Drugi dzień w Beskidzie Niskim okazał się prawdziwą lekcją historii...
Miejsce: Wschodnia część Beskidu Niskiego
Cel: Przejście pasma Bukowicy
Trasa: Wisłok Wielki Przełęcz pod Tokarnią Tokarnia (778 m) Przybyszów Kamień Wahalowski Wierch (666 m) Schronisko PTTK w Komańczy Komańcza Letnisko
Długość trasy: 19-20 km
Pogoda: dobra
Widoczność: dobra
Niezbyt syte aczkolwiek dobre śniadanko niechybnie oznaczało, iż za kilkanaście minut ruszę w kolejny etap mej podróży po Beskidzie Niskim. Ciekawie zrobiło się już w autokarze, którym dojechaliśmy do Wisłoka Wielkiego. W międzyczasie minęliśmy Rymanów-Zdrój, do którego zawitaliśmy następnego dnia, a także miejscowość o bardzo rozległej historii, której nazwa to Królik Polski. Zaciekawić może już sama nazwa. Królik Polski był wyjątkową osadą, gdyż niegdyś pośród tej łemkowskiej krainy mieszkali tutaj sami Polacy. Niestety nie mogliśmy się w niej zatrzymać, by obejrzeć zabytki, jakie się w niej znajdują. Tak więc przegapiliśmy drewniany kościół parafialny z XVIII wieku, pozostałości fortyfikacji z XVII wieku znajdujące się w okolicach kościoła, pomnik ku czci zamordowanych przez Niemców mieszkańców wsi oraz kilka kapliczek.
Autokarową lekcję historii kontynuowaliśmy w kolejnej, nieistniejącej już miejscowości, jaką jest Królik Wołoski. Obiektem wartym uwagi są tutaj ruiny murowanej cerkwi greckokatolickiej. Dziwić może fakt, iż tej miejscowości już nie ma. Co się stało z jej mieszkańcami? Odpowiedź przyniosła mi historia. Królik Wołoski jak i prawie wszystkie okoliczne miejscowości były wsiami łemkowskimi. Po II wojnie światowej nastąpiły masowe wysiedlenia ludzi z tego terenu. Mnóstwo miejscowości tętniących życiem po prostu zamarło...
Chwilą oddechu było minięcie przełęczy Szklarskiej skąd rozpościerają się wspaniałe widoki na pasmo graniczne jak i całą okolicę.
Za przełęczą przejeżdża się przez Szklary, które mogą wzbudzić jednocześnie ciekawość oraz żal. Wszystko za sprawą zaniedbanych i walących się budynków stojących gęsto obok siebie. Skąd na takiej prowincji wzięło się tyle murowanych baraków? Odpowiedź przyniosła mi historia. Starsze pokolenia, – w przeciwieństwie do tych urodzonych po 1989 r. – z pewnością pamiętają czym były Państwowe Gospodarstwa Rolne. Dla mnie była to swoista nowość. Ciekawość wzbudza styl życia w PGR-ze, który cząstkowo mogłem dostrzec mimo upływu 20 lat od ich niwelacji. Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, że po jednej stronie drogi był szereg pomieszczeń gospodarczych, a po drugiej, no właśnie – patrząc tam zrobiło mi się żal mieszkańców. PRL zafundował im ciasne, jedno lub dwupiętrowe bloki, brak przyzwoitych warunków do życia, wiele biedy. Perspektywa mieszkania w czymś takim i do tego na przeciwko ruin PGR-u stwarzała we mnie smutek. Lekcja historii w Szklarach zakończyła się stwierdzeniem, iż za PRL-u ciężko musiało się żyć...
Droga i teren, którym się poruszaliśmy była więc niecodzienna. Po Szklarach nastała Daliowa – również pełna zabytków. Z ulicy mogłem dostrzec cerkiew greckokatolicką św. Paraskewy z 1933 r. Szkoda, że nie zatrzymaliśmy się w tym miejscu. Warto jednak zaznaczyć, że co miejscowość to kościół, cerkiew, albo kościół, który kiedyś był cerkwią. Zabytków jest tutaj cała masa, choć i tak wiele z nich nie przetrwało próby czasu.
Poruszaliśmy się teraz niezwykle malowniczą doliną pomiędzy pasmem Bukowicy a tym granicznym. Zalesione pagórki wraz z łąkami, wijąca się wiele kilometrów droga a do tego pięknie usytuowane obiekty sakralne składały się na ten wspaniały obraz.
Bezpośrednio przed Wisłokiem znajduje się Moszczaniec. Tu to dopiero ostał się wielki PGR. Aż dziw, że do pracy w tylu zrujnowanych obecnie budynków wystarczało paru rolników ścieśnionych w małych blokach.
Obecny Wisłok Wielki składał się kiedyś z dwóch wsi Wisłoka Górnego i Wisłoka Dolnego, a każdy był z osobną cerkwią i osobną parafią greckokatolicką. Dziś mało co o tym świadczy. Przede wszystkim trudno uwierzyć w to, że w roku 1900 wieś liczyła grubo ponad 2000 mieszkańców. Gdy zajechaliśmy na miejsce to oprócz cerkwi ujrzeliśmy ledwie kilkanaście chat. Wisłok Dolny aktualnie już nie istnieje. Znów przypomniały o sobie przesiedlenia. Na uwagę zasługuje cerkiew św. Onufrego w Wisłoku Wielkim, która obecnie jest kościołem katolickim pod tym samym wezwaniem. Wzniesiona została w połowie XIX wieku. Do środka nie udało się nam wejść jednak i tak było co oglądać. Przed wejściem do obiektu znajduje się dzwonnica, w której są 3 dzwony poświęcone przez Jana Pawła II w Krośnie w 1997 r. Orientowana, wzniesiona całkowicie z drewna, o konstrukcji zrębowej w ten słoneczny dzień wzbudziła mój zachwyt. Obok świątyni znajduje się niewielki cmentarz. Pochowani są na nim zarówno Polacy jak i Łemkowie. Każdy taki łemkowski grób jest prawdziwą historią człowieka, siłą wygnanego ze swojej małej ojczyzny, który po wielu latach ciężkiej pracy, uzbierał w końcu pieniądze na wykonanie swej ostatniej woli. Wiele Łemków życzy sobie takiego pochówku. Takich pomników historii na cmentarzu było jeszcze kilka.
Miejsce: Wschodnia część Beskidu Niskiego
Cel: Przejście pasma Bukowicy
Trasa: Wisłok Wielki Przełęcz pod Tokarnią Tokarnia (778 m) Przybyszów Kamień Wahalowski Wierch (666 m) Schronisko PTTK w Komańczy Komańcza Letnisko
Długość trasy: 19-20 km
Pogoda: dobra
Widoczność: dobra
Niezbyt syte aczkolwiek dobre śniadanko niechybnie oznaczało, iż za kilkanaście minut ruszę w kolejny etap mej podróży po Beskidzie Niskim. Ciekawie zrobiło się już w autokarze, którym dojechaliśmy do Wisłoka Wielkiego. W międzyczasie minęliśmy Rymanów-Zdrój, do którego zawitaliśmy następnego dnia, a także miejscowość o bardzo rozległej historii, której nazwa to Królik Polski. Zaciekawić może już sama nazwa. Królik Polski był wyjątkową osadą, gdyż niegdyś pośród tej łemkowskiej krainy mieszkali tutaj sami Polacy. Niestety nie mogliśmy się w niej zatrzymać, by obejrzeć zabytki, jakie się w niej znajdują. Tak więc przegapiliśmy drewniany kościół parafialny z XVIII wieku, pozostałości fortyfikacji z XVII wieku znajdujące się w okolicach kościoła, pomnik ku czci zamordowanych przez Niemców mieszkańców wsi oraz kilka kapliczek.
Autokarową lekcję historii kontynuowaliśmy w kolejnej, nieistniejącej już miejscowości, jaką jest Królik Wołoski. Obiektem wartym uwagi są tutaj ruiny murowanej cerkwi greckokatolickiej. Dziwić może fakt, iż tej miejscowości już nie ma. Co się stało z jej mieszkańcami? Odpowiedź przyniosła mi historia. Królik Wołoski jak i prawie wszystkie okoliczne miejscowości były wsiami łemkowskimi. Po II wojnie światowej nastąpiły masowe wysiedlenia ludzi z tego terenu. Mnóstwo miejscowości tętniących życiem po prostu zamarło...
Chwilą oddechu było minięcie przełęczy Szklarskiej skąd rozpościerają się wspaniałe widoki na pasmo graniczne jak i całą okolicę.
Za przełęczą przejeżdża się przez Szklary, które mogą wzbudzić jednocześnie ciekawość oraz żal. Wszystko za sprawą zaniedbanych i walących się budynków stojących gęsto obok siebie. Skąd na takiej prowincji wzięło się tyle murowanych baraków? Odpowiedź przyniosła mi historia. Starsze pokolenia, – w przeciwieństwie do tych urodzonych po 1989 r. – z pewnością pamiętają czym były Państwowe Gospodarstwa Rolne. Dla mnie była to swoista nowość. Ciekawość wzbudza styl życia w PGR-ze, który cząstkowo mogłem dostrzec mimo upływu 20 lat od ich niwelacji. Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, że po jednej stronie drogi był szereg pomieszczeń gospodarczych, a po drugiej, no właśnie – patrząc tam zrobiło mi się żal mieszkańców. PRL zafundował im ciasne, jedno lub dwupiętrowe bloki, brak przyzwoitych warunków do życia, wiele biedy. Perspektywa mieszkania w czymś takim i do tego na przeciwko ruin PGR-u stwarzała we mnie smutek. Lekcja historii w Szklarach zakończyła się stwierdzeniem, iż za PRL-u ciężko musiało się żyć...
Droga i teren, którym się poruszaliśmy była więc niecodzienna. Po Szklarach nastała Daliowa – również pełna zabytków. Z ulicy mogłem dostrzec cerkiew greckokatolicką św. Paraskewy z 1933 r. Szkoda, że nie zatrzymaliśmy się w tym miejscu. Warto jednak zaznaczyć, że co miejscowość to kościół, cerkiew, albo kościół, który kiedyś był cerkwią. Zabytków jest tutaj cała masa, choć i tak wiele z nich nie przetrwało próby czasu.
Poruszaliśmy się teraz niezwykle malowniczą doliną pomiędzy pasmem Bukowicy a tym granicznym. Zalesione pagórki wraz z łąkami, wijąca się wiele kilometrów droga a do tego pięknie usytuowane obiekty sakralne składały się na ten wspaniały obraz.
Bezpośrednio przed Wisłokiem znajduje się Moszczaniec. Tu to dopiero ostał się wielki PGR. Aż dziw, że do pracy w tylu zrujnowanych obecnie budynków wystarczało paru rolników ścieśnionych w małych blokach.
Obecny Wisłok Wielki składał się kiedyś z dwóch wsi Wisłoka Górnego i Wisłoka Dolnego, a każdy był z osobną cerkwią i osobną parafią greckokatolicką. Dziś mało co o tym świadczy. Przede wszystkim trudno uwierzyć w to, że w roku 1900 wieś liczyła grubo ponad 2000 mieszkańców. Gdy zajechaliśmy na miejsce to oprócz cerkwi ujrzeliśmy ledwie kilkanaście chat. Wisłok Dolny aktualnie już nie istnieje. Znów przypomniały o sobie przesiedlenia. Na uwagę zasługuje cerkiew św. Onufrego w Wisłoku Wielkim, która obecnie jest kościołem katolickim pod tym samym wezwaniem. Wzniesiona została w połowie XIX wieku. Do środka nie udało się nam wejść jednak i tak było co oglądać. Przed wejściem do obiektu znajduje się dzwonnica, w której są 3 dzwony poświęcone przez Jana Pawła II w Krośnie w 1997 r. Orientowana, wzniesiona całkowicie z drewna, o konstrukcji zrębowej w ten słoneczny dzień wzbudziła mój zachwyt. Obok świątyni znajduje się niewielki cmentarz. Pochowani są na nim zarówno Polacy jak i Łemkowie. Każdy taki łemkowski grób jest prawdziwą historią człowieka, siłą wygnanego ze swojej małej ojczyzny, który po wielu latach ciężkiej pracy, uzbierał w końcu pieniądze na wykonanie swej ostatniej woli. Wiele Łemków życzy sobie takiego pochówku. Takich pomników historii na cmentarzu było jeszcze kilka.
Po chwili zadumy czas przyszedł na długi – jak się później okazało –
spacer. Od razu chciałbym pokierować kilka słów prośby, petycji i
żądania zarazem do Sanockiego oddziału PTTK, który nie utrzymuje
okolicznych ścieżek turystycznych. Żółty szlak z Wisłoka jest bardzo źle
oznakowany, czego efektem było zgubienie się kilkunastu osób (w tym
mnie). Już na samym początku zauważyłem, że namalowane znaki są stare,
tak na oko to sprzed kilkunastu lat. Ponadto występują one zbyt rzadko i
stąd to moje karcenie sanockiego PTTK-u. To, że szlaki są rzadko
uczęszczane nie oznacza, że mogą być zaniedbywane! Idąc główną ścieżką
już bez szlaku dotarliśmy do pasma Bukowicy. Co ciekawsze szlak żółty
wychodził z jakichś zarośli. Idąc w przeciwnym kierunku trudno by było
zauważyć ten nagły skręt prosto w krzaki.
2) Tokarnia (778 m), 3-10) pejzaże rozpościerające się z łąki pod Tokarnią |
Na szczyt Tokarni prowadzi łąką bardzo malownicza ścieżka, skąd
rozpościerają się bardzo szerokie widoczki. Niebo tego dnia współgrało z
chmurami, wiał też wiaterek. Z mojego punktu widzenia niewysoka
Tokarnia okazała się jednak wyjątkowa. Otóż z tej góry po raz pierwszy w
życiu zobaczyłem Bieszczady. Wyraźnie rysowały się one na ostatnim
planie. Ciekawe czy były to słynne połoniny czy może nawet Tarnica...
Po odpoczynku, dalsza droga również prowadziła łąkowymi alejami
pośród niewysokich drzew. Niekiedy musiałem przeciskać się między nimi.
Długim zejściem dotarłem do kolejnej nieistniejącej już miejscowości, a
mianowicie Przybyszowa. Dziś pozostały tam jedynie stare i zaniedbane
cerkwiska.
Następnie podejście upłynęło pod znakiem szukania przez całą grupę ślubnej obrączki, którą zgubił jeden z uczestników. Dodam tylko, że cała operacja została zakończona sukcesem.
Kolejnym osiągniętym przez nas wzniesieniem był Kamień charakteryzujący się kilkoma naprawdę ogromnymi głazami. Najbliższa okolica była zalesiona, toteż bardzo przyjemnie było po następnych paru kilometrach wyjść na otwartą przestrzeń. Szlak prowadził znów skoszonymi łąkami, które miały w sobie coś magicznego, co sprawia, że chcę tam wrócić. Polne dróżki doprowadziły nas do Wahalowskiego Wierchu, którego najbardziej charakterystycznym punktem jest szatańska wysokość. Nie przeszkadzało to jednak w niczym, by cieszyć się pięknymi widokami.
Teraz pozostawało już tylko zejście do Komańczy, które upłynęło pod znakiem błota. Ogólnie rzecz biorąc szerokie, masywne i niskie pagórki Beskidu Niskiego to w niemałej części tereny podmokłe. Na całej trasie było kilka istnie błotnistych momentów, które opóźniły znacznie naszą wędrówkę.
Do schroniska w Komańczy przyszliśmy trochę ubłoceni, co niektórzy
nazbierali nawet siatkę grzybów. W planach było też zwiedzenie klasztoru
Sióstr Nazaretanek znajdującego się nieopodal. Czas jednak ponaglał i
musieliśmy z tego zrezygnować, tak samo jak i ze zwiedzenia tej całej
letniskowej miejscowości, jaką jest Komańcza.
Ciekawostką jest, że to właśnie tutaj 29 października 1955 roku,
drogą od Letniska do klasztoru Sióstr Nazaretanek przewieziony został
ks. kardynał Stefan Wyszyński. Był to czwarty i ostatni już (po
Rywałdzie Królewskim, Stoczku Warmińskim i Prudniku Śląskim) etap
internowania Księdza Prymasa, który trwał do 28 października 1956 r. To
właśnie tutaj na modlitwie i z dala od zgiełku świata, dojrzewała
dziejowa misja Prymasa Tysiąclecia wobec Narodu i Kościoła w Polsce. Tu
powstały Jasnogórskie Śluby Narodu i Program Wielkiej Nowenny
przygotowujące Naród do obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski w r. 1966.
Myślenie historyczne z upływem następnych minut spędzonych już w autokarze zmieniało się bardziej na to z dziedzin kulinarnych. Po powrocie nie było czasu na prysznic, gdyż obiad już czekał. Po posiłku, cały Iwonicz kusił dancingami, które istotnie bardzo zachęcały do zabawy. Ja postanowiłem się wyłamać i poznać lepiej to uzdrowisko. Skorzystałem z jednej z licznych ścieżek spacerowych....
Wybór nieprzypadkowo padł na Żabią Górę. To właśnie z niej rozciągają się jedne z najpiękniejszych widoków na całą okolicę. Była dopiero godzina 18:50, tak więc przyspieszyłem kroku aby zdążyć na zachód słońca. W międzyczasie minąłem kolejnych kilka sanatoriów, a także zobaczyłem rowerową trasę, która przypominała te ze Skrzycznego. Strome zjazdy, hopy i hopki, a także skocznie. Coś idealnego dla miłośników szaleńczej jazdy.
Dobrze oznakowanym szlakiem doszedłem na szczyt po prawie 35
minutach, mimo tego, iż znaki podają jedną godzinę. Odczułem na własnej
skórze, zimne podmuchy wiatru. Za słabo się ubrałem na ten spacer. Mimo
trudności, starałem się skupić na panoramie, a było na co popatrzeć. W
dole wieś Lubatowa, nad nią góra Cergowa, w oddalonej dolinie sporych
rozmiarów Dukla, jeszcze dalej wzgórza Magurskiego Parku Narodowego, a
gdzieś z boczku wiatraki. Przez chmury przebijały się tylko pojedyncze
promienie co dało bardzo urokliwy efekt. Niebo przybrało odcieni
żółto-pomarańczowych.
Postanowiłem nie wracać tą samą drogą toteż zeszedłem do drogi
prowadzącej z Iwonicza do Lubatowej. Teraz droga była już prosta.
Uzdrowisko dało się poznać także od strony sportowej. Zobaczyłem m.in.
wielofunkcyjne boisko do piłki nożnej oraz koszykówki.
Idąc deptakiem było już ciemno, a lampy rozświetlały serce Iwonicza-Zdroju. Romantycznie to wyglądało. Co ciekawe, przy głównym deptaku znajduje się nawet kino „Wczasowicz”. Dzień bardzo się udał, a sam wieczór zakończył się obejrzeniem magazynu „Szybka Piłka”. Zwycięstwo Wisły Kraków doskonale ukoiło do snu.
Do końca wyjazdu pozostał już tylko jeden dzień, w którym atrakcji i widoków ponownie nie brakowało. Szerzej o tym pod linkiem --> Beskid Niski (Wzgórza Rymanowskie)
Następnie podejście upłynęło pod znakiem szukania przez całą grupę ślubnej obrączki, którą zgubił jeden z uczestników. Dodam tylko, że cała operacja została zakończona sukcesem.
Kolejnym osiągniętym przez nas wzniesieniem był Kamień charakteryzujący się kilkoma naprawdę ogromnymi głazami. Najbliższa okolica była zalesiona, toteż bardzo przyjemnie było po następnych paru kilometrach wyjść na otwartą przestrzeń. Szlak prowadził znów skoszonymi łąkami, które miały w sobie coś magicznego, co sprawia, że chcę tam wrócić. Polne dróżki doprowadziły nas do Wahalowskiego Wierchu, którego najbardziej charakterystycznym punktem jest szatańska wysokość. Nie przeszkadzało to jednak w niczym, by cieszyć się pięknymi widokami.
Teraz pozostawało już tylko zejście do Komańczy, które upłynęło pod znakiem błota. Ogólnie rzecz biorąc szerokie, masywne i niskie pagórki Beskidu Niskiego to w niemałej części tereny podmokłe. Na całej trasie było kilka istnie błotnistych momentów, które opóźniły znacznie naszą wędrówkę.
Schronisko PTTK Komańcza |
Myślenie historyczne z upływem następnych minut spędzonych już w autokarze zmieniało się bardziej na to z dziedzin kulinarnych. Po powrocie nie było czasu na prysznic, gdyż obiad już czekał. Po posiłku, cały Iwonicz kusił dancingami, które istotnie bardzo zachęcały do zabawy. Ja postanowiłem się wyłamać i poznać lepiej to uzdrowisko. Skorzystałem z jednej z licznych ścieżek spacerowych....
Miejsce: Iwonicz-Zdrój
Cel: Poznanie okolic uzdrowiska
Trasa: Trzy Lilie – główny deptak Żabia Góra (549 m) – droga asfaltowa Iwonicz-Zdrój - Lubatowa – główny deptak – Trzy Lilie
Wybór nieprzypadkowo padł na Żabią Górę. To właśnie z niej rozciągają się jedne z najpiękniejszych widoków na całą okolicę. Była dopiero godzina 18:50, tak więc przyspieszyłem kroku aby zdążyć na zachód słońca. W międzyczasie minąłem kolejnych kilka sanatoriów, a także zobaczyłem rowerową trasę, która przypominała te ze Skrzycznego. Strome zjazdy, hopy i hopki, a także skocznie. Coś idealnego dla miłośników szaleńczej jazdy.
1-4) widoki z Żabiej Góry |
Idąc deptakiem było już ciemno, a lampy rozświetlały serce Iwonicza-Zdroju. Romantycznie to wyglądało. Co ciekawe, przy głównym deptaku znajduje się nawet kino „Wczasowicz”. Dzień bardzo się udał, a sam wieczór zakończył się obejrzeniem magazynu „Szybka Piłka”. Zwycięstwo Wisły Kraków doskonale ukoiło do snu.
Do końca wyjazdu pozostał już tylko jeden dzień, w którym atrakcji i widoków ponownie nie brakowało. Szerzej o tym pod linkiem --> Beskid Niski (Wzgórza Rymanowskie)
Beskid Niski jest mi mało znany. Do tej pory miałem okazję wędrować nim podczas GSB, wydawało mi się jednak, że to najdziksze góry w Polsce.
OdpowiedzUsuńPolska to bardzo piekny kraj. mamy tu wiele ciekawych zabytków i miejsc, które warto zobaczyć. Góry, lasy i morze, każdy może wybrać to na co ma ochotę.
OdpowiedzUsuń