11 września 2012

VIII Tatrzański Rajd Piechurków (M.Oko + Rysy)

Sięgając pamięcią do 25 VII 2009 roku, w mgnieniu oka przypominam sobie osiągnięcie wysokości 2499 metrów nad poziomem morza. Było to szczytowanie iście irracjonalne bowiem odbyło się pośród ściany deszczu, burzy oraz grzmotów. Tamtą wycieczkę ze szczegółami pamiętać będę do końca życia. Od tamtej chwili, minęły ponad trzy lata do ponownego zaatakowania najwyższego wierzchołka Polski. W tym miejscu pragnę postawić krzyżyk na pechowych pogodowo wspomnieniach, bowiem zaplanowany rajd na Rysy przykrył grubą kołdrą wszystkie tatrzańskie wycieczki w roku 2012. Nareszcie! Zdobyliśmy Rysy w cudownej aurze! Nareszcie! Ujrzeliśmy upragnioną setkę szczytów, a może nawet i więcej bo widoki sięgały aż po Kraków! Nareszcie! Spełniły się nasze marzenia! Przy okazji też, ustanowiłem nowy rekord wysokości, bowiem tak wysoko jak na słowackim wierzchołku Rysów nie byłem jeszcze nigdy w życiu. Przygotujcie się na ogromną ilość zdjęć, a także sporą porcję ciekawostek obejmujących tą trasę. Zdobądźmy zatem Rysy - wspólnie - raz jeszcze!

Miejsce: Tatry Wysokie

Cel: zdobycie Rysów w "ludzkich" warunkach pogodowych

Trasa: Palenica Białczańska (980 m)  Wodogrzmoty Mickiewicza (1100 m) Schronisko PTTK przy Morskim Oku (1410 m)  Czarny Staw pod Rysami (1580 m) Bula pod Rysami (2054 m)  polski wierzchołek Rysów (2499 m) - słowacki wierzchołek Rysów (2503 m) powrót tą samą trasą z obejściem Morskiego Oka od drugiej strony

Długość trasy: 29 km (z czego 18 km stanowił asfalt)

Pogoda: cudowna

Widoczność: idealna

Przed miesiącem, wspólnie z moimi piechurkami, weszliśmy na Rakoń, Wołowiec a także oba Rohacze przechodząc sporą część Orlej Perci Tatr Zachodnich. Dziś - w tym samym składzie - podjęliśmy próbę pokonania kolejnego eksponowanego szlaku, który zawieść nas miał ku najwyższemu punktowi na mapie Tatr oraz całej Polski.

Bez większych ceregieli dojechaliśmy o wczesnej porze do parkingu w Palenicy Białczańskiej tak aby bez problemu zająć dobre miejsce. Tam zaś zamieniliśmy 4 kółka na - łącznie - 6 nóg. Aut przybywało w zastraszająco szybkim tempie, toteż po przebraniu butów ruszyliśmy w asfaltową podróż do Morskiego Oka. Warto wspomnieć, że szosa ta stanowi najruchliwszy trakt turystyczny w Tatrach. Każdego letniego dnia kasy na Palenicy sprzedają 5000-7000 biletów wstępu. Parking (850 miejsc) jest prowadzony przez ajenta, a opłata dzierżawna na rzecz Tatrzańskiego Parku Narodowego osiąga rekordowe rozmiary. Nie ukrywam, że tego dnia liczyliśmy na marny zarobek TPN-u co oznaczałoby brak zatorów na szlaku.

Odcinek od Palenicy do Morskiego Oka jest tak dobrze wszystkim znany, że od razu przeskoczę do Włosienicy znajdującej się już tylko kilometr od schroniska i słynnego jeziora. Tam bowiem, w istny zachwyt wprowadziły nas takie oto widoki:

widok z Włosienicy: od prawej z pozoru zaokrąglone Mięguszowiecki Szczyty (odpowiednio Czarny, Pośredni i Wielki), dalej Cubryna i mniejszy ale szpiczasty Mnich
Każdy późniejszy krok w takim otoczeniu generował w nas radość oraz adrenalinę, bowiem przed nami wciąż było wiele godzin emocjonującej wspinaczki. Przy Morskim Oku - do którego dotarliśmy o godzinie 9:00 nastąpiło standardowo drugie śniadanie. 

Schronisko przy Morskim Oku
Dzieje schroniska nad Morskim Okiem sięgają 1874 roku, kiedy to staraniem Towarzystwa Tatrzańskiego wybudowano niewielki obiekt zwrócony frontem do jeziora. Po rozbudowie mogło ono pomieścić 50 osób i mimo nie najlepszych wygód cieszyło się dużą popularnością wśród turystów odwiedzających Morskie Oko do 1898 roku, kiedy to pożar całkowicie zniszczył budynek.
Prace przy kolejnym schronisku rozpoczęto w 1907 roku. W międzyczasie jako schronisko służyła wozownia (dzisiejsze Stare Schronisko). Nowe schronisko zostało oddane do użytku w 1908 roku i służy ono do dnia dzisiejszego. Lata międzywojenne to czas ciągłej rozbudowy i modernizacji obiektu. W czasie II wojny światowej w schronisku stacjonował oddział niemieckiej straży granicznej.
Z kolei lata powojenne nieodłącznie związane są z nazwiskiem rodziny Łapińskich. W latach 1945-1980 schronisko prowadzone było przez Wandę i Czesława Łapińskich. Potem do 1985 roku schroniskiem kierował syn Wandy i Czesława Wojciech, a po jego przedwczesnej śmierci, jego żona Maria, która kieruje schroniskiem z córką Patrycją i synem Jakubem do dnia dzisiejszego.
Do tej notki historycznej warto dodać jeszcze 1997 r. kiedy to ówczesny papież Jan Paweł II odwiedził Morskie Oko.

1-3) otoczenie Morskiego Oka, 4-5) Morskie Oko
Spora część tego kotła polodowcowego skryta była jeszcze w porannym mroku, natomiast Słońce dopiero przebijało się zza grani Żabich Szczytów oraz Rysów fenomenalnie oświetlając Mięguszowieckie Szczyty. Nie była to moja pierwsza wizyta nad Morskim Okiem, toteż muszę stwierdzić, że w tak uroczej aurze jeszcze tego miejsca nie widziałem.

Po zmagazynowaniu w sobie wielu kilodżuli energii postanowiliśmy jeszcze przez chwilkę wpatrywać się w te urzekające pejzaże. Jak wiadomo, Morskie Oko samo w sobie jest zachwycające natomiast w trakcie naszego pobytu zamieniło się ono w istne lustro, w którym odbijały się okoliczne szczyty. Gdy tafli wody nie zakłócały żadne fale, efekt stał się wręcz oszałamiający.

1-2) odbicie Mięguszowieckich Szczytów oraz Mnicha w tafli wody Morskiego Oka, 3-4) to słynne jezioro jest również dobrym miejscem do poślubnej sesji zdjęciowej
Widok pary młodej stąpającej po kamieniach okalających Morskie Oko był ciekawym dodatkiem. Niezręcznością okazałoby się celowanie do nich ostentacyjnie aparatem, toteż powyższe zdjęcia zrobione ukradkiem są jedynym dowodem obecności zakochanych nad jeziorem. Swoją drogą, sesja z ukochaną w takim miejscu byłaby przeżyciem magicznym.
Wysokość lustra wody znajduje się na wysokości 1395 m, głębokość jeziora wynosi 50,8 m, a jego wymiary zamykają się w 862 x 566 m, pojemność szacuje się na 10 mln m3.
1-4) na wysokości tafli Morskiego Oka
W takich warunkach naprawdę ciężko było obejść Morskie Oko. Siła piękna krajobrazów okazała się tak wielka, że wręcz zmuszała nas do kolejnych postojów. Było tak wspaniale, że muszę aż otrzeźwieć, toteż w ramach krótkiej pauzy przytoczę kilka faktów na temat tegoż jeziorka polodowcowego cyrkowego. 
Woda ma barwę zazwyczaj zieloną, a przezroczystość sięga 11-14 m. Na dnie przy brzegach zalegają złomy, niżej żwiry, a od ok. 40 m - ciemny muł. W wodzie żyją pstrągi, a zarybienie - jedyny przypadek w Tatrach Polskich - ma charakter naturalny. Okazy mają zazwyczaj 14-25 cm długości a ich waga oscyluje w granicach 40-80 gramów. Chorują jednak wskutek karmienia przez turystów. Do niedawna docierały tu również lipienie i trocie wędrowne. Kaczki krzyżówki - gatunek nizinny - zadomowiły się tu w związku z dostatkiem pożywienia. Pierwsze dokładne pomiary jeziora przeprowadził w r. 1878 Eugeniusz Dziewulski. Z jeziorem wiążą się legendy. Jedna z najstarszych mówi, że ma ono podziemną łączność z Adriatykiem, a fale wyrzucały jakoby szczątki zatopionych okrętów. W głębinach miały mieszkać wielkie morskie ryby. Otoczenie Morskiego Oka jest obszarem niezwykle cennym przyrodniczo, m. in. z uwagi na występujące tu zjawiska związane z górną granicą lasu.
1-6) widoki podczas wędrówki wokół Morskiego Oka, wśród nich m. in. 4) schronisko przy Morskim Oku
Gdy znaleźliśmy się po drugiej stronie Morskiego Oka, nastał czas pierwszej poważniejszej wspinaczki. Trwała ona jednak krótko, a poza tym - nie oszukujmy się - jego również nie dało się za prędko pokonać. Co chwila, niemal jak z automatu odwracałem się aby podziwiać urzekające jezioro. Jego perspektywa nabierała coraz większych rumieńców.

1 i 4) Morskie Oko wraz ze schroniskiem na drugim końcu brzegu, 2) do Czarnego Stawu pod Rysami prowadzi wygodny chodnik
Podejście ku Czarnemu Stawowi pod Rysami wieńczy żelazny krzyż, wystawiony w r. 1836 przez proboszcza poronińskiego. Minięcie go oznacza przekroczenie wrót do raju pełnego cudów natury - tak bowiem określiłbym otoczenie w jakim się znaleźliśmy. Przede wszystkim barwa jeziora przybrała iście soczysty, ciemnawy odcień, przyozdobiony iskierkami słońca. Odbijające się od tafli promienie przy dłuższym wpatrywaniu oślepiały powodując szybkie mrużenie oczu. Imponujące wrażenie robiły również pionowo zwisające skały. Granitowe oblicze Tatr przybrało zatem jeszcze groźniejsze oblicze niż przy Morskim Oku. Choć nasza wędrówka wciąż była w początkowej fazie, grzechem byłoby nie usiąść na jednym z licznych kamieni. Otaczały nas wspaniałości, piękności wprawiające w bezruch wszystkie kości.


1) żelazny krzyż nad północnym brzegiem Czarnego Stawu pod Rysami, 2-4) Czarny Staw pod Rysami, 5-7) widoki ponad taflą jeziorka
Chłód owiewa u jego brzegu. "Nie darmo tak go nazwano - woła Wincenty Pol - jest to kraina śmierci". W rzeczywiści nazwę zawdzięcza ocienieniu przez szczyty, a także sinicom, pokrywającym głazy czerniawym nalotem. Wg pomiarów sprzed 75 lat, powierzchnia wynosi 20,64 ha, rozmiary 578 x 444 m, a głębokość 76,4 m (drugie miejsce w Tatrach), pojemność zaś 7 750 000 m3. Woda ma barwę niebieską i dużą przezroczystość (16,5-17,5 m).  W lipcu 1804 roku głębokość i temperaturę stawu badał Stanisław Staszic. Pierwsze ścisłe pomiary batymetryczne wykonał Eugeniusz Dziewulski w r. 1879. Ponawiane od 1883 roku próby zarybienia stawu pstrągiem z Morskiego Oka nie powiodły się. Widoki z progu kotliny są niezwykłe: "Jest to najpiękniejsza sceneria jeziorna w całych Tatrach" - stwierdza alpinista węgierski Mór Déchy.

Również i my podeszliśmy na próg kotła aby ujrzeć słynny widok Morskiego Oka. Już sam straciłem głowę do oceniania, z której perspektywy jest ono piękniejsze. Wyjątkowo ciężko jest ubrać tak cudowne pejzaże w słowa wystukiwane na klawiaturze komputera. Najważniejsze jednak, że przy takim początku dnia, wycieczka na Rysy nie mogła się nie udać. Nasze serca dawały o sobie znać mocnym akordem uderzeń.

1) iskrząca tafla Czarnego Stawu pod Rysami, 2) Morskie Oko wraz ze schroniskiem, 3-4) zmienność barw wody Czarnego Stawu pod Rysami, 5) widoki ponad staw na masyw Miedzianego i Opalonego Wierchu
Czarny Staw pod Rysami jest częstym obiektem wycieczek niedzielnych turystów. Dalej, do wyboru są dwie ścieżki z czego jedna jest bardzo trudna, a druga - bardzo ciężka. Mam tu na myśli szlaki prowadzące ku Rysom oraz Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem. Zazwyczaj 90% osób wybiera z tej dwójki Rysy czego byliśmy świadkami również i wtedy.

Za Czarnym Stawem pod Rysami, ścieżka zaczęła gwałtownie piąć się ku górze. Pamiętam, że jeszcze w 2009 roku, krótki fragment musiałem pokonać przez płat śniegu. Teraz - znikł przez co nie musieliśmy się obawiać o poślizgnięcie. Kroki jednak musieliśmy stawiać bardzo wysokie. Zaczęła się wielka dawka obciążeń dla stawów kolanowych.

1) Czarny Staw pod Rysami, na drugim planie Morskie Oko, 2-3) szlak czerwony prowadzący ku Rysom 
Naturalnie, krajobrazy wciąż zachwycały aczkolwiek teraz wypadało się odwracać z większą ostrożnością. Teren bowiem stał się tak stromy, że jedna chwila nieuwagi mogła spowodować tragiczny w konsekwencjach upadek. Szlak miejscami okazywał się szczególnie niebezpieczny, bowiem nie zawsze prowadził on chodnikiem z kamieni, który w pewnych miejscach nagle nikł. Przypomnijmy zatem, że latem 2012 roku, szlak na Rysy był przez kilka tygodni zamknięty z powodu kamiennej lawiny, która uszkodziła trakt. Istniało również zagrożenie kolejnych osunięć, toteż prace naprawcze musiały tyle trwać. Warto przy tym podkreślić, że początkowe prognozy mówiły nawet o kilkumiesięcznym wyłączeniu szlaku z ruchu turystycznego. Mieliśmy zatem szczęście, że mogliśmy zaatakować Rysy bez większych przeszkód. W kilku miejscach rzeczywiście dało się zauważyć efekty naprawy. Chciałoby się aby podobne lawiny już nigdy nie nękały tego rejonu aczkolwiek na to raczej nie można liczyć. Awaryjna naprawa latem 2012 roku nie była tu bowiem pierwszą z nich.
W trakcie remontu przeprowadzonego w r. 1994 szlak na Rysy otrzymał serie nowych sztucznych ułatwień. Rozpięto łańcuchy o łącznej długości 360 m, a w litej skale wykuto 70 stopni. Głazy grożące obsunięciem zostały przytwierdzone do podłoża z pomocą specjalnego kleju i metalowych kotew. W następnych latach kilka razy prowadzono prace naprawcze. Deszcze uszkadzały ubezpieczenia i kamienną ścieżkę, zniszczenia poczyniła też słynna lawina w r. 2003 znosząc cały odcinek ścieżki na trawersie wyprowadzającym do Buli. 
1-6) widoki z Buli pod Rysami
Stromość szlaku delikatnie łagodnieje w rejonie Buli pod Rysami. Odbiliśmy nieco od głównej ścieżki, usadawiając się na krawędzi Buli. Ujrzeliśmy Czarny Staw i Morskie Oko. Dwa śliczne, wypełnione wodą dołki, uśmiechały się do nas od samego rana. Przekroczenie wysokości 2000 m n.p.m. sprawiło, że nie tylko widok jezior uległ zmianie. Inaczej wyglądały również Mięguszowieckie Szczyty. W kierunku Rysów zaś ujrzeliśmy dziesiątki kolorowych, ruszających się punkcików po stromej ścianie. Przed nami rozpościerała się jeszcze długa droga, a warto wspomnieć, że za Bulą pod Rysami czekają na turystów ciągi łańcuchów.

1 i 4-5) łańcuchy na czerwonym szlaku prowadzącym ku Rysom, 3) widok na grań Mięguszowieckich Szczytów, 6) w ciągu kilku godzin wielkie Morskiego Oko stało się niewyobrażalnie małe 
Początkowo, łańcuchy nie sprawiały większych trudności. Ta, wzrastała wraz z osiąganą wysokością. Adrenalina sięgała szczytu szczytów zwłaszcza gdy miałem po którejś stronie wielką przepaść. Zawsze, gdy od ledwie jednego kroku zależy powodzenie wspinaczki, a jednocześnie na szali stawiam swoje życie czuję we wnętrzu swoistą obawę i niepewność. Trzeba jednak podkreślić, że na szlaku na Rysy nie spotkamy tak ciężkich chwili jak na Orlej Perci. Dobrze jest zatem zdobyć najpierw najwyższy szczyt Polski, a dopiero potem zabrać się za Orlą Perć. Staram się zamieszczać sporo zdjęć samego szlaku, toteż każdy może sobie wyrobić subiektywną opinię na temat trudności.

1) widok na Mięguszowieckie Szczyty towarzyszący wspinaczce na Rysy, 2-5) trudności szlaku na Rysy, 6) wspinaczka na Rysy zaś w dole Czarny Staw pod Rysami w tle Morskiego Oka
To co najbardziej przeszkadzało w wędrówce na Rysy było dla mnie zaskoczeniem. Otóż wybierając się na taką wyprawę we wrześniu i to jeszcze w środku tygodnia nie przewidziałem takich tłoków. Często musieliśmy przystawać aby odczekać na możliwość pokonania kolejnego fragmentu szlaku ubezpieczonego łańcuchem. Z pewnością płynność wyprawy została zachwiana aczkolwiek przyjeżdżając samochodem, mieliśmy do dyspozycji cały dzień bez obaw o powrót, toteż staraliśmy się zatorami zbytnio nie przejmować.

Widoki, obejmując kolejne partie Tatr stawały się coraz rozleglejsze. Przystawka ta przed szczytowaniem na Rysach skutecznie pobudziła nasze apetyty. Z każdym pokonanym w pionie metrem zachwyt nad otaczającym pięknem niewątpliwie wzrastał. Ze względu na widoki a także liczne łańcuchy po prostu nie można się tu nudzić. Wspinaczka jest też niezwykle urozmaicona oraz pouczająca. Idąc na Rysy nie unikniemy kontaktu z łańcuchami, toteż można w trakcie wędrówki nabrać cennego doświadczenia.


1-2) widoki towarzyszące wspinaczce na Rysy, 3-7) trudności szlaku prowadzącego na Rysy
Jak to bywa ze zdecydowaną większością tatrzańskich szczytów, ich niepodważalnym atutem są urzekające panoramy, dla których - w gruncie rzeczy - pokonujemy nieraz wybitnie długie i ciężkie szlaki. Z Rysów owa panorama jest szczególna, bowiem uznawana za najpiękniejszą w Tatrach z widokiem na ponad 100 szczytów. Tą ujrzycie już za chwilę, natomiast teraz zmierzam do innej cechy, którą charakteryzuje się mnóstwo gór - nie tylko w Tatrach.

Przywykliśmy słyszeć w mediach o tragediach himalaistów, alpinistów, taterników bądź zwykłych turystów. Ostatnio, swe żniwo zebrał Broad Peak, w Tatrach natomiast - przoduje Giewont, Orla Perć, Świnica oraz właśnie Rysy. Niestety, wędrówki na najwyższy punkt na mapie Polski niejednokrotnie kończyły się śmiertelnie. Chciałbym zatem przytoczyć najtragiczniejszą z nich, którą swego czasu żył cały kraj.
28 I 2003 r. wydarzył się u stóp Rysów wypadek lawinowy - jak dotąd najtragiczniejszy po polskiej stronie Tatr. Ze schroniska przy Morskim Oku w kierunku Rysów wyruszyła wycieczka (11 uczniów i dwóch opiekunów) członków klubu turystycznego "Pion", działającego przy I Liceum Ogólnokształcącym w Tychach. Jej uczestnicy mieli doświadczenie górskie i odpowiedni sprzęt, nie towarzyszył im jednak przewodnik z uprawnieniami tatrzańskimi. Powyżej Czarnego Stawu, na stromym podejściu, wytworzył się spory dystans między czołem wycieczki a główną grupą. Kiedy pierwsze cztery osoby były już na wysokości grzędy, żlebem w dół ruszyła potężna lawina, zgarniając wszystkich pozostałych - w sumie 9 osób. Świadek, który obserwował zdarzenie przez lornetkę, natychmiast powiadomił TOPR. Po 20 minutach nadleciał śmigłowiec z ratownikami na pokładzie. Szybko odkopano 3 osoby: jedną martwą, jedną ciężko poszkodowaną (zmarła 10 kwietnia tego samego roku nie odzyskując przytomności) i 16-letnią dziewczynę, która odniosła tylko lekkie obrażenia. Mimo dalszej akcji poszukiwawczej nikogo więcej nie udało się odszukać. Lawina miała aż 1 km długości i zsunęła się na taflę Czarnego Stawu, załamując lód na obszarze 0,5 ha. Zaistniało więc prawdopodobieństwo, że ciała pozostałych ofiar zostały wciśnięte do wody. Rzeczywiście, zwłoki 6 pozostałych uczestników śmiertelnej wycieczki wydobyli nurkowie pomiędzy 13 maja a 17 czerwca 2003 roku.
Organizatorowi wycieczki, taternikowi a zarazem nauczycielowi geografii ze szkoły w Tychach, który idąc na czele grupy ocalał, postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci ośmiu osób. Nauczyciel nie przyznał się do winy. W pierwszym procesie został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Ten wyrok został jednak uchylony. Sąd apelacyjny uznał bowiem, że Mirosław Szumny nie spowodował zejścia lawiny, ale powinien odpowiadać za sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia licealistów. Proces nauczyciela rozpoczął się więc od nowa. 10 IV 2006 roku w trakcie dramatycznego wystąpienia powiedział, że wychodząc w góry z młodzieżą, miał świadomość, iż może zejść lawina. - Nie było wtedy pogody, która dawałaby poczucie bezpieczeństwa - przyznał geograf. Dodał, że od samego początku miał wątpliwości w tej sprawie, ale nie skonsultował ich z dyżurującym w schronisku ratownikiem TOPR-u. - Z powodu moich błędów zginęło osiem osób - powiedział. Tego dnia w sądzie pojawili się rodzice licealistów, którzy zginęli pod zwałami śniegu. Sensacyjnych wyjaśnień nauczyciela słuchali z kamiennymi twarzami. Adam Matyśkiewicz, który w lawinie stracił dwóch synów, nie ukrywał jednak zadowolenia z tego, że w końcu przyznał się on do winy. - Na te słowa czekałem przez cały proces. Nie pytajcie mnie jednak o wybaczenie. Niech mu sumienie wybaczy - stwierdził. Obrońca nauczyciela oraz prokuratura uzgodnili, że w tej sytuacji sąd nie będzie musiał już przesłuchiwać świadków. Ustalono, że Mirosław Szumny zostanie skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata, nie będzie mógł także prowadzić i organizować wycieczek, obozów i kolonii. Wyrok ogłoszono 11 IV 2006 roku. Wiosną 2009 r. w plenerach tatrzańskich nakręcono zdjęcia do filmu fabularnego nawiązującego do tego wypadku pt. "Cisza" w reżyserii Sławomira Pstronga.
1-8) szlak na Rysy to w wielu miejscach wspinaczka przy pomocy łańcuchów
O tym, że szlak wiodący na Rysy bywa niebezpieczny nawet przy stosunkowo niewielkiej pokrywie śniegu świadczą też wypadki z ostatnich lat - oba wydarzyły się przy I stopniu zagrożenia lawinowego. 30 XII 2009 r. podchodzący szlakiem w rejonie Buli pod Rysami podcięli dużą poduchę śniegu nawianego na zalodzone podłoże. Lawina porwała znajdujących się niżej sześciu turystów. Mimo sprawnie przeprowadzonej akcji ratunkowej zginęło trzech młodych pasjonatów gór i narciarstwa z Warszawy, a dwie inne osoby zostały poważnie ranne. Rok później, 7 I 2011 r., wydarzył się podobny wypadek. Tym razem spośród pięciu osób, które znalazły się w zasięgu lawiny, trzy nie odniosły obrażeń, a dwie zostały ranne w wyniku uderzeń o wystające głazy.
1-7) przedsmak widoków z Rysów
Ogółem, lwia część wspinaczki na Rysy odbywa się na lewo od żlebu, który z daleka przypomina długą rysę stąd nazwa szczytu. Straciło na nim życie kilkunastu turystów, którzy lekkomyślnie próbowali tamtędy schodzić. Żlebem wiedzie natomiast droga zimowa na Rysy.

Gdy dotarliśmy do grani odbijającej z Rysów w kierunku Niżnych Rysów oraz Żabich Szczytów, otworzyły się widoki na Tatry Słowackie. Po raz pierwszy tego dnia ujrzałem zamaszysty Lodowy Szczyt. Do osiągnięcia najwyższego punktu na mapie Polski pozostało zaledwie kilkadziesiąt kroków. Część z nich musiała odbyć się wąską granią prowadzącą ponad żlebem. W 2009 roku przeszedłem ten fragment nie wiedząc jak ogromne przepaście czyhają tuż obok. Teraz, starałem się go przejść powoli zachowując przy tym odpowiednią koncentrację. Kilkadziesiąt sekund później oba wierzchołki Rysów stały już przede mną otworem.

1-3) ostatnie odcinki wspinaczki na Rysy
Ciśnie mi się na usta wiele słów zachwytu. Postaram się dać im upust w trakcie opisywania panoramy. Tymczasem, zachowując chronologię wydarzeń muszę odnotować, że mniej więcej o godzinie 13:40 osiągnąłem słowacki wierzchołek Rysów i po raz pierwszy w życiu przekroczyłem barierę 2500 metrów wysokości. Do dziś czuję radość i emocje jakie wtedy mi towarzyszyły. Najpierw chciałem zdobyć polski szczyt Rysów aczkolwiek siedziało na nim tylu ludzi, że nie sposób było się przecisnąć. Ogółem tłok panował tam niczym na Krupówkach.

1) na pierwszym planie: słowacki wierzchołek Rysów, 2) polski wierzchołek Rysów
Widok z Rysów cieszy się od 150 lat sławą najbogatszego w całych Tatrach, bowiem obejmuje setkę szczytów i 12 ważniejszych jezior. 
Już węgierski uczony Janos Hunfalvy w swej geografii Węgier (1863-65) zauważył, że z wszystkich szczytów Tatr - najwyższych nie wyłączając - najwspanialsza panorama roztacza się z Rysów. Opinia ta obowiązuje do dziś, a Rysy są najliczniej odwiedzanym "pieszym" szczytem Tatr Wysokich, który - co ciekawe - wielokrotnie był dekorowany różnymi tablicami i symbolami religijnymi. W 1891 roku marmurową tablicę otrzymał Ede Blásy, pierwszy zdobywca Rysów (20 VII 1840 r.). Od 1957 r. wisiała spiżowa tablica umieszczona przez władze Czechosłowacji na pamiątkę wejścia tu w r. 1914 Włodzimierza I. Lenina. Zrzucana przez taterników polskich, była później przechowywana w Chacie pod Wagą, a do skał szczytu przykręcana tylko na czas politycznych uroczystości. We wrześniu 2008 r. nieznani sprawy ustawili na polskim wierzchołku metalowy krzyż na trójnogu. Został on usunięty wiosną 2009 roku. W czerwcu tego samego roku ktoś zamocował inny krzyż, a także okazałą tablicę z napisem na 100-lecie TOPR-u. Do skał wierzchołka przytwierdzono także reklamę linii autobusowej ze Szczyrbskiego Jeziora do Zakopanego i mniejsze prywatne tabliczki upamiętniające śmierć turysty górskiego i wycieczkę nowożeńców. Te nielegalne "ozdoby" zostały zdemontowane przez TPN w sierpniu 2010 r. zaś krzyż trafił do sanktuarium na Wiktorówkach.
1-15) panorama 360° widziana ze słowackiego szczytu Rysów (2503 m), zliczenie ilości widzianych szczytów wydaje się niemożliwe
Usadawiając się na wierzchołku, nie czyniłem żadnych gwałtownych ruchów za wyjątkiem energicznego obracania głowy. Panoramy przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Było tak wspaniale, że aż nie mogłem tego ogarnąć. W którą stroną bowiem spojrzeć? Kontemplować szczyty, doliny a może jeziora? Siedziałem na skale niemal godzinę a i tak wciąż mi było mało. Nie bacząc na panujący harmider wywołany dużą ilością osób, spróbowałem zagłębiać się kawałek po kawałeczku. 

Weźmy na początek Tatry Bielskie będące kulminacją tylko kilku ale za to jakże charakterystycznych gór. Między nimi a mną były jeszcze co najmniej dwa pasma stanowiące źródło kolejnych szczytów. Na jednym kadrze uzbierało się zatem kilkanaście wierzchołków, a biorąc pod uwagę, że takich kadrów mam również kilkanaście to można dojść do wniosku, że ten rodzaj matematyki jest wręcz upojny dla duszy.

panorama z Rysów, widok w kierunku Tatr Bielskich
Naturalnie, najbardziej pociągające były góry, które ślicznie kontrastowały z błękitem nieba na ostatnim planie. Do tej grupy należy koniecznie zaliczyć Jagnięcy, Kołowy oraz Lodowy Szczyt. Zachwyt nad zachwytami mnie owładnął. Jak bowiem mam tu nie powtórzyć po raz enty litanii piękna otaczających pejzaży? W gruncie rzeczy o wiele łatwiej wymienić wierzchołki, których z Rysów nie widać.

panorama z Rysów, widok w kierunku masywu Lodowego Szczytu
Jedźmy dalej: Łomnica i Pośrednia Grań, z którymi miałem styczność ledwie miesiąc wcześniej. Uczta widokowa trwała w najlepsze, a ponadto połączyć ją mogłem z lekcją tatrzańskich pięter roślinnych oraz procesów geologicznych, które wytworzyły ten unikalny teren. Żleby, doliny wiszące, kotły polodowcowe, a także zmienność barw począwszy od zieleni na dole a kończąc na szarości granitów w najwyższych partiach. Dla takich pejzaży można po prostu stracić głowę.

panorama z Rysów, widok na Łomnicę i Staroleśny Szczyt
Otaczanie wielkim łukiem słowackich szczytów mogłem kontynuować, podziwiając Małą Wysoką, Staroleśny oraz Sławkowski Szczyt. Ogrom Tatr powalał na kolana, toteż dobrze że siedziałem sobie wygodnie na skałce. W tym rejonie wzrok automatycznie schodził na potężnego Gerlacha z charakterystyczną szczerbinką. Na jego tle zlewał się Ganek z kilkusetmetrowymi urwiskami wywierającymi równie wielkie wrażenie. Król Tatr - trzeba przyznać - prezentował się jak na władcę przestworzy przystało.

panorama z Rysów, widok na Gerlach
Ponownie spoglądając bardziej na prawo: Kończysta zaś kolejną górą, w której utkwiłem na dłużej wzrok była Wysoka. Wystarczy powiedzieć, że przewyższa Rysy o kilkadziesiąt metrów, a do tego znajduje się tak bardzo blisko, że jej ogrom jest więc nie do ogarnięcia. Mogłem zatem obserwować każdą jej skałkę, a do tego na jej wierzchołku zauważyłem taterników. Z perspektywy Rysów, Wysoka wydawała się nie do zdobycia.

Wysoka widziana z Rysów
Ciężka artyleria granitowa toczyła wojnę z moimi oczami i zmysłami. Z drugiej jednak strony sam zechciałem zostać ich jeńcem i poddać się ich urokom. W tej batalii piękna, przerywnikiem okazał się widok Doliny Mięguszowieckiej z wysoką choć dziwnie małą Kopą Popradzką.

panorama z Rysów, widok w kierunku Niżnych Tatr
Wysokie granie powracają chwilę dalej, kiedy to oczy wspinają się postrzępionym basztami na szczyt Szatana. Muszę przyznać, że nie czułem ani odrobinki piekła. Kto by pomyślał, że ujrzę szatana będąc w niebiańskim raju. Na omawianą grań nałożył się także grzbiet Soliska. Widząc tyle baszt mogłem poczuć się jak w zamku albo chociaż średniowiecznym Krakowie. Z poziomu lochów osiągnąłem najwyższą jego wieżę zyskując magiczne doświadczenia wzrokowe.

1-2) panorama z Rysów, widok w kierunku grani Szatana i Soliska
Z pełną odpowiedzialnością mogłem ogłosić alarm szczytowy, bowiem następne wierzchołki mnożyły się w zastraszająco szybkim tempie. Czyżby to potężny Krywań niczym bóg płodności zasiał swym brzemieniem dziesiątki zaokrąglonych szczytów Tatr Zachodnich? A może odpowiedzialnym za to wszystko jest Mięguszowiecki Szczyt Wielki? Na to odpowiedzi raczej nie poznamy. Z dozą prawdopodobieństwa, stwierdzić można że boginią musiała być Bystra, bowiem widziana z Rysów wyglądała na strzegącą bram ku dziesiątkom przyjaznych górek. Spoglądając zatem w Tatry Zachodnie, musiałem wytężyć wzrok bowiem wiele szczytów po prostu nakładało się na siebie.

1-4) panorama z Rysów, widok na Krywań oraz Tatry Zachodnie
Wróćmy na chwilkę bliżej miejsca naszego szczytowania. Przypomnieć warto widok znad Morskiego Oka ku Mięguszowieckim Szczytom. Z pewnością pamiętacie ich ogrom natomiast teraz przerosłem wszystkie trzy popularne "Mięgusze". Mimo tego, nie straciły one na swej powadze i doniosłości, bowiem wystarczyło spojrzeć na te urwiska jakie z nich opadają. Włos się jeży na sam widok.

panorama z Rysów, widok na grań Mięguszowieckich Szczytów
Za "mięguszami" zaś masyw Czerwonych Wierchów. Jakże inna jest wędrówka nimi w porównaniu do Rysów. Przyjaźnie łagodne szczyty aż zachęcają aby się na nie ponownie wybrać.

Będąc na Krupówkach, każdy z nas musiał widzieć urwiska opadające ze szczytu Giewontu. Ten sam Giewont z Rysów jest ledwo zauważalny na co oczywiście miała wpływ różnica wysokości między tymi miejscami sięgająca aż 1,5 km.

1-2) panorama z Rysów, widok w kierunku Czerwonych Wierchów i Giewontu
Aby móc podziwiać polską część Tatry Wysokich, lepiej jest szczytować na polskim wierzchołku Rysów. Gdy w ferworze walki udało mi się to uczynić naszła, mnie taka oto myśl. Po prostu to niesamowite, że widziałem Rysy już z wielu szczytów, a nawet pagórków okalających Kraków zaś dopiero teraz mogłem stanąć po tej drugiej stronie. Prześledziłem uważnie grań Orlej Perci. W takiej pogodzie pragnąłbym przechodzić wszystkie szlaki. Przenosząc wzrok ku prawicy, zaciekawienie wzbudzały Niżne Rysy zaś za nimi olbrzymia Dolina Białki. Tym samym przekroczyliśmy ponownie - spojrzeniem - granicę i znaleźliśmy się z powrotem wśród słowackich szczytów, których - jak już wiecie - było bez liku.

1-3) panorama z Rysów, widok na polską część Tatr Wysokich, w tym Orlą Perć
"Szczyt! - woła z patosem Rafał Malczewski w 1935 roku - zaroiło się od pogłowia wierchów. (...) Plątają się granie, grzędy, uskoki, wybrzuszające się olbrzymy. Polotne turnie grają niespokojną rytmiką spadków i wzniesień, doliny lecą w głąb i toną w atramentowych cieniach. (...) W ostrych skrótach uciekają urwiska, piętrzą się rylcem blasku kowane ściany."
Widok z Rysów to nie tylko granie oraz szczyty, lecz również jeziorka rozsiane we wszystkich kierunkach świata:

Czarny Staw pod Rysami oraz Morskie Oko widziane ze szczytu Rysów 
Żabie Stawy Mięguszowieckie
Niżni Żabi Staw Białczański zaś w tle Dolina Białej Wody 
Ciężki Staw
Litworowy Staw przy szlaku prowadzącym na Polski Grzebień
Postawienie tutaj kropki w temacie widoków z Rysów byłoby istnym niedopatrzeniem. Do tej pory skupialiśmy się na tym co widzieliśmy w obrębie Tatr. Jak zapewne już zauważyliście, nawet na tych kiepskiej jakości zdjęciach horyzont rysował się o wiele dalej niż w rejonie skrajnych tatrzańskich wierzchołków. Na szczęście, to czego nie mógł uchwycić aparat, złapały moje oczy i z czystym sumieniem mogę rzec, że trafiliśmy na rewelacyjną widoczność. Daleko, daleko, dziesiątki kilometrów od Rysów zauważyłem Beskid Żywiecki z Pilskiem i Babią Górą na czele. Długi wał wspomnianych Beskidów ciągnął się na przestrzeni niemożliwej do złapania jednym rzutem oka. Warto wspomnieć, że z charakterystycznych szczytów, widzieliśmy również Luboń Wielki, a na prawo od niego Gorce z ich najwyższym Turbaczem. O Beskidzie Sądeckim także nie mogę zapomnieć. Ogółem, wydawało się, że widoki sięgały aż po Kraków czyli ok. 100 km w linii prostej. Na południe i północ oko uciekało ku pozornym równinom Liptowa, Spiszu i Podhala. O wale Niżnych Tatr nawet już nie wspominam. Poezja, takim widokom powinni dawać nagrodę Nobla za dogłębne katharsis. 

1-2) a na polskich Rysach przez cały dzień tłok... 4) Rysy są miejscem wędrówek turystów z całej Europy
Istotnie, Rysy są w sezonie polsko-słowacko-czesko-niemiecko-węgierską Wieżą Babel. W trakcie mojego pobytu, słyszałem właśnie język słowacki oraz niemiecki. Tymczasem, godzina spędzona na Rysach minęła niewyobrażalnie szybko. Kompani zasugerowali aby zacząć schodzić na co nie chciałem się zgodzić. Wypadało jednak aby nasz piechurek-fotograf-kierowca wracał do Krakowa jeszcze za dnia toteż większej dyskusji nie było. Z wielką nieśmiałością stawiałem pierwsze kroki. Chciałem ująć wzrokiem fenomenalne widoki tak aby towarzyszyły mi przez długie zimowe miesiące. Gdy myślałem że to uczyniłem, robiłem krok po czym znów unosiłem głowę ku górze aby złapać ostatki ostatków.

1-7) wybrane kadry z widokowej panoramy rozpościerającej się z Rysów 
Na godzinie spędzonej w zupełnie innym wymiarze, w rajskiej rzeczywistości, ucierpiała z pewnością koncentracja. Ta z kolei jest niezbędna aby bezpiecznie opuszczać się po kolejnych łańcuchach. Schodzenie nie odbywało się w zbyt żwawym tempie, bowiem tworzyły się zatory. Wiadomo, że jeden schodzi wolniej, a drugi szybciej zaś tych pierwszych nie wolno pospieszać. Były to więc dobre momenty aby uchwycić kilka dodatkowych zdjęć szlaku prowadzącego na Rysy - tym razem z perspektywy osoby schodzącej.

1) zatory na szlaku, 2-3) trudności szlaku na Rysy, 4) Rysy są dwuwierzchołkowym szczytem
Wraz z czerwonymi znakami okrążyliśmy szczyt od strony zachodniej i północny, po czym przeszliśmy eksponowany trawers. Gdy szlak definitywnie opuszczał grań, nastała - już naprawdę - ostatnia szansa aby nacieszyć się słowackimi Tatrami Wysokimi. Moim zdaniem, to właśnie wtedy prezentowały się najpiękniej ze względu na oświetlenie słoneczne. Ponadto obłoki tworzyły na graniach, plamy czerni co dało zjawiskowy efekt.  Gerlach wraz z Gankiem dobrały się w tym koncercie idealnie. Zresztą oceńcie sami:

1-4) widok spod Rysów na słowackie Tatry Wysokie, 4) Gerlach zaś przed nim wtapiający się w jego masyw Ganek i jego słynne urwiska
Rzadko kiedy zwracam uwagę na florę (wyjątkiem były krokusy w Dolinie Chochołowskiej), aczkolwiek tu zrobię wyjątek i przytoczę jeszcze jedną ciekawostkę godną uwagi nawet roślinnego laika. Cały czas jesteśmy bowiem w piętrze turni, a więc powyżej 2300 m n.p.m. i w związku z tym można zastanowić się czy spotkamy tam jakieś rośliny. Szybka kalkulacja poparta zdjęciami nieczułych na życie granitów może podpowiadać że nie, jednakże nie jest to dobra dedukcja. Otóż roślinność piętra turni, wykorzystuje każdą drobinę gleby oraz każdą szczelinę w skale.
"Powyżej 2300 m w Tatrach znajduje się jeszcze 105 gatunków roślin naczyniowych, z czego 85 należy do flory charakterystycznej dla piętra turni" - pisał Bogumił Pawłowski w 1928 roku.
1) ponownie: Czarny Staw pod Rysami oraz Morskie Oko, 2-8) trudności szlaku na Rysy
Jak to mam w zwyczaju, schodziło mi się tempem spacerowym. Nie raz i nie dwa moje piechurki musiały na mnie czekać. Trudno jednak przyspieszyć kroku gdy w głowie wciąż ma się to wszystko co Rysy zaserwowały. Tymczasem, zakończyliśmy etap łańcuchów. Lubię te fragmenty, bowiem zawsze urozmaicają one wspinaczkę i nierzadko dostarczają dodatkowych atrakcji. Dwa jeziorka, o których na początku retrospekcji opowiedzieliśmy niemal wszystko ponownie stały nam się niezwykle bliskie. 

1 i 7) bliższy: Czarny Staw pod Rysami oraz dalsze: Morskie Oko wraz ze schroniskiem, 2-5) trudności szlaku na Rysy, 5) gościnnie wystąpił mój cień :)
Gdy wydawało się, że wykorzystaliśmy w pełni limit atrakcji okazało się, że staliśmy się świadkami następnej. Otóż przed Czarnym Stawem pod Rysami, definitywnie pożegnaliśmy z promieniami słonecznymi. W innej sytuacji znajdowały się wysokie granie w efekcie czego ujrzeliśmy istny ruch światła.

1-2) dodatkowe atrakcje widokowe w rejonie Czarnego Stawu pod Rysami
Przy zejściu do Morskiego Oka, postanowiliśmy obejść je od drugiej strony aby choć kapka  powrotnej trasy nie powtórzyła się z tą jaką przemierzyliśmy kilka godzin wcześniej. Tam, taniec światła przybrał jeszcze ognistszych barw. To było coś niesamowitego! Na zboczach Żabich Szczytów oraz Niżnych Rysów ujrzeliśmy zarys Mięguszowieckich Szczytów spowodowany zachodzącym Słońcem. Znaleźliśmy sobie duży kamień aby wspólnie obserwować to fantastyczne zjawisko. Przy okazji, otoczyło nas też stado komarów tudzież innych paskudztw przez co wymachiwanie rękami stało się naszym chlebem powszednim.

1) Morskie Oko, 3) "Mięgusze" oraz Mnich na zboczach Niżnych Rysów
Seans trwał kilkanaście minut, w trakcie których nawet komary przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Uczta została godnie zakończona. 

Tymczasem po drugiej stronie jeziora zauważyłem kolejną parę młodą. Jak widać, moda na sesje zdjęciowe w nietypowych miejscach trwa w najlepsze. Wobec tego byłem ciekaw widoku panny młodej z bliska.

1) Morskie Oko o zmierzchu, 2-4) zachodzące Słońce potrafi dać wspaniałe efekty

Nad okolicą powoli meldował się zmrok. Przy schronisku siedliśmy tylko na chwilkę w celu spożycia szybkiego posiłku. Przy okazji ujrzałem tez pannę młodą. Najbardziej podobała mi się gdy założyła na ramiona góralską chustę na ramiona przez co o wiele lepiej komponowała się w otaczający krajobraz. Szkoda, że zdjęcia wyszły zamazane.
1) Schronisko przy Morskim Oku, 2) Mięgusze, Cubryna oraz Mnich o zmiezchu - widok jakże inny od tego sprzed 9-10 h
Na skrótach, ścinających obszerne serpentyny złapała nas kompletna ciemność, toteż w ruch poszły latarki. Fakt, że były one zamontowane w telefonach komórkowych możemy w zasadzie pominąć. Mimo rozkwitu nocnej aury, na asfalcie nie mogliśmy się spodziewać żadnych nawigacyjnych kłopotów. Przemierzając tak kolejne kilometry, mniej więcej przed Wodogrzmotami Mickiewicza zaczęliśmy co jakiś czas słyszeć dziwne odgłosy natury. Wyglądało to na wilka choć nikt z nas nie mógł być tego pewien. W takich ciemnościach poczucie strachu niewątpliwie we mnie wzrosło, toteż zwiększyliśmy wartość decybeli naszej rozmowy aby zagłuszyć niepokojące dźwięki.

Ciągnący się w nieskończoność asfalt stał się ostoją istnej pustki. Przez większą część drogi nie mieliśmy nikogo ani za plecami, ani też przed brzuchami. W zasadzie, przepis TPN mówi jasno, że po zmierzchu obowiązuje zakaz poruszania się szlakami aczkolwiek mieliśmy nadzieję, iż żadnego mandatu nie złapiemy. 

Na finałowej prostej doświadczyliśmy za to następnego ciekawego zjawiska. Otóż reflektory nadjeżdżającego z naprzeciwka pojazdu oświetliły idącego przed nami turystę do tego stopnia, że wytworzyła się wokół niego jasna poświata zaś sam kształt ciała pokrył się czernią. Kontrast wywarł na mnie niemałe wrażenie.

W takich oto klimatach zakończył się VIII Tatrzański Rajd Piechurków. Nie ulega wątpliwości, że spośród dotychczasowych eskapad zdobyliśmy najwyższy możliwy szczyt dostępny ogólnodostępnym szlakiem turystycznym. Myślę również że ogólnie całą wyprawę trzeba zaliczyć do najwspanialszej dotychczas. Tradycja rajdu czyli żadnej kropli deszczu ponownie została podtrzymana. Wypada podziękować moim piechurkom a więc Tomkowi i Pawłowi za chęć podjęcia wspólnej wędrówki. Bez Was nigdy w życiu nie ujrzałbym tylu cudów natury w trakcie zaledwie jednego dnia.

Tym samym była to też ostatnia tatrzańska wędrówka w 2012 roku. Teraz zatem można już planować kolejne rajdy na nieodkryte jeszcze szczyty. Może w przyszłości pobijemy rekord wysokości i wzbijemy się ponad 2503 m? Kto wie, czas pokaże, ambitnych planów z pewnością nam nie brakuje...

Polecam retrospekcję będącą zbiorem zdjęć Tomka, który ciachał fotografie zawodowym sprzętem. Efekt jest wspaniały: głębia barw, przestrzeni oraz ostrość sprawią, że automatycznie przeniesiecie się na trasę naszej wędrówki i ujrzycie mnóstwo urzekających rzeczy. Tomek zadbał również o panoramy z Rysów, które pomieścił w panoramicznych ujęciach przez co to, co ja prezentowałem na kilkunastu zdjęciach, Wy ujrzycie na jednym. Dokładka z Rysów już teraz pod linkiem -->  Fotograficzna wędrówka na Rysy

P.S.: Wybrane akapity retrospekcji powstały na podstawie przewodnika J. Nyki "Tatry Polskie"

6 komentarzy:

  1. Myślę, że widziałem lepsze wpisy

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozostawie bez komentarza, ale z małym śladem, że mi się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedługo zostanie wydana monografia o MO, zapowiada się niezłe gabarytowo dzieło!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne te nasze góry, piękne. :)
    Byłam w ostatnie wakacje, jak zawsze zakochana w tatrzańskim krajobrazie, ale zdecydowanie niżej położone punkty "zaliczałam".

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję.
    Piękny reportaż (zwłaszcza fotki) , jak z lat 70 gdy byłem prawie Taternikiem. Odżyły wspomnienia i piękno . oooo

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania =)