28 września 2012

Ukraina: Bieszczady Wschodnie (Pikuj)

Czy pamiętacie szkolną lekcję geografii, na której uczyliście się najwyższych oraz najbardziej znanych szczytów górskich? Najwyższa góra Polski? Rysy! - odpowiadała całym chórem klasa. Do dziś pamiętam jak na pytanie o najwyższe bieszczadzkie wzniesienie odpowiadałem: Tarnica. Upłynęło kilka lat, szkoła się skończyła i jak to niekiedy bywa okazało się, że wiedza wyniesiona ze szkolnych ławek nie do końca odpowiadała rzeczywistości. Na przykład z matematyki dowiedziałem się, że jednak istnieje pierwiastek kwadratowy z liczby ujemnej (oczywiście należy go odpowiednio zapisać). Cóż za zdziwienie temu towarzyszyło skoro przecież przez dobrych 9 lat nauki tego przedmiotu w wymiarze po 5 h tygodniowo nauczyciele twierdzili inaczej. Dobra, to trochę kiepski przykład wszak mamy tu podróżować a nie rachować! Wróćmy więc do Tarnicy. Co zatem jest z nią nie tak? Otóż tak naprawdę nie jest to najwyższy szczyt Bieszczadów. To słynne wśród polskich turystów pasmo rozciąga się również na terenie Słowacji i Ukrainy, a tam jest taka góra co się zowie Pikuj - wyższa od Tarnicy o ponad 60 metrów i właśnie dziś się na nią wdrapiemy... W drogę!

Region: granica obwodu lwowskiego i zakarpackiego (kilkanaście km na południowy-wschód od polskich Bieszczadów)

Pasmo: Bieszczady Wschodnie

CelPikuj (ukr. Пікуй)

Trasa (patrz mapka)Szczerbowiec (ukr. Щербовець) - Pikuj (1408 m)  Biłasowica (ukr. Біласовиця)

Pogoda: zmienna

Widoczność: gdy była najbardziej potrzebna - nie zawiodła nas

Autokar miał wczoraj dużo chwil aby od nas odpocząć, toteż liczyliśmy, że zebrał sporo sił na kolejne wojaże po niełatwych do pokonania ukraińskich ciągach komunikacyjnych (bo drogą to ciężko czasem nazwać). Te przewidywania okazały się słuszne, bowiem początek naszej wędrówki przypadł na wieś, do której asfalt nie dociera. Powolutku, po wertepach ale jednak dojechaliśmy do Szczerbowca (Szerbowca). Czas wyjąć mapę i prześledzić to co nas czeka: 

Trasa naszej wędrówki prowadziła od Szczerbowca do Biłasowicy
główna droga prowadząca przez wieś
Chętnych na wycieczkę w masyw Pikuja muszę ostrzec, bowiem zaznaczony na mapie (wyd. Ruthenus z r. 2010) żółty szlak jest po pierwsze bardzo słabo oznaczony (praktycznie tylko w lesie), a po drugie jego przebieg jest zupełnie inny niż na przedstawionym fragmencie mapy. Otóż z Pikuja wg mapy prowadzi on do turbazy w miejscowości Husne-Wyżne. Nie jest to prawdą, ponieważ - o czym przekonaliśmy się osobiście - sprowadza on do Biłasowicy. Tak nawiasem mówiąc to mapa wyd. Compass pt. Użański Park Narodowy z 2011 r. również przedstawia mylnie przebieg tego szlaku także nie dajcie się zmylić!

W Szczerbowcu ujrzeliśmy całkowicie zachmurzone niebo. Co gorsza, masyw Pikuja skryty był w gęstej chmurze. Przejmowanie się takimi rzeczami już na samym początku dnia, podczas którego przecież sytuacja może milion razy ulec zmianie nie jest w naszym stylu, toteż przerzuciliśmy swą uwagę na wioskę, którą przemierzaliśmy.
Szczerbowiec został założony przez chłopów w 1612 roku. W połowie XVII wieku wieś liczyła 19 domów, a także szczyciła się drewnianym kościołem. W historii tego miejsca było kilka budynków sakralnych w różnych zakątkach wsi lecz ich byt zawsze unicestwiał pożar. Obecnie, we wsi stoi murowana cerkiew św. Ducha zbudowana w 1882 roku.
1-3) w Szczerbowcu, 4) pogoda nie nastrajała optymizmem
Przy cerkwi nastąpił postój na konsultacje mające na celu obranie dobrej drogi. Gdyby aura była słoneczna to właściwie od samego początku cel naszej wędrówki byłby widoczny. Gdy jednak szykowała się wędrówka w chmurze, grupa musiała trzymać się blisko siebie.




1-5) urok ukraińskich wsi
Póki co cieszyliśmy wzrok drzewami uginającymi się pod ciężarem mnóstwa owoców, a także barwnymi przydomowymi ogródkami. Same domostwa również przykuwały uwagę, bowiem podejrzewam że w Polsce to nawet w skansenach nie ma takiego zagęszczenia drewnianych budynków co tutaj. Tutejsi widząc tak liczną grupę również spoglądali na nas z zaciekawieniem. Swoją drogą, jak Ci ludzie potrafią przetrwać te długie i mroźne zimy?! Nie mniej, znów staliśmy częścią tego wyjątkowego, niespotykanego nigdzie indziej klimatu.

Gdy zabudowania się skończyły, wkroczyliśmy na ciąg polan, które zakłócały nieliczne knieje. Ładnie wyglądał Szczerbowiec z oddali jako taka spokojna, pięknie ulokowana wioska gdzieś na końcu tego wielkiego świata...

4) Szczerbowiec widziany z oddali
Gdy wkroczyliśmy w piętro regla dolnego, krajobraz uległ całkowitej zmianie. Bynajmniej nie ze względu na chmary drzew lecz na fakt, iż nagle zaczęliśmy się poruszać w typowym mleczku. W związku z tym me myśli wypełniało powątpiewanie czy doświadczę dziś jakichkolwiek widoków.

1) przed wejściem w regiel dolny widoczność nie była najgorsza, 2) im wyżej tym było gorzej...
Moje nadzieje na pejzaże całkowicie zgasły po wkroczeniu w pas połonin. Widoczność spadła do kilkunastu metrów, a ludzie przede mną nagle zaczęli znikać we mgle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Grupa z każdą minutą stawała się coraz bardziej rozciągnięta, toteż często następowały postoje aby "zamek" mógł spokojnie dołączyć. Idąc przez las, rozgrzałem się do tego stopnia, że wystarczyło mi piechurkowanie w krótkim rękawku. Z kolei na połoninie w wyniku zastojów, momentalnie odczuwałem wyziębienie mięśni. Przybranie odzieży poprawiło diametralnie komfort termiczny jednak co z tego skoro nie widziałem dokąd zmierzam.

Po wyjściu z regla, ścieżka rozeszła się na wszystkie strony w konsekwencji czego wspinaliśmy po grząskiej i mokrej hali. Z jednej strony ziemia była mięciutka, a z drugiej przy każdym kroku buty zapadały się w gęstych kępkach traw.

Wtem, nastał cud... Odwróciłem się i ujrzałem rozchodzące się szare chmury tworzące przesmyk, w którym zobaczyłem połacie lasu i co ważne - oświetlone przez Słońce!

1-4) tak zmieniała się aura w drodze na Pikuja
Przyjęliśmy ten dar od natury niemal jak wybawienie. W tym rozpogodzeniu dotarliśmy do głównego grzbietu. Szczerze mówiąc, gdyby nie przodownicy to nie wiedziałbym czy iść w lewo czy też w prawo. Najważniejsze jednak, że znów odżyły nadzieje na to, iż chmury całkowicie ustąpią.

1-2) końcowy etap podejścia na Pikuj
Grzbietem prowadziła szeroka ścieżka, która bardzo łagodnie - niemal niezauważalnie - pięła się ku górze. Zacząłem się zastanawiać, bowiem widząc Pikuja z Połoniny Równej czy też ze Stoja zapamiętałem charakterystyczny ostry wierzchołek. Tymczasem poruszaliśmy się wciąż w tym samym pułapie wysokości, a zatem pewnie do Pikuja jeszcze kilka ładnych kilometrów - pomyślałem.

Pogoda natomiast objawiała nam swe kaprysy bowiem znów poruszaliśmy się w mleczku choć warto docenić, że mimo wszystko widzieliśmy trochę więcej niż czubki własnych nosów. W pewnej chwili, z ziemi zaczęły wyrastać kamulce, a z każdym mym spojrzeniem w dal było ich coraz więcej. Skały poczęły się kulminować i o to objawił nam się obelisk. Czyżby to był Pikuj? Przecież maszerowaliśmy ledwie ponad 2 h - to niemożliwe! A jednak, niespodziewanie szybko mimo kiepskiej aury zdobyliśmy najwyższy szczyt Bieszczadów.


1) pod szczytem spotkaliśmy quadowców, 2-3) szczyt wieńczy obelisk
Jak na ostre i skaliste szczyty przystało - miejsca na popas trochę brakowało, toteż zaczęliśmy się tłoczyć przy obelisku. Oczywiście, wszyscy uważne obserwowali proces montowania słupka z tabliczką wszak w Koronie Beskidów Pikuj zajmuje ważne miejsce. Na pocieszenie dla dziesiątek tysięcy turystów odwiedzających co roku Tarnicę dodam, że ona również wchodzi w skład Korony bowiem Bieszczady zostały rozróżnione na Bieszczady Zachodnie oraz Wschodnie. Jak nie trudno się domyślić, my znajdowaliśmy się w ich wschodniej części.

Kapryśna natura w końcu się zdecydowała i ku naszej uciesze postanowiła nagrodzić nas za trud włożony w zdobycie Pikuja. Pułap chmur z każdą minutą się podnosił, toteż kwestią czasu było odsłonięcie się tego czego najbardziej pragnęliśmy.

1-2) wszyscy niecierpliwie czekali na ustąpienie chmur
Na pewno zaciekawił Was obelisk jaki znajduje się na najwyższym wzniesieniu Bieszczadów. Gdybyśmy chcieli poznać jego historię to opierając się wyłącznie na źródłach internetowych moglibyśmy zostać wprowadzeni w błąd. Polskie witryny internetowe, jedna za drugą podają, iż ustawiony on został na cześć Iwana Franki, który prawdopodobnie za swego życia miał przyjemność szczytować na Pikuju. W zasadzie w wersję tą nietrudno jest uwierzyć aczkolwiek dla pewności postanowiłem przewertować również ukraińską i rosyjską Wikipedię. Tam informacja była zgoła inna i głosiła, iż obelisk został poświęcony pierwszemu prezydentowi Czechosłowacji. Znalazłem się więc w kropce, komu tu wierzyć? 

Postanowiłem zasięgnąć wiedzy fachowych znawców gór i wystąpiłem ze swym zapytaniem na znanym forum (turystyka-gorska.pl). Bardzo szybko, bo już po kilku godzinach uzyskałem rozjaśniającą wątpliwości odpowiedź od użytkowniczki Sonka (dziękuję!):
Polskie nazwijmy to źródła to jest często przepisywanie tekstów inny autorów. Ktoś mógł napisać, że na obelisku znajdowała się tablica poświęcona Franko, ktoś inny obawiał się plagiatu więc mógł skreślić inne słowa i napisać, że jest on poświęcony pisarzowi. Pikuj był terenem przygranicznym, w okresie międzywojennym postawiono na nim betonowy słup poświęcony pierwszemu prezydentowi Czechosłowacji Tomášowi Masarykowi. (...) Na szybko zajrzałam do dobrego przewodnika napisanego przez przewodników beskidzkich z oddziału sanockiego: dr Huberta Ossadnika pracownika skansenu i Wojciecha Wesołkina - pracownika informacji turystycznej w Sanoku,  "Osobliwości Bieszczadów Wschodnich" potwierdzają tę informację.


1-4) tymczasem spod chmur wyłaniały się coraz ciekawsze widoczki
Nie da się ukryć, że na Wikipedii każdy może napisać co mu się podoba, a gdy wesprze to jakimś przypisem to wtedy artykuł wydaje się być już w pełni wiarygodny. Nic bardziej mylnego. Informacją, której możemy być pewni jest natomiast fakt, że przez Pikuj do 1772 r. przebiegała granica między Koroną Królestwa Polskiego a Królestwem Węgier. Przed wojną zaś szczyt zwano również Huślą stąd na załączonej mapce dwojakie określenie najwyższego bieszczadzkiego szczytu.

Inną sprawą jest dewastacja tego miejsca pamięci, które obecnie służy głównie do składania "podpisów" popartych datami osób, które weszły na Pikuja. Zatem sprawę obelisku mamy z głowy.

zdewastowany obelisk, nasza tabliczka a w tle Połonina Równa oraz Ostra Hora
Szczerbowiec, z którego wyruszaliśmy przed kilkoma godzinami
Jak na razie, nieskazitelne widoki mogliśmy obserwować wyłącznie patrząc w dół. Żadnej okolicznej doliny nie zasłaniała już mgła. Trochę wyżej, chmury ustępowały dosyć ślamazarnie wystawiając naszą cierpliwość na próbę. Mimo wszystko, powoli, powoli odsłaniały się polskie Bieszczady...


1-3) widok z Pikuja w kierunku polskich Bieszczadów
Po wielu chwilach wyczekiwania ujrzeliśmy w końcu wiele hektarów połonin. Z Pikuja był to o tyle wyjątkowy widok, gdyż na tle ukraińskich łąk widniały nasze polskie połoniny. Choć nie tak rozległe to jednak również piękne. Co ważne, nie były one bladoniebieskie lecz ukazywały swój charakterystyczny kolorek. W końcu mogliśmy się wziąć za dedukcję, który z widocznych szczytów jest Tarnicą...


1-3) panorama z Pikuja w kierunku płd-zach oraz płn-zach
Choć nasza uwaga skupiała się głównie na Tarnicy to grzechem byłoby pominięcie innych szczytów wszak z Pikuja widać o wiele więcej. Aura nie pozwoliła na obserwację Stoja ale już taką Połoninę Równą oraz Ostrą Horę widać było nader wyraźnie. A gdybyśmy ruszyli połoninnym grzbietem w kierunku Wielkiego Wierchu to dotarlibyśmy do Przełęczy Użockiej, która oddziela Bieszczady Zachodnie od Wschodnich. Mijając ją znaleźlibyśmy się u źródeł Sanu skąd już tylko rzut beretem do naszej ojczystej ziemi.

1-6) panorama z Pikuja w kierunku zachodu i północy
Całe Bieszczady na wyciągnięcie ręki - jaki to był uroczy obrazek! Piękna dodawała oświetlona Tarnica oraz Połonina Caryńska. Ogółem, jasne plamy krążyły sobie beztrosko po lasach i połoninach. Ulegliśmy zahipnotyzowaniu przez co nikt Pikuja nie chciał opuszczać. I jeszcze gdzieś całkowicie na boku wyłaniała się górka, którą przecież przed kilkoma dniami zdobyliśmy. Nikt jednak na Magurę Łomniańską uwagi nie zwracał w obliczu piękna polskich Bieszczadów.

Pejzaże te sprawiły w mym sercu ogrom szczęścia, którym zapragnąłem się podzielić z kimś bliskim. Z wielką nadzieją wyjąłem telefon i ustawiłem w tryb ręcznego wyszukiwania sieci. Miałem nadzieję, że może złapię polski zasięg. Gdy myślałem, że ta sztuka się udała zacząłem wysyłać serię krótkich ale za to pełnych emocji wiadomości, po czym po chwili sprawdzam stan konta, a na nim... 0 zł. Sms z Ukrainy do Polski kosztuje złotówkę i cóż... ta przyjemność mnie nie ominęła ale co tam - warto się dzielić szczęściem z innymi ludźmi! 

Muszę przyznać, że nawet ze Stoja nie zbieraliśmy się tak długo do zejścia jak teraz. Gdy przodownik ruszał, ostatni turyści zaczęli marsz przeszło pół godziny później. Hm, magia Bieszczad mówi sama za siebie!

1) wierzchołek Pikuja, 2) ostatni rzut oka na polskie Bieszczady
Szczytowanie na skalistym Pikuju przeszło więc do historii. Myślę, że długo będziemy wspominać ten dar od natury, którego o poranku nikt się nie spodziewał. Na deser pozostała ścieżka (oznaczona szlakiem żółtym) wśród lasu okraszonego jesiennymi barwami.



1-4) między Pikujem a Biłasowicą
Urocze fragmenty nastąpiły pod koniec trasy kiedy to szlak wyprowadził nas na ciąg malowniczych polan. Na jednej z nich sobie beztrosko zasiedliśmy grzejąc się we wrześniowym słoneczku.

1-4) uroki Bieszczadów Wschodnich nie kończą się tylko na szczytowaniach...
Z piekła do nieba. Istne lato się nam zrobiło pod koniec września, bowiem z każdą minutą niebo stawało się pogodniejsze. Do tej pory jestem ciekaw czy gdybyśmy zostali dłużej na Pikuju to czy nie stalibyśmy się świadkami jeszcze dalszych panoram.

Będąc już blisko Biłasowicy odwróciłem się i momentalnie ujrzałem górę na której jeszcze nie dawno byliśmy wyłaniającą się zza regla dolnego. Warto dodać, że las sięga w tych rejonach do wysokości 1200-1250 metrów nad poziomem morza nie powtarzając już tego, że wyżej znajduje się to co tak wszyscy bardzo sobie umiłowaliśmy.

1-6) między Pikujem a Biłasowicą
W Biłasowicy natomiast warta uwagi jest zabytkowa cerkiew św. Mikołaja z 1890 r. oraz dzwonnica młodsza o 30 lat. Jak to często na ukraińskiej wsi bywa, bieda rozlewa się po wszelkich zakamarkach ale za to obiekt kultu religijnego czyli jakby nie patrzeć - wizytówka wsi musi być dopieszczona w każdym calu. Pozłacana kopuła widoczna poniżej wydaje się to potwierdzać.

1-4) okolice Biłasowicy pełne uroków natury oraz zabytków
Na miejscu spotkaliśmy Niemca (bynajmniej nie mam na myśli tej kaczki obok J), który zaskakująco poprawnie posługiwał się polszczyzną. Okazało się, że przyjechał tu na rekonesans, ponieważ w niedalekiej przyszłości ma zorganizować wycieczkę dla swoich rodaków. Szczęście mu dopisało, że trafił na naszą dobrze zorganizowaną grupę. Przekazaliśmy mu program wycieczki, który właśnie realizowaliśmy, a także rzekliśmy kilka wskazówek, bowiem młodzieniec zadawał szereg konstruktywnych pytań.
Wołowiec - powitalny napis

Zdjęcia samolotów w locie były zaś próbą dla aparatu na sprawdzenie jakości zoomu. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tak świetnego efektu.

Nim dojechaliśmy do Hukliwego, wydarzyło się kilka rzeczy o których muszę wspomnieć. Przede wszystkim w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na "chwilę dla fotoreprotera" na przełęczy oddzielającej Połoninę Borżawa od Bieszczadów Wschodnich. Widoki prezentowały się kapitalnie i obejmowały wymienione przed chwilą pasma. Ponadto, mieliśmy też ogląd na Wołowiec, toteż kto tylko miał aparat, wysiadł zatem z autokaru i zaczął uwieczniać wszystko co tylko zdołał.




1-2) widok w kierunku Bieszczadów Wschodnich, 3-5) rzut oka na Połoninę Borżawa, 6) Wołowiec
Jak to czyniliśmy już kilkukrotnie, w Wołowcu nastąpił postój na zakupy aby móc pozbyć się resztek hrywien. Wolny czas wykorzystałem na spacer po tym osiedlu typu miejskiego - stolicy jednego z rejonów obwodu zakarpackiego.

Co ciekawe, archeologowie odnaleźli tu sporo przedmiotów świadczących o osadnictwie już w epoce brązu, a więc w drugim tysiącleciu przed naszą erą. Nad historią nie będę się rozwodził, bowiem te informacje każdy znajdzie w drodze własnych poszukiwań. Z ważniejszych informacji można rzec, że przełomowym wydarzeniem była budowa linii kolejowej w 1872 roku, którą dziś kursuje większość pociągów z Lwowa w kierunku Zakarpacia oraz Europy środkowej i południowej. Ogółem, na terenie wielkiej Ukrainy są tylko 3 miejsca gdzie kolej przekracza główny łuk Karpat i właśnie jednym z nich są rejony Wołowca. Dlaczego jest to tak istotne? Otóż w przeciwieństwie do transportu kolejowego, główne ciągi samochodowe omijają Wołowiec. Główna droga z Lwowa na Zakarpacie przebiega bowiem przez Niżne Worota oddalone o kilkanaście kilometrów. W tym kontekście gdyby nie linia kolejowa, Wołowiec byłby już całkowicie na uboczu. Obecnie, osada liczy sobie ponad 5 tysięcy mieszkańców.

główna droga doprowadzająca do dworca kolejowego 
budynek dworca kolejowego 
rozkład jazdy na dworcu, dominują połączenia Kijów/Lwów - Mukaczewo/Użgorod lecz nie brakuje też relacji do Moskwy czy Odessy
Jest jednak rzecz, która wyróżnia Wołowiec dając mu miano unikalnego w skali świata miejsca. Otóż prawdopodobnie jest to jedyny teren, na którym zlokalizowany jest pomnik... gwoździa.

budynek poczty zaś powyżej charakterystyczna żółta skrzynka pocztowa
Zahaczyłem również o pocztę jednak widząc brak możliwości kupienia jakichkolwiek kartek - szybko opuściłem ten budynek. Swoją drogą to jeden z organizatorów często opowiadał, że kilkanaście lat temu wysłał do siebie kartkę, żeby sprawdzić czy ta ukraińska poczta w należyty sposób funkcjonuje. Do dziś jej nie otrzymał...


Gdy wszyscy napełnili swe siatki odpowiedniej mocy trunkami, wróciliśmy do pensjonatu. Tak zakończył się nasz kolejny fantastyczny epizod w ukraińskich Karpatach. Choć była to ostatnia górska wycieczka to jednakowoż nie ostatnia atrakcja. Na podsumowanie przyjdzie zatem jeszcze czas o czym wszystkim przekonacie się już w następnej odsłonie naszego ukraińskiego snu! Retrospekcja dostępna już teraz pod linkiem ►►►► Ukraina: Mukaczewo + Użgorod 

5 komentarzy:

  1. Świetny wpis,rewelacyjne zdjęcia, mam nadzieję, że się nie obrazisz
    jeśli dodam Cię do listy najlepszych blogów o podróżach -
    http://blog-podroze.blogspot.com .

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo piękne zdjęcia :) wspaniałe to miejsce, pełne uroku, pamięci...
    Pozdrawiamy gorąco i gratulujemy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnie..fajnie..osobiscie uwielbiam góry-te polskie i sąsiednie,lecz żywot mam dość skomplikowany i w/zw z tym przygode z górami ograniczam do czytywania blogów..ha!a ten warto,warto!brawo za piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Betonowy słup na szczycie Pikuja to nic innego jak punkt triangulacyjny, taki sam stoi na Małej Sywuli, Stohu w Borżawie, wielkiej Rawce i Chryszczatej w Bieszczadach

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz bardzo dużo osób tym się interesuje.Sam na przykład ostatnio bardzo dużo na ten temat przeczytałem na stronie https://climb.pl/pikuj-korona-dzikich-bieszczad/ .

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania =)