26 września 2012

Połonina Krasna (Syhłański - Topas - Kołoczawa)

Ludzie mają w zwyczaju zachwycać się nad różnego rodzaju pięknem. My znajdowaliśmy się właśnie w centrum takiego piękna, które miłośników wędrówek cieszy najbardziej - piękna natury. To naprawdę niesamowita sprawa. Kiedyś delektowałem się cudownymi widokami wyłącznie zza biurka komputerowego. Ewentualnie dochodziły do tego książki podróżnicze bądź przyrodnicze dokumenty w telewizji. Podejrzewam, że sporo osób tak ma właśnie teraz. I co sobie taki człowiek może przed ekranem komputera pomyśleć? "Piękne, niesamowite ale czy to istnieje naprawdę?" albo "Wspaniałe, szkoda że nie ujrzę tego nigdy na żywo". Nie można poprzestać tylko na tego typu myślach. Trzeba wyjść naturze na przeciw, bo ona swego piękna przed nikim nie chowa. Wystarczy tylko trochę czasu i samozaparcia. I właściwie można sobie zadać pytanie dokąd ten akapit zmierza? Otóż kiedyś takie choćby Widmo Brockenu czy panoramę z Rysów znałem tylko z Internetu nie wierząc, że kiedykolwiek tego doświadczę. Los potoczył się jednak pomyślnie, przez co mój bagaż wspomnień jest zaprawdę wielki. A teraz? Morze połonin - widok jak z bajki, który niegdyś znałem tylko z książek do geografii. Połonina Krasna ziściła moje kolejne marzenia. Nie bójmy się zatem podejmować realizacji marzeń - jakichkolwiek. Mój ukraiński sen trwał w najlepsze, toteż nie czekajmy już dłużej i kontynuujmy nasze zachwyty nad jedynym w swoim rodzaju pięknem dziewiczych, ukraińskich Karpat... 

Region: ukraińskie Zakarpacie

Pasmo: Połonina Krasna

Trasa (patrz mapka): Syhłański (1564 m)  trawersem szczytów 1563 m i 1522 m  płn-wsch. ramię góry Topas (1512 m)   Kołoczawa

Pogoda: cudowna

Widoczność: bardzo dobra

Poprzednia część retrospekcji:  Połonina Krasna cz. 1 

widok ze Syhłańskiego w kierunku Świdowca
Trudno jest rozpocząć opowiadanie od punktu kulminacyjnego, bowiem jak tu później utrzymać wysoki stan euforii przez całą retrospekcję? Zazwyczaj jest tak jak w starożytnym dramacie, gdzie akcja rozwija się z aktu na akt. Tu, na przystawkę mamy danie główne i co najważniejsze nie jest to żaden dramat! Wyobraźcie więc sobie ów euforię panującą wśród uczestników grupy. Na twarzach wszystkich panowały szerokie uśmiechy od ucha do ucha, a głosy również przepełnione były radością. Aparaty nie miały wtedy łatwego życia - ich eksploatacja sięgała granic możliwości. Nic dziwnego, te widoki mówią same za siebie:

1-5) ostatnie ujęcia ze Syhłańskiego - tym razem w kierunku Gorganów (1-3) oraz Świdowca i dalszej częsci Połoniny Krasnej (4-5)
Fotografie niech więc dopełnią naszemu uczuciu euforii. Syhłański ugościł nas pejzażami o promieniu kilkudziesięciu kilometrów rozciągającymi się we wszystkie strony świata. W takich chwilach czas płynie niemiłosiernie szybko przez co komendę o rozpoczęciu drogi powrotnej przyjąłem z niemałym szokiem. Takiego miejsca nie da się opuścić bez walki z oczami i duszą. Zawsze odczuwa się ten lekki niepokój czy aby kiedykolwiek jeszcze ujrzę coś równie wspaniałego? Gdy odpowiedź nie jest w stu procentach twierdząca to nogi zastygają, a oczy? One nadal patrzą, a dusza dalej chłonie...

podczas naszej ukraińskiej wojaży nie zabrakło motywów patriotycznych
Połoninę Krasną można pokochać jeszcze za jedną rzecz. Otóż widoki wcale nie kończą się wraz z chwilą rozpoczęcia zejścia ze szczytu. Tylko znów, jak tu dalej iść skoro człowiek wpada w osłupienie widząc, że przez kolejnych 10 km szlak prowadzi śliczną halą mieniącą się kolorami? Musiałem się więc przełamać, a ponadto kroku przyspieszyć, gdyż czoło grupy było już blisko szczytu, na którym spotkaliśmy pozostałości po budowie rurociągu.

1-3) szlak czerwony biegnie grzbietem Połoniny Krasnej
Nasza mapka od poprzedniej retrospekcji ni w ząb się nie zmieniła ale i tak warto ją ponownie zamieścić abyśmy wiedzieli dokąd zmierzamy. Kto wie, przecież może niedługo zagościcie na Połoninie Krasnej! Tym bardziej, że na polskim rynku można kupić już drugie, zaktualizowane wydanie mapy Gorganów i Połoniny Krasnej uwzględniające dynamicznie rozwijającą się siatkę szlaków turystycznych.

cały czas połoninami, cały czas szlakiem czerwonym aż do Kołoczawy
Ukraiński sen roku 2012 uświadomił mi, że im piękniejsza góra tym większe opóźnienie notuję w stosunku do innych uczestników. W nadgonieniu pomocny przydał się trawers szczytu o wysokości 1563 m. Minąłem wtedy zbieraczy jagód wyposażonych w specjalne grabki do ich szybszego pozyskiwania. Kto - lingwistycznie - czuł się na siłach, chętnie zamienił kilka słów. Swoją drogą, kilkudniowa praca w takim otoczeniu byłaby interesującym przeżyciem. Mówiąc jednak już poważnie, nie da się ukryć, że ludziom tym nie żyje się łatwo choć niesamowitym jest fakt, iż kogo byśmy z tutejszych nie spotkali to zawsze obdarzali nas szczerym uśmiechem.

1-8) uroki Połoniny Krasnej
Żwawym krokiem dotarliśmy do szczytu z rurami. Zakończyliśmy tym samym etap powielania trasy sprzed kilku godzin. Teraz bowiem zamiast przełęczy Przysłop, udaliśmy w dalszą podróż grzbietem Połoniny Krasnej. Syhłański został daleko za naszymi plecami przez co naszą uwagę skupiła charakterystyczna, niemal płaska góra z masztem. Był to Topas, który kusząco zachęcał aby na nim stanąć.

1-4) Połoniną Krasną ku Topasowi
Na przełęczy między szczytem z rurami a Topasem ujrzałem porozrzucane śmieci. W takim miejscu ten widok szczególnie kłuł w oczy. Niestety, nawyków niektórych ludzi czasem nie sposób zmienić. Nawet nie zamieszczam zdjęcia tego miejsca co by nie psuć tej naszej - mam nadzieję - ciągłej euforii. Za to niebo upiększały obłoczki. Wszystko w idealnych proporcjach. Zresztą nie ma co szukać słów na siłę. Żadne z nich nie oddadzą bowiem tego piękna...

1-4) Połonina Krasna w pełnej krasie
Podejście pod Topas, a właściwie pod punkt, z którego wybiega jego ramię było ostatnią tego dnia porcją wędrówki pod górę. Na miejscu ujrzałem kilka znajomych twarzy, których nie widziałem od czasu szczytowania na Syhłańskim. Co ciekawe, plecaków porozrzucanych na ziemi było co najmniej dwukrotnie więcej niż ów twarzy. Okazało się, że część grupy ruszyła ku Topasowi zostawiając zbędny balast na rozdrożu. Warto bowiem wiedzieć, że szlak czerwony omija ten charakterystyczny szczyt i od tego momentu kieruje się już wyłącznie w dół ku dolinie, w której leży Kołoczawa.

1-7) piękno Połoniny Krasnej raz jeszcze, bo ten widok znudzić się po prostu nie może
Jak widać, Topas był na wyciągnięcie ręki. Ledwie kilka minut marszu choć bez plecaka to i potruchtać można by było w mig ten odcinek. Nie sprawiłem sobie jednak tej przyjemności, bo jakbym na Topasie stanął to coś czuję, że zostałbym tam na dobre pół godziny, a czas nieubłaganie gonił ku zachodowi.

Współtowarzysze, którzy szybciej dotarli w te rejony mogli jednak na Topasa wybrać się bez konsekwencji i jak się oczywiście okazało - był to strzał w dziesiątkę. Nie tylko pod względem widokowym, bowiem na szczycie czekała jeszcze jedna atrakcja. Otóż, na ten widoczny z daleka maszt każdy mógł swobodnie wejść za pomocą kolejnych szczebli. Najodważniejsi dotarli aż do połowy jego wysokości.

Topas (1548 m) z charakterystycznym masztem w bliskiej perspektywie
Między jednym z przewodników, a trójką uczestników wywiązała się ciekawa dyskusja na temat tego kto zaliczył wyższe wzniesienie. Otóż ów tercet uraczył się - na początku trasy w Kołaczawie - piwkiem przez co na Przełęcz Przysłop i w konsekwencji grzbiet Połoniny Krasnej dotarli znacznie później niż my. W efekcie zamiast na Syhłańskiego udali się wprost na Topas myśląc, że właśnie to jest najwyższy szczyt Połoniny Krasnej. Czy zatem tercet miał prawo sądzić że to oni szczytowali dziś najwyżej? I tak, i nie, gdyż jak się otworzy mapę i popatrzy na wysokości i poziomice to werdykt jest jasny ale...
- Jak to nie jest to najwyższy szczyt? Ile on ma?
- 1548 metrów - rzekł przewodnik
- A ten na którym wy byliście?
- 1564 m
- No właśnie, a my wyszliśmy 20 m wzwyż na maszt, więc kto tu był wyżej? :)
 
I wszystko jasne. Oczywiście pozdrawiam kompanów podróży!

1-8) widok z okolic Topasa na szczyty Gorganów otulające Kołoczawę (sama wieś widoczna na zdjęciu nr 2)
Tymczasem ramię Topasu odsłoniło dla nas fenomenalną panoramę w kierunku północnego-zachodu. Przez wzgląd na oświetlające Słońce, widok ten stał się bardziej wyrazisty, bowiem widzieliśmy charakterystyczne żebra, które "spływały" grupami do dolin rzek, które łączyły się w jedną wielką przy której ulokowana jest Kołoczawa. Mnogość rozciętych grzbietów i połoninnych szczytów zachwycały! Chyba właśnie ta panorama oddaje piękno i wszelkie walory Kołoczawy. Poza tym widząc szczyty Gorganów na podstawie ledwie tych kilku zdjęć można zaplanować wędrówkę długą na co najmniej tydzień. 

właśnie tak najwygodniej podziwiać piękno ukraińskich Karpat...
Gdy mieliśmy kontynuować wędrówkę, "ogon" grupy się zbuntował argumentując, że nawet nie było czasu na zjedzenie czegokolwiek bo takie wspaniałe pejzaże się roztaczają. W efekcie przewodnik został ubłagany o przedłużenie popasu. Miejsce to było tego szczególnie warte, toteż i sam na tym skorzystałem. Przód grupy znikł gdzieś w lesie, toteż teraz czułem jeszcze większą bliskość z otaczającą naturą.


1) Kołoczawa ciągnie się wiele kilometrów nad rzeką Tereblą, 2) nic dodać, nic ująć
Schodzenie było szczególnie przyjemnie, bowiem cały czas miałem przed oczyma powyższy obrazek. Nigdy nie przypuszczałbym, że wycieczka ta potoczy się tak fantastycznie. Zyskałem kolejne wspomnienia, które będą ze mną już do końca życia. Zaraz, zaraz, zabrałem się za podsumowanie, a tu przecież do Kołoczawy jeszcze kilka kilometrów. Słońce nadal soczyście oświetlało łąki, zauroczmy się nimi!



1-9) uroki wędrówek Połoniną Krasną
Magia barw, która pobudza zmysły nawet kilkanaście miesięcy po odbyciu tej wyprawy. Niesamowite!

Wraz z pojawieniem się większej ilości drzew, regularnie zaczęły występować czerwone znaki. Ostatni fragment zejścia był kamienisty i nieco bardziej stromy. W porównaniu z kilometrami połonin były to jednak tylko nanometry. Szlak wyprowadził w rejon prywatnych pastwisk, a następnie kluczył między domostwami. Właśnie tam spotkaliśmy jednego sympatycznego mieszkańca, który z wielkim uśmiechem witał się ze wszystkimi. Również i mi uścisnął dłoń na co po chwili złączyłem palce, przyłożyłem je do ust i charakterystycznym gestem wyraziłem podziw nad Syhłańskim i Połoniną Krasną.

1-5) końcowe fragmenty zejścia, pierwsze domostwa Kołoczawy
Dzień chylił się ku końcowi. Ostatnim jego akordem było przejście obok ekologicznej myjni samochodowej. Również i my postanowiliśmy z niej skorzystać z tym, że zamiast auta poddaliśmy pielęgnacji nasze buty. Szczotka w dłoń i po chwili w takich traperach mógłbym na wesele iść.

Dotarliśmy do autokaru jako ostatni. Reszta grupy stała przy pojeździe jakby tkwili tam od wieków, toteż wyobraźcie sobie ich wzrok wpatrzony w nas. Plusem było to, że od razu ruszyliśmy. Czas nastał na wyśmienitą kolację!

1) szlak potrafił prowadzić środkiem podwórka przez co raz zdarzyło się, że musieliśmy na własną rękę otwierać furtkę
Dotarliśmy do końca retrospekcji. Cóż mógłbym jeszcze napisać? To była wycieczka z gatunku tych, o których mógłbym opowiedzieć każdemu napotkanemu przypadkowo człowiekowi na ulicy. Pokazywałbym mu te wszystkie fotografie dając jemu i sobie wiele radości. Właśnie tak smakuje realizacja marzeń. Daje Ci motywację do dalszych starań w życiu. 



Wieczorem natomiast mogłem wykonać telefon do Polski i podzielić się swym szczęściem z Kimś bliskim. Choć nie mogłem Jej wówczas pokazać tego filmu, starałem się oddać słowami piękno Połoniny Krasnej jak najpełniej. I pomyśleć że jutro też jest dzień! Mój uśmiech zaraz wyskoczy mi z twarzy, toteż dziękuję i do zobaczenia! Wszak jeszcze nie żegnamy się z niezwykłą Ukrainą...

A o wydarzeniach (widokach!!!) dnia następnego --->  Zachwycająca Połonina Borżawa 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)