Masakra... Coś myślę, że to będzie najkrócej pisana notka w historii bloga...
Trasa: Lubień Zembalowa (859 m) Tokarnia Kotoń (858 m) Pcim
Cel: jak okazało się na miejscu - przetrwać...
Pogoda: katastrofalna
Widoczność: brak
W sumie to nie ma o czym pisać. Od początku dnia nie padało lecz
lało. Nie było mowy o żadnej kaszce, bo każda kropla była duża i gruba.
W Lubniu sytuacja niestety nie była lepsza. Co do widoków to oba
główne szczyty są zalesione, toteż w ogóle nie było czego podziwiać.
Tylko pod Zembalową i tuż przed Pcimiem widać było dolinę rzeki Raby.
Ponadto mnóstwo błota, fatalny stan szlaku i zniszczone nowe buty, w których chodzę dopiero od wiosny.
Jedyną atrakcją była własnoręcznie wykonana droga krzyżowa tuż przy
Tokarni. Powstały tam prawdziwe dróżki, z wieloma kaplicami, rzeźbami,
figurami itp. Ktoś musiał się przy tym bardzo napracować. Nie da się
jednak ukryć, że robi to wszystko ładne wrażenie.
Podczas tej wycieczki czułem się całkiem nieźle toteż wyprułem do
przodu przemierzając całą trasę wyliczoną na aż 34 pkt GOT. Później w
autokarze okazało się, że całą trasę przemierzyło zaledwie 7 osób.
Reszta będąc w Tokarni zadzwoniła po autokar aby po nich przyjechał.
Szkoda, że mnie wtedy tam nie było. Największa ulewa była właśnie na
Kotoniu. Schodząc z niego miałem wodę w butach. Wchodząc z kolei do
autokaru szybko zdjąłem kurtkę, spodnie i buty jadąc do Krakowa w samej
bieliźnie i podkoszulku.
Uczucia były więc bardzo mieszane. No cóż, w górach trzeba być
twardym i przetrwać wszystko. Doświadczenia na przyszłość bezcenne. Na
koniec jedno jedyne zdjęcie.
Do zobaczenia w górach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania =)