7 marca 2010

Beskid Wyspowy (Jasień)

Miejsce: Beskid Wyspowy 

Cel: Jasień (1052 m n.p.m.)

Trasa: Lubomierz Polana Folwarczna Jasień Rzeki (przeł. Przysłop)

Długość trasy: 10-11 km

Aura: wspaniała zima

Widoczność: słaba

Po miesięcznej przerwie powróciłem w góry - pełne śniegu, piękna i przygód. Dziś na naszą grupę czekał Jasień. Jeden z wyższych szczytów Beskidu Wyspowego. A dlaczego Wyspowego? Otóż, wyobraźmy sobie jesienny, chłodny, a przede wszystkim mglisty poranek. Fruniemy helikopterem nad Beskidem Wyspowym. I co wtedy widzimy? Mnóstwo wysp wyłaniających się z morza mgieł. Tak więc istotą tej grupy górskiej jest to, że jego szczyty nie łączą się w pasma, lecz wznoszą się zupełnie osobno, tworząc "piramidy". Najlepiej widać to w praktyce. Ostre, strome i sztywne podejścia już nie jednemu dały się we znaki. Byłem ciekawy jak ta sprawa ma się zimą...

Wylądowaliśmy w Lubomierzu dosyć wcześnie. Właśnie wtedy okazało się, że będzie to moja pierwsza "niesłoneczna" wyprawa w tym roku. Gęsta mgła spowijała Jasień. Jego wierzchołek był dla mnie niewidoczny. Po chwili zaczął padać śnieg, a z każdą chwilą było go coraz więcej. Zima się rozhulała...

1-12) na szlaku z Lubomierza na Jasień
Już na samym początku trasy, czekały na nas nie lada atrakcje. Gęsto padający śnieg, zaśnieżone słupy i drzewa zupełnie uniemożliwiły nam poruszanie się szlakiem. Okazał się tak samo niewidoczny jak szczyt Jasienia.

Ogólnie rzecz biorąc poruszanie się szlakami beskidzkimi w okresie zimowym nie należy do tych najbezpieczniejszych. Jeżeli nie zna się terenu, a szlak jest nieprzetarty to w takich sytuacjach nawet najlepsza mapa nic nie pomoże. Gdy śnieg skutecznie maskuje szlak - turysta pozostaje bezradny.

Korzystając z licznej obecności przodowników beskidzkich nasza grupa poszła na tzw. "czuja" i już po kilkunastu minutach trafiliśmy na czarne znaki. Mniej więcej w połowie podejścia na trasie pojawiła się drewniana chatka. Schroniliśmy się w niej przed opadami śniegu rozpalając małe ognisko. Na początku więcej było dymu niż ognia, ale z czasem te proporcje zaczęły się odwracać. Od płomieni biło takie przyjemne ciepło. Korzystając z tej okazji prezes Hutniczego Oddziału PTTK rozdał wszystkim Paniom kwiaty z okazji zbliżającego się Dnia Kobiet.

Po wspólnej uroczystości ruszyliśmy dalej. Przez większość część wyprawy szedłem samotnie. Mogłem wtedy wpatrywać się w pięknie ośnieżone drzewa, a przede wszystkim wiele spraw przemyśleć. Ze względu na otaczającą mgłę szlak nie był jakoś bardzo interesujący. W sumie to nic w tym dziwnego - te okolice rzadko są odwiedzane przez turystów.


Tuż przed szczytem wydarzyło się coś niewiarygodnego - na chwilę wyjrzało Słońce. Niebieska plama na tle biało-szarych chmur była pięknym widokiem. Wtedy nagle śnieg zaczął się iskrzyć, a promienie słoneczne ogrzewały moją twarz. 


Szczyt Jasienia okazał się zalesiony. Za to idąc szlakiem nadal, po kilku minutach dociera się na uroczo położoną polankę otwierającą widoki na Gorce oraz najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego - Mogielicę. Szkoda, że nie było ich widać...


Dopiero przy zejściu niebo zaczęło się rozpogadzać. Zrobiło się całkiem przyjemnie. Powoli otwierały się widoczki, dostrzec można było m. in. stok narciarski w Lubomierzu. Pozostałe chwile wyprawy upłynęły zaś na cieszeniu się z prawdziwie zimowej aury i świeżego powietrza.


Na koniec zatrzymaliśmy się w knajpce przy lubomierskim stoku narciarskim. Usiadłem na ławce i patrzyłem na zjeżdżających narciarzy. Znów poczułem to uczucie, które towarzyszyło mi przy zejściu z Maciejowej. Hm... może kiedyś włożę te deski...

Po wejściu do knajpy ujrzałem na ścianie wielki telewizor. Ku mojemu zadowoleniu leciał akurat konkurs skoków narciarskich. Adaś znów wskoczył na podium!

1-5) stacja narciarska Lubomierz Ski
Po zakończonym konkursie w dobrych nastrojach wróciliśmy do Krakowa. Moje letnie buty jak zawsze bardzo przemokły. Przez całą drogą powrotną, czekałem już tylko na jedną chwilę. Zdjęcie butów okazało się wielką ulgą.

Ogólnie rzecz biorąc w końcu miałem to poczucie, że nie straciłem weekendu. W sobotę zostałem zaproszony przez znajomych na ściankę. Przyznam, że było to niesamowite uczucie. Wspinaczka niewątpliwie jest wspaniałym sportem. Chętnie wróciłbym na ściankę, z tym jednak zastrzeżeniem, że gór na pewno dla niej nie porzucę.

Nie mam pomysłu na zakończenie, więc korzystając z okazji, że kolega "Chelsea" ;) pożyczył mi swój zajefajny aparat, chciałbym mu serdecznie podziękować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)