Wakacje rozpocząłem cudownie. Później jednak coś się zacięło, w Tatry zawitała zima i ponad kilkunastocentymetrowa warstwa śniegu. W pewnej chwili zastanawiałem się czy kolejna nasza klubowa wyprawa dojdzie do skutku. Na całe szczęście ocieplenie przyszło w samą porę.
Miejsce: Tatry Wysokie
Cel: Kościelec (2155 m n.p.m.)
Trasa: Zakopane Kuźnice Boczań Skupniów Upłaz Przełęcz Między Kopami Hala Gąsienicowa Czarny Staw Gąsienicowy przełęcz Karb Kościelec przełęcz Karb Zielony Staw Gąsienicowy Dwoiśniak Hala Gąsienicowa (Schronisko Murowaniec) Przełęcz Między Kopami Dolina Jaworzynka Zakopane Kuźnice
Pogoda: wakacyjna
Widoczność: dobra
Tak sobie myślę od czego zacząć. Najwcześniejsze wydarzenie, do którego sięga moja pamięć, lokalizuję sobie między Kuźnicami a Skupniów Upłazem. Z mojego punktu widzenia nie byle jakie wydarzenie. Otóż dawno nie pędziłem tak szybko. A wszystko dzięki uroczej nastolatce, która ma takie chody jakich ja nigdy chyba nie miałem.
Ogólnie rzecz biorąc to muszę wyrazić zadowolenie, że do naszego klubu nie wkraczają tylko pojedyncze osoby, lecz nawet i całe rodziny. Dzięki temu, że rodzice są bardzo aktywni, młodsza młodzież może poznawać piękno gór już od najmłodszych lat. Sama raczej nigdy by tego nie zrobiła. Można powiedzieć, że byłem takim dziwnym wyjątkiem, bo kto w wieku 13 lat wyruszyłby na podbój Sławkowskiego Szczytu (2452 m) w grupie zupełnie obcych osób...
Wróćmy jednak do trasy, na której dzięki dobremu tempu, zaoszczędzić mogłem trochę czasu. Nie zbaczałem nawet do schroniska, lecz od razu poszedłem nad Czarny Staw Gąsienicowy. Tam zazwyczaj panuje mniejszy tłok, a zatem jest to o wiele lepsze miejsce na odpoczynek. Tam mogłem przejść do następnych refleksji.
Kościelec, dnia 29 czerwca 2010 r. - to niesamowite, minął już ponad rok od naszego I Tatrzańskiego Rajdu Piechurków (nazwa AD 2011). Pamiętam dokładnie jak szukałem na mapie odpowiedniego miejsca na tenże rajd. Kościelec wybrałem, bo na nim nigdy nie byłem, a ponadto jest to idealna góra do zrobienia w jeden dzień. Na szczycie otoczyły nas chmurki, które sięgały średnio od 2200 metra n.p.m. wzwyż. Widoki były zatem ograniczone. Miałem nawet wątpliwości czy się zapisywać, jednakże postanowiłem to uczynić. Liczyłem na 100% widoków z Kościelca. Udało się...!
Zanim jednak do tego doszło, musiałem mordować się z przełęczą Karb. W nogach czułem skutki wczorajszej wyprawy rowerowej. W sumie to podejście wyglądało tak jak przed rokiem. Kilkanaście kroków, postój, kilkanaście kroków, postój i tak w kółko.
Kościelec był też w sferze moich ambicji. Przed rokiem dwie pomocne ręki, w dwóch najbardziej newralgicznych punktach pomogły mi osiągnąć wierzchołek. Teraz chciałem go zdobyć wyłącznie sam. Udało się...!
Podchodziłem bez pośpiechu rozkoszując się wyzwaniem jaki po raz kolejny rzucił mi Kościelec. Przy kominie przepuściłem ludzi w obu kierunkach tak aby nie czuć żadnego oddechu na plecach. Zaczynam wspinaczkę z użyciem rąk. Patrzę gdzie postawić stopę, a po chwili komin był już za mną. Cudownie.
Z kolei tuż pod szczytem: rok temu napisałem, że była to wybrzuszona skała, teraz z kolei o ile przez te kilka miesięcy zmysły mnie nie opuściły, to wydaję mi się, że była ona bardziej wklęsła. W każdym razie nie ma tam gdzie nogi postawić i konieczne wydaje się podciąganie na rękach. Kto tam był to wie o co chodzi.
Panował tam niemały tłok. W trakcie czekania zacząłem zastanawiać się nad jaką alternatywą. Obok widniała pionowa skała, na której było miejsce, gdzie można była postawić stopę. Błąd. Tak naprawdę to czubek palców. Rozwiązanie niebezpieczne ale w miarę wykonalne. Podnoszę wysoko nogę i układam końce palców. Staram się jak najmocniej przyciskać but do skały. Następnie następuje wybicie, abym mógł złapać się rękami końca tej pionowej ściany. Gdyby but się ześlizgnął to byłoby nieciekawie. Na szczęście wszystko przebiegło bez problemu.
Po następnych kilku minutach mogłem już świętować powrót na Kościelec. Znalazłem sobie skałę, na której usiadłem. Jest to mały wierzchołek, a ludzi chętnych do jego zdobycia było całkiem sporo. Spędziłem tam ponad godzinę rozkoszując się spełnionym marzeniem. Żadna grań nie była zakryta chmurami. Orla Perć i Świnica widziane pełną gębą. Na lewo zaś od Koziego, Rysy i Wysoka. Pozostawało mi się rozkoszować i radować. Kumulowało się we mnie całe szczęście...
A teraz taka oto opowieść. Co się stanie gdy na Kościelcu złapie Cię skurcz uda? Marny Twój los jeśli jesteś sam i nie wiesz co zrobić, marny Twój los jeśli nie jesteś sam, jednak ludzie wokół Ciebie i tak nie wiedzą co zrobić, marny Twój też jest los jeśli tuż obok znajduje się aspirująca pielęgniarka po kursie masażu. A wszystko przez ten potworny ból. Skurcz sam tak łatwo nie zejdzie, a z nim z Kościelca schodzić się oczywiście nie da.
Taką sytuację spotkała jedna z uczestniczek wyprawy. Los sprawił, że inną uczestniczką była też osoba po kursie masażu. Nie było to zwykłe gładzenie, lecz mocne uciskanie i ogólnie tarmoszenie feralnego mięśnia. Nie chcę sobie wyobrażać tego bólu, jaki się przeżywa podczas tego zabiegu. W każdym razie krzyków usłyszałem mnóstwo, a oprócz tego żarcik, że chyba nawet w sypialni z mężem, kobiety tak głośno nie krzyczą. Intensywny masaż był oczywiście konieczny, bo tylko wtedy skurcz mógł w miarę szybko ustąpić. Dodam tylko, że uczestniczka wytrwale i odważnie dotarła do końca trasy. I pozostaje tylko z niedowierzaniem przeklnąć, że za tak trudne i wymagające zejście z Kościelca na przełęcz Karb jest zaledwie 1 pkt GOT!
Po Karbie nastąpiła przygoda z jeziorkami i pstrągami. Mnóstwo ich tam było. Słoneczko świeciło, a zatem miło było przysiąść tuż nad wodą. Cały czas otaczały nas majestatyczne widoki.
Z kolei w schronisku poczułem ogromny głód. Miałem taką ogromną ochotę na pierogi. 15 zł jednak mnie odstraszyło..
Tym smutnym kulinarnym akcentem proponuję zakończyć wpis.
Miejsce: Tatry Wysokie
Cel: Kościelec (2155 m n.p.m.)
Trasa: Zakopane Kuźnice Boczań Skupniów Upłaz Przełęcz Między Kopami Hala Gąsienicowa Czarny Staw Gąsienicowy przełęcz Karb Kościelec przełęcz Karb Zielony Staw Gąsienicowy Dwoiśniak Hala Gąsienicowa (Schronisko Murowaniec) Przełęcz Między Kopami Dolina Jaworzynka Zakopane Kuźnice
Pogoda: wakacyjna
Widoczność: dobra
Tak sobie myślę od czego zacząć. Najwcześniejsze wydarzenie, do którego sięga moja pamięć, lokalizuję sobie między Kuźnicami a Skupniów Upłazem. Z mojego punktu widzenia nie byle jakie wydarzenie. Otóż dawno nie pędziłem tak szybko. A wszystko dzięki uroczej nastolatce, która ma takie chody jakich ja nigdy chyba nie miałem.
Ogólnie rzecz biorąc to muszę wyrazić zadowolenie, że do naszego klubu nie wkraczają tylko pojedyncze osoby, lecz nawet i całe rodziny. Dzięki temu, że rodzice są bardzo aktywni, młodsza młodzież może poznawać piękno gór już od najmłodszych lat. Sama raczej nigdy by tego nie zrobiła. Można powiedzieć, że byłem takim dziwnym wyjątkiem, bo kto w wieku 13 lat wyruszyłby na podbój Sławkowskiego Szczytu (2452 m) w grupie zupełnie obcych osób...
2) Wielka Królowa Kopa, 4-5) otoczenie Doliny Gąsienicowej
Wróćmy jednak do trasy, na której dzięki dobremu tempu, zaoszczędzić mogłem trochę czasu. Nie zbaczałem nawet do schroniska, lecz od razu poszedłem nad Czarny Staw Gąsienicowy. Tam zazwyczaj panuje mniejszy tłok, a zatem jest to o wiele lepsze miejsce na odpoczynek. Tam mogłem przejść do następnych refleksji.
Kościelec, dnia 29 czerwca 2010 r. - to niesamowite, minął już ponad rok od naszego I Tatrzańskiego Rajdu Piechurków (nazwa AD 2011). Pamiętam dokładnie jak szukałem na mapie odpowiedniego miejsca na tenże rajd. Kościelec wybrałem, bo na nim nigdy nie byłem, a ponadto jest to idealna góra do zrobienia w jeden dzień. Na szczycie otoczyły nas chmurki, które sięgały średnio od 2200 metra n.p.m. wzwyż. Widoki były zatem ograniczone. Miałem nawet wątpliwości czy się zapisywać, jednakże postanowiłem to uczynić. Liczyłem na 100% widoków z Kościelca. Udało się...!
1-6) Czarny Staw Gąsienicowy i jego otoczenie
Zanim jednak do tego doszło, musiałem mordować się z przełęczą Karb. W nogach czułem skutki wczorajszej wyprawy rowerowej. W sumie to podejście wyglądało tak jak przed rokiem. Kilkanaście kroków, postój, kilkanaście kroków, postój i tak w kółko.
1-2 i 4) Czarny Staw Gąsienicowy, 9) Giewont (1894 m), 11) Kościelec - finałowe podejście
Kościelec był też w sferze moich ambicji. Przed rokiem dwie pomocne ręki, w dwóch najbardziej newralgicznych punktach pomogły mi osiągnąć wierzchołek. Teraz chciałem go zdobyć wyłącznie sam. Udało się...!
Podchodziłem bez pośpiechu rozkoszując się wyzwaniem jaki po raz kolejny rzucił mi Kościelec. Przy kominie przepuściłem ludzi w obu kierunkach tak aby nie czuć żadnego oddechu na plecach. Zaczynam wspinaczkę z użyciem rąk. Patrzę gdzie postawić stopę, a po chwili komin był już za mną. Cudownie.
1-2) Stawy Gąsienicowe, 3) Mały Kościelec, 4) podejście na Kościelec, 5) widok z podejścia
Z kolei tuż pod szczytem: rok temu napisałem, że była to wybrzuszona skała, teraz z kolei o ile przez te kilka miesięcy zmysły mnie nie opuściły, to wydaję mi się, że była ona bardziej wklęsła. W każdym razie nie ma tam gdzie nogi postawić i konieczne wydaje się podciąganie na rękach. Kto tam był to wie o co chodzi.
Panował tam niemały tłok. W trakcie czekania zacząłem zastanawiać się nad jaką alternatywą. Obok widniała pionowa skała, na której było miejsce, gdzie można była postawić stopę. Błąd. Tak naprawdę to czubek palców. Rozwiązanie niebezpieczne ale w miarę wykonalne. Podnoszę wysoko nogę i układam końce palców. Staram się jak najmocniej przyciskać but do skały. Następnie następuje wybicie, abym mógł złapać się rękami końca tej pionowej ściany. Gdyby but się ześlizgnął to byłoby nieciekawie. Na szczęście wszystko przebiegło bez problemu.
Po następnych kilku minutach mogłem już świętować powrót na Kościelec. Znalazłem sobie skałę, na której usiadłem. Jest to mały wierzchołek, a ludzi chętnych do jego zdobycia było całkiem sporo. Spędziłem tam ponad godzinę rozkoszując się spełnionym marzeniem. Żadna grań nie była zakryta chmurami. Orla Perć i Świnica widziane pełną gębą. Na lewo zaś od Koziego, Rysy i Wysoka. Pozostawało mi się rozkoszować i radować. Kumulowało się we mnie całe szczęście...
1-9) widoki ze szczytu Kościelca; 1) Świnica (2301 m), 7) Zmarzły Staw Gąsienicowy
A teraz taka oto opowieść. Co się stanie gdy na Kościelcu złapie Cię skurcz uda? Marny Twój los jeśli jesteś sam i nie wiesz co zrobić, marny Twój los jeśli nie jesteś sam, jednak ludzie wokół Ciebie i tak nie wiedzą co zrobić, marny Twój też jest los jeśli tuż obok znajduje się aspirująca pielęgniarka po kursie masażu. A wszystko przez ten potworny ból. Skurcz sam tak łatwo nie zejdzie, a z nim z Kościelca schodzić się oczywiście nie da.
Taką sytuację spotkała jedna z uczestniczek wyprawy. Los sprawił, że inną uczestniczką była też osoba po kursie masażu. Nie było to zwykłe gładzenie, lecz mocne uciskanie i ogólnie tarmoszenie feralnego mięśnia. Nie chcę sobie wyobrażać tego bólu, jaki się przeżywa podczas tego zabiegu. W każdym razie krzyków usłyszałem mnóstwo, a oprócz tego żarcik, że chyba nawet w sypialni z mężem, kobiety tak głośno nie krzyczą. Intensywny masaż był oczywiście konieczny, bo tylko wtedy skurcz mógł w miarę szybko ustąpić. Dodam tylko, że uczestniczka wytrwale i odważnie dotarła do końca trasy. I pozostaje tylko z niedowierzaniem przeklnąć, że za tak trudne i wymagające zejście z Kościelca na przełęcz Karb jest zaledwie 1 pkt GOT!
Po Karbie nastąpiła przygoda z jeziorkami i pstrągami. Mnóstwo ich tam było. Słoneczko świeciło, a zatem miło było przysiąść tuż nad wodą. Cały czas otaczały nas majestatyczne widoki.
Z kolei w schronisku poczułem ogromny głód. Miałem taką ogromną ochotę na pierogi. 15 zł jednak mnie odstraszyło..
Tym smutnym kulinarnym akcentem proponuję zakończyć wpis.
kurczę, fajnie. Ja szukam czegoś na październik, koniec października i myślę właśnie o Kościelcu... Ale trochę mnie przeraża :) silagor.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKościelec rzeczywiście już samym wyglądem potrafi przerazić! Sam nie mogłem uwierzyć jak to możliwe, że wdrapywałem się po tak ostrej piramidzie. Trzymam za Ciebie kciuki!
OdpowiedzUsuń