Prawdą jest, że podczas wyprawy, przez ok. 95% czasu jej trwania,
widoczności praktycznie brakowało mimo wszystko warto było się wybrać na
Krywań...
Miejsce: Słowackie Tatry Wysokie
Cel: Krywań (2494,7 m)
Trasa: Tri studničky Rázcestie w Krivanskom žľabe Kriváň Rázcestie w Krivanskom žľabe Rázcestie pri Jamskom plese Jamské pleso Rázcestie pri Jamskom plese Rázcestie Jambrichovo Podbanské Biely Váh (parking)
Pogoda: bardzo kiepska
Widoczność: 95% - brak
Od początku ten wyjazd nie zapowiadał się ciekawie. Już w trakcie ponad trzygodzinnej jazdy wciąż padało, miejscami była to nawet ściana deszczu. Gdy objechaliśmy Tatry z bólem serca wysiadłem mając na sobie kurtkę przeciwdeszczową. Po chwili okazało się, że deszcz jest deszczykiem a nawet taką kaszką. W takich warunkach można jeszcze jakoś iść. Ruszyliśmy.
Miejsce: Słowackie Tatry Wysokie
Cel: Krywań (2494,7 m)
Trasa: Tri studničky Rázcestie w Krivanskom žľabe Kriváň Rázcestie w Krivanskom žľabe Rázcestie pri Jamskom plese Jamské pleso Rázcestie pri Jamskom plese Rázcestie Jambrichovo Podbanské Biely Váh (parking)
Pogoda: bardzo kiepska
Widoczność: 95% - brak
Od początku ten wyjazd nie zapowiadał się ciekawie. Już w trakcie ponad trzygodzinnej jazdy wciąż padało, miejscami była to nawet ściana deszczu. Gdy objechaliśmy Tatry z bólem serca wysiadłem mając na sobie kurtkę przeciwdeszczową. Po chwili okazało się, że deszcz jest deszczykiem a nawet taką kaszką. W takich warunkach można jeszcze jakoś iść. Ruszyliśmy.
3) tablica upamiętniająca kpt. Štefana Morávkę, 4) bunkier partyzancki
Początkowo szlak prowadził lasem i krzewami. Warto podkreślić, że dopiero od 15 czerwca udostępniono słowackie szlaki tatrzańskie powyżej schronisk tak więc byliśmy jednymi z pierwszych, którzy zaatakowali Krywań w roku 2011. Szlak był nieco zarośnięty co odbiło się na moich spodniach, które pod wpływem mokrej trawy stały się mokre od kolan w dół. Na szczęście był to cienki materiał toteż szybko wysechł.
Od początku narzuciliśmy mocne tempo. Miałem u boku swojego kolegę tak więc czas całkiem szybko mijał. Kaszka niekiedy stawała się silniejszym opadem wracając po chwili do pierwotnego stanu. Cały czas podążaliśmy we mgle nawet po wyjściu z regla górnego. Ewidentnie robiło się chłodniej. Przytoczę więc prognozy pogody dla szczytu jakie miały miejsca tego dnia. Temperatura: zero stopni. Opady śniegu: 2 mm.
Nasze tempo odbiło się dość szybkim dotarciem do rozdroża. Stamtąd było już tylko ok. 50 minut do Krywania. Zimnica odbiła się tym, że musiałem przybrać 3 warstwę. Przebrałem się w trakcie obfitego deszczu, przeszły mnie wtedy wielkie dreszcze.
W tym miejscu zaczęły się kłopoty. Szlak stawał się coraz trudniejszy a nie miałem też rękawiczek toteż mokrych i śliskich skał musiałem dotykać nagą dłonią. Widoczności dalej brak. No cóż, ruszamy.
Pierwszy kominek pokonany, wkraczamy na południową grań, która odchodzi od szczytu. Nagle chmury przetarły się i chwilowo odsłoniły się widoki na Dolinę Ważecką.
Pogoda ewidentnie wariowała. W pewnej chwili rzeczywiście zaczął padać śnieg choć słowo padać nie jest tu odpowiednie. Porywisty wiatr dał o sobie znać. Śnieg więc ostro zacinał. Najgorsze było to, że wiało pod oczy co w praktyce oznaczało postój na szlaku. Naprawdę w czasie podmuchów nie dało się iść. Próbowałem iść tyłem jednakże to na nic się zdało. Trzy kroki, postój, trzy kroki, postój i tak w kółeczko. Cała ta sytuacja trwała chyba z pół godziny.
Szlak istotnie dawał w kość. Pod szczytem należało wspinać się po gładkich i sześciennych skałach. Było naprawdę ciężko, marsz bardzo się wydłużył. Myślałem, że już nie dojdę do szczytu. Po wielu trudach jednak udało się.
Na szczycie rzeczywiście czuć było nawet i ujemną temperaturę. Przybranie w tych warunkach czwartej warstwy było więc ekstremalnym przedsięwzięciem. Po chwili ponownie zaczął padać śnieg. Co ciekawe padał on od dołu wydostając się z kierunku Doliny Koprowej. Stojąc w miejscu w takiej temperaturze po prostu marzliśmy. Moje ręce były jak z lodu. Praktycznie przestały funkcjonować. Nie mogłem zginać paliczków. Najpierw włożyłem je do rękawów a potem włożyłem pod pachy. W takiej pozycji dalej marzłem, niewiele to pomagało. Na szczęście kolega wspomógł mnie ciepłą herbatą co nie zmieniło faktu, że zdjęć też nie mogłem robić.
1-9) panorama z Krywania w czasie najlepszej widoczności
Byliśmy na szczycie jednymi z pierwszych. Okazało się to kluczem do
sukcesu dzisiejszego dnia. W pewnej chwili chmury rozstąpiły się i z
każdą sekundą panorama była rozleglejsza. Tak! Udało się! Widać było
niemal wszystko. Od Czerwonych Wierchów przez Kasprowy, Świnicę, Orlą,
Rysy aż po Gerlach, a w tyle Niżne Tatry. Cudowne to było. Warto
wspomnieć, że Krywań jest dość charakterystyczną górą - ulokowany na
uboczu dzięki swojej wysokości zapewnia epickie widoki. Słowacy w
ankiecie z 1967 r. uznali Krywań za najpiękniejszy wierzchołek Tatr.
Cały nasz trud nie poszedł jednak na marne. Całe to przejaśnienie trwało
może z kwadrans. Potem chmury znów nas przykryły.
Na szczycie spędziłem ok. godziny czekając na drugą salwę przejaśnień. Niestety nie doczekałem się. Teraz więc czekało mnie najgorsze - zejście po tych śliskich skałach.
Na szczycie spędziłem ok. godziny czekając na drugą salwę przejaśnień. Niestety nie doczekałem się. Teraz więc czekało mnie najgorsze - zejście po tych śliskich skałach.
Ponownie było ciężko. Niekiedy nie miałem gdzie postawić stopy, a
dłonie dalej zamarzały. Ostrożnym krokiem dotarłem jednak na rozdroże, w
którym spędziłem kolejną godzinę podziwiając Tatry Zachodnie. Widoki
znów powróciły. Tak więc mimo koszmarnej pogody i chłodu ujrzałem tego
dnia wszystkie strony świata.
Wycieczkę zatem zaliczyć należy do udanych. W dalszej fazie zejścia
znów nadeszły chmury i Krywania już tego dnia nie zobaczyłem. Plusem
była wzrastająca ciepłota moich dłoni. Nawet z nieba powoli przebijało
się słońce.
W końcowej fazie wycieczki dotarłem do niezwykle urokliwego i urzekającego miejsca jakim jest Jamski Staw. Absolutna cisza, tylko ja, tafla wody i trzy kaczki. W tym nieziemskim spokoju, który tak bardzo cenię spędziłem kilkanaście miłych minut. Kaczki raz podpływały a raz odpływały. Można było w pełni cieszyć się przyrodą.
Ostatnia część zejścia do autokaru odbyła się już z przepięknymi
panoramami na Niżne Tatry, które odkryły się niemal całe. Za moimi
plecami szczyty dalej okryte były chmurami.
Można by powiedzieć, że wycieczka mieszana, a humor mój był doskonały. Kolejna wspaniała przygoda do pamiętnika.
W końcowej fazie wycieczki dotarłem do niezwykle urokliwego i urzekającego miejsca jakim jest Jamski Staw. Absolutna cisza, tylko ja, tafla wody i trzy kaczki. W tym nieziemskim spokoju, który tak bardzo cenię spędziłem kilkanaście miłych minut. Kaczki raz podpływały a raz odpływały. Można było w pełni cieszyć się przyrodą.
Można by powiedzieć, że wycieczka mieszana, a humor mój był doskonały. Kolejna wspaniała przygoda do pamiętnika.
Warto napisać jeszcze kilka słów o powrocie. Wieczorem bowiem
nastąpiła gwałtowna poprawa pogody. Stojąc na znanej stacji benzynowej
przed Nowym Targiem mogłem podziwiać już panoramę całych Tatr. Można
więc tylko żałować, że wycieczka nie zaczęła się kilka godzin później.
Mimo wszystko to co mieliśmy zobaczyć - zobaczyliśmy i z tego trzeba się
niewątpliwie cieszyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania =)