27 lipca 2008

Beskid Makowski (Lubomir + Łysina + Kudłacze)

Dzisiejsza wycieczka niech będzie dowodem na to, że nie trzeba wstawać w środku nocy by spędzić przepiękny dzień w górskim plenerze. Nawet jeśli jesteśmy klasycznymi śpiochami, istnieje sposób by połączyć poranek spędzony w cieplutkim łóżku wraz z popołudniem na beskidzkim szlaku. Wystarczy bowiem dostrzec, że od centrum Krakowa do pierwszych poważniejszych wzniesień dzieli nas mniej niż godzina drogi... Wyspani? No to jedziemy! 

Pasmo: Beskid Wyspowy/Makowski (sprawa dyskusyjna)

Cel: Celebrowanie wakacji w Beskidach

TrasaLubień Kamionka (620 m)  Przełęcz Weska (734 m)  Patryja (763 m) grzbiet Łysiny Lubomir (904 m) Łysina (891 m) Schronisko PTTK na Kudłaczach (731 m)  Przełęcz Granice (575 m) Poręba

Długość trasy: 19,3 km

Pogoda: wakacyjna

Widoczność: dobra

Późny wyjazd z Krakowa nie był do końca moim celowym zamierzeniem. Szczerze mówiąc, zmusiła mnie do tego główna atrakcja dzisiejszej wędrówki. Otóż na wierzchołku Lubomira znajduje się obserwatorium astronomiczne, które raz na jakiś czas jest udostępnione do zwiedzania. Specjalnie więc wybrałem niedzielę na realizację wycieczki co by zaspokoić swą ciekawość i odkryć rarytasy, które skrywa w sobie ta słynna placówka naukowa. Astronomią się niezbyt interesuję aczkolwiek zawsze uwielbiam posłuchać ludzi z pasją i to niezależnie od tego czy współgra ona z moimi zainteresowaniami. 

Logistycznie, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Mapa kupiona, trasa opracowana, dojazd sprawdzony. Pozostało tylko sprawdzić godziny wejścia do obserwatorium. Tutaj przeżyłem małe zaskoczenie, bowiem okazało się, że pierwsze jest dopiero o godzinie 14:00. Uznałem więc, że nie ma sensu jechać o świcie, bowiem wiązałoby się to z długim oczekiwaniem na szczycie. Po spokojnym śniadaniu ruszyłem zatem na Dworzec Główny i wsiadłem w busa do Lubnia. Nie ukrywam, że wyjazd górski o godzinie 10:00 to dziwne uczucie. Pogoda jednak dopisywała, toteż szykował się niezmiernie ciepły i przyjemny dzionek. Po godzinie jazdy zameldowałem się w punkcie startu i od razu powitały mnie przeurocze krajobrazy. 

Raba
Warto odnotować, że z Lubnia szlaki wybiegają w trzech kierunkach. Możemy więc wybrać wariant czarny i zaatakować Szczebel (977 m) albo też obrać trasę za znakami żółtymi, które w kierunku zachodnim wyprowadzają na Zembalową (859 m), zaś w północno-wschodnim prowadzą ku grzbietowi Łysiny i Lubomira. Nie jest to oblegany szlak, toteż mogłem mieć pewność, że nawet w wakacyjną niedzielę nie zastanę na nim tłumów. Biorąc pod uwagę, że ledwie kilkadziesiąt kilometrów ode mnie znajduje się milionowa metropolia, mogłem być z tego faktu zadowolony. Cały dzień pośród beskidzkich łąk i lasów, właśnie dla takich chwil się żyje! 


Już początek szlaku zwiastuje obfitość górskiej ambrozji jaka na nas tu czeka. Po przekroczeniu Raby, droga szybko opuszcza zabudowania Lubnia, toteż cywilizację zostawiamy za sobą w dole. Po kilkunastu minutach marszu możemy cieszyć się już kwitnącą, pachnącą i prawdziwą zielenią. Z racji, że sporymi fragmentami szlak prowadzi skrajem łąk, mamy tu okazję podziwiać szereg widoków na Beskid Wyspowy, Makowski oraz Gorce. Niewątpliwie, pierwszym szczytem, który wpada oka jest tu Szczebel i to on w początkowej fazie podejścia, spijał całe zainteresowanie płynące z mego aparatu. 

Szczebel (977 m)

Zielona magia! Czy czujecie czystą energię płynącą z tych krajobrazów? Po takim szlaku aż chce się wędrować! Co chwila więc przystawałem i zapełniałem aparat kolejnymi ujęciami. Co więcej, ten wariant wejścia na Lubomir jest godny polecenia zarówno dla rodzin z dziećmi jak również dla mniej wprawnych turystów. Otóż odcinek od Lubnia do głównego grzbietu to nieco ponad 10 km, toteż pokonane przewyższenie rozkłada się dość równomiernie. W efekcie, nie napotkamy tutaj stromizn znanych chociażby z niektórych "piramid" Beskidu Wyspowego. Pozostaje więc łykać kolejne kilometry i cieszyć się soczystymi widokami.

widok na Lubogoszcz (967 m)
na ostatnim planie: długi wał Gorców
Pamiętacie jak na początku naszej wędrówki pierwsze skrzypce grał nomen omen strzelisty Szczebel? Podczas podejścia ku Lubomirowi, w kolejnych fazach podejścia prym wiodły inne wierzchołki. W pewnej chwili jak na tacy wyłożyła się bowiem trapezowata Lubogoszcz. Później natomiast dojrzałem charakterystyczne wzniesienie z dwoma paskami jasnej zieleni. Okazało się, że była to Śnieżnica ze stokiem narciarskim. Zimą zatem, po cieńszym pasku narciarze wjeżdżają wyciągiem zaś po szerszym szusują radośnie ciesząc się białym szaleństwem. To jednak nie był koniec. Na prawo zaczął się bowiem prężyć Ćwilin, który wysokością przebija Śnieżnicę o kilkadziesiąt metrów. Można więc uznać, że na żółtym szlaku mamy do czynienia z pokazem mody. Pozostaje zatem zapytać, która beskidzka kandydatka skradła więc wasze serce? I rozmyślając tak na odpowiedzią, dochodzi się do Małego Szlaku Beskidzkiego, który prowadzi przez Łysinę i Lubomir. 

po lewej Śnieżnica (1006 m), po prawej Ćwilin (1072 m)


Na rozdrożu możemy zatem iść w lewo - bezpośrednio - ku schronisku na Kudłaczom. Byłaby to jednak istna potwarz dla Lubomira, który zalicza się do Korony Gór Polski jako najwyższy wierzchołek Beskidu Makowskiego. Z punktu widzenia naukowego, obszar ten jest tak naprawdę Beskidem Wyspowym. Czy jest więc racjonalne wyjście z takiej sytuacji? Najlepiej używać określenia Beskid Myślenicki. Tutaj już nikt nie zarzuci nam nieprawdy.

Abstrahując od przynależności geograficznej Lubomira, warto poświęcić czas ażeby się na niego wdrapać. Przekroczenie bariery 900 m n.p.m. kusi, obserwatorium astronomiczne również. Przy odrobinie szczęścia znajdzie się jednak jeszcze jeden powód, który czyni ten szczyt niezmiernie atrakcyjnym.


Otóż na stromo opadającym stoku pod szczytem znajduje się polana, która czasem zamienia się w pas startowy dla paralotniarzy. Polana ta jest widoczna ze szlaku i prowadzi tamże wyraźna ścieżka. Często turyści zatrzymują się w tym miejscu i to nie przez wzgląd na paralotniarzy. Po prostu miejsce to zapewnia urokliwe widoki w kierunku północno-wschodnim. Warto bowiem dodać, że sam wierzchołek Lubomira jest zalesiony i pejzaży stamtąd nie uświadczymy. Przystanąłem więc aby podziwiać podniebne figle. Nie ukrywam, że moja marzycielska dusza intensywnie wtedy pracowała. Jakże cudownie byłoby móc doświadczyć lotu w tak cudownych okolicznościach przyrody. 

Tymczasem czas naglił. Szkoda byłoby przegapić wejście do obserwatorium. Na szczycie zjawiłem się zatem kilka minut przed czasem by móc choć przez chwilę celebrować zdobycie najwyższego wzniesienia Beskidu Makowskiego. Następnie, drzwi się otwarły i rozpocząłem kosmiczną podróż, która trwała około 30-40 minut. Oprócz mnie było tylko kilka osób, toteż grupa okazała się dość kameralna. Obserwatorium cały czas zaprasza chętnych, toteż przy okazji wolnego weekendu nie zwlekajcie tylko ruszajcie w Beskid Myślenicki! 

Obserwatorium astronomiczne na Lubomirze (904 m)
Przed godziną 15:00 rozpocząłem marsz ku Łysinie i Kudłaczom. Z racji na długi, lipcowy dzień, nie musiałem martwić się nadchodzącym zmrokiem. W takiej sytuacji mogłem więc zrobić tylko jedno, a mianowicie powrócić na polanę licząc, że paralotniarze wciąż będą tam obecni. W swoim archiwum odnalazłem nawet filmik ze startu kilkorga z nich. Doprawdy niesamowicie to wygląda. Wystarczy krótki rozbieg, kilka dosłownie kroków by oderwać się od ziemi. Naprawdę długie minuty mijały mi na wpatrywaniu się w niebo, po którym płynęły kolorowe punkciki.

Widok z polany w kierunku Krakowa
Tak bardzo zachwycam się paralotniarzami, że byłbym zapomniał opisać widoków rozpościerających się z polany. Jest do doskonały punkt obserwacyjny na królewskie miasto Kraków. Oczywiście trzeba mieć tylko szczęście i trafić na dzień, w którym nad stolicą Małopolski nie będzie rozciągała się smogowa czapa. Dziś jednak podmuchy wiatry chwilami były dość znaczne - co tłumaczy obecność paralotniarzy - toteż wpatrując się głęboko, mogłem dostrzec charakterystyczne krakowskie budynki. Ponadto mamy tu doskonały przegląd północnych rubieży Beskidu Wyspowego. 

Od Lubomira do schroniska na Kudłaczach jest tylko 3,5 km, toteż niecała godzina spokojnego marszu wystarczy aby móc delektować się bufetowymi przysmakami oraz dalekimi widokami. Nim jednak dostąpiłem tej przyjemności, minąłem szczyt Łysiny. Ta jednak do łysy gór nie należy, toteż tak jak na Lubomirze - nie zaniemówimy tutaj z wrażenia. Jak dobrze, że miałem dobrą mapę, toteż już od rana wiedziałem, że nie mam się w tym miejscu na co nastawiać. 

schemat okolicznych szlaków, geograficzna północ znajduje się na dole
współrzędne geograficzne schroniska PTTK na Kudłaczach
Łysina jednak turysty tak całkiem obojętnego nie pozostawia. Co prawda nie staniemy tutaj przed niewyobrażalnymi pejzażami, staniemy jednak przed... wyborem dalszego szlaku. Otóż do wyboru mamy wariant czarny oraz czerwony. Oba doprowadzają do schroniska w mniej niż pół godziny. Dziś wybrałem bardziej popularny szlak czerwony, który biegnie cały czas grzbietem. Uznałem, że przy następnej okazji zakosztuję czarnych znaków. Tak oto dotarłem po raz pierwszy w swym życiu na Kudłacze. Miejsce to mnie zdziwiło i zachwyciło. Zdziwiło ogromną ilością ludzi, której od rana na szlaku nie uświadczyłem. Zachwyciło za to widokami aż po Beskid Żywiecki! 

widok z Kudłaczy w kierunku Beskidu Żywieckiego
Kto więc raz odwiedzi schronisko na Kudłaczach ten będzie wracał tu wielokrotnie. W praktyce niemal pod samo schronisko można podjechać autem, toteż nie jest sytuacją dziwną to, że dziesiątki ludzi delektowało się słoneczną, wakacyjną niedzielą. Było zatem gwarno, a po całej polanie roznosił się zapach grillowanych kiełbasek. Biorąc pod uwagę piknikową atmosferę, postanowiłem udać się na bok, w poszukiwaniu jednocześnie jak najlepszych kadrów oraz odrobiny odosobnienia. 

po prawej na ostatnim planie - daleko na horyzoncie - ledwo widoczna Babia Góra, po lewej zaś - na bliższym planie pasmo Klimasa i Zembalowej
od strony Myślenic, do schroniska prowadzi szeroka i wygodna ścieżka
Kudłacze są więc zdecydowanie miejscem, w którym turysta może zapuścić korzenie na długie godziny. Choć beztroskie leżenie i opalanie się sprawiało mi ogromną przyjemność to jednak zegarek bez najmniejszej litości sugerował, że czas już schodzić. Na szczęście widoki nie kończą się wraz z opuszczeniem bezpośrednich okolic schroniska. Te, towarzyszyły mi jeszcze przez kolejne minuty schodzenia w kierunku węzła szlaków w pobliżu wzniesienia Działek (600 m). W ten oto sposób ustrzeliłem jeszcze kilka beskidzkich szczytów.  

po lewej piramida Szczebla (977 m), po prawej trapezowaty Luboń Wielki (1022 m)
masyw Kamienników, po prawej niewyraźny szczyt Kamiennika Północnego (785 m) zaś po lewej - Kamiennika Południowego (827 m)
Ostatnia historia, którą odnotuję przy okazji tej retrospekcji jest kompletnie niewarta odnotowywania. Po to jednak jest ten blog aby pisać o tym co cieszy jak również o tym co wręcz zawstydza, żenuje i co chciałbym schować głęboko w otchłanie niepamięci. Myślę jednak, że z perspektywy upływających lat będzie to dla mnie powód do śmiechu. Otóż od początku byłem skłonny zejść do miejscowości Poręba ażeby złapać busa do Myślenic. Nie wiem jednak w jaki sposób, ubzdurałem sobie, że od schroniska do Poręby prowadzi szlak zielony (zasadniczo to jest to prawda tylko, że drogą okrężną przez Kamienniki). Ja natomiast chciałem zejść najkrótszą możliwą trasą. Ruszyłem więc szlakiem czerwonym i po kilku minutach wpadłem w szok! Gdzie jest szlak zielony?! Co się stało? Czyżbym się zgubił?! Co więcej, zamiast wyjąć mapę i spokojnie rozeznać sprawę to zacząłem biec na złamanie karku będąc pewnym, że prawdopodobnie ktoś przemalował kolory szlaków. Odetchnąłem dopiero przy węźle szlaków, na którym natrafiłem na znaki zielone. Poczułem zatem niewyobrażalną ulgę tak jakbym wyszedł właśnie z największej życiowej opresji...

po prawej u góry, słabo widoczne Kudłacze, z tyłu po lewej - Łysina
zejście do Poręby z Kamiennikiem Północnym w tle
Jak się zatem okazało, nader szczęśliwym zrządzeniem losu zakończyłem wycieczkę. Trzeba przyznać, że okolica oczarowuje i zachęca do dalszej eksploracji. Łatwy dojazd, bliskość Krakowa, gęsta sieć szlaków oraz wiele miejsc widokowych - to tylko wybrane atuty. Gdy więc lubicie sobie dłużej pospać i do szczęścia wystarczy wam kilkugodzinny spacer w niewymagającym acz górskim terenie to Beskid Myślenicki jest z pewnością godny polecenia. 

Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)