Wyprawa goni wyprawę, a każda następna sprawia wrażenie jeszcze wspanialszej...
Miejsce: Tatry Wysokie
Cel nr 1: Szpiglasowy Wierch (2172 m n.p.m.)
Trasa: Palenica Białczańska Wodogrzmoty Mickiewicza Dolina Roztoki Siklawa Wielki Staw Polski Dolina Pięciu Stawów Polskich Szpiglasowe Perci Szpiglasowa Przełęcz (2110 m) Szpiglasowy Wierch Szpiglasowa Przełęcz Ceprostrada Wrota Chałubińskiego Stawy Staszica Morskie Oko Wodogrzmoty Mickiewicza Palenica Białczańska
Długość trasy: ponad 25 km
Czas przejścia: ponad 9 h
Skrócony opis trasy: Łatwa, lecz wymagająca wytrzymałości i kondycji
Pogoda: idealna
Widoczność: bardzo dobra
Po niewątpliwym sukcesie klasowej wyprawy na Kościelec dosyć szybko zapadła decyzja o ponowieniu wyprawy w Tatry. Już podczas powrotu z Kościelca, na myśl przyszedł mi słynny Szpiglasowy Wierch.
Ostatnie dni przed wyjazdem również miały ciekawy przebieg. Przede wszystkim wyzwanie: Jak zdobyć to wszystko mając do dyspozycji tylko jeden dzień? Sam Szpiglasowy Wierch to trasa na nie więcej niż 8 h, jednak ja dodatkowo chciałem koniecznie stanąć na Wrotach Chałubińskiego. Po podliczeniu okazało się, że trasa ta powinna zająć (bez odpoczynków) według różnych map od 9,5 do 12 h.
Różnice biorą się stąd, że niektóre mapy przyjmują, iż 1 km oraz każde 100 metrów przewyższenia odpowiada 12 minutom marszu, a z kolei pośród innych ten czynnik wynosi minut piętnaście. Na całe szczęście dobrze znałem swoją grupę piechurków. Doświadczenie z Kościelca również okazało się bezcenne. Wtedy to trasę pokonaliśmy szybciej niż założenia najbardziej optymistycznego wariantu. Tak więc ryzyko wygrało, a wyzwanie istotnie było wielkie. Musieliśmy zrobić ponad 25 km mając do dyspozycji ledwie 10h 30' (w tym sama trasa była na 9h 30').
Początek wyprawy przebiegł niemal identycznie tak jak ten sprzed ponad tygodnia. Jedyną różnicą była liczba uczestników. Zmniejszyła się ona z dziesięciu do ośmiu. Niektórzy niestety już powyjeżdżali a z kolei innym na przeszkodzie stanęli rodzice, szkoda... Na pocieszenie pozostawał fakt obowiązywania parytetu.
Po dojechaniu do Zakopanego i obowiązkowej toalecie zasiedliśmy wygodnie w busie. Pierwszy raz jechałem busem do Palenicy i jakież zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy, gdy okazało się, że wracamy do Krakowa. Już przy parkingu dla busów, zapytany o cenę góral odpowiedział: Nie pytojcie ino wsiodojcie! Bus skręcił dopiero na skrzyżowaniu w Poroninie i robiąc wielkie kółko przez Bukowinę po ponad pół godzinie dojechał do Palenicy. Choć trasa była bardzo okrężna, było na niej kilka punktów widokowych. W pamięć zapadła mi zwłaszcza słynna Głodówka, z której rozpościera jedna z najpiękniejszych panoram Tatr. Godne polecenia! Ogólnie rzecz biorąc jak ktoś nie lubi przepłacać to niech łapie busy jadące przez Jaszczurówkę i Cyrhlę. Nas ta okrężna przyjemność kosztowała aż 8 zł od osoby.
Po uiszczeniu opłaty nastąpiło kolejne i chyba jeszcze większe zdziwienie. Okazało się, że chętnych do wejścia na teren TPN-u jest ponad setka. Na kupno biletu czekaliśmy prawie 20 minut. Przede wszystkim denerwował ogromny natłok aut. Parking przy Palenicy pękał w szwach. Przez okrężne trasy i kolejki byliśmy już na samym wejściu spóźnieni o ok. pół godziny. Wszystko więc należało nadrobić na trasie. Na asfaltowej trasie do Wodogrzmotów dosłownie nikt naszej ósemki nie wyprzedził. Pośród setek ludzi byliśmy najszybsi.
Miejsce: Tatry Wysokie
Cel nr 1: Szpiglasowy Wierch (2172 m n.p.m.)
Trasa: Palenica Białczańska Wodogrzmoty Mickiewicza Dolina Roztoki Siklawa Wielki Staw Polski Dolina Pięciu Stawów Polskich Szpiglasowe Perci Szpiglasowa Przełęcz (2110 m) Szpiglasowy Wierch Szpiglasowa Przełęcz Ceprostrada Wrota Chałubińskiego Stawy Staszica Morskie Oko Wodogrzmoty Mickiewicza Palenica Białczańska
Długość trasy: ponad 25 km
Czas przejścia: ponad 9 h
Skrócony opis trasy: Łatwa, lecz wymagająca wytrzymałości i kondycji
Pogoda: idealna
Widoczność: bardzo dobra
Po niewątpliwym sukcesie klasowej wyprawy na Kościelec dosyć szybko zapadła decyzja o ponowieniu wyprawy w Tatry. Już podczas powrotu z Kościelca, na myśl przyszedł mi słynny Szpiglasowy Wierch.
Ostatnie dni przed wyjazdem również miały ciekawy przebieg. Przede wszystkim wyzwanie: Jak zdobyć to wszystko mając do dyspozycji tylko jeden dzień? Sam Szpiglasowy Wierch to trasa na nie więcej niż 8 h, jednak ja dodatkowo chciałem koniecznie stanąć na Wrotach Chałubińskiego. Po podliczeniu okazało się, że trasa ta powinna zająć (bez odpoczynków) według różnych map od 9,5 do 12 h.
Różnice biorą się stąd, że niektóre mapy przyjmują, iż 1 km oraz każde 100 metrów przewyższenia odpowiada 12 minutom marszu, a z kolei pośród innych ten czynnik wynosi minut piętnaście. Na całe szczęście dobrze znałem swoją grupę piechurków. Doświadczenie z Kościelca również okazało się bezcenne. Wtedy to trasę pokonaliśmy szybciej niż założenia najbardziej optymistycznego wariantu. Tak więc ryzyko wygrało, a wyzwanie istotnie było wielkie. Musieliśmy zrobić ponad 25 km mając do dyspozycji ledwie 10h 30' (w tym sama trasa była na 9h 30').
Początek wyprawy przebiegł niemal identycznie tak jak ten sprzed ponad tygodnia. Jedyną różnicą była liczba uczestników. Zmniejszyła się ona z dziesięciu do ośmiu. Niektórzy niestety już powyjeżdżali a z kolei innym na przeszkodzie stanęli rodzice, szkoda... Na pocieszenie pozostawał fakt obowiązywania parytetu.
Po dojechaniu do Zakopanego i obowiązkowej toalecie zasiedliśmy wygodnie w busie. Pierwszy raz jechałem busem do Palenicy i jakież zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy, gdy okazało się, że wracamy do Krakowa. Już przy parkingu dla busów, zapytany o cenę góral odpowiedział: Nie pytojcie ino wsiodojcie! Bus skręcił dopiero na skrzyżowaniu w Poroninie i robiąc wielkie kółko przez Bukowinę po ponad pół godzinie dojechał do Palenicy. Choć trasa była bardzo okrężna, było na niej kilka punktów widokowych. W pamięć zapadła mi zwłaszcza słynna Głodówka, z której rozpościera jedna z najpiękniejszych panoram Tatr. Godne polecenia! Ogólnie rzecz biorąc jak ktoś nie lubi przepłacać to niech łapie busy jadące przez Jaszczurówkę i Cyrhlę. Nas ta okrężna przyjemność kosztowała aż 8 zł od osoby.
Po uiszczeniu opłaty nastąpiło kolejne i chyba jeszcze większe zdziwienie. Okazało się, że chętnych do wejścia na teren TPN-u jest ponad setka. Na kupno biletu czekaliśmy prawie 20 minut. Przede wszystkim denerwował ogromny natłok aut. Parking przy Palenicy pękał w szwach. Przez okrężne trasy i kolejki byliśmy już na samym wejściu spóźnieni o ok. pół godziny. Wszystko więc należało nadrobić na trasie. Na asfaltowej trasie do Wodogrzmotów dosłownie nikt naszej ósemki nie wyprzedził. Pośród setek ludzi byliśmy najszybsi.
Czas przyszedł na przyjemniejszą część wyprawy. Doszliśmy do
pierwszego, ciekawego miejsca. Były to Wodogrzmoty Mickiewicza, które są
wodospadami mającymi od 3 do 10 m wysokości. Ich nazwa wzięła się od
huku, jakie wydają (stąd wodogrzmoty) oraz od upamiętnienia sprowadzenia
prochów A. Mickiewicza na Wawel w 1890 r. W słonku prezentowały się
bardzo urokliwie, a hałas, jaki wydawały rzeczywiście słychać było z
daleka.
Dalszym etapem była dolina Roztoki. Co ciekawe, znaleźliśmy przy szlaku stare sanki. Szczerze mówiąc, pod Szpiglasowym taki sprzęt bardzo by nam się sprzydał.
Mniej więcej w połowie drogi do Pięciu Stawów nasza grupa się podzieliła. Trzy istotki postanowiły iść własnym tempem. Nasza piątka bardzo dobrym tempem ruszyła dalej – czas gonił.
Po kilkunastu minutach nastąpił kolejny ciekawy zwrot akcji. Idąc doliną Roztoki i sprawdzając co jakiś czas mapę, mą uwagę zwrócił fakt iż nie natrafiliśmy na szlak czarny, którym mieliśmy dojść do schroniska. Po prostu minęliśmy go. Później okazało się to zbawienne w skutkach gdyż dzięki temu zaoszczędziliśmy około 30 minut marszu.
Ominięcie schroniska przybliżyło nas do Siklawy – wodospadu usytuowanego na Potoku Roztoka. Jest to największy wodospad w Polsce. Nachylenie ściany wynosi ok. 35°, a wysokość progu ok. 64-70 m. Największy, (choć nie najwyższy) wodospad w Tatrach sprawił na Nas duże wrażenie. Przede wszystkim jego wielkość i siła. Ponadto kropelki wody odbijające się od kamieni tworzyły tak jakby kurtynę wodną, która muskała twarz wspaniale ją chłodząc. Jest to miejsce, który zasługuje na obowiązkową sesję fotograficzną zaś jego chłodzące właściwości są po prostu zbawienne.
Dalszym etapem była dolina Roztoki. Co ciekawe, znaleźliśmy przy szlaku stare sanki. Szczerze mówiąc, pod Szpiglasowym taki sprzęt bardzo by nam się sprzydał.
Mniej więcej w połowie drogi do Pięciu Stawów nasza grupa się podzieliła. Trzy istotki postanowiły iść własnym tempem. Nasza piątka bardzo dobrym tempem ruszyła dalej – czas gonił.
Po kilkunastu minutach nastąpił kolejny ciekawy zwrot akcji. Idąc doliną Roztoki i sprawdzając co jakiś czas mapę, mą uwagę zwrócił fakt iż nie natrafiliśmy na szlak czarny, którym mieliśmy dojść do schroniska. Po prostu minęliśmy go. Później okazało się to zbawienne w skutkach gdyż dzięki temu zaoszczędziliśmy około 30 minut marszu.
Ominięcie schroniska przybliżyło nas do Siklawy – wodospadu usytuowanego na Potoku Roztoka. Jest to największy wodospad w Polsce. Nachylenie ściany wynosi ok. 35°, a wysokość progu ok. 64-70 m. Największy, (choć nie najwyższy) wodospad w Tatrach sprawił na Nas duże wrażenie. Przede wszystkim jego wielkość i siła. Ponadto kropelki wody odbijające się od kamieni tworzyły tak jakby kurtynę wodną, która muskała twarz wspaniale ją chłodząc. Jest to miejsce, który zasługuje na obowiązkową sesję fotograficzną zaś jego chłodzące właściwości są po prostu zbawienne.
Wspinając się obok Siklawy już po kilku minutach wchodzi się do
Doliny Pięciu Stawów. Ciekawostką jest fakt, iż znajduje się w niej aż 6
jezior polodowcowych cyrkowych. Idąc od schroniska są to: Przedni,
Mały, Wielki i Czarny Staw Polski oraz Wole Oko, które jest okresowym
stawem, dlatego nie do końca jest wliczane do pozostałej piątki.
2-3) Wielki Staw Polski |
Nad Wielkim Stawem zrobiliśmy kolejny postój. Uwagę zwracała
niebieska i przejrzysta woda. To właśnie nad nią górowało mnóstwo
okolicznych szczytów m. in. Szpiglasowy Wierch. To właśnie wtedy
zobaczyliśmy go po raz pierwszy. Wydawał się o niebo łagodniejszy od
Kościelca i być może ciekawszy. Okazało się, że przez chwilę będziemy
maszerować po zmrożonym śniegu. Zanim jednak do tego doszło mogliśmy się
ochłodzić w zimnej tatrzańskiej wodzie. Ulga niesamowita. Mi przy
okazji udało się zdobyć pobliski duży głaz. W tej chwili górowałem nad
Wielkim Stawem Polskim!
Następny kwadrans drogi również nie sprawiał żadnych trudności.
Spacer "piątką" jest idealny dla osób ze słabszą kondycją pragnących
rozkoszować się wspaniałymi widokami i wielkimi niebieskimi plamami
wody. Miłośnicy flory również znajdą coś dla siebie. Mijaliśmy drogi na
Krzyżne, Kozi Wierch aż w końcu doszliśmy do naszego żółtego szlaku na
Szpiglasowy Wierch.
3 i 5) Wielki Staw Polski |
Naszą dzielną piątkę goniła grupa żółtych ludzików. Spora
kilkunastoosobowa grupa podążała za nami krok w krok. Postanowiliśmy jej
uciec na rozpoczynającym się właśnie podejściu. Z każdym krokiem
panorama rozszerzała swe horyzonty. Było tak pięknie. Mimo prawie
bezchmurnego nieba wcale nie było gorąco. Wiatr idealnie Nas chłodził.
Doszliśmy do śniegu, który okazał się doskonałą zabawą. Zdecydowanie
trzeba na nim uważać, gdyż jest bardzo śliski natomiast nic już nie
stało na przeszkodzie by brać go do ręki i rzucać w kompanów podróży.
Teraz pora przyszła na łańcuchy, które być może wyglądają strasznie a w rzeczywistości są czystą przyjemnością. Tak naprawdę to nie są one potrzebne. Przy każdym kroku jest mnóstwo miejsc, w których bezpiecznie można postawić stopę. Podciąganie łańcuchami zaś może być również emocjonującą zabawą.
Teraz pora przyszła na łańcuchy, które być może wyglądają strasznie a w rzeczywistości są czystą przyjemnością. Tak naprawdę to nie są one potrzebne. Przy każdym kroku jest mnóstwo miejsc, w których bezpiecznie można postawić stopę. Podciąganie łańcuchami zaś może być również emocjonującą zabawą.
Po tych przygodach osiągnęliśmy Szpiglaswą Przełęcz, z której już
tylko 10 minut drogi na szczyt. Widoki już wtedy były boskie. Przyznam
szczerze, że większości szczytów nie mogłem sam rozszyfrować. Tą sztuką
zająłem się dopiero na szczycie. Tak więc co tego dnia było widać? Po
prostu wszystko! Dolinę Pięciu Stawów i Dolinę Rybiego Potoku
rozdzielały Miedziane. Obracając się dalej zgodnie z ruchem wskazówek
zegara można było dojrzeć na ostatnim planie, największy i górujący nad
wszystkim Lodowy Szczyt.
Ujrzeć można było też Rysy i Wysoką. Z kolei
najbliżej nas były Mięguszowieckie. Nigdy z bliska nie widziałem ich tak
dobrze. Robiły wrażenie bardzo trudnych i niedostępnych szczytów.
Przechodząc na stronę słowacką doskonale przyjrzeć można było się także
Koprowemu Szczytowi oraz Hrubemu Wierchowi. Gdzieś w oddali zza grani
tego ostatniego wystawał udostępniony dla turystów Krywań mający aż 2495
m. Gdzieś daleko na horyzoncie przebłyskiwały Niżne Tatry, a przed nimi
standardowo Liptów. Tak naprawdę widać było kilkadziesiąt, jeśli nie
więcej szczytów. Duża część z nich to słowackie wzniesienia, na które
nie prowadzą żadne szlaki, przez co są mało znane.
W oddali świetne
widoczne były również Tatry Zachodnie a przede wszystkim Czerwone
Wierchy. Wracając w bliższe rejony wspaniale prezentowała się Świnica.
Nie był to już ten dwuwierzchołkowy szczyt znany dobrze z eskapad po
Tatrach Zachodnich. Grań na prawo od Świnicy rozszyfruje już każdy
miłośnik polskich Tatr. Zawrat, Kozi Wierch, a na końcu przełęcz
Krzyżne, czyli innymi słowy mówiąc cała Orla Perć na wyciągnięcie ręki. W
przeciwieństwie do wyprawy na Kościelec dziś mogliśmy ją podziwiać bez
najmniejszych przeszkód. Uwagę zwracały też ścieżki prowadzące z Doliny
Pięciu Stawów na Zawrat, Kozi i Krzyżne. Dopiero teraz zobaczyłem jak
bardzo są one strome. Patrząc na Orlą Perć można było wykazać zdumienie z
tego, iż coś takiego może przejść zwykły śmiertelnik. Cudowny pejzaż
dopełniały Stawy Polskie. Tu przodował największy wśród polskich jezior
tatrzańskich – Wielki Staw Polski.
Było tego wszystkiego tak wiele, że aż nie wiedziałem gdzie
skierować wzrok. Patrząc we wszystkie strony z trudem znalazłem chwilkę
na przekąszenie czegoś. Te niezwykłe chwile rozkoszowania się
kwintesencją Tatr trwały ponad godzinę.
1-11) pozostałe widoki jakie można zaobserwować ze szczytu Szpiglasowego Wierchu |
Z ciężkim sercem zszedłem na Szpiglasową Przełęcz. Dalsza droga
prowadziła przez Ceprostradę, którą zeszliśmy do Morskiego Oka. W międzyczasie odbiliśmy do bardzo urokliwego zakątka jakim są Wrota Chałubińskiego. Ponadto, po raz pierwszy w życiu ujrzałem na własne oczy kozicę. To wszystko wraz ze sporą dawką zdjęć zawarte jest w drugiej części wyprawy, którą możecie zobaczyć już teraz pod linkiem --> II TRP (Wrota Chałubińskiego)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania =)