6 lipca 2013

Tatry Wysokie (Osterwa)

Jestem w szoku. Wraz z początkiem 2018 r. powróciłem do regularnych publikacji retrospekcji przez co średnio raz na tydzień mam przyjemność dzielić się swoimi wspomnieniami posypanymi sporą ilością fotografii. Dzięki temu - nareszcie, po wielu latach - wycieczki z wiosny i lata 2013 r. zostały utrwalone i już nic i nikt nie wymaże ich z mojej pamięci. Tak więc mijały kolejne tygodnie i pewnego dnia zorientowałem się, że w międzyczasie pominąłem jedną wyprawę. 

W tamtym okresie na każdą wyprawę brałem aparat, bowiem wiedziałem, iż prędzej czy później dam upust wszelkim emocjom w formie internetowego pamiętnika. Tysiące a nawet dziesiątki tysięcy zdjęć są więc elegancko uporządkowane i posortowane wg daty powstania. Po wyprawie z 3 lipca 2013 r. w Beskid Makowski, kolejny folder do przewertowania tyczył się wyprawy w Tatry Bielskie z 20 lipca. Wszystko biegło więc tak jak powinno i dotarłem już nawet do utrwalania sierpniowych wypraw.

Tymczasem pewnego dnia zwróciłem uwagę na to, iż coś mi tu nie pasuje. Przecież 6 lipca byłem na Osterwie, więc gdzie się podziały zdjęcia?! Pamięć bywa więc zawodna. Gdy publikowałem retrospekcję z Tatr Bielskich to napisałem, że była to moja pierwsza tatrzańska wyprawa w tamtym roku. Tymczasem nie było to prawdą, gdyż dwa tygodnie wcześniej stanąłem na Osterwie. Poświęciłem więc kilka chwil na gruntowne przypomnienie sobie tamtej wycieczki. Jako, że wędrowałem wtedy z PTTK to sięgnąłem do fotorelacji innych uczestników i na jednym ze zdjęć ujrzałem siebie z... aparatem na szyi. Nic zatem mi się nie przyśniło, naprawdę byłem tego dnia w Tatrach tylko co z tymi zdjęciami? Śladu po nich nigdzie nie ma. Może aparat się zepsuł? Chociaż takie zdarzenie (aparat taty, który dużo kosztował) na pewno zostałby na dłużej w mej pamięci. Hm, chociaż może aparat rzeczywiście upadł na szlak przez co skrzywił się obiektyw i jego uruchomienie okazało się niemożliwe? To niewątpliwie nauczka, że zbyt długie zwlekanie z opisem wycieczki sprawia, że dużo wspomnień ucieka.

Dziś będzie zatem nietypowo, bowiem podpierać się będę zdjęciami innych uczestników. Zapomnijmy zatem o mojej sklerozie i ruszmy na podbój Osterwy...

Miejsce: Słowackie Tatry Wysokie

Trasa: Popradské Pleso (parking)  Schronisko Majlátha (słow. Majláthova chata) Popradské Pleso (staw + hotel górski) Przełęcz pod Osterwą (słow. Sedlo pod Ostrvou, 1966,4 m) - Osterwa (słow. Ostrva, 1980 m) - Przełęcz pod Osterwą Dolina Stwolska (słow. Štôlska dolina) Batyżowiecki Staw (słow. Batizovské pleso) Hotel górski „Śląski Dom” w Dolinie Wielickiej (słow. Sliezsky dom, 1670 m)  Rozdroże pod Sławkowskim Szczytem (1357 m)  Siodełko (słow. Hrebienok) Stary Smokowiec (słow. Starý Smokovec)

Długość trasy: 22,5 km

Pogoda: niepewna

Widoczność: zmienna

Na ten dzień czekałem z ogromną niecierpliwością i to co najmniej z dwóch powodów. To miała być moja pierwsza wyprawa w Tatry w tym roku. Nie da się ukryć, że po długiej zimie byłem dosłownie spragniony letnich wędrówek po najwyższych karpackich wierzchołkach. To jednak nie wszystko. Plany obejmowały przejście sporej części słynnej Tatrzańskiej Magistrali od Doliny Mięguszowieckiej na zachodzie aż po Hrebienok na wschodzie, na którym to odcinku nie byłem nigdy wcześniej. Czułem zatem, że dziś odkryję zupełnie nowy świat.

1-2) pierwsze kilometry na szlaku
Po opuszczeniu autokaru oficjalnie zainaugurowałem już siódmy tatrzański sezon w moim życiu. Celem na pierwszych kilkadziesiąt minut marszu okazał się Popradzki Staw w Dolinie Mięguszowickiej. Dopiero stamtąd rozpocząć miała się prawdziwa wspinaczka. Teraz natomiast mieliśmy kilkukilometrowy, asfaltowy odcinek w sam raz na rozchodzenie. Liczyłem, że po ostatnich beskidzkich wyrypach forma mnie nie opuści i sprostam każdemu podejściu.

1-2) Schronisko Majlátha
Choć pogoda wydawała się mocno zagadkowa, gdyż mogliśmy spodziewać się zarówno kąpieli słonecznych jak i typowych letnich burz to jednak nad Popradzki Staw dotarliśmy w dobrych nastrojach. Na miejscu zastaliśmy kilka obiektów noclegowych oraz gastronomicznych, toteż charakter tego miejsca jest mocno piknikowy. Najlepiej zajść tu wcześnie rano. W szczycie sezonu przewija się bowiem tłum turystów, bowiem oprócz tych, którzy zmierzają na Rysy czy też Koprowy Szczyt dochodzą również osoby, dla których celem samym w sobie, że wypicie piwka nad stawem. Hm, skąd my to znamy?

1-3) nad Popradzkim Stawem
Planując zdobycie Osterwy, można nad Popradzkim Stawem wpaść w pewien dyskomfort. Po pierwsze mapa pokazuje, że nasz szlak przyjmuje formę zygzaku co oznacza liczne zakosy. Gdyby tak rozłożyć całą mapę Tatr to takiego zygzaku nie spotka się nigdzie indziej. To zresztą nie byłby żaden problem. Jeśli jednak wpatrzymy się w poziomice to ujrzymy jak gęsto są one ulokowane. Co gorsza, w pewnych momentach wręcz znikają ustępując oznaczeniom turni. To wszystko składa się na dość stromy i narażony na ekspozycję odcinek co zresztą znad Popradzkiego Stawu widać jak na dłoni. W pierwszej chwili człowiek może się przerazić aczkolwiek nie ma się czego bać, trzeba ruszyć i przetestować swoje możliwości. Dla widoków z Osterwy z pewnością warto się natrudzić. 

1-4) Popradzki Staw widziany z podejścia na Przełęcz pod Osterwą
Popradzki Staw towarzyszył nam przez większą część podejścia. Z każdym pokonanym metrem i przebytym zakosem malał jednak w oczach aż w końcu pod sam koniec całkowicie znikł za turniami. Sam szlak natomiast nie okazał się tak ciężki jak można było przypuszczać. Dzięki zygzakowatemu przebiegowi stromizna została rozłożona całkiem równomiernie, toteż cała grupa dała dzielnie radę. Tym samym Przełęcz pod Osterwą była na wyciągnięcie ręki. Gdy ujrzeliśmy charakterystyczne i mocno rozdeptane siodło to wiedzieliśmy, że jesteśmy już bardzo blisko.

Przełęcz pod Osterwą
Przełęcz pod Osterwą, a po prawej Osterwa
ostatnie metry podejścia na przełęcz
rogacz na przłęczy
Słowacy przyzwyczaili do bardzo skrupulatnego odnotowywania wysokości
Osiągnięcie Przełęczy pod Osterwą stało się faktem. Podejście wywindowało nas na wysokość prawie 2000 m n.p.m., a przecież to nie był koniec wspinaczki choć oczywiście jej najtrudniejsza część była już za nami. Zaledwie kilkadziesiąt metrów od przełęczy znajduje się wierzchołek Osterwy, na który teoretycznie nie można wejść, gdyż nie prowadzi tam szlak turystyczny. Bliskość przełęczy jest jednak na tyle duża, że nikt się tym nie przejmuje. Tym samym również i ja dołożyłem kilka kroków i znalazłem się jeszcze kilkanaście metrów wyżej.

Przełęcz pod Osterwą widziana z Osterwy
widok z Osterwy: po środku Wysoka, na lewo Ciężki Szczyt, a na prawo Smoczy Szczyt
po lewej wyłoniła się Kopa Popradzka
ten sam widok wraz z fragmentem perci, którą wdrapaliśmy się na przełęcz
Kiedyś zakupiłem taką piękną książeczkę zawierającą panoramy ze słowackich Tatr Wysokich w liczbie aż 39. Jedna z nich została utrwalona z Osterwy. Choć szczyt nie jest zaliczany do dwutysięczników to jednak widok jest niezmiernie bogaty i interesujący. Gdybym miał go streścić jednym zdaniem to napisałbym, iż widać wszystkie najważniejsze wierzchołki otaczające Dolinę Mięguszowiecką oraz kilka dodatkowych bonusów. Teraz pasuje więc to przełożyć na faktyczne warunki jakie zastaliśmy na Osterwie. Zacznijmy może od plusów. Mimo niepewnej pogody na nasze głowy nie spadła ani jedna kropla deszczu. Gęste chmury zakrywały jednak lwią część szczytów jakie powinniśmy zobaczyć. W efekcie to co udało się uchwycić kumulowało się wokół gniazda Wysokiej. Popuśćmy jednak wodze fantazji. Gdy ustrzelimy lepszą pogodę to ujrzymy chociażby Szatana, Koprowy Szczyt, wszystkie Mięguszowieckie Szczyty, a nawet Rysy. To dowodzi temu, dlaczego Osterwa jest tak popularnym wierzchołkiem godnym polecenia.

ruszamy dalej, w tyle zostawiliśmy Osterwę i przełęczowe klepisko
pogoda była zmienna, raz rozjaśnienia...
...innym razem atak obłoków
Co ciekawe, Osterwa wcale nie była najwyższym punktem na naszej trasie. Po powrocie na przełęcz, szlak wiódł dalej pod górę. Tym samym mimo, że żadnego szczytu tj. klasycznego dwutysięcznika nie zdobyliśmy to wznieśliśmy się na wysokość prawie 2050 m n.p.m. W dalszej fazie Tatrzańska Magistrala trawersuje bowiem zbocza Tępej (2285 m) oraz Klina (2186 m). W szerszej perspektywie moglibyśmy stwierdzić, że trawersujemy masyw Kończystej (2538 m). Dopiero za Klinem, w okolicach Stwolskiej Doliny szlak sprowadza nas poniżej magicznej bariery dwóch tysięcy metrów co nie oznacza, że perć niknie gdzieś w lasach. Wprost przeciwnie, nadal znajdowaliśmy się powyżej piętra kosodrzewiny i oscylując na poziomie 1900 m n.p.m. dotarliśmy do Batyżowieckiej Doliny z Batyżowieckim Stawem, które są doskonałym miejscem na kolejny popas.

1) za tym progiem spoczywa Batyżowiecki Staw
2) pagórek nad Batyżowieckim Stawem, miejsca wystarczy dla każdego
3-4) Batyżowiecki Staw
Pogoda nadal sobie z nami igrała. Nie brakuje więc zarówno kadrów z błękitnymi plamami nieba jak i tych pełnych chmur niejako pożerających kolejne szczyty i granie. Faktem pozostaje natomiast to, że Osterwie, Batyżowiecki Staw to kolejny, ciekawy punkt widokowy. Odpoczywając nad taflą jeziora, możemy wpatrywać się po lewej w imponującą i strzelistą Kończystą. Na wprost natomiast powinien wyłonić się dumny Batyżowiecki Szczyt. Po prawej zaś zachwycają urwiska Gerlacha. Zacne to było towarzystwo. Biorąc pod uwagę kaprysy chmur to przy naszym błękitnym stoliku zupełnie jak w kasynie skład osobowy często ulegał zmianie. Gdy jednak kompani podróży wykazywali się odpowiednią dozą cierpliwości to udało się uchwycić prześliczne otoczenie Batyżowieckiego Stawu.


1-3) urokliwe otoczenie Batyżowieckiego Stawu
Odcinek Tatrzańskiej Magistrali, którym poruszaliśmy się teraz oprócz efektownych widoków na najwyższe wzniesienia, zapewnia również permanentne pejzaże w kierunku południowym, gdzie uwagę przykuwa wał Niżnych Tatr. Warto też dodać, że odcinek od Popradzkiego Stawu do Śląskiego Domu jest zamykany na okres zimowy, toteż poruszać się nim możemy wyłącznie od 16 czerwca do końca października. Gdy już jednak się na nim znajdziemy to okazja do fotografowanie nadarza się praktycznie na każdym kroku. Ponadto, nie brakuje licznych miejsc do odpoczynku. Tak jak od Osterwy do Batyżowieckiego Stawu idzie się tylko godzinkę, tak podobny okres zajmuje odcinek od jeziora do Śląskiego Domu. Tym samym delikatnie redukując osiągniętą wysokość znaleźliśmy się w Wielickiej Dolinie. 

1-3) Batyżowiecki Staw zostawiliśmy za sobą
4-5) przed nami wyłoniła się Dolina Wielicka ze Śląskim Domem
Na tym fragmencie trasy można było szczególnie poczuć bliskość Gerlachu, bowiem magistrala trawersowała południowe ramiona króla Tatr. Jakże bardzo chciałoby się zboczyć ze szlaku i wznieść na wysokość dokładnie 2655 m n.p.m. Dziś pod kątem widokowym byłby to i tak zły pomysł, toteż pozostało konsekwentne podążanie za czerwonymi znaczkami. Charakterystyczny budynek o klockowatych gabarytach wyłonił się zza jednego z ramion. Na jego widok po raz kolejny pomyślałem sobie jak bardzo on do pejzażu Doliny Wielickiej nie pasuje. 

za Śląskim Domem znajduje się Wielicki Staw oraz Wielicki Wodospad
hotel na tle masywu Gerlacha
przy Śląskim Domu mamy węzeł szlaków turystycznych
Dla odmiany odcinek między Śląskim Domem a Siodełkiem nie ma już sezonowych zakazów, toteż jeśli marzy nam się zimowy trekking u podnóża Tatr to jest to z pewnością miejsce godne rozważenia. Szlak obniża się tu na tyle, że sporymi fragmentami wędrujemy w gąszczu wysokiej kosodrzewiny aczkolwiek żadna siekiera potrzebna nie będzie. Szlak jest dobrze utrzymany i pozwala cieszyć się widokami chociażby na Sławkowski Szczyt. Jest to bowiem kolejny znany masyw, który dziś trawersowaliśmy.  

1-5) między Śląskim Domem, a Siodełkiem 
Przed rozdrożem pod Sławkowskim Szczytem już na dobre wkroczyliśmy w regiel górny do czego Tatrzańska Magistrala nas nie przyzwyczaiła. Nie był to jednak koniec widoków, bowiem z Siodełka przy dobrych warunkach atmosferycznych widać bardzo wiele co udowodniły inne retrospekcje z tego obszaru. Mam do wyrównania stare rachunki ze Sławkowskim Szczytem, toteż z pewnością jeszcze tu powrócę. 

Tymczasem spotkanie z magistralą dobiegło końca, bowiem zejście do Smokowca odbywało się wzdłuż wyciągu. Jak się okazało, czerwony szlak okazał się doskonałą furtą do obcowania z kilkoma ogromnymi wzniesieniami. Osterwa choć lekko od tego towarzystwa odstaje, także będzie jeszcze miała swoje pięć minut. Nie wyobrażam sobie, nie powrócić tam. To się nie godzi bym nie miał z tego widokowego miejsca własnych fotografii. 

Tym samym jak na pierwszą pozimową wycieczkę przystało, marzenia i apetyty zostały odpowiednio rozbudzone. Oby to lato przyniosło jeszcze wiele podobnych wędrówek. Szykują się naprawdę piękne retrospekcje. 
Do napisania
piechurek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)