Siódmy dzień ukraińskiego snu. Dziś miała mieć miejsce zemsta oraz odwet za porażkę jaka nastąpiła 24 sierpnia 2011 roku. Tamta wycieczka przez wzgląd na "wybuchową" pogodę oraz troje turystów, którzy samowolnie odłączyli się od grupy miała naprawdę dramatyczny przebieg. Najpierw walczyliśmy o przeżycie w trakcie intensywnej burzy na stromych stokach Petrosa. Później, drżeliśmy o los starszych kolegów, którzy zdobyli szczyt w tym żywiole i jednocześnie do następnego poranka nie było z nimi żadnego kontaktu. Dziś pogoda była zamówiona i nie dopuszczaliśmy innego scenariusza jak zdobycie kolejnego ukraińskiego dwutysięcznika.
Miejsce: Karpaty Ukraińskie (pasmo Czarnohory)
Trasa: Hrebla Koliby Przełęcz Kakaradza (Połonina Hołowczeska, 1540 m) Petros (2020 m) Połonina Seryliwka Połonina Szumnieska (1590 m) Połonina Menczul (1238 m) Połonina Dżordżewa Prełuka Kwasy
Długość trasy: 22,5 km
Pogoda: dobra
Widoczność: bardzo dobra
Przy opracowywaniu retrospekcji natrafiłem na problem, z którym chyba nigdy wcześniej się nie spotkałem. Otóż nie wiem, w którym miejscu rozpoczęliśmy swój marsz. Mogę stwierdzić, że na pewno było to gdzieś między Koźmieszczykiem, a Połoniną Hołowczewską. Musiałem zatem wyjąć kilka map Czarnohory, które posiadam i dokładnie wszystko odtworzyć. Wszystko przez to, że ponownie - tak jak pod Bliźnicą - skorzystaliśmy z podwózki gruzawikami.
gruzawik - nasza przepustka do świata czarnohorskiego Petrosa |
Bez tego pojazdu nasza misja byłaby arcytrudna, bowiem do przejścia byłoby prawie 40 km. Warto wspomnieć, że autokar ze względu na stan dróg i mostów nie mógł dojechać do Koźmieszczyka, toteż przesiadka z autokaru do gruzawików nastąpiła już w Łazeszczynie. Po około 20 minutach jazdy dojechaliśmy do wspomnianego już Koźmieszczyka, z którego wybiegają szlaki w kierunku Petrosa oraz Howerli (2061 m). Tam nastąpiła krótka przerwa na uzgodnienie szczegółów. Nastąpiły mocne negocjacje, bowiem to jak wysoko mieliśmy zostać wywiezieni miało być uzależnione od ilości posiadanej gotówki. Widocznie wcześniejsze ustalenia nie były wiążące i Ukraińcy zażądali więcej.
1-3) w drodze na przełęcz |
Na szczęście ruszyliśmy i dojechaliśmy całkiem wysoko. Dzięki temu zaoszczędziliśmy kilka kilometrów żmudnego podejścia w gęstym lesie. Tym samym okazje do popełniania widokowych fotografii nadarzyły całkiem szybko. Zapowiadał się kapitalny dzień pod kątem pogody. Z poziomu okolicznych miejscowości Petros wydawał się bardzo odległy natomiast teraz był już na wyciągnięcie ręki. Po niespełna godzinie marszu osiągnęliśmy Połoninę Hołowczewską wraz z Przełęczą Kakaradza. Ciekawostką jest to, że w języku huculskim słowo kakaradza oznacza owczy kał. Nie wiem czy jest to informacja, bez której wasze życie było gorsze, toteż może przejdziemy do widoków rozpościerających się z przełęczy.
Petros (2020 m) |
wystający czubek zza linii lasu to Howerla (2061 m) |
Przełęcz Kakaradza jest głębokim wcięciem między Petrosem, a Howerlą. Tutaj grzbiet Czarnohory wygląda trochę inaczej niż między Howerlą, a Popem Iwanem. Tamte wierzchołki dzieli 18 km podczas których nie schodzi się poniżej 1750 m n.p.m. natomiast między Howerlą, a Petrosem jest 9 km, z czego spora część to głębokie i wydłużone siodło, które dobrze widać z perspektywy okolicznych szczytów Gorganów. To sprawia, że Petros choć jest dopiero czwartym najwyższym szczytem Ukrainy to jednak jest on o wiele lepiej rozpoznawalny niż chociażby wyższy Brebeneskuł (2037 m). Pod tym kątem możemy stwierdzić, że Petros jest podobny do tatrzańskiego Krywania. Odstający od reszty, a przez to charakterystyczny i przykuwający uwagę.
1-3) ciężka wspinaczka z przełęczy na wierzchołek |
Widoki z przełęczy zwiastowały prawdziwą ucztę dla oczu i duszy. By jednak w pełni cieszyć się z wycieczki, musieliśmy osiągnąć szczyt co okazało się niemałym wyzwaniem. Z przełęczy na Petrosa mamy co prawda tylko 2 km ale za to prawie 500 m przewyższenia. To sprawia, że zbocze jest naprawdę strome. Nie mogłem chwilami złapać tchu. Przyczyny tego stanu były co najmniej dwie. Z jednej strony widoki zapierały dech w piersiach, a z drugiej wspinaczka tak nachylonym stokiem wymagała postojów czasem co kilka minut.
Nie ukrywam, że podczas podchodzenia powróciły wspomnienia sprzed dwóch lat. Starałem się znaleźć miejsce, z którego wtedy zawróciłem. Jednocześnie nie mogłem uwierzyć jakim cudem zeszliśmy z tej stromizny w trakcie intensywnych opadów deszczu.
1-10) niesamowite widoki z Petrosa |
Co za kapitalna panorama. To z pewnością był jeden z najpiękniejszych widoków w moim życiu. Jak to dobrze, że tutaj powróciliśmy. Petros ugościł nas prawdziwym oceanem szczytów. W konsekwencji ciężko było wybrać miejsce do odpoczynku, gdyż oczy pragnęły chłonąć pejzaż w każdym możliwym kierunku. Radość z osiągnięcia Petrosa była ogromna. Ostatnie dni na Ukrainie i związane z nimi emocje widokowe całkowicie wyczerpały mój zasób słów. Tego po prostu nie da się opisać.
udało się! |
kapliczka na szczycie |
Tak jak z Howerli, tak i z Petrosa ujrzeć można wszystkie pozostałe dwutysięczniki Ukrainy. Różnica - na korzyść Petrosa - polega jednak na tym, że teraz można było je uwiecznić na jednym kadrze. Szperając w zakamarakach Internetu natknąłem się na wiele opisów, z których wynika, że najczęściej (bo najłatwiej) zaatakować Czarnohorę z Kwasów, gdyż dojedziemy tam wygodnie pociągiem ze Lwowa. Gdy celem jest przejście całego pasma Czarnohory, toteż Petros daje możliwość wnikliwego oglądu przebiegu grani.
1-3) pasmo Czarnohory widziane z Petrosa |
Jak tak człowiek sobie uświadomi, że można przez kilka dni wędrować połoninami to rodzi się w duszy chęć natychmiastowego przyjazdu na Ukrainę. Kiedyś sam bałem się jazdy tamtejszymi pociągami, a teraz mogę stwierdzić, że to dość ciekawa forma transportu i nie trzeba bać się bariery językowej. Po skompletowaniu ekwipunku to nic oprócz kilku dni wolnego czasu nie może stać na przeszkodzie. Te zdjęcia są ku temu najlepszą zachętą.
Zgłębianie widoków rozpoczęliśmy od Czarnohory, bowiem jest ona Petrosowi najbliższa. Wokół mieliśmy jednak jeszcze kilkanaście innych pasm wśród których wyróżniał się Świdowiec ze swoją najwyższą lubą - Bliźnicą. Krajobraz dominowały również Gorgany. Jak na największe powierzchniowo pasmo ukraińskich Karpat przystało, roboty z opisywaniem poszczególnych szczytów miałem całkiem sporo. Nie można też zapominać o szczytach rumuńskich. Dwutysięczniki Czarnohory nie są jedynymi dwutysięcznikami jakie widać z Petrosa. Najwyższym wierzchołkiem jaki można gołym okiem dostrzec jest również Petros (choć właściwie to z rumuńska wymawia się Pietrosul) ale ten rodniański mający ponad 2300 m n.p.m.
1-22) widoki z Petrosa |
Taka panorama jak z Petrosa nadawałaby się idealnie na egzaminy dla przyszłych przewodników górskich. Przy takim zatrzęsieniu pasm to opisywać by je można długimi godzinami. Niewątpliwie, doznałem na Petrosie pozytywnego szoku. Innym zaskoczeniem była obecność stada huculskich koni szwendających się po kopule szczytowej. Proszę sobie wyobrazić, że wspinacie się stromym stokiem na wysokość ponad dwóch tysięcy metrów i nagle oczom objawiają się dorodne i zadbane konie. Jak one tam weszły?! - to była jedna z moich pierwszych myśli. Okazuje się jednak, że od strony Kwasów wejście na Petrosa jest co prawda długie ale dosyć łagodne.
1-3) niesamowite spotkanie na Petrosie |
To było niesamowite spotkanie o jakim nawet nie marzyłem. Konie okazały się bardzo przyjaźnie nastawione, toteż można było się do nich bezpieczne zbliżyć. Oczywiście nie wałęsały się po Petrosie bezpańsko lecz miały swoich opiekunów. Dodatkowo, chętni mogli dosiąść prawdziwego hucuła co stanowiło wspaniałą atrakcję dla nas, a dla pasterzy możliwość łatwego zarobku. Za dosłownie kilka hrywien mogłem kontemplować pejzaże z dość nietypowego i wyjątkowego punktu widzenia. Początkowo nie chciałem się przełamać, bowiem do tej pory konia dosiadałem raz w życiu i specjalnie miło tego momentu nie wspominam. Gdy jednak większość grupy zaczęła sobie robić zdjęcia w tak zacnym towarzystwie to uznałem, że i ja spróbuję swój sił. Jak się okazało, mój hucuł maści brązowej był bardzo spokojny, toteż nie czułem strachu. Sierść - nagrzana od Słońca - była tak przyjemna w dotyku, że aż chciałem się położyć na jego grzbiecie. Niesamowita historia, nigdy wcześniej nie miałem okazji szczytowania w tak oryginalny sposób.
1-2) w pobliżu pasło się stado owiec |
W przeciwieństwie do wielu zarastających polan w polskich Beskidach, te ukraińskie służą wypasowi przez co ich żywot jest niezagrożony. Stado owiec w podszczytowych partiach Petrosa było jednym z wielu jakie spotkaliśmy podczas zejścia do Kwasów. Owieczki na tle pofałdowanej linii horyzontu prezentowały się doprawdy uroczo. Stada doglądały psy pasterskie, które przyzwyczajone obecnością turystów pozwalały na spokojne przyglądanie się. Chyba wszystkim istotom pozytywie udzielał się ten pogodny dzień.
Petros od strony zachodniej |
zejście w kierunku Kwasów to jeden z najpiękniejszych szlaków jaki tylko sobie można wymarzyć |
widoki towarzyszyły jeszcze przez wiele kilometrów |
rzut oka na pasmo Świdowca z najwyższą Bliźnicą |
na ostatnim planie szczyty wchodzące w skład Gorganów |
Ta wędrówka okazała się tak piękna, że zdjęcie w tle bloga pochodzi właśnie z momentu schodzenia z Petrosa. Wiele w górach przeżyłem, zdjęć poczyniłem tysiące, momentów wyjątkowych nie brakowało ale to właśnie ten kadr idealnie oddaje miłość do gór i wędrowania, a ponadto szczęście unoszące się w powietrzu oraz łagodność krajobrazu oddająca niejako charakter. Z uśmiechem na twarzy muskanej przez Słońce oddawałem się najpiękniejszym górskim przeżyciom.
1-5) między Połoniną Seryliwką, a Połoniną Szumniewską |
Kiedy najlepiej wybrać się na podbój Czarnohory? Wiadomo, że wtedy kiedy jest dobra pogoda. Ta zdarzyć się może o każdej porze roku przy czym są okresy kiedy statystycznie łatwiej jest trafić na dogodną aurę. Tym samym najkorzystniejsze warunki do uprawiania turystyki mamy w okresie jesiennym kiedy notuje się najniższą ilość opadów oraz zachmurzenia. Nam dopisało tym większe szczęście bowiem utrzymujące się stale silne podmuchy wiatru zadbały o kapitalną widoczność.
1-4) zbliżamy się do Połoniny Szumniewskiej |
Czarnohora to nie tylko to co widać na pierwszy rzut oka czyli połoniny i wspaniałe pejzaże. To również dom wielu gatunków zwierząt. Największe z nich czyli ssaki takie jak niedźwiedź brunatny, ryś, żbik, lis, dzik czy też borsuk są silnie przetrzebione. Sprawa lepiej wygląda za to z ptakami bowiem ich ilość oscyluje wokół 80 gatunków. Nie zmienia to jednak faktu, że wiele z nich trzeba było wpisać do Czerwonej Księgi Ukrainy. Orlik krzykliwy, puszczyk uralski, orzeł przedni to tylko wybrane przykłady. Gdybyśmy natomiast spotkali węża Eskulapa, zaskrońca czy też żmiję zygzakowatą to nie moglibyśmy być zaskoczeni. Dzisiaj tego rodzaju atrakcji nie uświadczyliśmy.
1-4) na Połoninie Szumnieskiej |
Tymczasem po niemal pięciu kilometrach wędrówki (licząc od Petrosa) dotarliśmy do Połoniny Szumnieskiej. Mimo upływu kolejnych godzin nadal byliśmy w doskonałym towarzystwie Gór Marmaroskich, Świdowca oraz Czarnohory. Na Połoninie spędziliśmy dłuższą chwilę przez co pod koniec mieliśmy ją wyłącznie dla siebie. Nie chcieliśmy stąd chodzić. Za pięknie żeby to uczynić.
Z mało istotnych ciekawostek wymienić mogę drewniany stolik z ławami. Wędrując po Polsce, taka infrastruktura nikogo nie dziwi tymczasem na Ukrainie to naprawdę rzadkość. Idealne miejsce na spokojny i sycący posiłek.
1-3) na Połoninie Menczul |
Wczoraj wędrując granią od Howerli do Turkuła skakaliśmy z górki na górkę. Zejście z Petrosa do Kwasów charakteryzuje się natomiast skakaniem z połoniny na połoninę. Właściwie to można to porównać do jazdy przez konurbację śląską gdzie wydaje się, że przejeżdżamy przez jedno wielkie miasto, a tak naprawdę mija się kolejne ośrodki administracyjnie od siebie oddzielone. Tutaj niemal cały czas towarzyszyła nam jedna i długa połonina przy czym na takie wrażenie składa się wiele mniejszych połonin, które mają swoje określone nazwy. Te pochodzą zazwyczaj od huculskich miejscowości co wiąże się z ich przynależnością terytorialną. Oczywiście nie jest to regułą co pokazuje przykład Połoniny Menczul - prężnego ośrodka pasterskiego. Menczuł, Menczul albo też Munczel to nazwy, które często pojawiają się na ukraińskich mapach. Pochodzą one od rumuńskiego muncel co oznacza wzgórze lub pagórek.
Jak na poważną osadę pasterską przystało, również i tutaj spotkaliśmy się z owcami przy czym było to spotkanie bliskiego stopnia. W pewnym momencie przechodzące stado sprawiło, że byliśmy otoczeni ze wszystkich stron. Dźwięk zawieszonych dzwonków rozchodził się głośnym echem po całej okolicy.
1-5) między Połoniną Menczul, a Kwasami |
Piękne krajobrazy towarzyszyły nam do samych Kwasów. Nawet w dość niskich partiach nie brakowało okazji do uwiecznienia ładnych widoczków. Wędrówkę zakończyliśmy w tym samym miejscu co przy zejściu z Bliźnicy. Dla zainteresowanych podam, że drogowskaz w Kwasach wskazuje, że wejście szlakiem czerwonym na Petrosa (17 km) zajmuje 7,5 h, zaś na Howerlę (26 km) - 12 h.
Jako, że schodziliśmy na końcu i ujrzeliśmy grupę, która zadomawia się w sklepie to usiedliśmy sobie trochę powyżej doliny z widokiem na jednotorową linię kolejową. Nikt nam nie przeszkadzał. Osobiście byłem przeszczęśliwy i bardzo zadowolony, gdyż udało się wyrównać rachunki z Petrosem. Po takiej wędrówce kolacyjka smakowała wyśmienicie. Właściwie to z dnia na dzień pogoda robiła się coraz lepsza. Strach zatem pomyśleć co natura zaserwuje nam jutro. Ukraiński sen trwał nadal...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania =)