęczy Hałbowskiej rozstrzeliwano także później przywożonych z innych miejscowości Żydów. O wszystkim informuje tablica pamiątkowa zaś kirkut obecnie ogrodzono i wmurowano pamiątkową tablicę z nazwiskami straconych osób.

Do dziś nie wiem dlaczego pominąłem ów mogiłę mimo, że o niej wiedziałem... Zdjęcia mego autorstwa zatem nie będzie na szczęście za pomocą wyszukiwarek internetowych możemy wizualnie przybliżyć sobie wygląd tego miejsca pamięci.

1-3) w trakcie podejścia na Kamień
Tymczasem spora część grupy rozpoczęła już wspinaczkę ku ostatniemu szczytowi jaki dziś na Nas czekał. Wąska ścieżka prowadziła wzdłuż młodych drzewek. Niepozorne miejsce a jednak trzeba było uważać, bowiem musieliśmy wręcz przebijać przez delikatne gałązkami. Do dziś pamiętam jak jedna z nich poharatała mą skórę tuż poniżej oka.

Kamień nad Kątami jest jednym z tych szczytów, którego nazwę łatwo rozgryźć. Z pewnością sami już się domyśliliście. Otóż w jego najwyższych kulminacjach możemy ujrzeć kilka wychodni skalnych. Szlak omija główny wierzchołek mimo, że kiedyś przez niego prowadził. Wszystko dlatego, że ustawiono tam maszt antenowy. Tutaj też, po raz ostatni mogliśmy zaznać widoku pierzyny jaką pozostawiła po sobie zima.

1-5) walory wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim w okolicach Kamienia nad Kątami
Czyżby teraz pozostawało już tylko nudne zejście do Kątów? Nic podobnego! Otóż schodziliśmy w towarzystwie uroczego strumienia zaś nad naszymi głowami zachodzące Słońce oświetlało korony drzew. Piękny pejzaż! Ponadto wokół zauważyć dało się mniejsze bądź większe kamienie obrośnięte mchem.

zejście z Kamienia
Zostawiając stok za plecami dotarliśmy do granicy lasu, gdzie definitywnie opuściliśmy Magurski Park Narodowy. Wtem naszym oczom ukazało się coś czego dziś jeszcze nie widzieliśmy. Otóż stanęliśmy przed łagodnym pagórkiem pokrytym szeroką łąką, zza której wyłaniały się bliżej niezidentyfikowane górki. W końcu widoki! Zacząłem powoli żałować, że nasza wyprawa dobiegała końca.

1-10) widoki rozpościerające się z bezimiennego pagóra na GSB między Kamieniem a Kątami
Powyższe ujęcia są dowodem na to, że Beskid Niski warto odkrywać właśnie dla takich chwil jak ta. Z przyjemnością spacerowaliśmy polną drogą "zajadając się" łagodnymi górkami, które Nas otaczały. Co ciekawe, oddzielało Nas od nich nie tylko zaorane pole ale również głęboka dolina Wisłoki, która tamtędy płynie. Co zatem widzieliśmy? W sporej części wzniesienia, które grać będą skrzypce podczas kolejnego etapu zdobywania odznaki Głównego Szlaku Beskidzkiego. Nie mniej, nie zaszkodzi przedstawić ich już teraz.

1-8) widoki rozpościerające się z bezimiennego pagóra na GSB między Kamieniem a Kątami
Grzywacka Góra, Łysa Góra oraz Polana - w rejonie wierzchołków tychże gór przebiega Główny Szlak Beskidzki. Te atrakcje czekają Nas jednak dopiero za miesiąc, a przecież widać było również to co już przeszliśmy. Wystarczy przytoczyć Świerzową oraz Kolanin nie mówiąc już o Kamieniu, który prężył się za naszymi plecami.

W międzyczasie minęliśmy również krzyż (widoczny obok) będący wotum zaufania za pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II do ojczyzny. Poświęcony został 26 V 1999 roku.

Polna ścieżka poczęła prowadzić stromo w dół informując niejako, że za chwilę widoki staną się już wyłącznie wspomnieniem. Zza drzew ujrzeliśmy niemałych rozmiarów Wisłokę, przy której brzegu znaleźliśmy ledwie kilkanaście minut później. Teraz tylko przekroczyć most i już znaleźliśmy się przy autokarze - w samym sercu Kątów.

3) Wisłoka płynąca przez Kąty
Kąty były najdalej wysuniętą w dolinie Wisłoki miejscowością polską. W 1998 r. obchodziły uroczyście 600-lecie, gdyż po raz pierwszy ich nazwa pojawia się w źródłach historycznych przed datą 1398. Znajdowały się przy starym szlaku handlowym z Węgier. O ich dziejach można by długo rozprawiać aczkolwiek żeby notka o Kątach nie była dłuższa niż cała retrospekcja, ograniczę się do ciekawostek. W 1850 r. działała tu wytwórnia zapałek, które jednak spłonęła w 1876 roku. Fenomenem jest fakt, że przez wieki nie zbudowano tu kościoła. Świątynia stanęła we wsi dopiero w 1982 roku. 
W trakcie II wojny światowej miejscowość znalazła się na linii frontu wskutek czego Niemcy ewakuowali ludność na Ziemie Zachodnie. Spora część mieszkańców już nigdy nie powróciła do zniszczonej podczas działań wsi.
Na koniec - ciekawostka ode mnie. Kąty są wyjątkowym miejscem na trasie Głównego Szlaku Beskidzkiego. Osiąga on tu swe najniższe położenie na całej długości! Dokładnie 312 m n.p.m. - to mniej niż wysokość na której znajduje się czubek kopca Kościuszki w Krakowie.

Taki to właśnie jest ten Beskid Niski - niepozorny ale miejscami zaskakujący. Za miesiąc wrócimy do Kątów by kontynuować podróż Głównym Szlakiem Beskidzkim... Przygód z pewnością nie zabraknie!

3 komentarze:

  1. No, to była wspaniała wyprawa ;)
    Znamy tą trasę, znamy.. Trzeba się tu wysilić, niemniej nie jest bardzo ciężka - nawet ludzie bez kondycji zdobywali Magurę. Ale trasa uczy szacunku do "Niskiego" prawda? ;)
    Pozdrawiamy Was serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy na szlaku spotyka się wiosenny śnieg, roztopy i ogółem błotko to trasa daje się we znaki nawet najtwardszym turystom. Nie mniej, latem jest ona do polecenia dla całych rodzin pragnących spędzić aktywnie czas w spokojnym lesie. Jak widać nawet w Niskim można nauczyć się pokory dla gór zatem macie tu absolutną rację :)

      Dziękujemy i życzymy wielu przygód w 2015 roku! :)

      Usuń
  2. Nice post thank you Sean

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania =)