23 stycznia 2010

Beskid Sądecki (Dzwonkówka + Bereśnik)

Miejsce: Beskid Sądecki

Cel: Przehyba (1175 m n.p.m.)

Trasa (zrealizowana): Krościenko nad Dunajcem Dzwonkówka (983 m) Schronisko PTTK pod Bereśnikiem Szczawnica

Długość trasy: 11-12 km

Pogoda: jak marzenie, słoneczna, piękna, cudowna

Widoczność: bardzo dobra

Nastał nowy rok... i ten długo oczekiwany dzień, podczas którego opuszczę zatłoczony Kraków i oddam się w pełni swojej życiowej pasji.

Nastroje przed wyjazdem

Zima idealnie trafiła w szkolne ferie. Dużo śniegu, przyjemny mróz, w końcu mogliśmy się cieszyć prawdziwą zimą, nie tak jak przez ostatnie lata. Mnie osobiście trochę przerażały prognozy pogody mówiące o tym, że akurat w dniu wyjazdu w Małopolsce panować będzie szczyt zimna. Lipa! W górach było o wiele cieplej niż w Krakowie. Oczywiście wszystko dzięki inwersji. Smutniejszą kwestią zaś była pogoda na niebie. Nie wiem czy w 2010 r. przed wyjazdem widziałem Słońce więcej jak ze dwa razy. To nie nastrajało optymizmem, jednak i tak z niecierpliwością czekałem na wyprawę.

W końcu się zaczęło...

Przyjemnie było wstać w zimowe wakacje o 5. rano... 
Szybki rzut oka przez okno: Ciemność - no cóż, okaże się później.
Zimowy ubiór piechurka: buty górskie (niestety letnie), 2 pary skarpet, kalesony + dżinsy, podkoszulek z krótkim rękawem, a na to podkoszulek z długim rękawem, a na to polar, a na to kurtka, do tego naturalnie szalik, rękawiczki, czapka oraz obowiązkowo (!) kije oraz ochraniacze na nogi. W plecaku zaś to co zawsze: jedzonko, ciepła herbatka w termosie, mapa oraz mnóstwo dobrego humoru.

Po wyjściu, baaaardzo szybkim krokiem, poszedłem w kierunku miejsca zbiórki. Powitały mnie znajome twarze (pierwsza wycieczka z KTG od prawie pół roku!). Zaczęła się jazda, powoli robiło jasno i dziwnie niebiesko... czyżby nie było chmur!?

Wraz z wjazdem na "zakopiankę" zaczęły się pierwsze problemy. Autokar miał problemy z wyjazdem na choćby najmniejsze wzniesienie. W okolicach zjazdu do Sieprawia jechaliśmy pod górę ok. 5 km/h. To stwarzało niemałe obawy, czy takim "cieniasem" dojedziemy do Szczawnicy? Usterki spowodowały postój autokaru aż na 3 kolejnych stacjach benzynowych. Mróz chciał z nami wygrać tę walkę jednak nie udało mu się. Z ponad godzinnym opóźnieniem dotarliśmy w okolicę Pienin. Drogę umilał nam pan Krzysztof Kosiński - przewodnik tatrzański z wieloletnim stażem. Mogliśmy się od niego dowiedzieć wiele ciekawych rzeczy o okolicach, obok których przejeżdżaliśmy. Między innymi pokazał nam Babią Górę (tu ciekawostka) mającą niecałe 800 m.

Wiadomo, że nazwy rządzą się swoimi prawami. Niektóre z nich są powtarzalne, a nie które bardzo "oryginalno-nietypowe". Tak jak np. w Ochotnicy - jednej z największych wsi w Polsce. W tamtejszym kościele gdy ksiądz zapowiada kolędę mówi tak: "To w czwartek popołudniu będę u tych z państwa którzy mieszkają w tej nieładnej miejscowości." A o co dokładnie chodzi? W Ochotnicy znajduje się przysiółek Burdel. Naturalnie w gwarze góralskiej burdel nie znaczy tego co obecnie. Taka sama sytuacja jest również w miejscowości Suche koło Poronina. Znajduje się tam przysiółek Cipki co w ostateczności daje nam Suche Cipki. Oryginalne? Ciekaw jestem co na ten temat powiedzieliby mieszkańcy tego przysiółka. W Krakowie mieszkają krakowianie a w Suchych Cipkach? Sucho.... - resztę możecie dokończyć sami. :)

Dosyć ciekawostek. Po dłuższym czasie znaleźliśmy się w Krościenku. Pogoda było cudowna. Po wyjściu z autokaru pierwszym odczuciem było: wcale nie jest tak zimno! Z uśmiechami na twarzy ruszyliśmy w drogę idąc Głównym Szlakiem Beskidzkim.



Powoli zaczęliśmy się wspinać. Zima w górach jest przecudowna. Połączenie ośnieżonych drzew, rześkiego powietrza, jasnego słońca i pięknych widoków jest niesamowite. Cieszyliśmy się górami i wyprawą jak nigdy dotąd. Pnąc się pod górę śniegu było coraz więcej, szlak był w miarę przetarty. Mimo odbywającego się w tym samym czasie PŚ w skokach narciarskich w Zakopanem na trasie spotkaliśmy także innych turystów. Ogólnie "piechurkowanie" w takich warunkach należało do przyjemności. 


Dochodząc do Dzwonkówki, zza drzew zaczęły wyłaniać się Tatry. Odwróciłem się i znieruchomiałem. Byłem zaczarowany. Patrzyłem i patrzyłem. Blask śnieżnych Tatr w świetle słońca - cudo! Po prostu trudno to opisać słowami. Było w tym wszystkim coś wzruszającego - tym bardziej, że nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego.


Na następnej polance Tatry pokazały nam się już w całej krasie. Promienie Słońca padały nam na twarze. Czysta magia. Nikt nie oparłby się takiemu widokowi.


Doszliśmy do Dzwonkówki. Śniegu było całkiem spoooro. Zebraliśmy się całą grupą, aby zadecydować co dalej. Przez opóźnienie niestety nie mogliśmy zaatakować Przehyby. Czasu było za mało. Schodzenie po zmroku nie wchodziło w grę.

Mogłem tylko zobaczyć Przehybę w dalekiej oddali...


Rozpoczął się etap schodzenia czy też jak to woli zbiegania po śniegu. Cały czas towarzyszyły nam Tatry co podtrzymywało nas w fantastycznych nastrojach.


Po jakimś czasie dotarliśmy do schroniska pod Bereśnikiem. Drewniany, rozmiarowo niewielki budynek okazał się dla nas bardzo sympatyczny. Ściany pokryte różnymi mapami i plakatami czyniły typowo górską atmosferę. Ciekawy wystrój wnętrz i bogate, niedrogie menu sprawiło że przesiedzieliśmy tam dobrą godzinę. Każdy znalazł coś dla siebie. Ja spałaszowałem jajecznicę. Pycha!

Atmosfera to nie jedyna rzecz jaka spodobała mi się w schronisku pod Bereśnikiem. Kolejną wartą uwagi rzeczą są widoki. Po prostu siadasz przy oknie i widzisz calutkie Pieniny. Od Wysokiej po Trzy Korony, a dolinie Grajcarka i Dunajcu Szczawnicę. A do tego zza Pienin wyłaniają się Tatry Wysokie.

Powoli zapadał zmierzch, a my zeszliśmy do Szczawnicy w której również spędziliśmy trochę czasu. Odwiedziliśmy m.in. prawdziwą Statuę Wolności (dowód na to w galerii). Do tego zaciekawił mnie stary, zaniedbany cmentarz znajdujący się w samym centrum uzdrowiska, zaledwie kilkadziesiąt metrów od wyciągu na Palenicę. Okazało się, że niektóre z nagrobków mają prawie 150 lat!

Następnie czekała na nas miła niespodzianka. Właściciel firmy przewozowej podesłał nam drugi autokar, który był wprost luksusowy. Nowiutki Mercedes-Benz. Jazda czymś takim to czysta przyjemność i we wspaniałych nastrojach powróciliśmy do Krakowa.

Jedna wycieczka wynagrodziła całe ferie spędzone w Krakowie...

Wycieczkę zorganizował Hutniczy Oddział PTTK (Klub Turystyki Górskiej).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)