1 września 2012

Beskid Sądecki (Hala Łabowska + Jaworzyna Krynicka)

W większości przypadków, nastoletnie życie toczy się tak, iż początek września oznacza koniec wakacyjnej beztroski zaś zwiastuje liczne obowiązki. Przez 14 lat edukacji przeżywałem ten stan rokrocznie aż tu nagle wstąpienie do studenckiej braci odmieniło ten los. Wielką radością okazało się poczucie posiadania jeszcze 30 dni, które przeznaczyć mogłem na spełnianie swoich marzeń. Pierwszy dzień września był więc świetną datą aby ziścić kolejne z nich. Wspólnie z mym Klubem Turystyki Górskiej "Wierch", wybrałem się do malowniczego Beskidu Sądeckiego, w pasmo Jaworzyny Krynickiej, w którym nie byłem jeszcze nigdy w życiu. To niewątpliwie oznaczało mnóstwo wrażeń i porcję nowych terenów do odkrycia.  

Miejsce: Beskid Sądecki

Cel: odkrycie pasma Jaworzyny Krynickiej

Trasa: Rytro  Schronisko prywatne Cyrla  Jaworzyna Kokuszczańska (966 m) Hala Pisana (1044 m)  Hala Barnowiecka (1060 m)  Wierch nad Kamieniem (1084 m)  Schronisko na Hali Łabowskiej (1061 m)  Jawor (1027 m)  Hola (978 m) Runek (1080 m)  Czubakowska (1082 m)  Jaworzyna Krynicka (1114 m) Diabelski Kamień  Czarny Potok

Długość trasy: 27 km

Czas przejścia wraz z postojami: 8 h 30'

Pogoda: dziwna

Widoczność: słaba

Oznakowanie: bardzo dobre

Po niemal 5 latach powróciłem do Rytra. Niegdyś, przy okazji gimnazjalnego rajdu, wyruszyłem Głównym Szlakiem Beskidzkim ku Radziejowej i schronisku na Przehybie. Teraz, sytuacja była podobna z drobną tylko różnicą zmiany kierunku marszu albo też - czego ostatnio się nauczyłem - nie zmianą kierunku lecz zmianą zwrotu aczkolwiek myślę, że ten blog nie jest od tego aby dołować się fizyką.

główna droga przecinająca Rytro
Od początku dnia, pogoda była jakaś nijaka. Niby mgliście, niby coś wisiało w powietrzu, a żadna kropelka deszczu nie spadła nam na głowy. Pozostawało zatem liczyć na szybką poprawę. Póki co, tak na rozgrzewkę przemaszerowaliśmy na drugą stronę Popradu. Jako, że rzeka ta wyraźnie przecina Beskid Sądecki na pasma Radziejowej oraz Jaworzyny Krynickiej - niewątpliwie - czekało nas solidne podejście. Ono z kolei wyłoniło się całkiem szybko sprawiając, że dosłownie po chwili musiałem przystanąć aby zdjąć kurtkę wskutek przegrzania. Przyznam, że droga asfaltowa przybrała takiej stromizny, że bałbym się tamtędy zjechać na sankach.

Poprad
Ciekawszym elementem krajobrazu była wyłaniająca się wieża zamkowa. Jak wiadomo, Rytro znaną miejscowością jest, a jednym z jej symboli jest właśnie owa warownia. 
Nazwa Rytro pochodzi prawdopodobnie od niemieckiego słowa Ritter (rycerz). Wiąże się to z zamkiem, który strzegł traktu handlowego i dzięki któremu rozwinęła się cała osada. Warownię wzniesiono na przełomie XIII i XIV wieku, a zniszczenie przyniósł jej najazd Jerzego Rakoczego w 1657 roku. Obecnie ruiny są zakonserwowane, zaś spod pozostałości murów i baszt roztaczają się piękne widoki na dolinę Popradu.
Szlak nie przebiega bezpośrednio obok zamku, jednakże łatwo można do niego trafić. Ze względu na długą trasę oraz znikome szanse na widoki pominęliśmy sobie tą atrakcję.

2) Zamek w Rytrze
Po wkroczeniu w las, wciąż mozolnie się wspinaliśmy aczkolwiek tym razem wzdłuż wąskiej ścieżyny. Będąc w otoczeniu drzew, nie czułem mgły, która zaskoczyła mnie przy wyjściu na jedną z polan. Nagle bowiem, ludzie zaczęli przede mną niknąć i nie było to wcale spowodowane gęsto porastającą knieją.

między Rytrem a schroniskiem Cyrla
W dalszych fragmentach, komfort poruszania się szlakiem wzrasta, przez co idąc z kimś ramieniem w ramię nie trzeba się obawiać zahaczenia o byle krzew bądź gałąź. Chyba najtrudniejszy odcinek całej trasy mieliśmy już za sobą.

Tymczasem na kolejnej polanie, ujrzałem prawdopodobnie pierwsze przebłyski niebieskiego nieba. Widoczny był tylko najbliższy pagórek aczkolwiek obrazek ten wlał sporo nadziei do naszych serc.

widok z polany znajdującej się tuż przed schroniskiem
Po 4 km oraz jednocześnie 1 h 10' podejścia, dotarliśmy do przysiółka Cyrla, w którym od 2003 roku działa prywatne schronisko o tej samej nazwie. Znane jest z dobrej atmosfery oraz kuchni, a obecnie należy do Ireny i Jacka Świcarzów. Muszę przyznać, że gospodarstwo jest świetnie utrzymane, bowiem wiele rzeczy mi się w nim podobało. Zacząć mógłbym od fasady budynku, a skończyć na uroczym ogrodzie obok schroniska. Nie zabrakło też innych ciekawostek, dzięki którym to miejsce stało się jeszcze przyjaźniejsze.

1 i 7) budynek schroniska, 2) Fiqułek w stanie spoczynku, 5-6) zagospodarowanie wokół schroniska
Jak to bywa w takich miejscach, wypada sobie usiąść, coś zjeść i zamówić złocisty napój. Moje przekorne myślenie podpowiedziało mi jednak, że robić sobie tak szybko postój jest nie sposób, toteż w pojedynkę, udałem się w dalszą wędrówkę za czerwonymi znakami Głównego Szlaku Beskidzkiego.

1) na tym odcinku Głównego Szlaku Beskidzkiego widokowych polan nie brakuje, 2) a ścieżka jest w miarę wygodna


Bez większych rewelacji, dotarłem do węzła szlaków (zdjęcie obok) między schroniskiem a Jaworzyną Kokuszczańską. Patrząc na mapę znajduje się on na prawo od Makowicy (948 m). To jednak szczegół, istotniejszy okazał się klimat tego miejsca. Mgła wzmogła się do tego stopnia, że wypełniła dokładnie przestrzenie między drzewami. Krajobraz stał się smutny, jeśli nie powiedzieć - mroczny. Szczerze mówiąc, poczułem się wtedy naprawdę dziwnie oraz niepewnie. Co prawda, żadne straszydło nie mogło, a przynajmniej nie powinno mnie znienacka zaatakować aczkolwiek psychika i myśli nie dawały za wygraną. Samotna wędrówka nie zawsze jest dobrym pomysłem.



1-4) mroczniejsze oblicze Beskidu Sądeckiego
Po chwilach konsternacji, postanowiłem przyspieszyć kroku i wyrwać się z uścisku nicości mgły. Piechurkowałem teraz głównym grzbietem pasma Jaworzyny Krynickiej, toteż teren stał się w miarę wyrównany. Mijałem oczywiście kolejne polany, z których roztaczają się interesujące widoki aczkolwiek niestety nie dostąpiłem zaszczytu ich podziwiania. Tak sam było też na Jaworzynie Kokuszczańskiej, którą porasta Hala Jaworzyna. Pejzaży brakowało, toteż na pocieszenie pozostawała tylko kamienna kapliczka, a w niej szopka betlejemska wyrzeźbiona przez Józefa Grucelę z Tworogów - przysiółka gorczańskiej Ochotnicy.

1-2) kapliczka wraz z szopką betlejemska, znajdujące się w rejonie Jaworzyny Kokuszczańskiej
Sinusoidy pogody ciąg dalszy. Wybaczcie kolejne odniesienie do nauk ścisłych. To efekt uboczny studiów technicznych. Wracając do tematu, aura po raz kolejny mnie zaskoczyła. Tym razem na plus, a stało się to na szczycie Hali Pisanej. W końcu ujrzałem kilka pasm na raz, które tworzyły jakby podłużne wyspy, bowiem wyłaniały się z zalanych mgłą dolin. Nareszcie mogłem przystanąć na dłuższą chwilę i wpatrywać się w dal, z której wyłaniała się Jaworzyna Krynicka. Nie mogłem uwierzyć, że w ciągu kilku godzin znajdę się w tak odległym od siebie punkcie.

1) przed szczytem Hali Pisanej do Gł. Szlaku Beskidzkiego dołącza szlak żółty, 2) punkt wysokościowy na szczycie, 3-4) Hala Pisana 5) widok z Hali Pisanej
Oprócz powyższych delicji, na szczycie znajduje się również kamiennik pomnik, którego tablica głosi:
Miejsce uświęcone krwią Polaków poległych w walce o wolność
Tu poległ żołnierz 1 Pułku Strzelców Podhalańskich-AK Grupa "Świerka" Adam Kondolewicz "Błysk"
1925   1944
szczyt Hali Pisanej wraz z symbolicznym pomnikiem Adama Kondolewicza pseudonim "Błysk"
Z małym smutkiem opuściłem Halę Pisaną licząc że jeszcze nie raz ujrzę dziś równie interesujące panoramy. Mapa podpowiadała, że tak właśnie powinno być, a trzeba dodać, że pominąłem w tym stwierdzeniu słynną Jaworzynę Krynicką. Tego dnia, niczego jednak nie mogłem być pewien, toteż rzućmy jeszcze raz okiem na małe co nieco.

1) szlak prowadzący przez Halę Pisaną, 2) widoki z Hali Pisanej
W paśmie Jaworzyny Krynickiej Główny Szlak Beskidzki
jest dobrze oznakowany przez co trudności orientacyjne
nie stanowią problemu.
Gdy żółty szlak opuszcza naszą przewodnią beskidzką ścieżkę, po upływie kwadransa, dotarłem do Hali Barnowieckiej. Znajduje się ona na zboczu jednego z wielu niewybitnych szczytów pasma niemającego nawet nazwy, toteż o równie dalekich łowach pejzaży mogłem zapomnieć. Z ciekawości zerknąłem obok na tablicę informującą o tym, że Beskid Sądecki jest ostoją największego i najrzadszego przedstawiciela kuraków leśnych w Polsce. Po jej przeczytaniu wzbogaciłem się o kilka ciekawostek, które zaraz przytoczę. Być może zahaczają nieco o tzw. wiedzą bezużyteczną aczkolwiek bardzo mi się one spodobały.

Jesienią, palce jego nóg obrastają z boków rzędem drobnych igieł rogowych, które tworząc większą powierzchnię ułatwiają chodzenie po śniegu, bowiem chronią przed zapadaniem się. Na wiosnę igły te wypadają.
Początek jego okresu godowego przypada na przełom marca i kwietnia. Wieczorem, samiec zajmuje drzewo, na którym rano rozpoczyna toki. Rozkłada wachlarzowato ogon, opuszcza skrzydła i z uniesioną wysoko głową wydaje niezbyt donośny odgłos składający się z czterech części.
Pierwsza to klapanie - podobne do klekotu bociana lub dźwięku uderzeń dwóch kijów o siebie. Następnie przechodzi w trelowanie, które kończy się pojedynczym, silnym tonem zwanym korkowaniem. Jest on podobny do odgłosu towarzyszącemu wyciąganiu korka z butelki. Bezpośrednio po nim następuje ostatnia część - szlifowanie, trwające ok. 3-5 sekund, przypominające dźwięki wydawane podczas ostrzenia kosy kamieniem. W tym czasie ptak przestaje reagować na zewnętrzne bodźce i głuchnie. Stąd nazwa gatunku. 
Na tym możemy zakończyć odę do głuszca. Swoją drogą, jego gody są naprawdę oryginalne.

1-2) Hala Barnowiecka, 3) Główny Szlak Beskidzki między Wierchem nad Kamieniem a Halą Łabowską
Wierch nad Kamieniem okazał się najwyższym punktem w trakcie dotychczasowej wędrówki. Widoków jednak z niego nie zaznałem, bo szczerze mówiąc - nie było nawet takiej technicznej możliwości. Z każdym krokiem zbliżaliśmy się do Hali Łabowskiej. Gdy z prawej strony dochodzi niebieski szlak z Piwnicznej - można być pewnym, że od schroniska dzieli już tylko kilka minut. Mimo wszystko warto się przy tym rozdrożu zatrzymać, bowiem znajduje się tu pomnik poświecony pamięci ks. kapelana Władysława Gurgacza oraz żołnierzy polskiej Armii Niepodległościowej poległych w walkach z UB i KBW w l. 1948-49.

W 1999 roku odsłonięto pomnik ks. Władysława Gurgacza (1914-49), jezuity, kapelana oddziału Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej, którego główną bazą był bunkier urządzony w potoku, w połowie drogi między halami Pisaną a Łabowską. Partyzanci zostali schwytani podczas akcji w Krakowie, a wtedy i ks. Gurgacz, chcąc być z nimi do końca, dał się 2 VII 1949 r. ująć przez UB. Władze początkowo nagłośniły proces "kapłana-przywódcy bandy", ale wskutek jego śmiałych mów przeciwko sowieckiej okupacji, zrezygnowały z transmisji radiowej. Skazany na śmierć, nie prosił o łaskę; został zastrzelony na dziedzińcu więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie.

Aby osiągnąć Halę Łabowską idąc z Rytra, należy pokonać ok. 13 km. Po takim dystansie widok schroniska z pewnością cieszy, toteż - nastawiony na ciepły obiad - wszedłem do środka. Patrząc na menu, wymarzyłem sobie talerz pysznych pierogów. Prosząc o nie, okazało się, że zamówienie nie jest możliwe do zrealizowania, ponieważ nie ma jak wydać ze stówki. Ze smutkiem więc odszedłem na bok, po czym przyszła reszta grupy. Po upływie kwadransa, ustawiłem się w kolejce raz jeszcze, z tą jednak różnicą, że teraz przede mną było z 5-10 osób. W efekcie kolejny kwadrans spędziłem w oczekiwaniu, a gdy widziałem jak niektórzy już się zajadają tymi pierogami to po prostu wrzało w żołądku. Nie wszystkim chciało się oczekiwać w tym sznureczku, toteż przy okazji odebrałem prośby o zakup dwóch piwek. Gdy już się dostałem do okienka, jakimś cudem udało się dobić targu aczkolwiek zanim odebrałem swój upragniony talerz to minęło sobie następnych 10 minut i w praktyce tak minął mi cały postój w schronisku. Danie okazało się klasy światowej toteż zjadłem je z zachwytem, żałując, że porcja była tak symboliczna.
1) Hala Łabowska, 2) Schronisko na Hali Łabowskiej
W okolicy Hali Łabowskiej pierwszym miejscem noclegowym był schron zbudowany w 1953 roku. W tym okresie wzrastał ruch turystyczny i koniecznym stało się wybudowanie schroniska. Obiekt powiększano, dobudowywano kolejne pomieszczenia - jednak takie działanie powodowało brak spójności całej bryły. W 1973 roku postanowiono poddać budynek gruntownej przebudowie, która zakończyła się dopiero po 8 latach. W 1995 r. nadano nowemu schronisku imię Władysława Stendery - wybitnego działacza Oddziału PTTK "Beskid" w Nowym Sączu.
Schronisko na Hali Łabowskiej jest węzłem kilku szlaków turystycznych, dzięki którym możemy dojść w to miejsce na wiele sposobów i z wielu stron świata. O wędrówce z Rytra już wiecie, innymi wariantami są dojścia z Piwnicznej, Łomnicy czy też Łabowej. Rowerem na Halę Łabowską również wjedziecie.

Nie brakuje tu także śladów historii. Ponownie cofniemy się do II wojny światowej, kiedy w tym rejonie (l. 1944-45) walczyła z hitlerowskim najeźdźcą 9 Kompania 3 Batalionu 1 Pułku Strzelców Podhalańskich-AK pod dowództwem majora Juliana Żubka Tatara. Walkę tą symbolizuje kamienny pomnik.


Już wtedy, a właściwie to od samego początku cieszyłem się z odwiedzin w paśmie Jaworzyny. Tak jak udało się zmazać białą plamę w postaci wycieczki w Bieszczady, tak ograniczając Karpaty tylko do Małopolski, wschodnia część Beskidu Sądeckiego także była moją białą plamą.

Hala Łabowska wraz ze schroniskiem - widok od drugiej strony
Wymarsz ze schroniska skutkuje wizytą na widokowej Hali Jawor po upływie ok. 20 minut. Co prawda błękitu nieba nie ujrzałem lecz należy docenić fakt, że widoki nie kończyły się na granicy lasu. Swoją drogą, wysnuwam tutaj kolejny argument dla którego ta wyprawa była nietypowa. Rzadko się zdarza abym po zamieszeniu już 50 zdjęć w retrospekcji ledwie raz podpisał widziany szczyt. Nie oznacza to jednak, że Główny Szlak Beskidzki na odcinku Rytro - Hala Łabowska jest nieciekawy. Mam przed sobą książeczkę z panoramami i wręcz nie mogę uwierzyć jak rozległe i piękne widoki są znad schroniska Cyrla. Perełką zaś jest pejzaż z Jaworzyny Kokuszczańskiej. Nie dość, że Beskid Sądecki to jeszcze i grzebienie Tatr Wysokich można stąd dojrzeć. Z Wierchu nad Kamieniem zaś roztaczają się panoramy na północ, w których dojrzymy Beskid Wyspowy, Nowy Sącz, a gdzieś na wschodzie nawet Lackową wraz z Beskidem Niskim.

1-2) Główny Szlak Beskidzki miedzy Halą Łabowską a Halą Jawor, 3) widok z Hali Jawor
W poprzednim akapicie moja nawigacja przeniosła się niejako do przeszłości, w tym - też tak będzie. Otóż przed Halą Jawor minąłem kolejny pomnik nawiązujący do czasów II wojny światowej. Swoją drogą, na przestrzeni kilku kilometrów podobnych znamion historii odkryliśmy trochę, a przecież przemierzałem tą trasę dokładnie 1 września. Taki tam zbieg okoliczności. Tym razem, tablica pamiątkowa przekazała informację, że w tym miejscu 15 IX 1944 r. zginął Stanisław Wilga "Bury" - partyzant 9 Kompanii 3 Batalionu 1 PSP-AK.

pomnik ku pamięci Stanisława Wilgi "Burego"
Z kolei na odcinku Hala Łabowska - Jaworzyna Krynicka w kwestii widoków - pomijając Halę Jawor - mogę rzec: bida z nędzą. Kilka ładnych kilometrów szliśmy monotonną ścieżką wśród lasu. 
Warto w tym miejscu podkreślić, że kiedyś hal było więcej. Powstały one w wyniku wielowiekowej gospodarki człowieka. W miejscu wyciętego lasu pojawiały się zbiorowiska traw i ziół, na których systematycznie wypasano owce, bydło lub zbierano wykoszone siano. Działalność ludzi była więc podstawową przyczyną istnienia hal. Od początku lat 90. nastąpił zanik tradycyjnych form gospodarki pasterskiej przez co hale bardzo szybko zarastają lasem. Znikają nie tylko piękne miejsca widokowe ale i charakterystyczne rośliny łąk jak choćby storczyk czy też lilia złotogłów.
1-4) Główny Szlak Beskidzki między Halą Jawor a Runkiem, 5) drogowskazy na Runku
Takie szlaki są niewątpliwie idealnie aby pogłębić towarzyskie relacje. Przez brak absorbujących widoków oraz trudności orientacyjnych, można się skupić na rozmowie spokojnej lub żywiołowej, o życiu lub o pracy, o czym tylko się zechce.

Z Runka na Jaworzynę Krynicką jest już tylko ok. 45 minut. W rejonie szczytu pojawia się też niebieski szlak, którym w ciągu 30 minut dojdziemy do bacówki PTTK nad Wierchomlą. Oczywiście jest on całkowicie zalesiony, toteż po krótkim postoju na łyk wody, dobrze jest ruszyć dalej.

1-4) Główny Szlak Beskidzki między Runkiem a Jaworzyną Krynicką
Jaworzyna Krynicka była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Gdy do kulminacji szczytowanie jest tak niewiele, we człowieka wstępują nowe siły dzięki którym chce szybciej zdobyć szczyt. W pewnej chwili stanęliśmy przed decydującym podejściem pod Jaworzynę. Nastąpiła tu chwila zastanowienia bowiem drogowskazy wskazywały, iż aby dojść do schroniska PTTK należy odbić w lewo (istotnie obiekt znajduje się poniżej szczytu od strony północnej). Wiadomo, że każdy ma swój system turystyki, gdzie pozycje: szczytowanie oraz biesiadowanie można ustawiać w dowolnej kolejności. Większość grupy jeśli nie jej całość wybrała wspinaczkę stokiem. Zbliżał się moment kulminacyjny - jako że znajdował się on pod koniec trasy, można uznać - że był on niczym w antycznym dramacie choć na szczęście tutaj spodziewaliśmy się wszyscy happy endu.

1-2) finałowe podejście na Jaworzynę Krynicką
Kilka minut po 17:00, stanąłem na Jaworzynie Krynickiej. Widoki stąd to czyta poezja bowiem rozpościerają się w każdym kierunku przez co w wyniku ciągłego obracania można dostać zawrotów głowy. Niezliczona ilość szczytów i pasm widzianych w promieniu nawet kilkudziesięciu kilometrów to z pewnością atuty Jaworzyny. Szkoda, że nie mogłem dojrzeć choć wycinka tego o czym mówią wszelkie przewodniki turystyczne. Nawet luneta widokowa nie zdołała zmienić tej sytuacji. Wokół nie brakowało prześwitującego błękitu nieba jednakże w widoczności coś się po prostu zacięło.

1-4) na Jaworzynie Krynickiej w tym m. in. ograniczone widoki
Prawdopodobnie Jaworzyna Krynicka jest najbardziej znanym szczytem Beskidu Sądeckiego. Wszystko dlatego, że człowiek silnie przekształcił tutejsze otoczenie, a potem obficie je zagospodarował. Na wierzchołek kursuje bowiem z doliny Czarnego Potoku kolej gondolowa. Nie podlega dyskusji renoma tego miejsca jako zimowego ośrodka narciarskiego - jednego z największych w Polsce. Wystarczy przytoczyć kilka liczb: 8 tras narciarskich, obsługiwanych przez kolejkę gondolową i 7 wyciągów. Łącznie jest tutaj 14 km tras zjazdowych (w tym najdłuższa oświetlona trasa narciarska w Polsce), a planowane są następne. O schronisku PTTK już wspominałem, obok niego znajduje się Muzeum Turystyki Górskiej PTTK oraz dyżurka GOPR. Z daleka szczyt rozpoznawany jest dzięki masztowi radiowo-telewizyjnemu. Przy górnej stacji kolejki nie mogło naturalnie zabraknąć restauracji oraz bufetów.
1-4) zagospodarowanie Jaworzyny Krynickiej
Jedna rzecz mnie zaskoczyła, a mianowicie pustka. Myślałem, że ujrzę rzesze turystów raczących się ostatnim wakacyjnym weekendem. Z drugiej strony, na obecność narciarzy liczyć nie mogłem, a godzina była już na tyle późna, że kolejka kończyła kursowanie. Rachunek wyszedł korzystny dla mnie, bowiem mogłem wybierać do woli wśród drewnianych ławek. 

Mieliśmy jeszcze zamiar zejść do schroniska po pieczątki. W połowie drogi, grupa nagle się zatrzymała, po czym po kilku minutach wyczekiwania nastąpił odwrót. W sumie to wypadało zejść do Czarnego Potoku za dnia. Swoją drogą, wciąż nie mam nawyku noszenia latarki zawsze i wszędzie. Hm, może najpierw powinienem rozpocząć od kupna takowej aby mieć w ogóle co brać.

1-2) partie podszczytowe Jaworzyny Krynickiej
Najwyższy szczyt całego pasma zatopił się we mgle. Widoczność ponownie spadła do ledwie kilkudziesięciu metrów. W takich warunkach - przecinając w międzyczasie stok narciarski - dotarliśmy do ostatniej tego dnia atrakcji jaką był niewątpliwie Diabelski Kamień. W skrócie mówiąc - pięciometrowa wychodnia skalna piaskowca. Wymodelowana przez wodę i wiatr ma kształt grzyba, a co najważniejsze nic nie mogło przesłonić nam jego widoku. Warto poświęcić temu potężnemu głazowi dłuższą chwilę, bowiem to co go wyróżnia to jedna z najpiękniejszych krynickich legend:
Dawno, dawno temu rycerz z pobliskiej Muszyny zakochał się w krynickiej pasterce. Ponieważ pasterka była biedna, ojciec rycerze nie chciał się zgodzić na ślub. Posyła syna, aby ten zapomniał o ubogiej dziewczynie. Szczęśliwie nie odniósłwszy żadnych ran, rycerz wraca w rodzinne strony. Na stokach Góry Parkowej napadają na niego zbójcy. Pobitego i ciężko rannego pozostawiają. Jego jęki usłyszała pasąca w pobliżu owce pasterka. Widząc ukochanego i rannego klęka na kolana i zaczyna się modlić do Matki Boskiej prosząc o uzdrowienie. Wielkie było jej zdziwienie gdy zobaczyła wypływające u stóp źródełko. Po obmyciu ran, rycerz ozdrowiał, ojciec dowiedziawszy się o cudownym ozdrowieniu syna, godzi się na małżeństwo, które trwało długo i szczęśliwie. Kiedy moce piekielne dowiadują się o istnieniu źródła z cudowną wodą, postanawiają je zniszczyć. Podnosi diabeł z Tatr potężny kamień i niesie aby zrzucić go na źródło Kiedy już był pod szczytem Jaworzyny, kur zapiał, diabeł kamień upuścił i leży tu po dzień dzisiejszy.
Diabelski Kamień
Inna legenda mówi, że podejście pod Kamień wróży szczęście w miłości, a kiedy razem znajdą go zakochani, to ich miłość będzie trwała wiecznie.
Dalsze zejście prowadzi ponownie w poprzek stoku narciarskiego, a dalej trochę lasu, trochę polan i w praktyce w ten sposób dotarliśmy do mety. Ciekawostką niech będzie fakt, że właśnie między Jaworzyną Krynicką a Czarnym Potokiem zlokalizowana jest punkt będący połową drogi między Ustroniem a Wołosatem, które łączy Główny Szlak Beskidzki, które długość obecnie wylicza się na 496 km.

1-4) Główny Szlak Beskidzki między Jaworzyną Krynicką a Czarnym Potokiem
Ogółem, zejście z Jaworzyny Krynickiej do Czarnego Potoku zabrało nam około 1 h 10'. Na dojście czerwonymi znakami do Krynicy należy poświęcić ok. 1 h więcej. Naturalnie, nie uwierzycie co się stało pod koniec. Choć obłoki wciąż skrywały Jaworzynę Krynicką, to w innych częściach okolicy zaczęły ustępować przez co ponownie ujrzałem niebo, które nie było już tak niebieskie jak kilka godzin temu. Właściwie to wyglądało tak jakby ktoś je uprał podróbką Viziru.

w trakcie zejścia do Czarnego Potoku
Czarny Potok

Będąc już w Czarnym Potoku i czekając na ogon grupy, kilka osób zwróciło uwagę na szereg luksusowych budynków, wśród których był za szklaną ścianą znajdował się nawet basen. Przy płocie zaś kręcił się ochroniarz. Stali i doświadczeni bywalcy górskich przygód przyznali, że kilka lat temu tego kompleksu jeszcze nie było. Od tutejszych mieszkańców dowiedzieliśmy się, że cały kompleks będący luksusowym (****) hotelem Czarny Potok Resort & Spa powstał na potrzeby forum ekonomicznego w Krynicy-Zdroju. Wszak oficjele nie zadowolą się warunkami agroturystycznymi. Tak z ciekawości: jak się kształtują ceny? 400-800 zł za nocleg, a do działu strefa VIP już mi się nie chciało wchodzić. 

Przejazdem przez Krynicę-Zdrój zakończyła się moja sądecka wojaż. Widoki cóż, z pewnością jeszcze nie raz przyjdą, natomiast każdy kolejny dzień w górach trzeba zaliczać do grona dóbr bezcennych. Mógłbym tak rozpoczynać każdy miesiąc...

4 komentarze:

  1. Nie mogę cały czas być online, więc zostawiam komentarz. Super blog

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wybaczcie kolejne odniesienie do nauk ścisłych. To efekt uboczny studiów technicznych."- czekam na całki :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy jest ten Beskid Sądecki. www.beskidsadecki.eu

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłem na Cyrli. Polecam nawet z dziećmi. Blog wymiata.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania =)