24 września 2012

Ukraina: Gorgany (Kołoczawa + Strimba)

Trzeci dzień ukraińskiego snu. Tak bowiem można określić wyjazd w jedno z najdzikszych pasm współczesnej Europy. Wystarczy tylko przypomnieć wyprawę sprzed roku (na Chomiak i Syniak), w trakcie której stoczyliśmy batalię o przetrwanie w gęstym i dziewiczym lesie. Gdyby nie Klub Turystyki Górskiej "Wierch" mógłbym tylko pomarzyć o wyprawach w Gorgany, o ile w ogóle zdawałbym sobie sprawę z tego, że takie pasmo istnieje. Ta część ukraińskich Karpat jest zatem jakby gwarancją emocji choć powiedzmy sobie szczerze, że teraz miało być inaczej. O wzrost szybkości bicia serca oraz ciśnienia miały bowiem zadbać widoki. 

Zdaję sobie sprawę, że ktoś nieznający podziału Beskidów na Ukrainie, może mieć problem z umiejscowieniem opisywanych wycieczek na mapie. Zamieszczam zatem taką prowizoryczną mapkę. W sumie to z niej za dużo się dowiemy ale zawsze ciut więcej. 

poszczególne lata w ramkach oznaczają daty wydania map turystycznych określonego obszaru
Tak jak już wspominałem, mieszkaliśmy kilka kilometrów na wschód od Wołowca. Jak widać, próżno szukać w polskich sklepach porządnej mapy tego obszaru. Oczywiście nie wliczam w to mapy ukraińskich Karpat w skali 1:200 000, którą co najwyżej można określić mianem samochodowej, a nie turystycznej. Zostawmy jednak tą kwestię. Wyruszając ku Połoninie Równej, pojechaliśmy na północny-zachód, a więc w kierunku polskiej granicy. Dziś zaś, droga do naszego celu musiała zmienić się o całe 180 stopni. Pojechaliśmy bowiem przez Miżgirję do Kołoczawy (widoczne na mapie), a tam Gorgany (i nie tylko) stały przed nami otworem.

Przed wyruszeniem w góry, zatrzymaliśmy we wspomnianej już Kołoczawie na kilkanaście minut w celu krótkich zakupów. Pamiętam, że przeszukaliśmy z kolegą kilka sklepów w poszukiwaniu startera ukraińskiej sieci jednak nigdzie takich nowinek nie zastaliśmy. Teraz aż trochę żałuje, że spędziliśmy w Kołoczawie tak mało czasu, bowiem nie zdawałem sobie wtedy sprawy jak interesujące jest to miejsce. Pozwólcie, że teraz uzupełnię te braki w wiedzy.

Otóż zacząłbym tak ogólnikowo. Kołoczawa - jedna z największych zakarpackich wsi (populacja waha się w granicach 8000). Ciągnie się długimi dolinami kilku rzek w otoczeniu Gorganów oraz Połoniny Krasnej. Zatrzymując się w jej centrum ujrzałem kilka paradoksów. Po pierwsze resztki asfaltu przemienne z kamienistą wyrypą, stada krów chodzących środkiem drogi, zaś obok pomniki z czego jeden z nich był pozłacany.

taki widok zastałem w Kołoczawie
Kolejna kwestia to obiekty kultury. Powiedzmy sobie szczerze, że jak mamy kilkutysięczną wieś, w której zlokalizowane jest muzeum to już można rzec, że wyróżnia się ona na tyle innych. W Kołoczawie natomiast muzeów jest aż pięć z czego operuje tu danymi sprzed roku 2012. Dziś, być może takich obiektów jest jeszcze więcej. Oczywiście nie było czasu na zwiedzanie każdego muzeum z osobna, toteż powiem, że w Kołoczawie znajdziemy muzeum ateizmu zlokalizowane w starej cerkwi, muzeum Linii Arpada (linia obronna mająca chronić Królestwo Węgier przed atakiem Armii Czerwonej, zbudowana w latach 1943-1944 na zboczach Karpat Wschodnich), muzeum Narodowej Architektury i Obyczajów czyli innymi słowy skansen "Stara wieś", w którym odnajdziemy liczne przykłady budownictwa ludowego (w tym chaty z początku XX wieku), a także odrestaurowane lokomotywy kolejki wąskotorowej, muzeum "Stara szkoła", a także muzeum Ivana Olbrachta. Tenże jegomość będący politycznym działaczem, pisarzem i dziennikarzem z Pragi upodobał sobie Kołoczawę. Był on także zawziętym turystą. Pewnego razu zszedł ze Strimby, a wieś tak bardzo mu się spodobała, że przyjeżdżał tu sześć lat z rzędu. Olbracht rozsławił Kołoczawę powieścią "Mikoła Szuhaj, zbójnik" wydaną w 1933 roku. Warto pamiętać, że wtedy był to teren Czechosłowacji. Dziś natomiast jest to lektura obowiązkowa w czeskich szkołach dlatego będąc w Kołoczawie można spotkać wielu Czechów. Swoją drogą jest tutaj nawet czeska knajpa i schronisko "Hospoda Cetnicke Stanice", a przed kołoczawską szkołą stoi pomnik słynnego pisarza. Gdy zatem zapytasz Czecha o Kołoczawę - on skojarzy ją z Szuhajem. Nie jest jednak prawdą, że Olbracht zmyślił tegoż zbójnika. Aby to zrozumieć musimy cofnąć się w czasie. Mówiąc w skrócie Szuhaj był rozbójnikiem, zabójcą i dezerterem zmarłym w roku 1921, toteż Olbracht nigdy go nie poznał. Gdy jednak ów pisarz był w Kołoczawie i usłyszał historie z Szuhajem w roli głównej, zapragnął aby opowiedzieć mu więcej faktów z życia rozbójnika. Zapoznał się nawet ze świadkami wydarzeń, w tym z wdową po Szuhaju Erżiką oraz córką Anną. Następnie zasiadł do pisania powieści przez co stopniowo wiejski bandzior, przerodził się u Olbrachta w romantycznego bohatera - zakarpackiego Robin Hooda. Czytelnikom twór ten bardzo się spodobał przez co jest to klasyka czeskiej literatury. W taki oto sposób nicpoń, hultaj oraz zbójnik stał się symbolem Kołoczawy choć oczywiście w historii wsi możnaby wyróżnić wiele innych osób, które bardziej nadawałaby się na symbol wsi.

1-4) pomnikowo-historyczne oblicze Kołoczawy, 2) pasterz z kobzą prowadzący owieczkę, pomnik będący kopią statuetki, jaką w 1937 roku, na wystawie hodowlanej w Pradze, nagrodzono kołoczawskich owczarzy 5) centrum Kołoczawy
Inną ciekawostką jest wywodzący się z Kołoczawy bankier i biznesmen oraz prezes Stowarzyszenia Ukraińskich Banków Stanislav Arzhevitin, który w wielkim stopniu wspomaga Kołoczawę. Przypisać mu możemy choćby odrestaurowanie kilku muzeów. Z pewnością dzięki niemu wieś wygląda atrakcyjniej, a być może za kilka lat będąc w Kołoczawie do ujrzenia będzie już nie pięć a więcej muzeów. Kto wie, sam magnat ma takie plany.

Niby wieś, a spójrzcie ile ciekawych rzeczy można o niej powiedzieć. Nie jest to jednak myślą przewodnią tej retrospekcji, toteż dodam tylko, że jak na kilkutysięczną wieś przystało znajdziemy w niej bank oraz pocztę. Osobiście, kupiłem sobie tabliczkę czekolady. Autokar ruszył dalej zostawiając w tyle opisane wyżej morze atrakcji...

Region: ukraińskie Zakarpacie

Miejsce: pasmo Gorganów (park narodowy Synewir)

Trasa: górna część wsi Kołoczawa  Strimba (1719 m)  powrót tą samą trasą

Pogoda: im wyżej tym gorsza

Widoczność: w dole bardzo dobra, na górze brak

Łączna długość trasy + przewyższenia: 16 km + 1200 m

z Kołoczawy wychodzą też szlaki ku Połoninie Krasnej i Poł. Piszkonii

Podjeżdżając kilka kilometrów w górę wsi natknęliśmy na początek szlaku niebieskiego, który miał nas doprowadzić na sam szczyt. Ledwie 8 km, łatwizna - można by mylnie tak pomyśleć. Odległość co prawda się zgadza ale trzeba też wziąć pod uwagę że w ciągu tych ośmiu kilometrów pokonuje się aż 1200 m przewyższenia. Czekała nas zatem niemała stromizna.



droga prowadząca w górę wsi ku Przełęczy Przysłop
A dlaczego w ogóle Strimba? Nie jest to najwyższy szczyt Gorganów (ustępuje Sywuli o ponad 100 m), toteż książeczki Korony Beskidów mogliśmy zostawić w ośrodku. Przede wszystkim Strimba to taka bardzo malownicza góra. Trochę połonin, trochę kosodrzewiny, trochę lasu oraz trochę gołoborza. Po drugie - charakterystyczny kształt, taki szpiczasty przez co nie trzeba latać po całym masywie aby ujrzeć pejzaże wszystkich stron świata tak jak w przypadku Połoniny Równej.

I wszystko byłoby cudownie gdyby nie fakt, że najwyższe partie Gorganów okryły się chmurami. Nie było to jednak zachmurzenie beznadziejne, bowiem gdzieś tam po drugiej stronie doliny niebieskie barwy tańczyły ze sobą tworząc przeróżne kształty.

1) górna część wsi Kołoczawa i Przełęcz Przysłop nad nią, 2-3) za doliną wznosi się Połonina Krasna, 4) na Strimbę cały czas prowadził nas szlak niebieski
Kilka chmurek nie mogło oczywiście zaniechać wędrówce, toteż z nadziejami w sercu ruszyliśmy ku górze. Początkowo wśród domostw i sadów, gdzie miejscowa ludność z zaciekawieniem spoglądała na naszą grupę.

W ogóle, nie zamieściłem jeszcze dokładniejszej mapki trasy, toteż czynię to teraz. Tradycyjnie, aby ujrzeć ją w lepszej rozdzielności należy na kliknąć na poniższy obraz.


Ze względu na strome zbocza doliny, widoki poszerzały się w żwawym tempie. Oprócz okolicznych połonin tudzież innych gór w oczy rzucała się rozległość Kołoczawy. Ta cała, długa dolina rozpościerająca się u naszych stóp kryła zabudowania jednej miejscowości. Im stąpaliśmy wyżej, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu jak wspaniale ulokowana jest Kołoczawa.

1) Przełęcz Przysłop otulona przebłyskami Słońca, 2) Połonina Krasna w coraz piękniejszej okazałości, 3) choć widzimy tylko ułamek zabudowań, dolina kilku rzek w których położona jest Kołoczawa ciągnie się jeszcze wiele kilometrów m. in. pod górą Tapeš 
Czy widzicie ile niebieskiego nieba odsłoniło się nad Kołoczawą? A te przebłyski Słońca nad Przełęczą Przysłop? Wspaniałe! Teraz już tylko czas pokierować obiektyw aparatu w przeciwną stronę aby ujrzeć Strimbę. No właśnie tu był problem. Strimba stała się jakby granicą między przejaśnieniami a stuprocentowym zachmurzeniem. Jak więc wyglądała sytuacja? Znajdowaliśmy się na połonninym siodełku, a przed nami wyrastała mała ale nad wyraz stroma piramida. Po lewej ujrzeliśmy Połoninę Piszkonię zaś po prawej długie ramię Strimby opadające do Przełęczy Przysłop. Czubek naszego celu - to co interesowało nas najbardziej - cały czas nietknięty przez przejaśnienia.

1) widok w kierunku Połoniny Piszkonii, 2) Strimba skryta nie tylko za pobliską górką ale również za chmurami, 3) ramię Strimby opadające ku Przełęczy Przysłop
Weszliśmy w las porastający zbocze widzianej piramidki. Ale stromo! Na takich odcinkach najlepiej widać kto jest w gazie, a kto jeszcze nie do końca się rozchodził. Każdym więc w swoim tempie ale dzielnie wspinał się do góry.

Podejście na Strimbę w wielu miejscach jest mieszanką stromizny ze stromością
Po opuszczeniu sfery leśnej doszliśmy do miejsca, do którego dotrzeć zaprawdę nie chcieliśmy. Otóż znaleźliśmy się na dolnej granicy piętra chmur. Już wtedy widoki stały się mniej atrakcyjne wszak zniknęła Połonina Krasna tak dobrze widoczna z dołu. Mogliśmy jedynie patrzeć w dół na zabudowania Kołoczawy no bo w górę to już tylko szare mleko.

1-2) niknie Połonina Krasna, pozostaje tylko widok w dół, 3) po lewej ramię Strimby, wierzchołek wciąż zakryty
Nie narzekajmy jednak zbytnio, wszak nie jesteśmy w Polsce lecz na Ukrainie. Poczujmy wolność przestworzy, a kolejnym argumentem niech będzie szlak, który prowadził urozmaiconą ścieżką - niekiedy mocno trawersującą - wśród skałek i polan.

 
1-3) jedne z najciekawszych chwil na szlaku niebieskim, 4) zbocza Strimby
Własnie takimi zboczami z nielicznymi iglakami ścieżka wyprowadziła nas na główny grzbiet masywu a ściślej rzecz ujmując przełęcz między Strimbą, a sąsiednim szczytem Streminosem (1652 m). Tu, szlak niebieski ostro zakręca w prawo. We mgle staje się to kluczowa sprawa bowiem nie widać głównego szczytu i po prostu ktoś mógłby przez pomyłkę pójść na Streminosa. Szlak jest jednak dobrze oznakowany, toteż przy - co ciekawe - stawku znajdującym się na siodle, na kamieniu ujrzałem namalowaną strzałkę. Swoją drogą, to nawet nie do końca mogę sobie pozwolić na ocenianie jakości oznakowania niebieskiego szlaku bowiem idąc w tak wielkiej grupie, po prostu przestałem na to zwracać uwagę gdyż szedłem tam gdzie wszyscy inni uczestnicy. Skoro jednak szlak malowali Czesi to sądzę że nie powinniście się na nim zagubić, a przy dobrej pogodzie to już w ogóle, bo od początku widać Strimbę.

1) przed nami Strimba, 2-3) finałowe podejście
Od stawku na szczyt szliśmy ok. 20 minut. Od początku szlaku ponad 3 h (wraz z postojami i licznymi chwilami "dla fotoreportera"). Zgodnie z przewidywaniami nie było to 8 km, które przechodzi się ot tak.

Nie muszę podkreślać radości jaką sprawiło wejście na Strimbę. To oczywista oczywistość. Dodać do wspomnianego uczucia muszę jeszcze chłód. Bynajmniej nie ten w sercu, bo to było gorące od adrenaliny ale ten najprostszy i najzwyklejszy jaki znamy. Gdy tylko mięśnie przestały pracować poczułem go nad wyraz mocno. Nie pomogły nawet wszelkie ubrania jakie zabrałem, toteż na Strimbie sobie trochę zmarzłem.

Przy dobrej widoczności dojrzeć ze Strimby można najwyższe wzniesienia Czarnohory, a w drugim kierunku Połoninę Borżawa. Bliżej natomiast całą armię dzikich szczytów Gorganów. Może kiedyś będzie jeszcze okazja aby zakosztować tej karpackiej mieszanki.

Na wierzchołku ujrzeliśmy oczywiście słupek z tabliczką zawierającą nazwę i wysokość szczytu oraz stertę kamieni z krzyżem i dwiema nadszarpniętymi żywiołami natury flagami ukraińskimi.

1) udało się!, 2-4) zagospodarowanie szczytu
Po celebracji chwili zdobycia Strimby, czas nastał na schronienie się w kosówce. Oczywiście przez cały ok. półgodzinny pobyt nie ujrzeliśmy niczego poza tym co sami widzicie na powyższych ujęciach. Nie doczekaliśmy się zatem poprawy pogody, toteż zmuszeni ziąbem zeszliśmy do Kołoczawy tym samym szlakiem. Nie jest to naturalnie powód do kończenia retrospekcji, bowiem mam w zanadrzu jeszcze kilka ujęć szlaku dla tych co planują wycieczkę ku Strimbie tak aby mogli lepiej poznać teren. Po drugie, skoro najpiękniejsze widoki były ze środkowej części trasy to przecież niedługo do nich powrócimy. Odkryjmy więc walory szlaku niebieskiego raz jeszcze. Tylko najpierw uporajmy się z nieznośnymi chmurami.

1-3) tak prowadzi szlak niebieski
Uff... Za przełęczą w końcu zrobiło się cieplej, toteż mogłem zdjąć kurtkę. Póki poruszaliśmy się w chmurach, największą atrakcją stało się poszukiwanie grzybów. Niektórzy znaleźli naprawdę potężne okazy.

1-3) kontynuujemy schodzenie szlakiem niebieskim
Gdy tylko las ustąpił miejsca łące ponownie ujrzeliśmy ślicznie przebłyskujące promienie nad masywem Połoniny Krasnej. Teraz jedyną słuszną opcją był popas na trawce i delektowanie się nie tylko posiłkiem ale przede wszystkim widokami.

1-3) takie pejzaże w pełni wynagrodziły brak widoków ze Strimby
Mając coś takiego przed oczami, samoistnie zwalniałem kroku aby te wszystkie cuda za szybko mi nie uciekły. Można ująć, że przez kilka godzin sytuacja nawet nie drgnęła. Będąc na połoninnym siodełku ponownie ujrzałem Połoninę Piszkonię oraz Połoninę Krasną. Paradoksalnie z każdym krokiem w dół, wydawały się jeszcze piękniejsze.

1) z tyłu ukryty masyw Strimby, 2) boczne ramię Strimby z również zakrytym Streminosem, 3) ramię to opada ku Przełęczy Przysłop, 4) Połonina Krasna, 7) Połonina Piszkonia
Choć część ujęć wydaje się powtarzać to jednak sądzę, że warto je zamieścić. Urzekające są ukraińskie połoniny. Takich widoków w polskich Beskidach nie znajdę, a być może jeszcze nie znalazłem. Ponadto, jak na koniec września przystało, drzewa zaczęły nieśmiało mienić się kolorami jesieni. Było po prostu pięknie!

1-4) kwintesencja widoków trzeciego dnia ukraińskiego snu
Już zaczęły pojawiać się zabudowania wieszczące koniec szlaku, nawet autokar w głębokiej dolinie stał się nadto widoczny, a tu niebo zaserwowało nam jeszcze większą dawkę błękitnego nieba. Dla mnie powyższe ujęcie jest scenerią jak z bajki.

1-2) Połonina Krasna w pełnej okazałości, widać dokładnie granicę między lasem a połoninami
Jeżeli Połonina Krasna zachwyciła również i Ciebie to mogę się podzielić z Tobą dobrymi nowinami. Otóż wybierzemy się tam całkiem za niedługo. Tym samym retrospekcja ta nie jest naszym ostatnim spotkaniem ze Strimbą. Z Krasnej dokładnie ujrzycie dlaczego Strimba jest tak kusząco-soczystą górą do zdobycia ale o tym oczywiście wkrótce, jak tylko złapię wenę do przekopania kilkuset zdjęć.

Tymczasem poruszaliśmy się wśród owocowych drzew racząc się smacznymi śliwkami. Co ciekawe, czuliśmy się jak w Alpach bądź na Podhalu gdyż tutejsze bydło miało na szyjach zawieszone dzwonki. Charakterystyczne dźwięki towarzyszyły więc przez jakiś czas idealnie komponując się w otaczający krajobraz.

1) w dole już czekał autokar, 3) pełne owoców drzewa
Tak więc mimo tego, że pogoda zawiodła w najważniejszym momencie i jednocześnie najwyższym punkcie całego ukraińskiego wyjazdu, absolutnie nie można powiedzieć jakoby wycieczka była nieudana. Czy można coś jeszcze dodać? Zdjęcia dodają od siebie to co najistotniejsze.

Dzień chylił się ku zachodowi, czas wracać do Hukliwego, zjeść ciepłą obiadokolację i niecierpliwie czekać co przyniesie dzień następny. O nim zaś możesz przeczytać już teraz  Ukraina (dzień 4.) 

2 komentarze:

  1. Od 15-stu lat marze aby tam być ....ech życie. Z zazdrością pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. trzeba te marzenia w końcu spełnić, warto :-) od czterech lat jestem co roku

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania =)