4 września 2013

Ukraina: Świdowiec (Bliźnica)

Poprzednia retrospekcja była uboga w treść ale za to niezmiernie bogata w treści widokowe. Wyjazd gruzawikami na Dragobrat, a następnie piesze wkroczenie w serce pasma Świdowca przyniosły nam tyle fantastycznych doznań, że zdjęcia wyrażają najlepiej to co wtedy czuliśmy. Teraz będzie podobnie, toteż bez zbędnej zwłoki zapraszam na najwyższy szczyt pasma Świdowca. Ujrzymy z niego piękne pejzaże, następnie skupimy się jeszcze raz na pejzażach by na koniec zakochać się po raz ostatni (a jakże) w pejzażach. W międzyczasie sprawdzimy czy na wierzchołku znajduje się coś interesującego, a także spróbujemy rozwikłać jakie szczyty z niego widać. Nie zabraknie też stosownego filmu ze szczytu. 

Poprzednia część retrospekcji pod linkiem:  Świdowiec (Żandarm) 

Miejsce: Karpaty Ukraińskie (pasmo Świdowca) 

Cel: Korona Beskidów

TrasaDragobrat (1384 m)  przeł. Peremyczka (1560 m)  Żandarm (1763 m)  Bliźnica (1881 m)  pod Bliźnicą (1800 m)  Bliźnica (1872 m)  Połonina Braiwka  Trostaniec  Kwasy (535 m)

Długość trasy: 15 km

Czas przejścia netto: 5 h

Pogoda: dobra, wietrzna

Widoczność: bardzo dobra

Choć drogowskazy podają, że od Żandarma do Bliźnicy idzie się godzinę to z racji na fakt, że dystans dzielący te szczyty wynosi tylko 1,5 km można rzec, iż 30 do 40 minut w pełni wystarczy. Szczyt osiągamy podchodząc północnym zboczem, każdy swoim tempem, bez pośpiechu. Na wierzchołku jest dość sporo miejsca, toteż każdy znalazł kącik dla siebie. Nastał kulminacyjny moment szczytowania, z każdej strony rozpościerały się prawdziwe cuda...

1-10) widoki z Bliźnicy
Natura przygotowała nam niesamowicie barwną kompozycję, a chyba najpiękniejszym jej elementem były oświetlone połoniny. Otaczało nas istne morze szczytów, w każdym niemalże kierunku wyłaniało się coś charakterystycznego. Kilka szczytów potrafiłem rozszyfrować z pamięci aczkolwiek zdecydowana większość pozostawała dla mnie tajemnicą. To czego byłem pewien to to, że duża góra bardzo blisko nas to siostra Bliźnicy. Jest to bowiem dwuwierzchołkowy szczyt. Niższy z nich ma ledwie dziewięć metrów mniej aczkolwiek oba szczyty rozdziela przełęcz wcięta na kilkadziesiąt metrów. W związku z tym sama Bliźnica z perspektywy innych gór jest dość charakterystyczna. Poza tym na wierzchołku znaleźliśmy w miarę świeżą tablicę z drogowskazami oraz postać ukrzyżowanego Chrystusa.

widok z Bliźnicy (1881 m) na Bliźnicę (1872 m)
Dragobrat widziany z Bliźnicy





jezioro Ivor
oświetlony Świdowiec w niemal całej okazałości

Nastąpiła też ceremonia charakterystyczna dla każdego szczytu wchodzącego w skład Korony Beskidów. Otóż kierownictwo wyprawy zamontowało stosowną tabliczkę honorując tym samym najwyższy szczyt pasma Świdowca. W tym czasie mogłem nagrać film oraz skupić się na kontemplowaniu widoków. Były tak fantastyczne, że naprawdę nie wiem od czego zacząć. Gdyby spojrzeć na południe to za mniejszą Bliźnicą wyłaniały się rumuńskie szczyty. Szybkie spoglądnięcie na mapę i rzeczywiście, nie znajdowaliśmy się zbyt daleko od granicy. W związku z tym pierwszą grupą górską, którą można wyróżnić to Karpaty Marmaroskie. Jeżeli tęskno będzie do ojczyzny to stwierdzić należy, że polskich gór ze Świdowca nie ujrzymy. Gdy jednak spojrzymy w kierunku Polski (na północny-zachód) to na ostatnich planach ujrzymy szczyty Połoniny Krasnej, Borżawy oraz zachodnich Gorganów. Gdybyśmy to na nich się dziś znaleźli to zakładając taką widoczność jaka była to kto wie, może Tarnica byłaby widoczna. Tamte góry jednak nie uciekną. Skupmy się na długim i zawiłym paśmie Świdowca. Połoniny ciągną się wiele kilometrów dominując bliższe plany perspektywy. Panoramę w kierunku północnym zamykają natomiast szczyty Gorganów. Inaczej być jednak nie może skoro to najrozleglejsze pasmo całej Ukrainy. W całym tym widoku brakowało pasma Czarnohory, bowiem większość tamtejszych dwutysięczników nadal chowała się za obłokami. Nie mieliśmy jednak na co narzekać. Bliźnicę zapamiętam na długie lata.

na prawo od Petrosa skryty w chmurach Pop Iwan Marmaroski
Topas nakłada się z Syhłańskim (1564 m) - najwyższym szczytem Połoniny Krasnej
na ostatnim planie Połonina Borżawa (Wielki Wierch, a na lewo od niego skryty w chmurach Stoj - najwyższy szczyt Borżawy)
najprawdopodobniej, na lewo od Łysiny, któraś górka to Rotyło czyli najwyższy szczyt Beskidów Pokucko-Bukowińskich
za Petrosem skryta w chmurach Howerla czyli najwyższy szczyt Czarnohory i całej Ukrainy
Analizując dokładnie panoramę można dojść do wniosku, że ze Świdowca widać najwyższy szczyt Czarnohory, Beskidów Pokucko-Bukowińskich, Gorganów, Połoniny Borżawa oraz Połoniny Krasna. Doprawdy imponujące.

Po serii pamiątkowych zdjęć wznowiliśmy wędrówkę aczkolwiek tylko na 20 minut. Tyle czasu zajęło nam wdrapanie się na sąsiedni wierzchołek. W międzyczasie minęliśmy siodło usytuowane na wysokości 1800 m n.p.m., nawet tam ujrzeliśmy słupek ze szlakowskazami. Choć dłuższy postój nie był w planach kierownictwa to jednak musiałem się kilkukrotnie zatrzymać, bowiem to właśnie z niższej Bliźnicy najlepiej dziś było obserwować Czarnohorę.

Czarnohora odsłaniała się w coraz okazalszym stopniu
widok z Bliźnicy (1872 m) na Bliźnicę (1881 m)
Stąd do mety, czyli do miejscowości Kwasy pozostało dziewięć kilometrów. Teraz czekało na nas już tylko zejście. Na szczęście nie był to koniec widoków, ponieważ połonina ciągnęła się jeszcze przez kilkadziesiąt minut. Gdyby jednak ktoś miał więcej czasu to zamiast schodzić szlakiem czerwonym, warto wybrać znaczki niebieskie. Szlak ten prowadzi nadal grzbietem (równolegle do doliny rzeki Czarna Cisa) poprzez szczyt Stara (1472 m) aż do Rachowa czyli do miejscowości zlokalizowanej kilkanaście kilometrów dalej na południe od Kwasów. Tam kończą swój bieg pociągi lokalne oraz dalekobieżne. Z Bliźnicy do Rachowa jest jednak aż 25 km. Gdybym jednak wędrował z namiotem to z pewnością obrałbym właśnie ten wariant. 

1-22) widoki z Bliźnicy (1872 m)
Pięknie się ten tydzień na Ukrainie rozwinął. Trzeci kolejny rok z rzędu miałem przyjemność spędzić tutaj kilka dni. Już od pierwszego wyjazdu moja miłość do tutejszych gór została mocno ugruntowana, a teraz mogłem się w tym ponownie utwierdzać. Jak widać na załączonych panoramach wciąż pozostaje mnóstwo pięknych i wybitnie widokowych wierzchołków, na które warto się wspiąć. Swoją drogą to niesamowita sprawa, że ledwie trzy dni temu szczytowaliśmy na Sywuli, która przecież z Bliźnicy była ledwo widoczna, gdzieś daleko na horyzoncie, a dziś jesteśmy już w zupełnie innym miejscu. Zdradzając nieco przyszłość, cieszyłem się również obserwując szczyty, na które planowaliśmy wejść jeszcze podczas trwającego wyjazdu.

schodziliśmy do doliny rzeki Czarna Cisa, widać zabudowania Kwasów
wybierając szlak niebieski, za pomocą tego grzbietu i tych połonin doszlibyśmy do Rachowa
Zejście do Kwasów wymaga wytrzymałości. Z poziomu 1882 m n.p.m. trzeba zejść na 535 m. To ponad 1300 m przewyższenia. Dla wyobraźni warto podkreślić, że takie wartości (jednorazowo) w Polsce występują tylko w Tatrach. Dla kolan to potężna dawka obciążenia więc niewątpliwie pomocne mogą okazać się kijki turystyczne. Oczywiście można też zastosować moją taktykę mniemania, że jest tak pięknie, że żaden ból mnie nie dosięgnie. Tego dnia nic nie mogło zepsuć.

pasmo Czarnohory
kompas i mapa to podstawa ale w razie czego po drodze minęliśmy kilka drewnianych słupów
Widoczny poniżej kopczyk kamieni nie jest kolejnym - obok słupów - obiektem służącym do nawigowania. Otóż jak się okazało widnieje tam tablica poświęcona czwórce ludzi, którzy zginęli 26 stycznia 1990 roku. Najstarszy miał 39 lat, natomiast dwójka najmłodszych zaledwie dziewiętnaście. Tłumacząc treść tablicy dociekłem, że nie ma napisane o przyczynach tej tragedii. Jest tylko modlitwa oraz wzmianka o podróżnikach, których podróż została przerwana zaś życie ich zatrzymało się tragicznie w tym miejscu. Czy można domniemywać, że chodziło o lawinę? Niestety ciężko doszukać się jakichkolwiek źródeł. Pozostał tylko kopiec kamieni wraz z pamiątkową tablicą.


Fragmentami, stoki Świdowca są dosyć strome, a sam szlak również. Nie da się jednak ukryć, że przeważała sielskość i radość. W takich oto nastrojach schodziliśmy do Kwasów, a jako, że czasu mieliśmy sporo to na jednej z ostatnich połonin zrobiliśmy sobie dłuższy postój. To o czym nie wspominałem to fakt, że na głównym grzbiecie wiało niemiłosiernie mocno, dopiero teraz mogliśmy zaznać ulgę. Jak zatem wykorzystaliśmy ten moment? Trawka aż kusiła, toteż oddaliśmy się leżakowaniu. Chwila ta zapisała się pod postacią zdjęcia naszych nóg i butów na tle połonin.

1-7) na Połoninie Braiwka
Nawet po wkroczeniu w regle, widoki dopisywały. Na Ukrainie nadal dość mocno kultywuje się wypas bydła, toteż wiele jest polan pasterskich. Skutkiem ubocznym jest więcej odkrytych przestrzeni w efekcie czego nie nudziliśmy się nawet podczas pokonywania ostatnich kilometrów. Dodatkowo, towarzyszyło nam sporo zwierzaków. Co jakiś czas mijaliśmy krowy, konie, koty aż w końcu zeszliśmy na sam dół. Tam prawdziwe żniwa miał lokalny sklep, w którym większość grupy zaopatrywała się w napoje alkoholowe. 

w głębi widoczny wiadukt kolejowy
dolina rzeki Czarna Cisa wraz z miejscowością Kwasy
Tak, to był sen. Niesamowity, wyjątkowy, raczej niemożliwy do przeżycia w Polsce. Zapukanie w progi Świdowca okazało się prawdziwym zaszczytem. To pasmo to istny hicior wśród ukraińskich gór. Tutejsze Karpaty mają jednak taki hitów jeszcze co najmniej kilka. Czy jutro odkryjemy kolejny z nich? Coś czuję, że jest na to większa szansa. O tym już w następnej retrospekcji.
Do napisania, piechurek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania =)