4 października 2008

Tatry Zachodnie (J. Mroźna + Smreczyński Staw)

Wyrwałem w Tatry dwie kuzynki! Był to zatem nasz rodzinny „pierwszy raz” w Dolinie Kościeliskiej.

Miejsce: Tatrzański Park Narodowy – otoczenie Doliny Kościeliskiej

Pierwotny cel: Czerwone Wierchy

Trasa (zrealizowana): Kiry Doliną Kościeliską do Lodowego Źródła powrót do Doliny Kościeliskiej przez Jaskinię Mroźną Schronisko na Hali Ornak Smreczyński Staw Schronisko na Hali Ornak Doliną Kościeliską do Kir

Pogoda: deszcz, śnieg, deszcz…

Widoczność: brak

Spędzając wakacje u rodziny, wpadłem na pomysł aby na jedną z górskich wędrówek zaprosić kuzynostwo. Po uzyskaniu wstępnej akceptacji, jako najatrakcyjniejszą jesienną wyprawę wybrałem wspinaczkę ku Czerwonym Wierchom. Jak wiadomo, aby je zdobyć należy poświęcić sporo sił jednakże później następuje już tylko czysta przyjemność. Łagodne grzbiety i wspaniałe widoki to coś w czym można się zakochać.

Pełni nadziei wyruszyliśmy o poranku w kierunku Zakopanego. Po dojeździe na miejsce, stała się rzecz dziwna, która chyba nigdy mi się jeszcze nie przytrafiła. Otóż nie miałem najmniejszej ochoty wyjść z autokaru. Wszystko za sprawą aury, która okazała się całkowitą katastrofą. Grube krople deszczu skutecznie odebrały nam chęci. Przekroczenie granic Tatrzańskiego Parku Narodowego w takich warunkach wiązało się z nie lada odwagą. Długie chwile oczekiwania sprawiły, iż w końcu wezbraliśmy w sobie siłę na wyjście. Kuzynki zostały opatulone pelerynami natomiast ja miałem na sobie starą, podartą kurtkę, która już po kilku minutach nadawała się do generalnego suszenia.

O Czerwonych Wierchach mogliśmy już tylko pomarzyć, toteż pozostawał spacer Doliną Kościeliską. Stefan Żeromski pisał: „Ładniejsze miejsce, jeśli jest na kuli ziemskiej – to niech sobie będzie. Dla mnie Dolina Kościeliska jest majstersztykiem przyrody”. Myślę, że te słowa są najlepszą reklamą tego uroczego zakątka.

Kolejną charakterystyczną cechą jest rzucający się w oczy szereg zwężeń i rozszerzeń. Już kilkaset metrów po wejściu, skały zaczęły się do siebie jakby zbliżać przez co poruszaliśmy się tajemniczym przesmykiem, którego nazwa brzmi: Brama Kantaka. Oddaje ona cześć Kazimierzowi Kantakowi – dzielnemu obrońcy praw narodu polskiego. Z miejscem tym wiąże się też etymologia nazwy całej doliny. Otóż około 1870 roku region ten przeżywał najazdy tatarskie przez co tutejsi mieszkańcy schronili się właśnie w Dolinie. Chłopi obsadzili skały Bramy i gdy wjechał w nią oddział Tatarów – przywitali go gradem kamieni. Kości poległych długo potem bielały nad potokiem i stąd miała pójść nazwa doliny.

Choć może się to wydawać dziwne, Dolina Kościeliska od wieków kojarzona jest z hutnictwem. W przeszłości wydobywano tu m. in. srebro, miedź czy rudy żelaza. Praktyki te zaniechano jednak przed 150 laty przez co krakowski Kombinat nie musi obawiać się konkurencji.

Za Bramą Kantaka wkroczyliśmy na Wyżnią Kirę Miętusią będą szeroką polaną, gdzie każdej wiosny kwitną setki krokusów. W 1832 roku zachwycał się tym miejscem Seweryn Goszczyński: 
Minąwszy wspomnianą bramę, ujrzeliśmy się na rozkosznej płaskiej dolinie, owalnego kształtu; pokrywał ją kobierzec najświeższej darni, ocieniały do koła góry i lasy uderzające takim wdziękiem, że się zdawały ulubieńszem nad inne dziełem przyrody” 
Wyżnia Kira Miętusia - początek drogi...
Niestety, Dolina Kościeliska nie zaserwowała nam tego co najlepsze. Myślę jednak, że – przykładowo – Seweryn Goszczyński potrafi rozbudzić w turystach wyobraźnię przez co nawet w deszczowej aurze, wspaniale jest poznawać to miejsce.

1-2) uroki mglistej i deszczowej Doliny Kościeliskiej
Kolejnym obiektem na naszej trasie było Lodowe Źródło, które w ciągu sekundy „wyrzuca z siebie” 245-620 l wody. Te liczby dają do myślenia, aż trudno mi sobie wyobrazić potęgę tego wywierzyska.

Gdy już tak sobie zwiedzamy, warto dopowiedzieć iż Dolina Kościeliska to również dziesiątki jaskiń, z których kilka jest udostępnionych dla przeciętnych turystów. Przy Lodowym Źródle ujrzeliśmy tabliczkę informującą o początku szlaku ku Jaskini Mroźnej. W tej chwili zaczęła narastać we mnie pokusa. Wiadomo było, że opady nie ustaną, a w jaskini zaś, będziemy mogli choć na chwilę zapomnieć o kroplach. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na miejscu, po czym zakupiliśmy bilety wstępu, a ja dodatkowo zgarnąłem pamiątkową pieczątkę. Wyszedł do nas przewodnik, który wprowadził nas w magię tego miejsca serwując kilka ciekawych danych. Z wielką ciekawością, wkroczyliśmy do środka, gdzie czekało na nas ponad pół kilometra oświetlonych korytarzy. W Jaskini Mroźnej nie znaleźliśmy stalagmitów, stalagnatów czy innych form krasowych. Ot, korytarz w skale. Niewątpliwie, atrakcją samą w sobie jest samo przejście jaskini. Niekiedy musieliśmy się mocno schylać bądź nawet kucać aby móc kontynuować zwiedzanie.

1-2) W głębi Jaskini Mroźnej...
Gdy już zaczęło się robić przyjemnie, ponownie wtargnęliśmy na otwartą przestrzeń, gdzie główną rolę odgrywała ulewa. Pozostawało więc jak najszybciej dojść do schroniska, w którym mogliśmy się nareszcie choć trochę osuszyć i przy okazji posilić. Pamiętam, że skrupulatnie wypełniałem tam swoją książeczkę Górskiej Odznaki Turystycznej.

Schronisko PTTK na Hali Ornak
Całego dnia w schronisku przesiedzieć nie wypadało, toteż postanowiliśmy się wybrać do Stawu Smreczyńskiego, który znajduje się zaledwie pół godziny drogi od schroniska na Oranku. Jeziorko jest kolejnym wyjątkowym miejscem na mapie okolic Doliny Kościeliskiej, bowiem bywała tam Konopnicka, bywał też i Tetmajer. Ponadto, malowali je Gerson i Wyczółkowski. Górale uważali je za bezdenne. Na dowód tego można przytoczyć legendę: 
"Pewien gazda chciał zamienić staw w łąkę. Kiedy jednak zabrał się do kopania rowu, głos z głębiny zawołał: „Przestań, bo jak spuścisz ten staw, to wszystkie wsie aż do morza zatopisz…”.
Po opuszczeniu schroniska deszcz zamienił się w śnieg co wywołało moje wielkie zdziwienie. Z drugiej strony, śnieg był mimo wszystko lepszą opcją – zwłaszcza dla mojego odzienia. Po dotarciu na miejsce, na drewnianych barierkach zgromadziła się już całkiem pokaźna warstewka śniegu. Ujrzeliśmy zatem pełen poezji Smreczyński Staw, zaś za nim ośnieżone drzewa, a w dalszej oddali to już tylko nicość…

1-3) przy Smreczyńskim Stawie
Powrót odbył się tą samą drogą, podczas której chciałbym odnotować jedno zdarzenie. Ujrzeliśmy szlak odchodzący ku Jaskini Mylnej, a tuż na jego początku – serię łańcuchów. Kuzynki się tam wdrapały, a zrobione zdjęcia pozostawało już tylko podpisać: „Rysy zdobyte!

Wycieczkę zakończyliśmy tam gdzie ją zaczęliśmy – w Kirach. Warto powiedzieć, że w gwarze kira = zakręt drogi lub rzeki. Jeśli więc spojrzymy na mapę, znajdziemy odpowiednie uzasadnienie tej nazwy. Tą ciekawostką, chciałem płynnie przejść do podsumowania, w którym zawrę kilka standardowych myśli. Wycieczka była taka jaka była. Skutków ubocznych w postaci przemoczonych ubrań – mnóstwo. Poznałem jednak Jaskinię Mroźną oraz Smreczyński Staw w bardzo wesołym towarzystwie kuzynek. Muszę koniecznie wrócić zwłaszcza do tego drugiego miejsca, z którego rozpościerają się wspaniałe widoki, których nie dane nam było zaznać. Najważniejsze, że rodzinka zadowolona i w gruncie rzeczy o to najbardziej chodziło!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)