28 lutego 2009

Góry Choczańskie (Wielki Chocz)

Trasa: Valaská Dubová   Pośrednia Polana  Veľký Choč (1608 m) - powrót tą samą trasą

Pogoda: Na zboczach bajeczna, na szczycie fatalna

Widoczność: jak wyżej


Pod koniec ferii zimowych wybraliśmy się na "świętą górę Słowaków" - Wielki Chocz (1608 m), który góruje nad stolicą Dolnej Orawy - Dolným Kubínem. 

Ciekawostką jest to, iż słowackie Ministerstwo Kultury i Nauki odznacza pamiątkowym medalem, tych którzy w ciągu roku wejdą 100 razy na Wielki Chocz i przy okazji udokumentują te wejścia. 

Wędrówkę zaczęliśmy w miejscowości Valaská Dubová (Wołoska Dębowa), na zachodnim skraju Gór Choczańskich. Ciekawym obiektem tutaj jest Janosikowa Karczma. Według tradycji to tu został schwytany w 1713 r. słynny zbójnik Janosik, co przypomina okolicznościowy napis na fasadzie - tak naprawdę jest to jednak tylko legenda a Janosika złapano w Liptowskim Mikulaszu.


Ruszyliśmy w górę. Niebo było zachmurzone, a śniegu po pas. Po półtorej godzinie drogi dotarliśmy na Pośrednią Polanę (1255 m), na której to po raz pierwszy zaświeciło dla nas Słońce. Niestety z drugiej strony nasz cel był ukryty w chmurach ale i tak było to niesamowite uczucie. Na Polanie znajduje się Hotel Choč, w jego wnętrzu mogliśmy znaleźć łóżko, słoiki gorczycy, krem nivea, piersiówkę oraz dziurę w dachu (aby można było nocą podziwiać gwiazdy). ;)

"Hotel" Choč 
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej. Jak widać po poniższych zdjęciach krajobraz był niesamowity, uwagę przykuwają zwłaszcza oszronione i okryte białym puchem drzewa. Śniegu był coraz więcej a końca drogi nie było widać. Mogliśmy się cieszyć widokami dopóki nie wkroczyliśmy w wielką chmurę okrywającą szczyt.

1-4) malownicze podejście na Wielki Chocz 
Wtedy zaczęło silnie wiać, a płatki śniegu wręcz „biły” po twarzy. Widoczność spadła do kilku metrów i zrobiło się naprawdę zimno. Drogę urozmaicały nam również oszronione łańcuchy, a wyprawa stała się nadzwyczaj ekstremalna. Trudności sprawiało zwłaszcza poruszenie się stromym trawersem, podczas którego nogi zapadały się w głęboki śnieg. Po wielu trudach dotarliśmy na szczyt, w którym jak widać na zdjęciach, jeden fałszywy krok mógł się zakończyć tragicznie. Za tymi zwisami śniegu czaiła się kilkunastometrowa przepaść…


1-4) podejście w ekstremalnych warunkach
5-7) okolice szczytu
Naturalnie nic nie było widać, jednak uważam że i tak warto opisać wspaniałą panoramę jako rozpościera się z Wielkiego Chocza. 

Wyobraźmy sobie wspaniały łańcuch górski - Tatry, obok których znajduje się Liptów (takie słowackie Podhale), za tym równinnym obniżeniem wyrastają nam Niżne Tatry. Dalej obracamy się w bok i widzimy kolejne wspaniałe łańcuchy górskie – Dużą i Małą Fatrę. Potem w dole Dolný Kubín i całą Orawę, a w tle polskie Beskidy – zwłaszcza Pilsko i Babią Górę. No i naszą panoramę znów kończymy na naszych cudownych Tatrach.


Wspaniałe widoki z pewnością są warte trudom, jakie należy wykonać by dostać się na Wielki Chocz. 

Wróciliśmy tą samą trasą, a gdy wyszliśmy już z tej okropnej chmury, Słońce powitało nas gorącym uśmiechem. Otworzyły się widoki na Niżne Tatry, Małą i Dużą Fatrę, których szczyty i tak były ukryte w chmurach.


Schodzenie z Wielkiego Chocza było bardzo przyjemne, wszyscy wręcz zbiegali ze szczytu, śniegu było tak dużo iż w całości przykrywał on warstwę lodu. Oczywiście niektórzy i tak się wywrócili (np. ja). ;) Natomiast zdecydowanie najlepszy był jak to określił nasz przewodnik „dupozjazd” – czyli po prostu zjazd na tyłku po stromym zboczu góry. Prawie jak powtórka sprzed dwóch tygodni!


Po sześciu godzinach wędrówki dotarliśmy do Janosikowej Karczmy by trochę się „pokrzepić” ;). 

Mimo kapryśnej pogody, wyprawę uważam za bardzo udaną! I z pewnością niedługo wrócę na Wielki Chocz, bo każdy miłośnik gór musi zobaczyć te niesamowite widoki rozpościerające się ze szczytu. Polecam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)