17 listopada 2012

Brama Krakowska (Wzgórza Tynieckie)

Walory krajobrazowe oraz zabytkowe Tyńca tak bardzo nam się spodobały, że już po niespełna tygodniu powróciliśmy w te rejony, aby kontynuować spacer. Nie ukrywam, że skusiły nas do tego prognozy pogody obwieszczające bezchmurne i słoneczne niebo. Złota polska jesień w pełni, toteż aż szkoda by było jej nie wykorzystać! Z wielką radością w sercach, ruszyliśmy w sobotni poranek w kierunku Tyńca... 

Miejsce: zachodnie krańce Krakowa

Makroregion: Brama Krakowska

Cel: wędrówka Lasami Tynieckimi

Trasa: Tyniec Kamieniołom MPK  ul. Stępice  Guminek (293 m)  przez Lasy Tynieckie  ul. Bagienna  Ostra Góra (285 m)  Rezerwat Skołczanka  Duża Kowodrza (261 m)  ul. Toporczyków  Wielkanoc  ul. Zagórze  ul. Bolesława Śmiałego MPK

Długość spaceru: ok. 6,5 km

Pogoda: wredna

Widoczność: brak

Poprzednia część retrospekcji:  Opactwo Benedyktynów + Grodzisko 

Na miejscu - jak i w całym mieście - zastaliśmy kompletną mgłę. Początkowo, taka sytuacja nas lekko przeraziła, ponieważ zamiast prognozowanej temperatury, dostaliśmy od natury istną epokę lodowcową. W związku z tym, już na starcie uraczyliśmy się ciepłą herbatką wprost z buchającego parą termosu. Z drugiej strony, jesienne zamglenia nie są przecież niczym wyjątkowym. Nawet pogodynka wspominała, że do południa może utrzymywać się taki stan rzeczy. Licząc więc na szybką poprawę, ruszyliśmy szlakiem zielonym, aby jak najszybciej rozgrzać mięśnie.

1-2) w takich warunkach rozpoczęliśmy spacer
Powyższe obrazki przypominają bardziej kadry z filmów grozy bądź z reality show tyczących się przetrwania w bezludnym lesie. Swoją drogą, mogliśmy mieć takie odczucia, bowiem w tą aurę na przestrzeni kilku kilometrów nie spotkaliśmy żywej duszy. Nie mniej, spacerując we dwójkę, czuliśmy się bardzo bezpiecznie. Mogliśmy przeto zagłębić się w żywą dyskusję. Przy doborowym towarzystwie nawet tak mglisty dzień może być więc niezwykle udany.

szlak prowadził w przeważającej części po terenie leśnym
Gdy tylko spoglądaliśmy w górę, ponad koronami drzew nie znaleźliśmy nawet cienia szansy na rozpogodzenia. Pozostawało więc obserwowanie przeciwległego kierunku, bowiem tylko tam mogliśmy zastać oznaki jesieni. Ścieżkę pokrywały niezliczalne połacie listowia, toteż nasz spacer odbywał się pod znakiem charakterystycznego dźwięku szemrzących liści. Z radością, niczym małe dzieci, za pomocą zamaszystych wymachów kończyn dolnych, wprawialiśmy liście w powietrzny taniec.

inny ciekawy widoczek
Przez pierwszą część trasy, krajobraz był dość jednostajny. Szlak urozmaicały liczne tablice informacyjne, z których dowiedzieliśmy nieco więcej o terenach jakie wówczas poznawaliśmy. Ponadto, jedna z nich okraszona była nazwą "Ptasi budzik". Cóż się pod tym kryje? Jak powszechnie wiadomo, bodźcem budzenia się ptaków jest zazwyczaj świt. Istną ciekawostką jest jednak fakt, iż czas rozpoczęcia porannego śpiewania jest zazwyczaj utrwaloną cechą zależną od określonego stopnia rozwidnienia się. Ten specyficzny zegar przyrodniczy jest tak dokładny, że w pewnym przedziale czasowym poranka można dać się obudzić śpiewem wybranego gatunku ptaków. Oczywiście, wraz z postępującymi tygodniami wiosny oraz lata, trzeba odpowiednio skorygować ów czas, gdyż wiadomo, że zmianom ulega wtedy główny czynnik a więc moment wschodu Słońca.

ptasi budzik, zegar dotyczy sytuacji jaka obowiązuje w połowie maja tj. wtedy gdy pierwsze rozwidnienia następują o godz. 4:00 czasu letniego
Szkoda więc, że trafiliśmy na taką aurę wskutek której o ptasim śpiewie mogliśmy tylko pomarzyć.

Osobnej ekspozycji doczekały się również mrówki, które są niezwykle pożytecznymi istotami. Żywią się najczęściej owadami, stąd ich rola w lesie jest bardzo ważna m. in. w likwidowaniu gąsienic szkodników liściożernych. Wyobraźcie sobie, że typowe mrowisko niszczy ok. jednego miliona szkodników w sezonie zaś w czasie ich masowego pojawiania się (tzw. gradacji) nawet dziesięciokrotnie więcej! Stąd też mrówki nazywane są "policją lasu", spełniają rolę porządkującą usuwając padlinę oraz małe, chore osobniki różnych zwierząt.

1-2) właśnie tak wyglądała nasza wędrówka
Kolejny przystanek tyczący się ochrony fauny - wyjątkowo - zapamiętaliśmy nie ze względu na zawarte w planszy informacje lecz wskutek mojego nagłego paraliżu. Do dziś nie wiem co się stało, poczułem silny ból w okolicy pleców, toteż całe szczęście, że tuż obok usytuowana była drewniana ławeczka. Leżałem na niej kilka ładnych minut, gdyż tylko wtedy mogłem odetchnąć od cierpień. Następnie, spróbowałem unieść swój korpus. Początkowo samodzielnie co niestety nie zdało egzaminu, gdyż za każdym razem atak bólu był tak spory, że lądowałem na ławce niczym rażony piorunem. W konsekwencji, doszło do prześmiesznej i przesympatycznej sytuacji kiedy Justynka próbowała ze wszystkich sił pociągnąć mnie ku górze. Nie wiem ile to wszystko trwało aczkolwiek koniec końców ból mięśni grzbietu ustał i mogliśmy kontynuować wędrówkę.

miejsce akcji mej reanimacji 
Jak na złość, chwilkę później nadeszło soczyste podejście pod Ostrą Górę. Biorąc pod uwagę krakowskie warunki, ów stromizna była całkiem konkretna przez co ledwo się na nią wdrapałem. Oj cieszcie się, że nie musieliście słyszeć mego sapania oraz narzekań!

Może więc na odreagowanie, zastanówmy się nad etymologią nazwy "Tyniec".
Pochodzenie nazwy Tyniec wydaje się jednoznaczne. W językach słowiańskich dość często występują miejscowości o nazwach "tyny" i "tyńce" jako oznaczenie miejsca warownego. "ec" jest zdrobnieniem słowa. Ponadto: skandynawskie tun, niemieckie tinz, germańskie tuna mają bardzo bliskie, pokrewne znaczenia, a więc: ogrodzenie, gród, wzniesienie itp. Świadczy to o tym, że musiały się w Tyńcu znajdować umocnienia lub obwarowania co zresztą potwierdzają badania historyczne.
Po Ostrej Górze nastąpiło zejście, które sprowadziło nas do Rezerwatu florystycznego "Skołczanka". Tuż po przekroczeniu jego granic, dostrzegliśmy coś, czego żadnego z nas się nie spodziewało. Otóż we wnęce zbocza, z którego wyrasta wapienna skała, ujrzeliśmy wielki, biały posąg. Ze względu na mgłę nie potrafiliśmy jednocześnie określić co tam się dokładnie znajduje. Prowadził nań długi ciąg schodów. Postanowiliśmy rozwikłać tą zagadkę.

schody prowadzące do zagadkowej kaplicy
Podchodząc bliżej, ujrzeliśmy kilka flag (Polski, Krakowa oraz Watykanu), a przede wszystkim mnóstwo kwiatów. Nie zabrakło nawet prowizorycznego ołtarzu pokrytego białym obrusem i kolejną porcją odświętnych roślinek. Nie mogliśmy mieć więc wątpliwości, iż dotarliśmy do małego sanktuarium Matki Boskiej. Posąg był zaprawdę pokaźnych rozmiarów i przedstawiał świętą z rozłożonymi ku bokom dłońmi.

w takim otoczeniu stoi figura Matki Bożej Pośredniczki Łask
Jak powszechnie wiadomo, Matka Boska kryje się pod różnymi postaciami. W przypadku tej tynieckiej, okazało się iż jest ona Pośredniczką Łask. Co ciekawe, niektórzy dopatrują się w niej bogini boru - Leszy, gdyż onegdaj znajdowało się tutaj miejsce dawnego pogańskiego kultu.
W tym miejscu miała się objawić Matka Boża ojcu Piotrowi Rostworowskiemu, benedyktynowi – pierwszemu proboszczowi tynieckiemu w latach 1946–48. Mimo, iż ojciec Piotr zdementował to publicznie, legenda objawienia narastała. 10 VIII 1950 r. parafianie ustawili w skałach figurę z białego wapienia, którą wykonał artysta – rzeźbiarz krakowski, Karol Muszkiet, a pozowała mu – mieszkanka Tyńca.
Być może natchnęła nas Matka Boska, a być może był to po prostu kolejny z naszych szalonych pomysłów ale postanowiliśmy wejść na wierzchołek tych wapiennych kulminacji. Zupełnie tak jakby nam gór było mało, a od zażycia porządnej wspinaczki zależała pomyślność naszej wycieczki. Pokonując kilka progów skalnych, manewrując między zaroślami i gęsto osadzonymi kniejami, w przeciągu paru minut zaznaliśmy radości ze szczytowania. Niestety, nie znaleźliśmy na nim ani grama upragnionego słoneczka. 

Pogodzeni z losem, zeszliśmy na dół, uważając przy tym mocno na śliskie i tym samym zdradliwe liście. Na przeciwko sanktuarium znajduje się miejsce martyrologii. Otóż, właśnie tu, w 1942 roku Niemcy rozstrzelali 500 Żydów. Ludobójstwo to upamiętniają dwie mogiły wraz z obeliskami.

1-2) miejsce upamiętnienia tynieckiej zagłady Żydów
Podchodząc bliżej do miejsc pamięci, można odczytać na tablicach nazwiska matek, córek, mężów oraz żon. Niemcy mordowali tu całe rodziny nie stosując od tej reguły żadnych wyjątków. Wskutek mglistej aury, miejsce to wzbudziło w nas dodatkową ilość zadumy.

W międzyczasie zaczęło kropić. Prawdopodobnie pogoda chciała za wszelką cenę sprawić abyśmy ten spacer zapamiętali na długo. W związku z tym nie mogliśmy się cieszyć w pełni walorami rezerwatu "Skołczanka". Mimo tego, warto powiedzieć słów kilka na temat celu powołania do życia tej ostoi. 
Rezerwat przyrody "Skołczanka" zajmuje powierzchnię 36,52 ha i obejmuje zrębowe wzgórze wapienne na przełomowym odcinku Wisły w rejonie Bramy Krakowskiej. Przedmiotem ochrony są tu murawy kserotermiczne wraz z fauną rzadkich i zagrożonych wymarciem owadów, występujące na obszarze o wysokiej różnorodności biologicznej. Zbiorowiska muraw wykształciły się w wyniku długotrwałej działalności gospodarczej człowieka a ich zachowanie wymaga aktywnej ochrony polegającej na selektywnym usuwaniu drzew i krzewów oraz regularnym koszeniu. Na terenie rezerwatu przeważają zbiorowiska leśne, zarówno zgodne z siedliskiem grądy i buczyny, jak i drzewostany sztucznego pochodzenia z przewagą sosny i grochodrzewu.
Niezmiennie, wśród oceanu liści i bezkresu nagich drzew, pokonywaliśmy kolejne kilometry szlaku. 
Drzewostany tynieckie tworzą drugi co do wielkości kompleks leśny na terenie Krakowa. Zajmując powierzchnię ok. 310 ha, wielkością ustępują jedyni Lasowi Wolskiemu. 
Jest więc to doskonałe miejsce na wypoczynek z dala od zgiełku miasta. W pewnej chwili, natknęliśmy się na kilka ławeczek, a nawet dużą wiatę turystyczną z prawdziwego zdarzenia. Było to dla nas prawdziwe zbawienie, bowiem mogliśmy uciec od mżawki, a przede wszystkim w godnych warunkach uraczyć się ostatkami ciepłej herbaty.

1-2) miejscami, szlak zaskakiwał dobrym stanem infrastruktury turystycznej

W zaciszu świeżo postawionej wiaty spędziliśmy grubo ponad godzinę. Nie mieliśmy za grosz ochoty wyściubić nosów na coraz to gorszą pogodę. Myśląc, że nie spotkamy tego dnia nikogo, wtem jak grom z jasnego nieba wyłoniło się... dziecko. Maleńka istotka patrzyła na nas z wielkimi oczami - zupełnie tak jakby ujrzała coś dziwnego i nigdy wcześniej nie spotykanego - po czym umknęła na bok wołając rodziców. Okazało się, że w taką aurę, na spacer tynieckimi lasami wybrała się cała rodzinka (rodzice + dwójka dzieci). Był to widok bardzo krzepiący, bo jak widać gdy tylko się chce, to nic nie jest przeszkodą, aby w najbliższym gronie spędzić dzień na łonie natury. 

Kilka minut później nastąpiło kolejne szczytowanie - tym razem osiągnęliśmy Dużą Kowodrzę. Powinniśmy z niej ujrzeć malowniczy pejzaż na okoliczne wzniesienia. Tamtego dnia było to jednak niemożliwe, toteż pozostawało cieszyć się z jakże pięknej mgły, która wytrwale nas otulała. Nie była to wbrew pozorom radość próżna, bowiem Ju, stając na słupku wysokościom, ze ślicznym uśmiechem na twarzy, uniosła ręce ku górze. Gdybyście ujrzeli ów fotografię pełną frajdy to aż sami zapragnęlibyście przenieść się do mglistego i chłodnego Tyńca.

wierzchołek Dużej Kowodrzy
Nie mieliśmy zbyt wielu powodów aby przeciągać w czasie nasze szczytowanie, toteż ruszyliśmy ścieżką opadającą... gdzieś tam. Nie widzieliśmy zbyt wiele, toteż - pomijając mapę - mogliśmy się kierować wyłącznie biało-zielonymi znakami. Do tej pory, szlak był oznakowany dobrze przez co nasze zaufanie nie zostało wystawione na próbę.

Ścieżka doprowadziła nas do ul. Świętojańskiej. Nie wiem jak ale zapewne wskutek sporego zaangażowania we wspólną rozmowę, skręciliśmy w ów ulicę. Dopiero po kilkuset metrach zauważyliśmy brak znaków, co wymusiło na nas decyzję o powrocie. Okazało, że szlak przecina wspomniany trakt i kieruje wprost ku ul. Toporczyków. 

Dalej zaś, czeka ostatnie z tynieckich wzgórz, które scala szlak zielony. Ma ono też chyba najciekawszą nazwę ze wszystkich - Wielkanoc.
Uroczysko o powierzchni blisko 7 ha zajmuje wzgórze położone w centralnej części osiedla Tyniec. Z jego wierzchołka roztacza się interesujący widok na lasy tynieckie. Na terenie dawnego, niewielkiego kamieniołomu można zobaczyć odsłonięcia wapienia. Są to skały osadowe zbudowane przede wszystkim z węglanu wapnia. Wapienie powstały w wyniku osadzania się na dnie morskim szczątków otwornic, małży, ślimaków, ramienionogów itp. Skała ta jest szeroko wykorzystywana w budownictwie oraz przemyśle chemicznym i metalurgicznym.
1-2) wapienie porastające Wielkanoc
Już w trakcie podejścia poczęliśmy zauważać wyrastające z ziemi skały o charakterystycznym dla Jury zabarwieniu. Aura nie odpuszczała. Z każdą chwilą mgła gęstniała, a opady nasilały się. Widać to zresztą doskonale po zdjęciach. Nie mieliśmy zatem innego wyjścia, toteż o jakimkolwiek świętowaniu zdobycia Wielkanocy mowy być nie mogło.

właśnie takie widoki zastaliśmy z najwyższych partii Wielkanocy
Żwawym krokiem stawianym wśród mokrej i śliskiej trawy opuściliśmy Wielkanoc, która tak jak większość tynieckich wzgórz nie pozwoliła nam zaznać swych najpiękniejszych walorów. Na całe szczęście, Tyńca nikt nigdy nie zabierze, toteż z racji bliskości od Krakowa, z pewnością będzie jeszcze sporo okazji, aby odkryć ten szlak na nowo.

Zmarznięci i zziębnięci zameldowaliśmy się przy głównej ulicy łączącej Tyniec z centrum miasta. Gdy nadjechał autobus z radością do niego wskoczyliśmy byle tylko jak najszybciej się zagrzać.

Tak zakończył się nasz tyniecki epizod - jakże różny od tego sprzed tygodnia. Nie mniej, warto polecić te okolice każdemu kto pragnie spędzić ciekawy i aktywny dzień. Gdy tylko pogoda dopisze, jestem pewien, że Tyniec potrafi człowieka urzec, co zresztą widać po krajobrazach z poprzedniej retrospekcji. Co ważne, nie trzeba jechać w Tatry ani żadne Mazury aby uciec od miejskiego tumultu. Piękne tereny spacerowe są często na wyciągnięcie ręki tylko trzeba umieć je dostrzec. Niech te retrospekcje będą dowodem, że tak właśnie jest!

5 komentarzy:

  1. Ciekawe miejsce, jesienna, mglista aura dodaje jeszcze więcej uroku i nieco tajemniczości. Kapliczka piękna i oryginalnie umiejscowiona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba się nam Piechurku, że opisujesz nie tylko nasze i nie nasze wspaniałe góry, ale też to co nas otacza w najbliższym kręgu. Często piękno jest blisko nas, a my tego nie zauważamy patrząc zbyt daleko. I głupio nam, że do tej pory jeszcze nie zwiedziliśmy Tyńca i jego okolic. Dzięki za inspirację.

    OdpowiedzUsuń
  3. no, to musiała być wspaniała wędrówka :) Urozmaicona, chłód... To sprzyja ;) W każdym razie Nam - My lubimy wędrować w dni chłodne. Wadą jest niestety to, że wtedy zazwyczaj nawet ie zabieramy ze sobą aparatu, bo jest tylko zbędnym balastem ;)
    Pozdrawiamy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. jakie plany górskie na ten rok?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka Pichurku
    Często miejsca na wyciągnięcie ręki są mało doceniane. Dopiero ktoś z ,,zewnątrz ,, uświadamia nam jaki otacza nas skarb.
    Ps.
    Na Twoim opisie Połonin też się nie zawiodłem :) Pozdrawiam Bogdan z Kraka

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania =)