Zapewne wiele osób twierdzi, że zimowe wędrówki po górach nie są zbyt
atrakcyjne. Komu przecież chciałoby się brnąć na mrozie w śniegu? Otóż
nic bardziej mylnego! Aby zasmakować pięknych, zimowych pejzaży nie
trzeba jechać w Tatry. W Beskidach jest mnóstwo łatwych górek, w sam raz
na ten pierwszy zimowy raz. Takim właśnie miejscem są Kudłacze...
Region: Beskid Makowski
Pasmo: Lubomira i Łysiny
Trasa: Pcim Krzywicka Góra (591 m) Diabli Kamień Działek
Schronisko PTTK na Kudłaczach Łysina (891 m) Schronisko PTTK na
Kudłaczach Bania (611 m) Pcim
Pogoda: wspaniała
Widoczność: bardzo dobra
Nawet trudno jest mi samemu w to uwierzyć ale minęło aż 117 dni od ostatniego pobytu w górach. To prawie cztery miesiące rozłąki podczas których tęskniłem coraz bardziej. Warto też podkreślić, że nie spodziewałem się, iż Hala Krupowa będzie tym ostatnim zdobytym miejscem w 2010 roku. Później zaczęły się mnożyć się obowiązki i musiałem czekać aż do ferii zimowych na jakiś wyskok.
Śladów ubiegłorocznej, dobrej formy już nie było. Należało więc zacząć wszystko od nowa. Zima na ziemi myślenickiej powitała nas mrozem oraz co najważniejsze wspaniałą pogodą. Szlak był nawet przetarty toteż szło się całkiem przyjemnie. Niekiedy otwierały się polanki widokowe. Na początku panoramy były raczej skromne aczkolwiek wraz z wysokością były coraz obfitsze.
Atrakcją żółtego szlaku z Pcimia jest Diabli Kamień będący grupą
skał piaskowcowych, z których najwyższa ma wysokość 8 metrów. Wiadomo,
że pod zwałami śniegu było widać go trochę mniej, jednakże kilkakrotnie
wyższy ode mnie głaz zdecydowanie zrobił wrażenie na wszystkich.
Im bliżej Kudłaczy, tym śniegu było więcej ale też zaczęło pojawiać się coraz więcej polan. Zapamiętałem szczególnie jedną z nich, na której to znajdowało się tylko jedno, samotne drzewo. Same iglaki wyglądały najśliczniej. W okolicach Łysiny przypominały mi się już obrazy z Wielkiego Chocza. Podziwiając takie cudowne widoki zapominało się o krakowskim zgiełku.
Im bliżej Kudłaczy, tym śniegu było więcej ale też zaczęło pojawiać się coraz więcej polan. Zapamiętałem szczególnie jedną z nich, na której to znajdowało się tylko jedno, samotne drzewo. Same iglaki wyglądały najśliczniej. W okolicach Łysiny przypominały mi się już obrazy z Wielkiego Chocza. Podziwiając takie cudowne widoki zapominało się o krakowskim zgiełku.
Słońce – to kolejna wspaniała rzecz. Pięknie przebłyskiwało przez
drzewa i w miejscach nasłonecznionych, rzeczywiście grzało. Oświecony
śnieg był bielszy od efektu Vizira! A ponadto to powietrze – samo
zdrowie!
Najpiękniejsze widoki były jednak przy Kudłaczach. Na początku widzieliśmy sporo Beskidu Makowskiego, a gdzieś w oddali Babią Górę. To serwuje nam szlak czerwony. Natomiast schodząc już do Pcimia szlakiem czarnym, natrafiliśmy na coś jeszcze bardziej urzekającego. Mam tu na myśli Beskid Wyspowy, Gorce i na samym końcu bezchmurne Tatry. Ogólnie rzecz biorąc, tego dnia nad całym regionem nie dojrzałem ani jednego obłoczka. W takich barwach zima smakuje najlepiej!
Najpiękniejsze widoki były jednak przy Kudłaczach. Na początku widzieliśmy sporo Beskidu Makowskiego, a gdzieś w oddali Babią Górę. To serwuje nam szlak czerwony. Natomiast schodząc już do Pcimia szlakiem czarnym, natrafiliśmy na coś jeszcze bardziej urzekającego. Mam tu na myśli Beskid Wyspowy, Gorce i na samym końcu bezchmurne Tatry. Ogólnie rzecz biorąc, tego dnia nad całym regionem nie dojrzałem ani jednego obłoczka. W takich barwach zima smakuje najlepiej!
1-3) w okolicy schroniska na Kudłaczach
Co prawda na Łysinie nie ma widokowej łysinki, jednakże poszliśmy tam, bo czasu było tak dużo, a szkoda było go marnować w schronisku. Sam obiekt jest bardzo mały, mniejszy nawet od bacówek. Ciekawostką jest, że to jedyne schronisko PTTK w Beskidzie Makowskim, i najbliżej położone Krakowa. Z naszego miasta można tu dojść szlakiem niebieskim, a w Myślenicach przesiąść się na czerwony. Wszystko w ciągu zaledwie jednego dnia. Swoją drogą jest to bardzo ciekawy pomysł na wakacje. Ktoś chętny? :)
Bardzo fajne jest też to, że na Kudłacze prowadzi mnóstwo szlaków. Łącząc je umiejętnie można otrzymać aż kilkanaście wariantów tras w to miejsce. Teren ten – choć nienajwyższy - nie może się znudzić turystom.
W przemoczonych buciorach zeszedłem do Pcimia, w którym przeszliśmy
kładkę kierując się już prosto do autokaru. Pierwsza wyprawa 2011 roku
zakończona więc została pełnym sukcesem!
Dodam tylko, iż powyższe zdjęcia są autorstwa innych uczestników tej wyprawy.
Dodam tylko, iż powyższe zdjęcia są autorstwa innych uczestników tej wyprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania =)