Można uznać, że do tej pory pogoda nam dopisywała. Ostatniego dnia ten
stan rzeczy się zmienił. Mocno lało i niestety było pochmurnie. Na całe
szczęście pocieszała mnie wizja ciepłej, wieczornej kąpieli we własnej
wannie.
Nie mogliśmy jednak siedzieć bezczynnie w autokarze zatem pojechaliśmy do miejscowości Úsov, w której znajduje się można by powiedzieć zwykły zamek. Z zewnątrz rzeczywiście wygląda on nieciekawie, jednakże przekonanie to niknie po wejściu do środka. Tam bowiem czeka na nas ekspozycja, dzięki której poczujemy się tak jakbyśmy byli w ZOO. Otóż można tam ujrzeć setki trofeów myśliwskich.
Początkowo zwiedza się sale, w których ujrzeć możemy łby bizonów, bawołów, łosi, saren, antylop a nawet zebr, hipopotama, nosorożca oraz żyrafy. W kolejnych salach za to są skóry niedźwiedzi, panter, lwów, potężne kły słonia oraz jego przeogromna czaszka. Nie ma się co oszukiwać. To jeden z największych takich zbiorów w Europie i właśnie dlatego warto tam kiedyś pojechać.
Jak na wielkie zbiorowisko zwierzęcych trupów przystało, w dalszej części mogliśmy oglądać również przeróżne gatunki wypchanych ptaków, niedźwiedzi a także m. in. stylowy żyrandol z poroża. Kolejne sale poświęcone były ogólnie rzecz ujmując robalom. Co ciekawe, pokazane było jak wielkie szkody mogą takowe poczynić w drzewie. Owady to również motyle, a te zachwycały swoimi barwami. Nie zabrakło też kreta i jego tuneli.
Dalej przeszliśmy do zwierzyny leśnej. W gablotach podziwialiśmy wypchane lisy, borsuki, króliki, zające, łasice, dziki, wilki i ponownie ptaszki (gęsi, indory, kaczki, łabędzie). Nie zabrakło też wielometrowych ryb oraz salki poświęconej formom kłusownictwa.
Na koniec zaś pozostawiłem sobie absolutną perełkę. W którejś z sal natrafiliśmy na gablotę w której, w poszczególnych komórkach ulokowane były – na pierwszy rzut oka – kamyczki. Po chwili okazało się, że oglądaliśmy całą gamę odchodów. Jeżeli więc chcesz poznawać zwierzynę po jej odchodach to musisz koniecznie przyjechać do zamku w Usovie! Akapit ten ilustruje ostatnie zdjęcie z poniższej serii:
Po wyjściu z obiektu, deszcz niemiłosiernie lał, biegiem dotarłem do autokaru. Mimo złej aury udaliśmy się ku Niskiemu Jesionkowi.
Region: Sudety Wschodnie
Miejsce: Niski Jesionik (najbardziej na wschód wysunięty region Sudetów znajdujący się na pograniczu Moraw i Śląska)
Cel: Kontynuacja zdobywania Korony Sudetów
Trasa: Detrihov Slunečná (800 m) Detrihov
Pogoda: zimowa
W kalendarzu naszym był trzeci dzień maja, nie znajdowaliśmy się na większej wysokości jak 600 metrów. Dlaczego o tym wspominam? Zaczął padać śnieg! Im brnęliśmy dalej, tym padało intensywniej. To było niesamowite, temperatura gwałtownie się obniżyła.
Zanim dojechaliśmy do knajpy w Detrihovie minęliśmy jeszcze stadko około 10 potężnych wiatraków. Cała ta elektrownia również robiła wrażenie. Wróćmy jednak do knajpy. Z prawie 50 osób, na szczyt wybrało się około dziesięciu, reszta uraczyła się tamtejszymi przysmakami.
Trawa pokryła się kilkunastocentymetrową warstwą puchu, ciężko było iść w takich warunkach. Na całe szczęście cała trasa liczyła tylko ok. 7 km i zajęła nam w przybliżeniu 90 minut. Zrobiło mi się rzeczywiście zimno, toteż póki droga wiodła asfaltem, zamiast maszerować, próbowałem podskakiwac i biec. Pomogło, na zalesiony szczyt pozbawiony widoków, wdrapałem się całkiem rozgrzany. Co ciekawe pod tabliczkami znajdował się mały dziecięcy plecak, a w nim zeszyt wraz z długopisem. Z miłą chęcią się w nim podpisałem, zdobycie „Słonecznej” w takich warunkach budziło moją dumę. Szlak był bowiem mieszaniną śniegu i błota.
Później nastąpiła droga powrotna ku Małopolsce. Myślę, że mój pierwszy wypad w Sudety był strzałem w dziesiątkę. Poznałem nowe tereny, zdobyłem kilka szczytów do korony Polski i Sudetów. Mam nadzieję, że w niedługim czasie wrócę w tamte rejony. Myślę, że warto odkrywać Polskę, a w szczególności Sudety, bo są one bardziej zróżnicowane niż Beskidy.
Dziękuję organizatorom za wyjazd i do zobaczenia na kolejnych wojażach!
Nie mogliśmy jednak siedzieć bezczynnie w autokarze zatem pojechaliśmy do miejscowości Úsov, w której znajduje się można by powiedzieć zwykły zamek. Z zewnątrz rzeczywiście wygląda on nieciekawie, jednakże przekonanie to niknie po wejściu do środka. Tam bowiem czeka na nas ekspozycja, dzięki której poczujemy się tak jakbyśmy byli w ZOO. Otóż można tam ujrzeć setki trofeów myśliwskich.
Początkowo zwiedza się sale, w których ujrzeć możemy łby bizonów, bawołów, łosi, saren, antylop a nawet zebr, hipopotama, nosorożca oraz żyrafy. W kolejnych salach za to są skóry niedźwiedzi, panter, lwów, potężne kły słonia oraz jego przeogromna czaszka. Nie ma się co oszukiwać. To jeden z największych takich zbiorów w Europie i właśnie dlatego warto tam kiedyś pojechać.
Jak na wielkie zbiorowisko zwierzęcych trupów przystało, w dalszej części mogliśmy oglądać również przeróżne gatunki wypchanych ptaków, niedźwiedzi a także m. in. stylowy żyrandol z poroża. Kolejne sale poświęcone były ogólnie rzecz ujmując robalom. Co ciekawe, pokazane było jak wielkie szkody mogą takowe poczynić w drzewie. Owady to również motyle, a te zachwycały swoimi barwami. Nie zabrakło też kreta i jego tuneli.
Dalej przeszliśmy do zwierzyny leśnej. W gablotach podziwialiśmy wypchane lisy, borsuki, króliki, zające, łasice, dziki, wilki i ponownie ptaszki (gęsi, indory, kaczki, łabędzie). Nie zabrakło też wielometrowych ryb oraz salki poświęconej formom kłusownictwa.
Na koniec zaś pozostawiłem sobie absolutną perełkę. W którejś z sal natrafiliśmy na gablotę w której, w poszczególnych komórkach ulokowane były – na pierwszy rzut oka – kamyczki. Po chwili okazało się, że oglądaliśmy całą gamę odchodów. Jeżeli więc chcesz poznawać zwierzynę po jej odchodach to musisz koniecznie przyjechać do zamku w Usovie! Akapit ten ilustruje ostatnie zdjęcie z poniższej serii:
Po wyjściu z obiektu, deszcz niemiłosiernie lał, biegiem dotarłem do autokaru. Mimo złej aury udaliśmy się ku Niskiemu Jesionkowi.
Region: Sudety Wschodnie
Miejsce: Niski Jesionik (najbardziej na wschód wysunięty region Sudetów znajdujący się na pograniczu Moraw i Śląska)
Cel: Kontynuacja zdobywania Korony Sudetów
Trasa: Detrihov Slunečná (800 m) Detrihov
Pogoda: zimowa
W kalendarzu naszym był trzeci dzień maja, nie znajdowaliśmy się na większej wysokości jak 600 metrów. Dlaczego o tym wspominam? Zaczął padać śnieg! Im brnęliśmy dalej, tym padało intensywniej. To było niesamowite, temperatura gwałtownie się obniżyła.
Zanim dojechaliśmy do knajpy w Detrihovie minęliśmy jeszcze stadko około 10 potężnych wiatraków. Cała ta elektrownia również robiła wrażenie. Wróćmy jednak do knajpy. Z prawie 50 osób, na szczyt wybrało się około dziesięciu, reszta uraczyła się tamtejszymi przysmakami.
Trawa pokryła się kilkunastocentymetrową warstwą puchu, ciężko było iść w takich warunkach. Na całe szczęście cała trasa liczyła tylko ok. 7 km i zajęła nam w przybliżeniu 90 minut. Zrobiło mi się rzeczywiście zimno, toteż póki droga wiodła asfaltem, zamiast maszerować, próbowałem podskakiwac i biec. Pomogło, na zalesiony szczyt pozbawiony widoków, wdrapałem się całkiem rozgrzany. Co ciekawe pod tabliczkami znajdował się mały dziecięcy plecak, a w nim zeszyt wraz z długopisem. Z miłą chęcią się w nim podpisałem, zdobycie „Słonecznej” w takich warunkach budziło moją dumę. Szlak był bowiem mieszaniną śniegu i błota.
Później nastąpiła droga powrotna ku Małopolsce. Myślę, że mój pierwszy wypad w Sudety był strzałem w dziesiątkę. Poznałem nowe tereny, zdobyłem kilka szczytów do korony Polski i Sudetów. Mam nadzieję, że w niedługim czasie wrócę w tamte rejony. Myślę, że warto odkrywać Polskę, a w szczególności Sudety, bo są one bardziej zróżnicowane niż Beskidy.
Dziękuję organizatorom za wyjazd i do zobaczenia na kolejnych wojażach!
Wstydem byłoby się przy okazji nie pojawić w tym muzeum. Zbiory niesamowite, na żywo z pewnością robią gigantyczne wrażenie. Dziękuję za pokazanie tego miejsca, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń