Wyrwałem w Tatry dwie kuzynki! Był to zatem nasz rodzinny „pierwszy raz” w Dolinie Kościeliskiej.
Miejsce: Tatrzański Park Narodowy – otoczenie Doliny Kościeliskiej
Pierwotny cel: Czerwone Wierchy
Trasa (zrealizowana): Kiry Doliną Kościeliską do Lodowego Źródła powrót do Doliny Kościeliskiej przez Jaskinię Mroźną Schronisko na
Hali Ornak Smreczyński Staw Schronisko na Hali Ornak Doliną
Kościeliską do Kir
Pogoda: deszcz, śnieg, deszcz…
Widoczność: brak
Spędzając wakacje u rodziny, wpadłem na pomysł aby na jedną z
górskich wędrówek zaprosić kuzynostwo. Po uzyskaniu wstępnej akceptacji,
jako najatrakcyjniejszą jesienną wyprawę wybrałem wspinaczkę ku
Czerwonym Wierchom. Jak wiadomo, aby je zdobyć należy poświęcić sporo
sił jednakże później następuje już tylko czysta przyjemność. Łagodne
grzbiety i wspaniałe widoki to coś w czym można się zakochać.
Pełni nadziei wyruszyliśmy o poranku w kierunku Zakopanego. Po
dojeździe na miejsce, stała się rzecz dziwna, która chyba nigdy mi się
jeszcze nie przytrafiła. Otóż nie miałem najmniejszej ochoty wyjść z
autokaru. Wszystko za sprawą aury, która okazała się całkowitą
katastrofą. Grube krople deszczu skutecznie odebrały nam chęci.
Przekroczenie granic Tatrzańskiego Parku Narodowego w takich warunkach
wiązało się z nie lada odwagą. Długie chwile oczekiwania sprawiły, iż w
końcu wezbraliśmy w sobie siłę na wyjście. Kuzynki zostały opatulone
pelerynami natomiast ja miałem na sobie starą, podartą kurtkę, która już
po kilku minutach nadawała się do generalnego suszenia.
O Czerwonych Wierchach mogliśmy już tylko pomarzyć, toteż pozostawał spacer Doliną Kościeliską. Stefan Żeromski pisał: „Ładniejsze
miejsce, jeśli jest na kuli ziemskiej – to niech sobie będzie. Dla mnie
Dolina Kościeliska jest majstersztykiem przyrody”. Myślę, że te słowa są najlepszą reklamą tego uroczego zakątka.
Kolejną charakterystyczną cechą jest rzucający się w oczy szereg
zwężeń i rozszerzeń. Już kilkaset metrów po wejściu, skały zaczęły się
do siebie jakby zbliżać przez co poruszaliśmy się tajemniczym
przesmykiem, którego nazwa brzmi: Brama Kantaka. Oddaje ona cześć
Kazimierzowi Kantakowi – dzielnemu obrońcy praw narodu polskiego. Z
miejscem tym wiąże się też etymologia nazwy całej doliny. Otóż około
1870 roku region ten przeżywał najazdy tatarskie przez co tutejsi
mieszkańcy schronili się właśnie w Dolinie. Chłopi obsadzili skały Bramy
i gdy wjechał w nią oddział Tatarów – przywitali go gradem kamieni.
Kości poległych długo potem bielały nad potokiem i stąd miała pójść
nazwa doliny.
Choć może się to wydawać dziwne, Dolina Kościeliska od wieków
kojarzona jest z hutnictwem. W przeszłości wydobywano tu m. in. srebro,
miedź czy rudy żelaza. Praktyki te zaniechano jednak przed 150 laty
przez co krakowski Kombinat nie musi obawiać się konkurencji.
Za Bramą Kantaka wkroczyliśmy na Wyżnią Kirę Miętusią będą szeroką
polaną, gdzie każdej wiosny kwitną setki krokusów. W 1832 roku zachwycał
się tym miejscem Seweryn Goszczyński:
„Minąwszy wspomnianą bramę, ujrzeliśmy się na rozkosznej płaskiej dolinie, owalnego kształtu; pokrywał ją kobierzec najświeższej darni, ocieniały do koła góry i lasy uderzające takim wdziękiem, że się zdawały ulubieńszem nad inne dziełem przyrody”
Wyżnia Kira Miętusia - początek drogi... |
Niestety, Dolina
Kościeliska nie zaserwowała nam tego co najlepsze. Myślę jednak, że –
przykładowo – Seweryn Goszczyński potrafi rozbudzić w turystach
wyobraźnię przez co nawet w deszczowej aurze, wspaniale jest poznawać to
miejsce.
1-2) uroki mglistej i deszczowej Doliny Kościeliskiej |
Kolejnym obiektem na naszej trasie było Lodowe Źródło, które w ciągu
sekundy „wyrzuca z siebie” 245-620 l wody. Te liczby dają do myślenia,
aż trudno mi sobie wyobrazić potęgę tego wywierzyska.
Gdy już zaczęło się robić przyjemnie, ponownie wtargnęliśmy na
otwartą przestrzeń, gdzie główną rolę odgrywała ulewa. Pozostawało więc
jak najszybciej dojść do schroniska, w którym mogliśmy się nareszcie
choć trochę osuszyć i przy okazji posilić. Pamiętam, że skrupulatnie
wypełniałem tam swoją książeczkę Górskiej Odznaki Turystycznej.
Schronisko PTTK na Hali Ornak |
Całego dnia w schronisku przesiedzieć nie wypadało, toteż
postanowiliśmy się wybrać do Stawu Smreczyńskiego, który znajduje się
zaledwie pół godziny drogi od schroniska na Oranku. Jeziorko jest
kolejnym wyjątkowym miejscem na mapie okolic Doliny Kościeliskiej,
bowiem bywała tam Konopnicka, bywał też i Tetmajer. Ponadto, malowali je
Gerson i Wyczółkowski. Górale uważali je za bezdenne. Na dowód tego
można przytoczyć legendę:
"Pewien gazda chciał zamienić staw w łąkę. Kiedy jednak zabrał się do kopania rowu, głos z głębiny zawołał: „Przestań, bo jak spuścisz ten staw, to wszystkie wsie aż do morza zatopisz…”.
Po opuszczeniu schroniska deszcz zamienił się w śnieg co wywołało
moje wielkie zdziwienie. Z drugiej strony, śnieg był mimo wszystko
lepszą opcją – zwłaszcza dla mojego odzienia. Po dotarciu na miejsce, na
drewnianych barierkach zgromadziła się już całkiem pokaźna warstewka
śniegu. Ujrzeliśmy zatem pełen poezji Smreczyński Staw, zaś za nim
ośnieżone drzewa, a w dalszej oddali to już tylko nicość…
1-3) przy Smreczyńskim Stawie |
Powrót odbył się tą samą drogą, podczas której chciałbym odnotować
jedno zdarzenie. Ujrzeliśmy szlak odchodzący ku Jaskini Mylnej, a tuż na
jego początku – serię łańcuchów. Kuzynki się tam wdrapały, a zrobione
zdjęcia pozostawało już tylko podpisać: „Rysy zdobyte!”
Wycieczkę zakończyliśmy tam gdzie ją zaczęliśmy – w Kirach. Warto powiedzieć, że w gwarze kira = zakręt drogi lub rzeki. Jeśli więc spojrzymy na mapę, znajdziemy odpowiednie uzasadnienie tej nazwy. Tą ciekawostką, chciałem płynnie przejść do podsumowania, w którym zawrę kilka standardowych myśli. Wycieczka była taka jaka była. Skutków ubocznych w postaci przemoczonych ubrań – mnóstwo. Poznałem jednak Jaskinię Mroźną oraz Smreczyński Staw w bardzo wesołym towarzystwie kuzynek. Muszę koniecznie wrócić zwłaszcza do tego drugiego miejsca, z którego rozpościerają się wspaniałe widoki, których nie dane nam było zaznać. Najważniejsze, że rodzinka zadowolona i w gruncie rzeczy o to najbardziej chodziło!
Wycieczkę zakończyliśmy tam gdzie ją zaczęliśmy – w Kirach. Warto powiedzieć, że w gwarze kira = zakręt drogi lub rzeki. Jeśli więc spojrzymy na mapę, znajdziemy odpowiednie uzasadnienie tej nazwy. Tą ciekawostką, chciałem płynnie przejść do podsumowania, w którym zawrę kilka standardowych myśli. Wycieczka była taka jaka była. Skutków ubocznych w postaci przemoczonych ubrań – mnóstwo. Poznałem jednak Jaskinię Mroźną oraz Smreczyński Staw w bardzo wesołym towarzystwie kuzynek. Muszę koniecznie wrócić zwłaszcza do tego drugiego miejsca, z którego rozpościerają się wspaniałe widoki, których nie dane nam było zaznać. Najważniejsze, że rodzinka zadowolona i w gruncie rzeczy o to najbardziej chodziło!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania =)