24 sierpnia 2013

Tatry Zachodnie (Baraniec + Żarska Dolina)

Zbliżający się wielkimi krokami koniec sierpnia niechybnie oznaczał, iż półmetek wakacji studenckich mieliśmy już za sobą. Przed nami jednak jeszcze kilka tygodni pełnych wrażeń, na które składały się dalekie plany wyjazdowe oraz wrześniowa sesja poprawkowa. Choć do zaliczenia był tylko jeden przedmiot to jednak na myśl o nim robiło mi się wręcz niedobrze. Zostawmy zatem mroczne otchłanie fizyki i skupmy się na spełnianiu marzeń. Pod tym kątem tegoroczną labę zaliczyć mogę do wyśmienitych. Każdy kolejny wyjazd w Tatry niwelował białe plamy pozwalając odkrywać coraz to nowe szlaki. Tym samym dziś mieliśmy dziewiczy raz stanąć na trzecim co do wysokości wierzchołku Tatr Zachodnich.

Miejsce: Słowackie Tatry Zachodnie

TrasaWylot Doliny Żarskiej (słow. Žiarska dolina, ústie, 885 m) Stara Stawka (Stará Stávka, 1299 m) Goły Wierch (Holý vrch, 1715 m) Baraniec (Baranec, 2184 m) Jamina (1968 m) Smrek (2072 m) Żarska Przełęcz (Žiarske sedlo, 1917 m) Żarski Stawek (Pliesko pod Žiarskom sedlom) Rozdroże pod Bulą (Rázcestie pod Homôlkou, 1700 m)  Symboliczny Cmentarz Ofiar Tatr Zachodnich (Symbolický cintorín) Schronisko Żarskie (Žiarska chata, 1283 m) Dolina Żarska (Žiarska dolina) Wylot Doliny Żarskiej

Długość trasy: 17 km

Pogoda: pochmurna, chwilami deszczowa

Widoczność: słaba, ograniczona chmurami 

Baraniec to taki Krywań Tatr Zachodnich. W obu przypadkach szczyt mocno odbiega od głównej grani co biorąc pod uwagę znaczną wysokość zapewniać może przepyszne widoki. Wystarczy tylko utrafić z pogodą i można cieszyć nieograniczonymi pejzażami. Zapisując się na wycieczkę już kilka miesięcy wcześniej nie mogliśmy mieć żadnej pewności, że ze szczytu Barańca cokolwiek zobaczymy. Liczyliśmy jednak na prawo serii, gdyż do tej pory plany podróżnicze realizowaliśmy niemal wyłącznie przy wyśmienitej aurze. Szczerze mówiąc to już nie pamiętam kiedy ostatnio pogoda nie pozwoliła na zbyt wiele. W przededniu wyprawy prognozy nie napawały jednak optymizmem. 

1-3) słowackie rozdroża są bardzo dobrze oznakowane
Autokar zaparkował w pobliżu wylotu Doliny Żarskiej. Po opuszczeniu pojazdu mogliśmy dokonać rozpoznania sił natury. Niebo w sporej mierze było zachmurzone przy czym kolory obłoków były smagane łagodnymi odcieniami, toteż o ile deszczu mogliśmy się spodziewać, o tyle na burze nic na razie nie wskazywało. Wiadomo jednak, że w Tatrach sytuacja może się zmienić w przeciągu ledwie kilku minut.

Nie bacząc na pogodę byłem pełen radości, że udało dotrzeć się w rejon Doliny Żarskiej. Fakty są bowiem niezaprzeczalne. Gdyby nie zorganizowana przez PTTK wyprawa to zapewne jeszcze długo bym tu nie zawitał. Wszak dojazd to prawie 200-kilometrowa przeprawa wymagająca przekroczenia granicy w Chyżnem i zajechania aż pod Liptowski Mikulasz. Za pomocą komunikacji zbiorowej nie ma najmniejszych szans na wykręcenie klasycznej jednodniówki jak to najczęściej do tej pory bywało. Kiedyś więc rozmyślałem jak to najlepiej Barańca ugryźć. Próbowałem nawet wykorzystać polską bazę noclegową, a za obóz główny przyjąłem schronisko na Polanie Chochołowskiej. Jest to jednak opcja wyłącznie dla szalonych piechurów, gdyż droga wiedzie przez Wołowiec, Rohacz Ostry oraz Rohacz Płaczliwy, a całość zakładająca przemarsz tam i z powrotem to ponad 20 km i aż 12 h czystej wędrówki! Na szczęście opublikowany już w grudniu 2012 r. kalendarz wypraw Hutniczo-Miejskiego Oddziału PTTK na cały 2013 r. uwolnił mnie od nadmiernego kombinowania. Mogąc korzystać z tak wielu wycieczek straciłem ochotę na wyrabianie prawa jazdy. Autokar po raz kolejny dowiózł mnie dokładnie tam gdzie chciałem.

1-4) pierwsze kilometry podejścia to stroma wspinaczka, widoki pojawią się dość często dzięki licznym wiatrołomom
Dzisiejsza trasa stanowiła zgrabną pętelkę, która jest w praktyce najlepszą i najbardziej komfortową opcją wyprawy na Baraniec. Początek trasy zakładał natychmiastowe wejście w masyw Barańca tak aby jak najszybciej nabrać wysokości. W razie załamania pogody nastąpiłby szybki odwrót. Gdy zaś aura okazałaby się litościwa to mieliśmy w planach przejście na północną część masywu Barańca aż po Żarską Przełęcz. Z niej wrócilibyśmy do punktu startowego przez Żarską Dolinę, w której zlokalizowane jest schronisko w sam raz na uzupełnienie płynów lub też zakup ciepłego posiłku.

Wylot Doliny Żarskiej to węzeł kilku szlaków turystycznych, z którego możemy wyruszyć w co najmniej czterech kierunkach. Mamy zatem do dyspozycji szlak czerwony tzw. Drogę nad Łąkami, którą wędrować możemy podnóżem Tatr od doliny do doliny. Tak oto wybierając się w kierunkach zachodnim doszlibyśmy do Doliny Jałowieckiej zaś we wschodnim do Doliny Jamnickiej. Jest też szlak niebieski biegnący dnem Doliny Żarskiej, którym będziemy schodzić oraz żółty, doprowadzający w 3,5 h na wierzchołek Barańca.






1-5) w okolicach Gołego Wierchu; początek piętra kosodrzewiny
Szlak żółty jeńców nie bierze. Już od pierwszych metrów perć dźwiga się terenem o sporym kącie nachylenia. Nie ma więc czasu na dobudzanie i dojadanie drugiego śniadania, bowiem w formie należy być od razu. W nagrodę, szybko pojawiają się widoki, gdyż w solidnym tempie połykamy kolejne poziomice. Dość powiedzieć, że wędrówka od ujścia Doliny Żarskiej (885 m) do Gołego Wierchu (1715 m) zajęła nam tylko 75 minut. Jeżeli w tak krótkim czasie wznieśliśmy się o ponad 800 m w pionie to wiecie już, że bardzo łatwo można tutaj dostać zadyszki. Gdy jednak widoki były dość ograniczone to nie pozostawało nic innego jak tylko piechurkować do przodu. Co innego przy słonecznej aurze. Wtedy przystawać można co chwilę, gdyż nawet w piętrze regli nie brakuje licznych wiatrołomów, a każdy z nich to okazja do sfotografowania chociażby Niżnych Tatr. 

1-5) wspinaczka trwała nadal, powoli osiągaliśmy piętro hal
O ile będąc jeszcze u wrót Tatr, mogliśmy dostrzec podnóża Niżnych Tatr o tyle później, nie było mowy o ujrzeniu charakterystycznych dwutysięczników spod szczytowych partii Barańca. Szeroka czapa chmur zalegała dość nisko przez co z każdym przebytym kilometrem nieuchronnie się do niej przybliżaliśmy aż w końcu szare obłoki pochłonęły nas w całości. Wtedy zdani byliśmy już tylko na łaskę wiatru, gdyż jego podmuchy gdzieniegdzie rozwiewały chmury tworząc chwilowe okna widokowe. Aura stała się jeszcze bardziej rześka, toteż nie wylewaliśmy siódmych potów. W efekcie, po niespełna trzech godzinach (tabliczka na dole mówiła o 3,5 h) osiągnęliśmy trzeci co do wysokości wierzchołek Tatr Zachodnich.

1-2) powyżej 2000 m n.p.m. widoki stały się mocno ograniczone
3-5) wierzchołek wieńczy obelisk
Zdecydowanie nie było to szczytowanie moich marzeń. W związku z warunkami atmosferycznymi nie pozostawało nic innego jak tylko znaleźć odpowiednie (najlepiej osłonięte od wiatru) miejsce i opatulić się wszystkimi wniesionymi ubraniami. Po ustaniu wspinaczki organizm szybko się wychładzał. W ruch poszły zatem termosy i kanapki, a spożywanie posiłków miało poniekąd przedłużyć czas spędzony na szczycie. Zawsze bowiem istniała nadzieja, że w pewnej chwili wszelkie chmury rozpłyną się w przestrzeni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ten głęboko wyczekiwany moment jednak nie następował, toteż pozostało ruszyć w dalszą drogę. Jak się potem okazało, była to całkiem słuszna decyzja, bo choć z Barańca widoków nie uświadczyliśmy to poniżej pewna część szczytów otwarła się dla naszych oczu. 

1-2) szlak z Barańca sprowadza na przełęcz Jamina stromymi i licznymi zakosami
3-5) pierwsze widoki w głąb słowackich Tatr Zachodnich, które udało się dziś złapać
Gdy zatem chmury zaczęły się rozrzedzać to nagle większość turystów stanęła i w pośpiechu zaczęła fotografować wyłaniające się krajobrazy. Warto więc wspomnieć, że to co widać z okolic Barańca jak na dłoni tyczy się głównej grani Tatr począwszy od Banówki poprzez Hrubą Kopę, Trzy Kopy, a na Rohaczach kończąc. Ciężko jednak było uchwycić wszystkie szczyty na jednym kadrze. Gdy bowiem Trzy Kopy się odsłoniły, to Banówka skryła się w chmurach. Gdy Banówka się odkryła to z kolei Rohacz Płaczliwy zaszył się pod szarą pierzyną. Sytuacja okazała się tak dynamiczna, że aparat wypadało dzierżyć w dłoni non stop. 

panorama spod Barańca w kierunku północnym (głównej grani Tatr), widać po środku cztery wierzchołki, z których trzy mniejsze po prawej to Trzy Kopy (2136 m) zaś większy po lewej to Hruba Kopa (2166 m), na lewo od niej widać płaski szczyt Banówki (2178 m)
zbliżenie na charakterystyczną grań Banówki (2178 m), po prawej Hruba Kopa (2166 m)
Tymczasem powolutku schodziliśmy do Jaminy, za którą już czyhało podejście na Smrek. Warto dodać, że w przeciwieństwie do "Orlej Perci Tatr Zachodnich", którą mieliśmy przed sobą, w masywie Barańca nie ma fragmentów ubezpieczonych łańcuchami, gdyż nie są one tutaj konieczne. W praktyce największe bezpieczeństwo czai się przy zejściu, gdyż na szlaku zalega mnóstwo małych kamyczków, toteż o poślizgnięcie bardzo łatwo. Szczególnie z Barańca do Jaminy należy zachować szczególną ostrożność.

tuż przed nami przełęcz Jamina, dalej szlak prowadzi na Smrek, którego kopuła szczytowa skryła się w chmurach po prawej stronie (2072 m)
za plecami pozostawiliśmy Barańca
perć prowadząca na Smrek należy do tych z gatunku urozmaiconych
Mimo, iż szczytowanie na Barańcu mieliśmy już za sobą to wydawało się, że najbardziej atrakcyjna część wycieczki dopiero przed nami. Chwilowe rozjaśnienia dawały nadzieję na więcej. W ten oto sposób z okolic Smreka ujrzeliśmy dość sporo jak na panujące warunki. Nie był to już widok wyłącznie na słowackie Tatry Zachodnie, bowiem odsłoniło się też kilka polskich szczytów i to nie tylko tych granicznych. Choć nadal nie było to szczytowanie moich marzeń to jednak natura nie pozostawiła nas z niczym.  

dynamicznie zmieniająca się aura wymuszała wzmożoną czujność, to było istne polowanie na pejzaże
masyw Barańca z charakterystycznym obeliskiem
po lewej Rohacz Płaczliwy (2125 m), po prawej Rohacz Ostry (2088 m)
te same szczyty co powyżej ale już w pełnej krasie
zza Rohacza Ostrego (2088 m) wyłonił się Wołowiec (2064 m)
widok ze Smreka w kierunku północnym
widok ze Smreka w kierunku północno-wschodnim
widok ze Smreka w kierunku wschodnim, w dole potężna Dolina Jamnicka
na lewo od Jarząbczego Wierchu wyłonił się nawet Giewont
Eleganckie widoczki, prawda? Paleta widzianych szczytów była nad wyraz szeroka dzięki czemu z dzisiejszej wycieczki pozostanie nam o wiele więcej niż tylko kłębiaste chmury. Co więcej, fragment głównej grani Tatr od Banówki aż po Rohacze, która do tej pory nieudolnie walczyła z obłokami, w końcu przebiła ich napór i tym samym mogliśmy prześledzić grzbiet, szczyty i przełęcze kawałeczek po kawałeczku już bez jakichkolwiek przeszkód. 

panorama ze Smreka obejmująca główną grań Tatr od Banówki aż po Rohacze
kulminacja Smreka na tle Rohacza Ostrego
Smrek od strony Żarskiej Przełeczy
A za Smrekiem na wędrowców czeka Żarska Przełęcz (1917 m), na której spotyka się szlak żółty z zielonym. Gdybyśmy nadal trzymali się żółtych znaczków to po około 30 minutach osiągnęlibyśmy Rohacza Płaczliwego (2125 m). Pogoda jednak zaczęła się wyraźnie psuć, toteż po zaznaniu smakowitej porcji widoków, każdy marzył już tylko o szybkiej ewakuacji na dół. W tym celu skorzystaliśmy ze szlaku zielonego, którym zejść można albo do Doliny Żarskiej albo też do Jamnickiej. Ze względu na fakt, że tylko w tej pierwszej usytuowane jest schronisko, wybór nie należał do najtrudniejszych.

Żarska Przełęcz (1917 m), z lewej wybiega szlak na Smreka i Barańca (w chmurze po prawej)
Żarski Stawek
Żarska Dolina - teraz to ona będzie grała w naszej wędrówce pierwsze skrzypce. Na początek kilka liczb: powierzchnia wynosi 17,5 km², a długość to około 7 km. Zamiast suchych liczb polecam rozłożyć mapę by ujrzeć, że jest to jedna z najmniejszych walnych dolin tatrzańskich. Dla przykładu sąsiednia Dolina Jamnicka pod kątem wielkości i długości bije Żarską na głowę. To co małe też może być piękne o czym przekonaliśmy się już na przełęczy. Choć ten rejon nie obfituje w jeziorka to jednak pod przełęczą dało zauważyć się maleńkie oczko będące Żarskim Stawkiem.

Jeżeli zwrócimy uwagę na fakt, że jego powierzchnia to tylko 0,09 ha, a głębokość nie przekracza metra to pomyśleć można, że nie jest to zbyt interesujące jeziorko. Spróbujemy jednak ten ogląd zmienić, bowiem spotkałem się tu z pewną rzeczą po raz pierwszy odkąd po Tatrach chodzę. Otóż zwróćmy baczną uwagę na wschodnią część stawku, gdyż tam regularna linia brzegu w kształcie okręgu wydaje się być mocno zniekształcona. Jak się okazuje, to wełnianka pochwowata zarasta brzeg. Ciekawe czy wraz z kolejnymi latami proces ten będzie postępował.

Żarski Stawek oraz szlak sprowadzający do Doliny Żarskiej
Przeglądając archiwum zdjęciowe, zdziwił mnie brak zdjęć na odcinku od Żarskiej Przełęczy aż po Symboliczny Cmentarz Ofiar Tatr Zachodnich. Co prawda kilka ujęć się z tego odcinka ostało aczkolwiek robione były za pomocą telefonu komórkowego, toteż ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Dopiero po kolejnej chwili namyśleń, uzmysłowiłem sobie, że musiało wtedy padać, gdyż inaczej nie chowałbym aparatu do plecaka. Przeskoczmy zatem do serca Doliny Żarskiej napominając tylko, że w międzyczasie do naszego szlaku zielonego dołączył szlak niebieski, który prowadził ze Smutnej Przełęczy.

Tuż przed schroniskiem warto skręcić w prawo by za znakami zielonymi po zaledwie kilku minutkach dotrzeć do pewnego wyjątkowego miejsca. Miłośnicy Tatr z pewnością kojarzą Tatrzański Cmentarz Symboliczny pod Osterwą w Tatrach Wysokich. Jak się okazuje, Tatry Zachodnie mają podobne miejsce choć oczywiście skala przedsięwzięcia jest tutaj o wiele mniejsza. 




1-6) Symboliczny Cmentarz Ofiar Tatr Zachodnich
Powitała nas skromna brama, kilka rzeźb oraz drewniana konstrukcja wraz z krzyżem wysokim na sześć metrów. Za bramą natomiast ujrzeliśmy dziesiątki pamiątkowych tablic przytwierdzonych do większych głazów. Rozpoczęła się tym samym wędrówka od głazu do głazu, w zupełnej ciszy i skupieniu celem prześledzenia liczby upamiętnionych osób. Oczywiście dominowały tablice poświęcone słowackim miłośnikom gór aczkolwiek nie jest trudnością odnalezienie tych poświęconych Polakom. Charakterystyczne, polskie nazwiska od razu rzucają się w oczy. Niestety, wraz z upływem kolejnych lat liczba tablic wzrasta. Gdy otwierano cmentarz w 1995 r. było ich około 80 zaś w 2009 r. wartość ta wzrosła już do 114. To przypomina, że Tatry cały czas są niebezpieczne i trzeba się po nich poruszać z głową na karku.

Po sporej dawce turystyki sentymentalnej przyszedł czas na praktykowanie turystyki kulinarnej czemu doskonale służy pobliskie schronisko. Oczywiście tyczy się tylko tych, którzy mogą pozwolić sobie na wydanie kilku euro. Przy moim studenckim budżecie taka opcja nie wchodziła w grę, toteż pozostało zadowolić się tym co ostało się w plecaku.

Schronisko Żarskie
Budynek wydawał się całkiem nowoczesny i gdybyśmy sięgnęli do historii to znaleźlibyśmy w niej potwierdzenie tego odczucia. Otóż obecne schronisko powstało w 2006 roku i jest to już trzeci obiekt w tym miejscu. Co było więc wcześniej?
Pierwsze schronisko wybudowane zostało w latach 1937–1939 i otwarte tuż przed wybuchem wojny. Oferowało 50 miejsc noclegowych, umywalnie z ciepłą i zimną wodą oraz oświetlenie lampami naftowymi i było w owym czasie najnowocześniejszym schroniskiem na Słowacji. W czasie II wojny światowej (X-XI 1944 r.) stacjonował w nim sztab radzieckiej partyzancki oraz kilka mniejszych oddziałów słowackich oraz polskich. W końcu 1944, podczas walki Niemców z partyzantami schronisko zostało spalone. W latach 1947–1950 je odbudowano, a w 1958–1959 powiększono. Jego kres nadszedł wiosną 2006 r. kiedy to schronisko zostało zburzone.
Od schroniska czekało nas jeszcze tylko niespełna 1,5 h wędrówki szlakiem niebieskim. Z racji, że opady ustały był to idealny moment aby delektować się urokami Doliny Żarskiej. Tym bardziej, że sporą jej połać stanowiły tereny pozbawione drzew co jest skutkiem schodzenia licznych lawin. Dziś na szczęście żadna lawina nam nie groziła, burze również nas ominęły, toteż wszyscy zmierzali do autokaru cali i zdrowi.

1-3) uroki Doliny Żarskiej
Choć w ostatnich latach krajobraz doliny w sporej mierze kształtują lawiny to kiedyś było tu jeszcze mniej roślin aniżeli teraz.
Do około 1930 r. utrzymywał się w Dolinie Żarskiej wypas kóz. Powiększanie pastwisk doprowadziło do wyniszczenia lasów oraz kosodrzewiny, którą palono i wyrąbywano całymi hektarami. W 1931 r. o Żarskiej pisano: "lasu (...) nie ma zupełnie, a tylko kosówka ustawicznie wycinana stanowi podporę osadnictwa pasterskiego pod względem opałowym i budulcowym" (cytat Zofii Hołub-Pacewiczowej).
Co więcej, zgubę tutejszej florze przynosiły też roboty górnicze. Tym stwierdzeniem płynnie możemy przejść do kolejnej atrakcji Doliny Żarskiej jaką niewątpliwie jest Niedźwiedzia Sztolnia, która obecnie jest udostępniona turystycznie. Trasa o długości 550 m aż kusi by wejść w głąb tatrzańskiego górotworu. Co więcej, zimą jest to miejsce zimowania nietoperzy.
Obszerne i rozległe chodniki zbadali w 1918 r. krakowscy geolodzy S. Kreutz i W. Pawlica, sporządzając ich plan. Stwierdzili oni, że sztolnię poprowadzono w łupkach chlorytowo-amfibolowych, a wydobywano w nich złotonośny piryt. We wnętrzu natrafiono na datę 1832. Pracę obu przerwała żandarmeria węgierska aresztując ich pod zarzutem szpiegostwa.
wejście do Sztolni Niedźwiedziej
okolice wejścia do sztolni
Wystarczy zatem przyjść tu w dniach otwarcia i zainwestować kilka euro. Od kwietnia do października sztolnia czynna jest codziennie zaś w pozostałym okresie w weekendy oraz inne dni wolne. Czas zwiedzania to około 30 minut. Zadowoleni będą i duzi i mali, gdyż wewnątrz z pewnością natkniemy się na górnicze skrzaty (słow. permonici). 
Permonici były to mityczne byty podobne do krasnoludków - wyspecjalizowani stróżowie górniczych podziemi. Mieli suwerenną moc nad kopalniami. Wzrostem odpowiadali trzyletnim dzieciom. Mieli jednak twarze starców z długą brodą. W jednej ręce nosili kaganek, a w drugiej złoty młotek. Mogli zarówno pomagać jak i szkodzić górnikom. Podawali ich różnym pokusom, toteż kto się ze skrzatem podzielił jedzeniem wodą albo olejem do lampy ten nie pożałował. Sprawiedliwych, serdecznych i pokornych górników skrzaty hojnie nagradzały. Pokazywały im obiecujące skupienia rud i pomagały w pracy. Dla odmiany niesprawiedliwym, butnym i pazernym górnikom wymierzały surową karę Przy lżejszych przewinieniach niszczyły im narzędzia, gasiły kaganki lub nieoczekiwanie wymierzały kuksańce z ciemności. Natomiast przy większych przewinieniach sprowadzały na nich śmierć poprzez uderzenie spadającym kamieniem lub powodowały nieodwracalne zawalenie się kopalni.
permonik ze Sztolni Niedźwiedziej
Wejście do sztolni znajduje się kilka metrów nad dnem doliny aczkolwiek do dyspozycji turystów przygotowano wygodne schody. Tym akcentem zakończyliśmy odkrywanie Doliny Żarskiej, bowiem do autokaru pozostało już tylko kilkanaście minut drogi.

Myślę, że jak na panujące warunki to z wycieczki udało się wycisnąć dość sporo. Jeżeli ze Smreka mogliśmy podziwiać aż kilkanaście dwutysięczników to domyślam się, iż z Barańca musi być ich jeszcze więcej. Tym samym jest to szczyt o ogromnym potencjale widokowym. Co więcej, opisana pętla nie jest jedyną możliwą trasą wejścia, toteż już wtedy wiedziałem, że na Barańca koniecznie trzeba będzie powrócić. Kiedy się to natomiast uda, czas pokaże. Na razie musieliśmy rozpocząć przygotowania do najważniejszej wycieczki całego turystycznego sezonu. O tym jednak szerzej napiszę w kolejnej retrospekcji.
Do napisania
piechurek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)